Medycyna niekonwencjonalna
Między doktorem a znachorem
Ból, choroba, cierpienie sprawiają, że szukamy różnych sposobów wyleczenia. Wielu ludzi szuka pomocy u osób zajmujących się medycyną alternatywną lub cudownych uzdrowicieli i ? niestety ? najczęściej wpadają wtedy w objęcia szarlatanów. I choć nikt nie próbuje pomniejszać wartości niektórych metod medycyny naturalnej, to na ludzkich chorobach i chęci zysku oszuści mogą robić naprawdę duże pieniądze. Stąd tyle szarlatanów, którzy reklamują swoje rzekomo ponadnaturalne zdolności napełniając sobie przy okazji portfel. Dzieje się to niestety, w majestacie prawa, które nie zakazuje działalności pseudo lekarzy, chyba że... uda im się udowodnić działanie na szkodę osób, które podjęli się leczyć, co jest prawie niemożliwe!
Wprawdzie w czasach staropolskich liczba lekarzy była całkiem spora... ale tylko dlatego, że leczył każdy kto chciał, a poziom wykształcenia ówczesnych medyków najczęściej pozostawiał wiele do życzenia. Nie wymagano od nich dyplomów, ukończenia żadnych akademii ani uniwersytetów, nie kontrolowano jakości świadczonych usług. Mimo to uzdrowiciele nie narzekali na brak pacjentów. Wystarczyła przekazywana z ust do ust dobra opinia i ?cudotwórcy? mogli liczyć na kolejkę chętnych do skorzystania z ich talentów. W dawnych wiekach, w niektórych miastach Polski praktyką medyczną i przyrządzaniem leków zajmowali się w wolnych chwilach... kaci. Zaufanie jakim darzono tych specjalistów, wynikało z powszechnego przekonania, że człowiek, który na co dzień ma do czynienia z zadawaniem bólu, potrafi również ten sam ból uśmierzyć.
Tym, których nie było stać na fachową pomoc medyczną, pozostawały jeszcze różnego rodzaju amulety bądź też ? jak wierzono ? przedmioty posiadające lecznicze właściwości. Do bardziej popularnych należały różne krzyżyki, sól Św. Agaty, gromnice, listy zesłane z nieba czy woda w noc wigilijną z kilku studni przyniesiona w milczeniu ? to wszystko były sposoby na uzdrowienie chorego lub przynajmniej przyniesienie mu ulgi.
Stosowane przed wiekami metody leczenia dzisiaj wzbudzają co najwyżej uśmiech politowania. Niektórzy znachorzy zalecali, by o wschodzie słońca stanąć przed krzakiem bzu i trzykrotnie powtórzyć: ?bzie, bzie weź moje bolenie pod swe korzenie?. Inni preferowali ten sam rytuał pod jarzębiną, gdzie trzeba było trzy razy powtórzyć jeszcze inne zaklęcie: ?Jarzębina, jarzębina, jagód twych nigdy jeść nie będę, tylko niech mi żeby boleć przestaną?. Zupełnie inną sprawą jest fakt, że wśród ówczesnych medyków było nadzwyczaj wielu hochsztaplerów i szarlatanów. Ogłoszenia medyków umiejących rzekomo przekładać żeby ze szczęki do szczęki (przy czym drugiemu właścicielowi ząb przyjmował się bez problemu), usuwających cudownym sposobem nagniotki, restaurujących żeby czy wzmacniających włosy przedstawiały się zapewne bardzo interesująco dla ówczesnej ludności.=)
Jajeczna terapia
Na wschodnich rubieżach Polski nadal można natknąć się na tzw. Szpetuchy, o których działalności krąży wiele opowieści owianych tajemnicą. Posługują się one na co dzień czarną i białą magią, na dodatek zdejmują i rzucają uroki. W dawnych czasach, gdy wykwalifikowani lekarze byli na wagę złota, posiadały one olbrzymią wiedzę o działaniu ziół, nalewek i kadzideł. Znały wiele zaklęć i wiedziały jak wpływać na ludzi, by oddziaływać na nich siłą sugestii, a nawet hipnozy. Otaczano je powszechnym szacunkiem, bo dla wielu były jedynym dostępnym ratunkiem w chorobie.
