Szkolnictwo i teatr w dobie oświecenia.
Szkolnictwo
Obowiązek szerzenia oświaty, kształcenia umysłów i charakterów spadł przede wszystkim na szkolnictwo, którego rozwój w duchu nowoczesności i postępu zapoczątkował Stanisław Konarski i założona przez króla Szkoła Rycerska. Kontynuację ich zamierzeń podjęła powołana w 1773 roku Komisja Edukacji Narodowej, pierwsza w Europie władza oświatowa o charakterze odrębnego ministerstwa. Szkolnictwo odebrano Kościołowi, a kasacja zakonu jezuitów umożliwiła przekazanie jego majątku na cele oświaty. Komisja postawiła przed sobą wspaniałe cele wychowawcze, a jednym z nich było zmierzanie do tego, by "ucznia sposobnym uczynić do tego, żeby i jemu i z nim było dobrze". Głosiła o konieczności dążenia do prawdziwej sprawiedliwości, m.in. drogą zmian w prawodawstwie i kształtowania cnót obywatelskich. Podjęła się przygotowania obywateli do pracy dla zreformowanego państwa. W szkołach zniesiono łacinę jako język wykładowy i zastąpiono ją językiem polskim. Wprowadzono poglądową metodę nauczania zamiast pamięciowej, wśród przedmiotów nauczania znalazły się: rolnictwo, ogrodnictwo, które łączono z praktycznym doświadczeniem oraz znajomością fizyki i chemii. Zadbano o kondycję fizyczną uczniów, wprowadzając tzw. ćwiczenia cielesne. Komisja przeprowadziła reformę w obu ówczesnych polskich szkołach wyższych: w Akademii Krakowskiej i Wileńskiej. W pierwszej dokonał reformy Hugo Kołłątaj, a w drugiej Marcin Poczobut-Odlanicki. Zajęła się także kształceniem i wychowaniem dzieci chłopów i mieszczan, rozwijając sieć szkół ludowych. Do szkół elementarnych po raz pierwszy w dziejach Polski dopuszczono dziewczęta. Znaczną pomocą w pracach Komisji było założone w 1775 roku Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych, zajmujące się opracowywaniem podręczników szkolnych. ONUFRY KOPCZYŃSKI (1735-1817) napisał wówczas pierwszy polski podręcznik gramatyki - "Gramatykę języka polskiego". Tocząc walkę przeciw francuszczyźnie i zepsutej łaciną polszczyźnie, układano podręczniki wymowy i stylu oraz wydawano dzieła pisarzy renesansu, przede wszystkim Jana Kochanowskiego, aby od nich uczyć się pięknej polszczyzny.
Teatr
W 1765 roku powstał w Warszawie pierwszy teatr publiczny, stając się od razu narzędziem wychowania szerokich rzesz widzów teatralnych, przede wszystkim szlachty i mieszczan. Teatr przestał być instytucją zamkniętą, dostępną jedynie dla wybrańców, dla których dawał przedstawienia teatr królewski, lub ten czy inny teatr magnacki. Służąc oświeceniowej zasadzie, by "uczyć - bawiąc", wykorzystuje się na scenie głównie komedie, które poprzez żart i humor ośmieszały groźne dla ogółu wady szlacheckie i uczyły zarazem krytycznie myśleć oraz nakazywały widzieć wady ustroju. W początkowym okresie działalności teatru najczęściej wystawiano komedie Franciszka Bohomolca, które wykorzystywały wprawdzie pomysły Moliera i innych komediopisarzy francuskich, ale przystosowane do rzeczywistości polskiej skutecznie piętnowały nasze wady narodowe. Jego sztuka pt. "Małżeństwo z kalendarza" ośmiesza szlachcica, pana Staruszkiewicza, który jest człowiekiem zacofanym i przesądnym, a którego cała wiedza ogranicza się do informacji zawartych w starym kalendarzu. "Pan dobry" to komedia, w której autor piętnuje postępowanie szlachcica Hałaśnickiego za jego nieludzki stosunek do poddanych, a stawia za wzór pana Dobrotliwskiego, który ich traktuje niemal po ojcowsku, spiesząc z pomocą, gdy tego potrzebują. Wprowadzenie na scenę ludu i jego gwary było cenną wartością w ówczesnej literaturze dramatycznej. W dalszym rozwoju komedii okresu stanisławowskiego na uwagę zasługuje FRANCISZEK ZABŁOCKI (1752-1821). Przyswoił on polskiej literaturze utwory Moliera i Diderota, którym nadał rodzimy charakter. Znakomitą komedią, pełną wdzięku i prostoty, jest "Fircyk w zalotach", ofiarowany królowi Stanisławowi Augustowi. Utwór bawi i uczy zarazem. Bohaterem jest "modny kawaler", lekkomyślny szaławiła, ale w gruncie rzeczy inteligentny i sympatyczny młodzieniec. Jego służący, Świstak, tak go charakteryzuje:
"Natura dobra w nim i szczera Zacina prawda, panicz trochę na szulera Kocha młode kobietki, lubi winko stare".
