Felieton o reklamie.
ZOSTAWCIE MNIE!
Staje naprzeciw niego. Wyciąga ku niemu drżącą z emocji dłoń, która ściska rewolwer. Czy strzeli? Czy zniesie myśl o odciętej przez tego potwora głowie żony? A może zwycięży racjonalizm i zimna krew?
REKLAMA
Znowu to samo! Moment kulminacyjny w filmie, kiedy ważą się losy głównych bohaterów, od lat niezmiennie jest pozbawiany siły wyrazu. Przerwa na reklamę. Można się napić herbaty, zjeść trzy obfite kolacje, załatwić wszystkie inne potrzeby. I jednocześnie - zapomnieć, w jakim punkcie program został przerwany, jakie uczucia towarzyszyły mi w tamtej chwili. Rozwiązanie akcji nie budzi potem już chyba takich emocji, o jakich myśleli twórcy obrazu. Jak zwykle - pozostają niesmak i zdenerwowanie.
Bo przecież - reklama jest najważniejsza! Tyle ciekawych informacji chce MI przekazać w ciągu kilku, może kilkunastu sekund, że powinnam wyrażać wdzięczność za takie dobrodziejstwo, a ja nic - tylko narzekam. Zamiast bić pokłony przed telewizorem, iż dzięki blokowi reklamowemu dowiedziałam się, jak zmienić swoje życie na lepsze, wciąż się tylko wściekam i złorzeczę.
A rad było naprawdę bez liku. Już wiem na przykład, że mogę być wiecznie młoda, nie – jak dotąd zawsze sądziłam – dzięki odpowiedniemu nastawieniu psychicznemu. Specjalnie DLA MNIE bowiem przygotowano kremy, balsamy, toniki, zestawy witamin, które sprawią, iż moje ciało się nie zestarzeje ani odrobinkę. Ciekawe, kiedy wymyślą specyfiki, dzięki którym cofnę się w rozwoju i z powrotem przyjmę postać pięcioletniej dziewczynki z rozkosznymi warkoczykami. Będę chodzić do sklepów i kupować piwo i papierosy. A kiedy sprzedawczyni spojrzy na mnie podejrzliwie, to – zanim poprosi, bym przysłała rodziców – z rozmachem wyciągnę swój dowód osobisty i zatriumfuję. Ale będzie frajda!
Po obejrzeniu kolejnej reklamy dochodzę do wniosku, że życie jest piękne. A jeśli jeszcze tak cudowne nie jest, to żaden problem. Pójdę do sklepu, kupię parę produktów i… Po prostu - pełnia szczęścia! Jakie to proste. O, Reklamodawcy! Jesteście wielcy! Jesteście geniuszami naszych czasów! Ludzie od setek lat głowią się, szukają rozwiązań, które uczynią nasze życie radosnym i szczęśliwym, a wy pokazaliście nam, że recepta jest prosta i leży w zasięgu ręki (lub raczej należałoby powiedzieć : portfela) każdego z nas. Po co wymyślać coraz to nowe programy i akcje przeciwdziałające przemocy w rodzinie czy molestowaniu seksualnemu? Niech zgwałcona przez niegrzecznego Tatusia dziewczynka pobiegnie szybciutko do sklepu i kupi paczuszkę wafelków. Efekt murowany. Wszyscy zasiądą do wspólnego podwieczorku i to wspólne chrupanie ich zjednoczy, zbuduje więź rodzinną, nierozerwalną, pełną miłości i zrozumienia. W końcu przcież nie ma barier, których nie możemy pokonać.
***
Właśnie przed chwilą Beata K. (nazwisko do wiadomości redakcji) powiedziała MI, że słucha pewnego radia, w którym są grane tylko wielkie przeboje. To by oznaczało, iż powinnam zmienić częstotliwość w moim radioodbiorniku. Skoro bowiem ona rekomenduje tę stację, to niezawodnie musi być najlepsza. Problem polega na tym, że ja nie lubię przebojów. A już w szczegolności WIELKICH. Lubię piosenki, które na bycie wielkimi przebojami się nie nadają. I co mam teraz zrobić? Odrzucić propozycję Beatki i żyć z wyrzutami sumienia, czy może: zmienić własne upodobania i stać się trendy, być na topie? Poważny problem. Niestety, reklama nie chce pomóc mi go rozwiązać, bo już się skończyła, nie pozwalając artystce odpowiedzieć na moje pytanie. Szkoda. Ale co tam! Później o tym pomyślę, ponieważ zaczęła się kolejna reklama, która z pewnością mnie zaskoczy, ewentualnie poradzi, jak sprawić, by moje życie nabrało barw.
***
Wiedziałam! Powiedzieli, że ten nowy olej (a myślałam, że już jest dość długo obecny na rynku; znowu coś mi się pomieszało) jest najlepszy, dzięki wykorzystaniu w jego produkcji wiązań molekularnych. Troszkę mi wstyd, ale byłam chyba niezbyt uważna na lekcjach fizyki i jakoś mi się to wszystko nie układa w logiczną całość. Precz z nieukami! W każdym razie wyrażenie wiązania molekularne brzmi bardzo mądrze i naukowo, więc NA PEWNO jest to coś innowacyjnego i genialnego. Skoro więc inne tego nie mają, ten musi być najlepszy. Muszę go mieć. Jak tylko blok reklamowy się skończy, biegnę do sklepu. Może nie tak od razu, bo, zdaje się, jest środek nocy, ale jutro rano - obowiązkowo. Gdzie jest kartka i dlugopis? Muszę zapisać tę nazwę, żeby mi nie wyleciała z głowy (zaraz, zaraz.. a jak nazywał się ten krem odmładzający?..).
