Recenzja filmu "Quo Vadis".
Kinomanów na ekranie zapewne ucieszyła wiadomość o rozpoczęściu filmowej adaptacji powieści Henryka Sienkiewicz "Quo Vadis". Jerzy Kawalerowisz, jeden z najwybitniejszych twórców powojennego kina w Polsce, podjął się ekranizacji dzieła, za które jego autor w 1905 roku otrzymał literackiego "Nobla"
Kawalerowicz trzykrotnie przymierzał się do nakręcenia filmu, czyniąc pierwsze starania tuż po zakończeniu realizacji "Faraona". Kolejne próby reżyser podejmował jeszcze w latach siedemdziesątych i na początku lat osiemdziesiątych. NIestety klimat polityczny w latach siedemdziesiątych nie sprzyjał tworzeniu przez socjalistyczną kinematografię filmu, traktującego o narodzinach chrześcijaństwa. Wydawało się już, że "Quo Vadis" nigdy nie doczeka się swojej filmowej wersji. A jednak ekranizacja odbyła się.
Nakręcono 120 zdjęc filmowych. Większość zdjęć powstała w Tunezji, Francji i we Włoszech, pozostałe na warszawskim Mokotowie.
Akcja filmu toczy się w drugiej połowie I wieku naszej ery, za panowaniamłodego cezara, trzydziestoletniego Nerona. Sienkiewicz już w tytule zadaje pytanie: dokąd zmierzasz? Autor przedstawia dwa światy: chrześcijański i pogański, które ścierają się. W pewnym momencie wydaje się, iż chrześcijaństwo zginie, zostaje niewielu przedstawicieli tej wiary, a jednak zrodziła się z nich chrześcijańska Europa. Autor książki postarał się, aby została ona napisana tak, żeby wciągała czytelników przez wątki historyczne orazz również interesujący wątek miłosny.
Przeczytajcie książkę, a potem biegnijcie do kina. Ocenę pozostawiam Wam.