Prostą intrygę komedii stanowi gra miłosna między młodą wdową Podstoliną, która, chociaż zainteresowana przystojnym fircykiem, udaje obojętność, a tytułowym bohaterem, który, przepuściwszy wszystkie pieniądze, widzi w bogatej wdówce nowe źródło dochodów. Stopniowo jednak stosunek do pięknej Podstoliny zmienia charakter i w sercu triumfatora w niezliczonych podbojach miłosnych rodzi się po raz pierwszy prawdziwe uczucie. Postać fircyka reprezentuje typ salonowego paniczyka, jakich mnóstwo przewijało się przez ówczesne salony szlacheckie i odczytać go można jako ofiarę panującej mody i lekkości obyczajów, które spowodowały, że społeczeństwo chętniej przyjmowało beztroskę, elegancję i zalety towarzyskie niż powagę, rozsądek i umiar. Stąd też zakończenie komedii, nie pozbawione gorzkiej ironii:
"Dobrze być filozofem, ale w gabinecie! Bądź wietrznikiem, na wielkim kto chce znaczyć świecie!"
Zacofanie szlachty zaatakował Zabłocki w "Sarmatyzmie". Akcja ogranicza się w zasadzie do sporu między dwiema rodzinami szlacheckimi - Góronosów i Żegotów, typowymi przedstawicielami sarmatyzmu. W postaciach swych bohaterów skupił autor wszystkie ujemne cechy szlacheckie, a więc niczym nieuzasadnioną pychę rodową, pieniactwo i awanturnictwo, ciemnotę i konserwatyzm poglądów, przede wszystkim oburzający stosunek do chłopów. Zabicie chłopa, w pojęciu szlachcica, nie jest przestępstwem, a kara chłosty - to konieczność, by utrzymać poddanych w posłuszeństwie. Jeden z nich mówi z goryczą:
"A zawsze sto batogów, co słowo, to chamie. Wszyscyśmy sobie równi po ojcu Adamie".
JULIAN URSYN NIEMCEWICZ (1758-1841) - był wychowankiem Korpusu Kadetów, zwiedził wiele krajów Europy, w czasie Sejmu Czteroletniego należał do czynnych działaczy stronnictwa patriotycznego, współredagował "Gazetę Narodową i Obcą", brał udział w powstaniu kościuszkowskim, angażował się w życie polityczne i literackie Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego.