Znany jest mi z mediów przypadek, w którym jedna z takich szpetuch podjęła się leczenia kobiety w zaawansowanym stadium raka, za pomocą swej nowatorskiej metody; pocierania jajkami. Konwencjonalna medycyna nie dawała jej już żadnych szans na wyleczenie. Pacjentka po kilku tygodniach zmarła, co było chyba do przewidzenia. Rodzina zmarłej niezadowolona z efektów jej usług powiadomiła o tej działalności organy ścigania, domagając się jednocześnie... zwrotu sześciu tysięcy dolarów, które przeznaczono na leczenie nieuleczalnie chorej krewniaczki. Odbyła się sprawa w sądzie, na której każda strona miała szansę do wypowiedzenia swojego zdania na ten temat. Poszkodowani utrzymywali, że należy im się zwrot kwoty oraz zadośćuczynienie w postaci posadzenia szpetuchy za kratkami więzienia. Za oskarżoną przemawiał argument, iż pocieranie jajkami nie jest praktyką medyczną, więc nie można wymagać uprawnień do jej stosowania. Wprawdzie działalność jej można uznać za naganną moralnie i społecznie, jednak w polskim kodeksie karnym nie ma przepisów, które pozwoliłyby na jej ukaranie. Historia ta skończyła się polubownie dla obu stron.
Co piąty Polak przyznaje, że korzystał przynajmniej raz w życiu z usług samowyzwańczych lekarzy, a liczba ta cały czas rośnie. Nic dziwnego, że prawdziwi lekarze biją na alarm, iż praktyki niektórych ?uzdrowicieli? graniczą ze średniowiecznymi gusłami! Trudno im nie wierzyć kiedy słyszy się o ?terapeucie? z Małopolski, który za 200 złotych podejmuje się wyjąc i zoperować ludzki mózg bez trepanacji czaszki! Inny uzdrowiciel z południa Polski za pomocą gęsiego sadła próbuje leczyć chorych na raka. Specjalista medycyny naturalnej z Warszawy pisze o sobie tak: ?Dążę do zjednoczenia z praistotą światła boskiego. Wykorzystuję energię świetlistą do leczenia wielu schorzeń. Dysponuję dwudziestoma rodzajami energii leczniczej. Moje zabiegi trwają zaledwie kwadrans. To wystarczy, bo mam 22 miliwolty pomiędzy palcami. Do tej pory udało się mi usunąć guzy nowotworu u ponad dwustu ludzi.?
A oto inne opisy działalności tzw. ?cudotwórców?, którzy chętnie opowiadają o swoich rzekomych możliwościach na łamach mediów: ?Moje biopole oddziałują na odległość 100 metrów. Dodatkowo energetyzuję wodę i chusteczki. Przed kilkoma tygodniami otrzymałem przez internet zdjęcie kobiety chorej na białaczkę. Dzięki swojej energii uzdrawiam widząc jedynie wydruk z komputera. To z reguły wystarcza w większości przypadków. Tylko w bardziej zaawansowanych stadiach choroby wskazany jest kontakt osobisty, tak abym mógł przekazać jak najwięcej uzdrawiającej energii.?
Rejestr niebezpiecznych uzdrowicieli powiększa się z roku na rok. Znachor z okolic Poznania, były sanitariusz konnicy wojskowej, nastawiał kręgi i dyski pacjentom poprzez wpychanie chorym do odbytu kija leszczynowego, zaś bóle kręgosłupa ?likwidował? kładąc chorych na podłodze i skacząc po nich w drewniakach.... Na efekty nie trzeba było długo czekać ? jeden z pacjentów w wyniku tej bardzo ?oryginalnej? terapii trafił do szpitala ze złamanym kręgiem i rozległym uszkodzeniem jelita grubego.