***
Kolejna reklama- kolejna nowość i lepszość. Nie mogę wyjść z podziwu, jak świat szybko się zmienia i jakimi geniuszami są producenci rozmaitych artykułów. Tylko nadal nie bardzo wiem, co w tych wszystkich produktach jest takiego innowacyjnego. Ale – skoro tak twierdzą – to chyba tak jest. Po co mieliby mnie oszukiwać, przecież zawsze mogę to sprawdzić.
Pyszny jogurt. Skąd oni wiedzą, że według mnie on jest pyszny? Truskawkowy. Myślałam, że zwracają się DO MNIE, opowiadając o tym artykule, ale chyba jednak nie, gdyż bardzo nie lubię truskawek w formie przetworzonej. A może jest tak, że już lubię, tylko jeszcze o tym nie wiem? Podobno smak zmienia się co siedem lat. Ta pani na ekranie faktycznie wygląda na zachwyconą smakiem, więc może warto spróbować. Gdzie ta kartka i długopis?…
***
Żaden proszek nie usunie tych plam lepiej. To się nazywa wszechstronna wiedza! Musieli nieźle się natrudzić, żeby sprawdzić działanie wszystkich proszków dostępnych na rynku. Czapki z głów. Widać, że zależy im na renomie. Zaraz, zaraz…Żaden nie usunie lepiej? Hmm... Zgodnie z moją wiedzą z dziedziny logiki (tym razem uważałam na zajęciach) oznaczałoby to, iż inne proszki mogą – choć, oczywiście, nie muszą – działać tak samo skutecznie. Sprytne. A już chciałam dać się nabrać, że ten jest najlepszy. Prawdziwy primus inter pares. Taki sam i lepszy jednocześnie. Niezbyt dobrze mi się to kojarzy. Znowu się czepiam, ale przy następnej reklamie postaram się być bardziej wyrozumiala i nie doszukiwać się dziury w całym. Obiecuję.
***
Nie będę więcej nic obiecywać. Bo jak można przejść obojętnie obok sformułowania typu: wyjątkowy smak. Żądam konkretów! Co to znaczy? Dla kogo wyjątkowy? Z czego wynika owa lepszość? Ci naiwniacy od reklam myślą sobie, że zbędą mnie takimi półsłówkami, enigmatycznymi frazesami. Stanowczo domagam się jakichś szczegółów, informacji, które pozwolą mi poznać towar, a po ewentualnym zakupie – zgodzić się ze stanowiskiem reklamodawcy bądź je odrzucić. Drażni mnie, gdy ktoś próbuje narzucić mi swój punkt widzenia, przedstawia mi kilka autorytatywnych stwierdzeń, których nawet nie stara się sensownie umotywować. Zawsze mnie uczono, że skuteczna i uczciwa komunikacja opiera się na dialogu, wymianie argumentów, równości stron. Jak mogę polemizować z czymś przedstawionym w sposób tendencyjny i pozbawiony jakiegokolwiek uzasadnienia. Mogę jedynie powiedzieć: ‘Nie, nie zgadzam się; ten smak nie jest wyjątkowy’. Ale – by to stwierdzić – muszę mieć pewność, że odpowiada to rzeczywistości; albo, gdy tej pewności nie mam, powinnam wysunąć stosowne argumenty na poparcie swojej tezy, broniące jej słuszności w sposób jak najbardziej wiarygodny. Tylko – na podstawie czego? Z czym tu polemizować? Przypomina to rozmowę małego dziecka z mamą:
D: Dlaczego nie wolno mi tego zrobić?
M: Bo mamusia nie pozwala.
D: A dlaczego mamusia nie pozwala?
M: Bo nie wolno tego robić.
I tak można w kółko. Summa summarum do niczego to nie doprowadzi. Chyba, że o to w tym wszystkim chodzi. O grę reklamy z odbiorcą, o przekomarzanie się z nim. O traktowanie go jak nierozumne dziecko. Nie zgadzam się! Mam swój rozum i nie dam się tak bezczelnie manipulować. Nie pozwolę, by ktoś narzucał mi własny pogląd, nie dając mi żadnej szansy na polemikę, na weryfikację treści zawartych w przekazie. Nie będę marionetką. Reklamie mówię stanowcze NIE.
Znowu się zdenerwowałam, choć miałam jak najlepsze intencje. Chciałam wczuć się w klimat reklam, zrozumieć ich sens. Może niepotrzebnie. Może, jak przeciętny odbiorca, powinnam dać się ponieść magii przekazów reklamowych, odprężyć się, pomyśleć, że świat może być piękny, pełen szczęścia, radości i śmiechu. Nawet nie mam już ochoty obejrzeć zakończenia filmu. Pewnie i tak wszystko dobrze się ułoży.
Chwileczkę. A jak nazywał się ten krem? Nie pamiętam. Nazwa oleju też gdzieś ‘wyparowała’ z pamięci. Więc po co to wszystko? Po co moje wywody, próby zrozumienia i nerwy? I tak w głowie pozostał tylko chaos, plątanina niepoukładanych myśli, skojarzeń, niezdefiniowanych uczuć. Widzę wyrwane z kontekstu wyrazy, pojedyncze obrazy i dźwięki. Mętlik. Dlatego błagam: ZOSTAWCIE MNIE!! Pozwólcie, bym sama decydowała o tym, co jest dla mnie najlepsze, wyjątkowe i pyszne, bym sama oceniała rzeczywiste zalety, a także i wady artykułów, bym miała pełny obraz rzeczywistości. Raz jeszcze powtarzam: ZOSTAWCIE MNIE!
Jak nazywał się ten krem?…Pewnie pokażą go w następnym bloku reklamowym. Nie, żebym chciała go kupić. Tak tylko się zastanawiam, z ciekawości.