Kultura zaufania i nieufności
Teoria zaufania i nieufności jako osobny nurt socjologiczny zaczęła się rozwijać dopiero od końca lat siedemdziesiątych. Jej głównymi prekursorami byli: Niklas Luhmann, Bernard Barber, Diego Gambetta, Shmuel Eisenstadt, Louis Roniger, James Coleman, Anthony Giddens, Russell Harbin, Francis Fukuyama, Adam Seligman, Piotr Sztompka. Definiując zaufanie i nieufność można powiedzieć, że są to swoiste zakłady na temat przyszłych, niepewnych działań innych ludzi. Słowo „zakład” w tej definicji ma podkreślić, że zaufanie to nie tylko kontemplacyjna nadzieja, ale oparte na tym zaangażowanie, podjęcie jakiejś niedającej się odwrócić i obarczonej ryzykiem decyzji. Wierzę, że ta kobieta będzie uczciwa i wierna, z nią więc się ożenię. Wierzę, że technicy i piloci PLL LOT są wysoko kwalifikowani, wsiadam więc do samolotu. Można wyróżnić trzy kategorie oczekiwań:
• efektywnościowe – dotyczące instrumentalnych właściwości działań podejmowanych przez partnerów,
• aksjologiczne – dotyczące oczekiwania działań odpowiedzialnych, sprawiedliwych, fair, prawdomówności,
• opiekuńcze – związane z oczekiwaniem, że inni będą bezinteresownie dbać o nasze sprawy, że będą szlachetni, pomocni, altruistyczni.
Odwrotna logika rządzi wyrażaniem nieufności. Najsłabszy i najmniej ryzykowny zakład to uznanie, że inni działać będą egoistycznie i interesownie, dbając przede wszystkim o własne sprawy.
Historia i postępowanie ludzi dowiodło, że daleko szybciej i łatwiej można zawieść się w wyrażanym zaufaniu niż przełamać zakładaną nieufność. Nawet pojedyncze działanie sprzeczne z naszymi oczekiwaniami może doprowadzić do załamania się zaufania, potrzebujemy natomiast wielu konsekwentnych dowodów, aby uznać, że nasz nieufność była bezzasadna. Mówiąc inaczej: daleko łatwiej jest utracić zaufanie niż je zdobyć.
„Rozbierając” każde społeczeństwo na czynniki pierwsze zaufania i nieufności zacznijmy od grupy zaufania osobistego. Dotyczy ono konkretnych, znajomych osób. Naszym polem działania jest najbliższa rodzina, znajomi i przyjaciele.
Nieco bardziej abstrakcyjny charakter ma zaufanie pozycyjne, kierowane do określonych ról społecznych, zawodów, stanowisk, urzędów, bez względu na to, kto je konkretnie zajmuje. Każdy, kto pełni rolę obdarzoną społecznych zaufaniem (np. lekarz, adwokat, duchowny), posiada z tego tytułu pewien wstępny „kredyt zaufania” niezależny od jego przymiotów osobistych.
Starsi zapominają, a młodzi nie mogą pamiętać, jak opresyjne mieliśmy państwo za poprzedniego ustroju. Choćby terror wpisany w mechanizm rządzenia, księżycowa ekonomia, brak jawności i bezkarność klik rządzących w stolicy i na prowincji czyniły z kraju istny zoolog. Afera Rywina i inne, coraz liczniejsze przykłady korupcji i złodziejstwa, legislacyjne knoty, luksusowe limuzyny ministra chorej służby zdrowia, okrucieństwo właściciela fabryki w Ożarowie i prezesa firmy w Elblągu - żeby wymienić wydarzenia z ostatnich dni - układają się biednym ludziom w spójną całość. Identyfikują ją właśnie z państwem. Opresyjnym, bo gnębiącym obywateli oraz odbierającym im otuchę i nadzieję na poprawę losu. W tej sytuacji inaczej jawi się też kształt niektórych zjawisk, do których tak zwane elity odnoszą się z niechętnym - delikatnie mówiąc - dystansem. Sąsiad słucha Radia Maryja, które mówi językiem gnębionych, a nie elit, które go zdradziły.