Największą sławę przyniosła mu komedia "Powrót posła", którą Teatr Narodowy wystawił parę miesięcy przed ogłoszeniem Konstytucji 3 maja (dokładnie 15 I 1791 roku). Pośpiech w wystawieniu utworu nie był przypadkowy. Zawierał on ważką treść polityczną, ściśle związaną z reformatorskimi pracami stronnictwa patriotycznego. Konfrontując program reform z poglądami konserwatystów, ośmieszając ich ciemnotę i brak rozeznania w problemach kraju i społeczeństwa, utwór stał się agitacją na rzecz patriotyzmu i konieczności zmian w Rzeczypospolitej. Dlatego też "Powrót posła" uznano za pierwszą polską komedię polityczną. Działaczy stronnictwa patriotycznego reprezentują w utworze Podkomorzy i jego syn Walery, poseł na sejm, zaś obrońców starego porządku - starosta Gadulski, jego żona i Szarmancki. By zdemaskować konserwatystów, autor posłużył się kpiną i ironią. Zadowolony z siebie starosta Gadulski niemal z dumą chwali się swoim nieuctwem i ciasnotą poglądów:
"Ja, co nigdy nie czytam lub przynajmniej mało, Wiem, że tak jest najlepiej, jak przedtem bywało".
"To, co przedtem bywało" budzi jego szczery entuzjazm; broni zaciekle liberum veto, "tej wolności źrenicy", z czułością wspomina czasy saskie, kiedy "człek jadł, pił, nic nie robił i suto w kieszeni" i "wszyscy byli kontenci, robiono, co chciano". Ostro atakuje "nowomodne głowy" i choć Podkomorzy zaznacza, że to one "wskrzeszają mądrą wolność, skracają swawole", Starostę niewiele obchodzą płynące z tego korzyści dla Polski, gdyż nie widzi siebie w nowych warunkach bez możliwości korzystania ze "złotej wolności szlacheckiej". Kompromitują go poglądy polityczne dotyczące sojuszów Polski i jej roli na arenie europejskiej. Polska powinna, według niego, "cicho siedzieć", a sojusze zawierać z krajami daleko od niej leżącymi, gdyż wprawdzie jej nie pomogą, ale przynajmniej dają pewność, że nie zaszkodzą. Tyranizuje nie tylko własną służbę, ale i jedyną córkę, której każe być we wszystkim posłuszną jego woli. Jej szczęście jest mu obojętne, pragnie wydać ją za Szarmanckiego, który jest niewiele wart, ale jak się wydaje Staroście, ożeni się z Teresą nie żądając posagu. Małżeństwo to gorąco popiera Starościna, dla której Szarmancki jest przykładem elegancji, obycia towarzyskiego i wzorem romansowego kawalera. Żona Starosty to sfrancuziała kosmopolitka, która gardzi wszystkim, co polskie, nie bardzo umie pisać w ojczystym języku, gdyż znacznie jest jej bliższy język francuski. Marnotrawi majątek męża żądając likwidacji przynoszących pożytek inwestycji, by na ich miejscu "zasadzać kwiaty i robić kaskady", które "wśród wód mruczenia słodkie będą przywodzić wspomnienia". O takich jak ona żonach i matkach mówi z goryczą Podkomorzy:
"Tak w wszystkim trzymając się obcego zwyczaju Widziemy cudzoziemki w własnym naszym kraju".
Szarmancki to również przykład kosmopolity, który odwiedzając kraje europejskie, nie nabywa praktycznej wiedzy, nie wie nawet, co się w nich istotnego dzieje, a za to doskonale zna ceny modnych strojów, koni, możliwości wesołych zabaw, a przede wszystkim wszystkie sposoby wydawania pieniędzy. Ponieważ przy takim trybie życia ciągle mu ich brakuje, stał się typowym łowcą posagów, dla którego kobieta o tyle się dla niego liczy, o ile niesie szanse ożenku z jej majątkiem. Polska jest mu zupełnie obojętna i dlatego na wypowiedź Walerego o tym, że:
"Publicznego szacunku ten tylko bezpieczny, Kto cnotliwie pracuje, ludziom pożyteczny"
odpowie z pełną szczerością, że praca dla Polski jest nudą, więc ani myśli marnować sobie życia. Powyższe słowa Walerego wypływają z przekonań wpojonych mu przez ojca, że powinien "kochać ojczyznę i trzymać się cnoty". Stąd też jako poseł na sejm stoi po stronie zwolenników reform. Jest pełen wdzięczności dla ojca, że wychował go na prawego człowieka, o czym świadczą słowa skierowane do Podkomorzego:
"Jeślim się nienagannie w urzędzie sprawował, Winienem to przestrogom, które mi dawałeś, Prawidłom, co z dzieciństwa w serce mi wpajałeś".
