Kodeks etyki- własny przykład
Istnieją różne sposoby omówienia tematu, moim zdaniem należałoby zadać pytanie. Czy urzędnicy powinni odzwierciedlać społeczeństwo, któremu służą? Pytanie zmusza do podjęcia głębszych refleksji koniecznych przed udzieleniem jakiejkolwiek prostej odpowiedzi, którą sugerowałoby. Odpowiedź:
„Tak”
lub „Nie”,
mimo swej klarowności żąda wręcz argumentacji:
”Dlaczego?”
Zgodnie z Kodeksem etyki służby cywilnej:
„Władza państwowa jest władzą służebną w stosunku do obywateli i prawa w ogóle. Członek korpusu służby cywilnej traktuje jako służbę publiczną, ma zawsze na względzie dobro Rzeczypospolitej Polskiej, jej ustrój demokratyczny oraz chroni uzasadnione interesy każdej osoby ...”
Z punktu widzenia obywatela urzędnik administracji:
pełni w rolę służebną,
jest reprezentantem władzy państwowej,
jego zadaniem jest dbanie jednocześnie o interes obywatela i władzy.
Zajmijmy się, zatem próbą analizy odpowiedzi twierdzącej. Wychodząc z założenia, że społeczeństwo jest tworem narodowym, wyrosłym na danej kulturze, tradycji, zwyczajach, obyczajach; w pewnym stopniu skostniałym, właśnie w aspekcie kultywowania swojej tradycji-rozumianej tu bardzo szeroko; w pewnym zaś stopniu poddanym różnorodnym wpływom środowiskowym, uwarunkowanym zmieniającą się właśnie społeczno, gospodarczo, polityczno, strukturalno, otwartą i „łapiącą” nowinki czy silne prądy, którym samoczynnie wręcz- po części z własnej woli, po części bezwiednie będąc tym samym obiektem celowej manipulacji czy propagandy [poprzez reklamy, filmy, czy ogólnie rzecz biorąc- media]; należy ukazać to społeczeństwo w perspektywie słusznych, pożądanych konstruktywnie zmian obejmujących zbiorowość ludzką zamieszkującą dany teren i poddaną pewnym procesom przemian. Można tu pokusić się o tezę, iż społeczeństwo np. polskie po 1989 roku [rozpatrując go w pierwszym etapie naszej pracy całościowo], ulegając zmianom demokratyzującym o tendencjach metamorfozy myślenia o sobie, swoich prawach, obowiązkach, strukturach; opartych na liberalizmie, w dużej mierze też o prawo do inności [szeroko rozumianej] i pozytywnie społeczno-twórczej tolerancji.
Rozróżniam tu tolerancję twórczą i destruktywną społecznie nazywając tę drugą wręcz tolerancją niepożądaną, dla której nie daję żadnego przyzwolenia, dąży obecnie mimo trudności do bardzo pozytywnego celu. W takim społeczeństwie, nacechowanym wysoką kulturą demokracji, do której aktualnie biegnie, urzędnicy powinni a wręcz muszą owo społeczeństwo odzwierciedlać.
Poniekąd jest to możliwe przy założenie, że obecnie urzędująca jeszcze stara nomenklatura, cechująca się panowaniem nad petentem, podkreślająca swą niekwestionowaną przez nikogo wyższość nad „śmieciem”, jakim jest interesant, odejdzie na wypracowaną emeryturę [oszczędzę tezy często bardzo koniecznej-na bezrobocie] a da szansę młodym świetnie wykwalifikowanym, posiadającym szerokie rozeznanie, po studiach-kadrom administracji publicznej, cechującej się ponadto wrodzonym wręcz funkcjonowaniu owej demokracji omawianej jako cechę obecnego społeczeństwa.