Coraz częściej młodzi ludzie, dla których ta nasza Rzeczpospolita, drugiej już dekady ustrojowej transformacji, jest tworem obcym są zdania, że życie publiczne jest trwale wykolejone, panuje w nim menażeria, wierzą tylko w dobroć i uczciwość wśród rodziny i przyjaciół. Dobroć i uczciwość odnajdujemy jeszcze w małych społecznościach, szczególnie parafialnych, i akcjach charytatywnych. Słyszymy o nich w pozytywce - przedpołudniowym programie Polskiego Radia - gdzie ludzie ludziom dziękują za dobroć i dzielą się jakimiś ułamkami szczęścia. Zawsze dotyczy ono jednak najprostszych relacji człowieka z człowiekiem. Nawet wzruszające powodzenie Wielkiej Orkiestry, która znów nam zagrała w tym roku, opiera się na bezpośrednim kontakcie darczyńcy z wolontariuszem - moim, twoim dzieckiem.
Ludzie jakby nie wierzą w swą potencjalną siłę, która mogłaby odmienić oblicze tej ziemi, choćby przez tworzenie komitetów obywatelskich i branie losów wspólnot terytorialnych we własne ręce. Uciekają, by czerpać otuchę z podstawowych więzi rodzinnych i przyjacielskich.
Ta sytuacja doprowadziła, do tego, że nie jesteśmy już w stanie zaufać politykom ekipy rządzącej. Ma to bardzo ważne znaczenie w przededniu naszego wejścia do Unii Europejskiej. Najłatwiej, oczywiście, oskarżyć rząd Millera o to, że wynegocjował złe warunki. Uczciwość każe jednak ławę oskarżonych znacznie wydłużyć.
Rzecz jasna, obecny rząd ma na niej zapewnione miejsce: przyjął zasadę "aby do akcesji", której klinicznym przejawem jest naciągany budżet, pełen wyczarowywanych na różne sposoby fikcyjnych wpływów i bazujący na nader optymistycznych oszacowaniach przyszłorocznego wzrostu. Nawet "Polityka", mająca wszystkie powody, by z Grzegorzem Kołodką sympatyzować, skomentowała ten budżet jako nadmuchany balon, mający donieść rząd do referendum. Kiedy po ogłoszeniu wyników balon pęknie, okaże się, że w kasie państwa nie ma pieniędzy praktycznie na nic. A ponieważ elementem wspomnianej taktyki jest także odkładanie na czas po referendum reformy finansów publicznych, kosztem dalszego śrubowania obciążeń podatkowych i zadłużania państwa, dziury łatać będzie można jedynie mechanicznym obcinaniem wszystkiego, co jeszcze tylko obciąć można.
Nie stało by się tak, gdyby nie doza zaufania „na dzień dobry” elektoratu wyborczego, która doprowadziła do wykorzystania mandatu społecznego do własnych rozgrywek politycznych i gospodarczych. W dzisiejszych czasach większość z nas swoje zdanie na temat zmian, jakie dokonały się w naszym kraju opiera bezpośrednio o swój status społeczny i majątkowy. Jest on głównym elementem decyzyjnym przy przedłużeniu mandatu zaufania. Ale nie wszyscy wyznają zasadę, że sami jesteśmy „kowalami własnego szczęścia”. Poprzedni system nauczył nas przenoszenia odpowiedzialności za własne niepowodzenia na państwo, nauczył nas życia na kredyt, i lenistwa.
Pocieszeniem jest jednak ktoś, kto kredyt zaufania przekształcił w wielką osobowość. Największym autorytetem moralnym i społecznym minionego wieku jest Papież Jan Paweł II. Dwadzieścia trzy lata temu papież wpłynął na zmianę wizerunku Kościoła, na sytuację świata, Europy, Polski. Dziś osiemdziesięciodwuletni Jan Paweł II wywiera nie mniejszy wpływ na kulturę, zwłaszcza masową. Nie ukrywa słabości, mówi, że jest w pełni obywatelem tego świata i że ludzkie życie jest wielkim łukiem od maleńkości i bezradności niemowlęctwa po starość, również niedołężną, ale mającą swoją głęboką wartość. Papież nie dał gotowych recept, jak się powinno urządzić świat społeczny, gospodarczy, polityczny. Odwoływał się do indywidualnych sumień, do osobistego poczucia odpowiedzialności. Od początku swojego nauczania papież akcentuje, że wszystko zaczyna się od człowieka - od jego umysłu, serca, czyli wrażliwości na innych, i woli działania.
Inna odmiana zaufania to zaufanie komercyjne, kierowane do towarów: produktów określonej marki, firmy, pochodzących z określonego kraju – a pośrednio dotyczące ich wytwórców. Niestety jest to bardzo kosztowna forma zaufania, na którą nie wszystkich stać. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że utracone zaufanie do „markowych produktów” można łatwiej odzyskać niż zaufanie do „bubla”.
