Antyobywatel.
Zbysiu z klasy I C wracał ze szkoły. Na polu było ciemno. Po ciężkim dniu nauki, był bardzo zmęczony a na dworze padał gęsty śnieg, który prószył mu w twarz, przemarznięty postanowił skrócić sobie drogę do domu. Skręcił w małą i wąską uliczkę. Co prawda nigdy nią nie szedł ale wiedział, że doprowadzi go celu podróży. Kiedy był mały, wujek opowiadał mu o potworach mieszkających w pobliżu, a łatwowierny Zbysiu do tego dnia nie złamał się pokusie. „Mam już trzynaście lat chyba nie będę bał się przejść uliczką ” powiedział sobie w duchu po czym zaczął biec. Po pewnym czasie nabrał pewności siebie, przestając biegnąć ruszył przed siebie pewnym długim krokiem. Nie mógł się doczekać aż pochwali się rodzicom, że dostał dziś dwie piątki i szóstkę ze sprawdzianów.
Nagle usłyszał dwa głosy dobiegające za ceglanego budynku stojącego na skrzyżowaniu. Wzdrygnął się i cofnął dwa kroki. najpierw zobaczył cienie a potem dwie zakapturzone postacie pojawiły się na końcu uliczki. Przerażony Zbysiu obrócił się na pięcie i z szybkością sprintera pobiegł z powrotem zamykając oczy. Usłyszał za sobą tylko niewyraźny krzyk :
- Łapmy... !!! – usłyszał większego złoczyńcę - Nie ucieknie nam.
Próbował przyśpieszyć ale nie mógł, był zmęczony i miał zimowe buty na nogach, które mu przeszkadzały. Wiedział, że nie wygra. Powoli zwalniał a pomógł mu w tym korzeń, wystający z ziemi. Zahaczył o niego i spadł z wielką prędkością uderzając kolanem w kamień. Rozpaczliwie próbował wstać ale nogi odmówił mu posłuszeństwa a w prawej nodze poczuł niesamowity ból. Nie mógł już nic zrobić, ANTYOBYWALELE byli przy nim.
- No to chyba jesteśmy szybsi !!!
Zbysiu cieszył się tylko z tego, że nie wiedział co mu zrobią... Wiedział o co się zapytają...
- Ile masz pieniędzy... ? – po raz kolejny usłyszał ten zimny głos
- Nie mam pieniędzy – odpowiedział rozpaczliwie.
Podniósł go za kurtkę i uniósł nad siebie.
- Przyznaj się...!!!
Chłopiec w stanie szoku pokiwał tylko głową. Miał pieniądze, dużo pieniędzy. Przypomniał sobie, nie zapłacił za komitet rodzicielski, to przez cały czas go dręczyło, był pewien , że o czymś zapomniał. Wyposażony był również w zegarek, telefon i... Nie !!! Miał to czego najbardziej nie chciał stracić, coś co cenił sobie najbardziej...
Rzucając chłopcem w zaspę śniegu większy przestępca kazał wspólnikowi wyciągnąć aerograf a Zbysiu wyciągnął głowę ze śniegu i zaczął modlić się po nosem a następnie podparł się na lewej nodze, którą miał zdrową. Kantem oka dostrzegł kontury człowieka namalowane na murze, niebyły zbyt widoczne z powodu wilgoci, zaczął się zastanawiać po co je namalowali. Jednak na odpowiedz nie musiał długo czekać. Po raz kolejny został oderwany od ziemi, ale tym razem wyglądało na to, ze już nie wróci na nią. Podniósłszy go przywiązali go do muru długą grubą liną tak, ze z wielkim trudem łapał oddech.
- No to sobie po wisisz, a jak Ci coś nie pasuje to idź do mamusi i się poskarż. My zabierzemy twoje skarby i już nas nie zobaczysz.
Wiszący jak kukła chłopiec nie bronił się przed tym jak go okradali pogodził się z tym, na koniec złodzieje rzucili sobie w niego śnieżkami i znikli. Nie miał już telefonu, zegarka ani pieniędzy ale był cały, może za wyjątkiem nogi, żył i z tego najbardziej się cieszył. Zadowolony był również z tego, że w ręku spoczywał mu jego ulubiony Szwajcarski scyzoryk.