Podkomorzy to nie tylko wzorowy i mądry ojciec, ale także dobry i ludzki opiekun swoich poddanych, dla których "był raczej ojcem aniżeli panem". Niemałe znaczenie ma fakt nadania chłopom wolności, uwolnienie ich od poddaństwa. Na ręce Jakuba, wiernego służącego, składa oświadczenie:
"Niech ich podległość ze dniem dzisiejszym ustaje, Ciebie i włość mą całą wolnością nadaję".
Postawienie tej sprawy w "Powrocie posła" świadczy o dużej postępowości Niemcewicza, wybiegającej poza program stronnictwa patriotycznego. Z kart komedii dla każdego myślącego człowieka wynika podstawowa prawda, brzmiąca jak nakaz moralny:
"Niech każdy ma szczęśliwość powszechną w pamięci I miłość własną - kraju miłości poświęci!"
Podobnie jak Niemcewicz włączył się swą komedią w bieg wydarzeń związanych z obradami Sejmu Wielkiego, tak i WOJCIECH BOGUSŁAWSKI (1757-1829) swą działalnością literacką pragnął zwrócić uwagę na ważkie problemy społeczne, poprzedzające powstanie kościuszkowskie. Był nie tylko dyrektorem Teatru Narodowego (od 1783 do 1814 roku), ale także aktorem, reżyserem i autorem dramatycznym. Najsławniejszym dziełem Bogusławskiego jest komedioopera pt. "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale". Wystawiona w przeddzień wybuchu insurekcji kościuszkowskiej, stała się pobudką do walki o wyzwolenie narodowe i społeczne. Treść utworu jest w zasadzie prosta i błaha. Rzecz dzieje się we wsi pod Krakowem. Dziewczyna wiejska, Basia, córka młynarza Bartłomieja, kocha z wzajemnością Stacha, młodego i przystojnego chłopaka. Na przeszkodzie ich miłości stoi macocha Basi, Dorota, która również kocha Stacha, a nie mając nadziei na jego miłość, chce przynajmniej odebrać go pasierbicy i przyrzeka jej rękę góralowi Bryndasowi. Spór między rywalami doprowadza do bójki między Krakowiakami i Góralami. Znajdujący się tam przypadkiem student, chcąc pogodzić obie strony, dokonuje "cudu" przeprowadzając drut pod napięciem, który poraża zwaśnionych. Strony się godzą, Stach żeni się z Basią, a student wyjaśnia chłopom działanie cudownego drutu. Treść nie jest w utworze najważniejsza. Istotne jest to, że głównym bohaterem jest lud, że mówi swoim językiem, gwarą wiejską, i że pokazuje swą tężyznę i energię, która może go pchnąć do buntu przeciwko niedoli, którą zgotowali mu panowie. Niezadowolenie chłopów z niewoli politycznej i społecznej wyraźnie przebija w piosenkach, jakimi przeplatana jest akcja utworu, np.:
"Strasny i ozóg dłoni, Gdy kto swojego broni"
lub
"Gdzie się w niewoli żyje, Nie mas tam swej lubości. Pies na powrozie wyje, Każdy pragnie wolności".
Może najpiękniejsza jest piosenka górala Brandysa, w której jest tyle prostej prawdy o równości wszystkich ludzi:
"Nie pogardzaj ubogimi, Choć jesteś bogaty, Bo nie cynią nas wielkimi Klejnoty i saty. Nie wydzieraj, co cudzego, Sanuj wsystkie stany, Poznaj w cłeku brata swego, A będzies kochany".