Dalej, spotykamy się z zaufaniem technologicznym – do rozmaitych skomplikowanych systemów technicznych (komunikacyjnych, telekomunikacyjnych, energetycznych, informatycznych), które stanowią coraz bardziej niezbędną infrastrukturę naszego codziennego życia. Takie zaufanie pośrednio tylko odnosi się do ich konstruktorów czy operatorów (np. TP S.A. czy DIALOG, ERA czy IDEA).
Mamy jeszcze zaufanie instytucjonalne, do złożonych bytów organizacyjnych, angażujących liczne zbiorowości anonimowych uczestników (np. do uniwersytetu, banku, giełdy). Wreszcie, najbardziej abstrakcyjna postać zaufania stanowi zaufanie systemowe, kierowane pod adresem całego systemu społecznego i jego uczestników (ustroju, cywilizacji, gospodarki).
Zaufanie i nieufność mogą mieć charakter wybiórczy, zogniskowany tylko na pewnych obiektach lub osobach (ufam mojej rodzinie, ale nie ufam sąsiadom, ufam lekarzom, ale nie ufam adwokatom, ufam bankom, ale nie ufam biurom maklerskim, ufam demokracji, ale nie ufam rynkowi).
Podejmując „zakłady” wyrażające zaufanie lub nieufność wobec określonych osób lub obiektów, motywowani jesteśmy przez różne okoliczności. Najczęściej bierzemy pod uwagę pewne właściwości adresatów zaufania. Kryteria immanentne, jakie bierzemy pod uwagę, są trojakiego rodzaju. Pierwsze stosunkowo niezawodne, to reputacja, a więc znana nam historia działań wcześniejszych, konsekwentnie i w rozmaitych sytuacjach przejawiających oczekiwane przez nas walory. Drugie, bardziej już zawodne kryterium to aktualne osiągnięcia, które nie muszą reprezentować stałego profilu działań, mogą być sporadyczne lub przypadkowe. Wreszcie trzecie, nader już niepewne kryterium to fizjonomia, różne rekwizyty zewnętrzne i symbole statusu stosowane przez osoby czy instytucje (garnitury, krawaty i rolety biznesmenów, limuzyny handlarzy nieruchomościami, marmurowe posadzki w bankach, skórzane fotele w gabinetach dyrektorskich).
Niezależnie od cech adresata czy partnera, istotnym czynnikiem decydującym o zaufaniu lub nieufności jest nasza własna skłonność do udzielania lub do odmowy zaufania, osobista ufność lub nieufność.
Mówimy tu na razie o skłonnościach indywidualnych, psychologicznych. Ale tendencja do obdarzania zaufaniem lub odwrotnie – odmawiania zaufania, może przybrać charakter zbiorowy, społeczny. Ufność lub podejrzliwość mogą stać się mogą „faktami społecznymi). Zaufanie lub brak zaufania stają się wtedy społeczną regułą, a nie tylko osobistą rutyną, normatywnym oczekiwaniem, a nie tylko indywidualną predylekcją. Docieramy tu do trzeciego wymiaru zaufania – wymiaru kulturowego. Reguły kulturowe dotyczące zaufania to skumulowane historyczne efekty doświadczeń zbiorowych.
Przedstawiona teoria zaufania pozwala zarysować kierunek możliwych działań praktycznych, ważnych zwłaszcza wtedy, gdy – jak w naszym społeczeństwie – przeszłe losy pozostawiły głęboko zakodowany odruch nieufności. Jednego zmienić się nie da – historii. Dziedzictwo historyczne, niosące tradycję zaufania lub nieufności, musi być traktowane jako dane. Przedmiotem oddziaływań mogą być tylko składniki teraźniejszości. Konsekwentna aktywność normotwórcza i porządkowanie istniejącego prawa, odsłanianie tajników organizacji społecznej – mechanizmów funkcjonowania gospodarki i polityki, wytwarzanie poczucia stabilności i ciągłości procesów gospodarczych oraz przedsięwzięć politycznych, rządy prawa i odpowiedzialność władzy wszystkich szczebli, pełna realizacja praw i rygorystyczne egzekwowanie obowiązków – oto niektóre strategie, jakie implikuje przedstawiony model.
Jednym słowem kultura zaufania ma tym większe szanse, im społeczeństwo staje się zasobniejsze, a ludzie uczciwsi.
Wykorzystano:
• „Krótka pamięć” Maciej Rosiak
• „Wiedza i Życie” Nr 81997
• „Wszystko zaczyna się od człowieka” Małgorzata Solecka
• „Socjologia” Piotr Sztompka