Rzeszowski uzdrowiciel, bioenergoterapeuta, doszedł do wniosku, że nie wykształcenie medyczne i wiedza, a tkwiące w nim moce wewnętrzne mogą być pomocne w leczeniu innych ludzi. Jego specjalnością były biegunki i choroby kobiece. Poproszony o telefoniczną poradę dla 3-letniego dziecka z wysoką gorączką, któremu lekarz zapisał antybiotyk, nakazał odstawienie lekarstw i zapewnił.. że on sam siłą woli przywróci dziecku zdrowie i spowoduje zmniejszenie temperatury..
Natomiast pewien warszawski uzdrowiciel, przyczyny wszelkich chorób dopatrywał się w różnicy potencjałów elektrycznych. Aby je wyrównać wkładał metalowe kulki ? jedną w usta, drugą do odbytu chorego, po czym podłączał je do baterii ? na szczęście ? o niewielkim napięciu. Jeszcze inny, tym razem kielecki cudotwórca, leczył swoich pacjentów tajemniczym specyfikiem, którego receptura objawiła mu się we śnie.
Domorośli uzdrowiciele ? jak alarmuje już nawet policja ? próbują przynosić ulgę cierpiącym przy pomocy różnych nalewek i mikstur o bliżej nieustalonym składzie i recepturze. Podejrzewa się, że niekiedy mogą to być środki halucynogenne, będące wyciągami z różnych ziół. Specjalizują się tym przybysze ze wschodu. Wprawdzie takie preparaty czasami poprawiają samopoczucie i to nawet na kilka miesięcy, ale choroba, niestety nadal rozwija się, by po okresie ?uśpienia? przypomnieć o sobie ze zdwojoną siłą.
Można oczywiście uwierzyć w cudowne zdolności leczenia ludzi przez różne niezwykłe nie nadające się wytłumaczyć naukowo sposoby uzdrawiania, gdyby w tym wszystkim nie chodziło głównie o pieniądze. Zapewne większość ?uzdrowicieli? usiłuje przedstawić siebie jako osoby bezinteresowne, niosące pomoc innym. A przecież nie jest to prawda.. W sytuacji, kiedy uzdrowiciel nie musi nikomu udowadniać swoich umiejętności, nie musi przed kompetentną komisją zaprezentować swoich ?cudownych? możliwości, każdy może uruchomić taką działalność gospodarczą i obwołać się terapeutą. Dla wielu zdesperowanych pacjentów, zawiedzionych efektami leczenia przy pomocy tradycyjnej medycyny, cudowne mikstury lub preparaty serwowane przez szarlatanów są ostateczną nadzieją.
Najpierw jednak trzeba zapłacić za wizytę u ?specjalisty?. Ceny są bardzo umowne, jednak zawsze jest to jakiś wydatek..
***
Z para medycyną na pewno nie uda się wygrać. Ludziom jest coraz bardziej potrzebna i ostatnio zdołała sobie zaskarbić co najmniej takie samo zaufanie co medycyna konwencjonalna. Coraz częściej zaczyna mieć zaplecze pseudonaukowe. Zajmujący się para medycyną ?fachowcy? organizują nawet, jak się ostatnio dowiedziałem, sympozja i konferencje. Wykorzystują również najnowsze zdobycia techniki. W niepamięć popada już szklana kula i niezrozumiałe zaklęcia szamanów, które coraz częściej zastępuje wydruk komputerowy. Bez rzetelnie wykonanych stosownych badań żaden lekarz nie podejmie się diagnozy ani doboru terapii. Brak badań stanowi niebezpieczeństwo dla stanu zdrowia pacjenta, może opóźnić leczenie i pogorszyć stan chorego. Już starożytni Rzymianie mawiali ?Caveat empor? (strzeż się nabywco), apelując do wszystkich kupujących, aby wystrzegali się wszelakiego rodzaju szalbierzy i oszustów.
Na koniec chciałem dodać, że jeśli tak dalej będzie, nasz świat zostanie zdominowany przez amulety, talizmany i różne inne ?magiczne? rzeczy, mające uchronić nas przed chorobą, jednak pamiętajcie, że od niej nie da się uciec.