Drugą odpowiedzią – negatywną - chciałbym rozwinąć refleksje dotyczące destruktywnych, zasygnalizowanych wcześniej, systemów działania, myślenia, stereotypów, braku podmiotowości jednostki w społeczności, zbiorowości ludzkiej. Nie idzie mi tu jedynie o grupy ryzyka, czy patologii społecznej, wobec czego konieczne są działania prewencyjne być może bardzo drastyczne, urzędników mających za sobą autorytet nie tylko prawa, co przymusu], co o całokształt negatywnego oblicza społeczeństwa o bardzo ciasnych horyzontach, skostniałych poglądach, lękających się otwarcia na wszelkie NOWE nie tylko na te rozbijające społeczność, ale też i na to pozytywne, twórcze, łączące relacyjnie i ściślej łączące w więzi społeczność gdzie dominuje wspomniana stara nomenklatura, o ściśle ustalonych rolach społecznych, lękająca się utraty swojego prestiżu w danej społeczności lokalnej.
Przy takim obliczu chorego społeczeństwa niezmiernie łatwo o ogromny strach przed podejmowaniem konstruktywnych inicjatyw społecznych, samorządowych, regionalnych czy na szerszą skalę. Społeczność sparaliżowana takim lękiem nie jest, zatem sama o sobie decydować, a tym samym wykształtować spośród siebie urzędników o pożądanych przez nas cechach. Nie poszerzam tu celowo problemu nierównego startu społecznego młodzieży z biednych czy ogólnie rzecz biorąc-niżej usytuowanych społecznie rodzin bez tradycji w tym kierunku, bo to jest złożony i niezmiernie szeroki problem, którego omówienie przekroczyłoby wielce ramy niniejszej pracy.
Nie możemy zarządzania opierać tylko na zasadzie nakazów i zakazów, ponieważ doprowadzi to do chowania się bezdusznych urzędników za zasłonę z przepisów. W konsekwencji wypracujemy sobie urzędy i urzędników, którzy będą zachowywać się jak„bezduszne maszyny?. Musimy wypracować taki system nauczania [szkoleń], w którym urzędnik będzie samodzielnie myślącym i aktywnym współtwórcą pomostu pomiędzy społeczeństwem a procesem zmian zachodzących w instrumentach prawnych.
Zachodzące zmiany w Polsce w latach 90 zmusiły urzędników do współpracy ze społeczeństwem w celu poznania potrzeb i dążenia do ich zaspokajania. Ze względu na różnicę interesów na pewno nie da się wszystkiego pogodzić. Należy jednak iść w tym kierunku, aby poszukiwać lepszych i nowych rozwiązań zmierzających, do jeśli to możliwe jak największej rzeszy społeczności.
Odpowiedzialność i praworządność to najbardziej pożądane cechy urzędników. Pamiętać należy jednak na konieczność posiadania wyrozumiałości dla szeroko pojętej inności różnych grup społecznych, dla których służą-pracują. Nad szacunkiem dla drugiego człowieka winni pracować wszyscy członkowie społeczności. Nie można również zapominać o takich cechach jak: pracowitość, obowiązkowość, i gotowość do ciągłej nauki i poznawanie przepisów zmieniających się prawa.
Bez tych umiejętności i cech trudno wyobrazić sobie urzędników państwowych służących społeczeństwu. Gdy wyżej wymienione cechy staną się codziennością i naturą społeczeństwa demokratycznego, będziemy mogli cieszyć się całą gamą pracowników urzędów dbających w pełni nie tylko o interesy państwa, ale przez ich pryzmat również o interesy rozumiane jako potrzeby tak społeczności mniejszych jak też i konkretnych jednostek. Z nich składają się społeczności te zaś tworzą państwo o takim czy innym obliczu. Od pozytywnie obsłużonych zależy, więc obraz społeczeństwa, które w konsekwencji tworzy swoich urzędników, można również mówić o procesie odwrotnym.
Sumując twierdzę, iż urzędnicy powinni odzwierciedlać dojrzałe całościowo społeczeństwo, silne oparte o zasady demokracji, nie odrzucające jednak pozytywnych, sprawdzonych i twórczych społecznościowo działań i doświadczeń mentalnościowych.
Temu społeczeństwu mają oni służyć, nie urządzić, nie panować, ale służyć. Aby dojść do takiej świadomości urzędników polskich i nie tylko w wielkim mieście, ale też i w małym miasteczku czy na wsi, gdzie te procesy zmian są jeszcze wolniejsze, trzeba moim zdaniem uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż przysłowiowe to pokolenie odejdzie.