Polacy w walkach o zachodnią Europę
Polacy w walkach o Zachodnią Europę
„Strzelcy! Przypada Wam w udziale ten ogromny zaszczyt, że wy pierwsi ruszacie na pole walki i macie ponieść w obce strony honor polskiej armii (...) Strzelcy! Na Was zwrócone są dziś oczy wszystkich towarzyszy broni, wszystkich towarzyszy tułactwa. Jutro zwróci się do was umęczony Kraj, by w Waszych czynach zaczerpnąć wiary oraz mocy dla dalszego wytrwania. Wiem, że okażecie się godni wielkiego zadania, jakie Wam poruczyłem , wiem, że zachowując ścisłe braterstwo broni z Waszymi kolegami francuskimi i angielskimi rywalizować będziecie z nimi na polu wypełniania żołnierskiego obowiązku.” – głosił fragment rozkazu wydanego 15 kwietnia 1940 roku przez gen. Władysława Sikorskiego z okazji wyruszenia Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich na nowy front wojny, do Norwegii, gdzie od 9 kwietnia lądowały wojska niemieckie. Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich była jedną z polskich jednostek, która obok 1 Dyw. Grenadierów Polskich (dowodzonej przez gen. Bolesława Ducha), 2 Dywizji Strzelców Pieszych (pod dowóctwem Gen. Prugara-Keetlinga) i 10 Brygady Pancernej (dowodzonej przez gen Stanisława Maczka) – została w całości wprowadzona do akcji na frontach w 1940 r. SBSP zorganizowana została w Camp de Coetqudian. Był to stary francuski obóz wojskowy, położony w małej, składającej się z kilku zaledwie domów, wiosce bretońskiej. Ze światem miejscowość ta była połączona wlekącą się godzinami wąskotorówką. Brygada Podhalańska, której nazwa ta została nadana dla podtrzymania tradycji pułków podhalańskich naszego wojska miała wejść w skład francuskiego Posiłkowego Korpusu Ekspedycyjnego przeznaczonego do Finlandii, prowadzącej wówczas wojnę z ZSRR. Decyzja o zorganizowaniu polskiej brygady w ramach korpusu zapadła na odprawie u Naczelnego Wodza w dniu 15.01.1940 r. Na dowódcę brygady został wyznaczony płk dypl. Zygmunt Szyszko-Bohusz, przed wyruszeniem do Norwegii awansowany do stopnia generała. Na SBSP złożyły się: trzy bataliony wydzielone z 1 dyw. Grenadierów, jeden z 2 dyw. Piechoty. Stan liczbowy brygady wynosił 4778 ludzi. Ogólna ilość pojazdów mechanicznych w brygadzie była następująca: samochody osobowe – 22, półciężarowe – 174, ciężarowe – 9, motocykle z przyczepką – 51, solówki i motory – 19, ciągniki – 18. 9 kwietnia o godzinie 4.45 dziewięć niemieckich niszczycieli wpłynęło do Ofotfjordu i zatopiło dwa norweskie okręty. Norweski komendant garnizonu Narwik, płk Sundlo, bez walki poddał miasto oddziałom niemieckim. SBSP z chwilą wylądowania w Norwegii pod względem taktycznym weszła w skład zaimprowizowanej 1 lekkiej dywizji Strzelców („1 Division Legere de Chaseurs”). 9 kwietnia Narwik zajęli Niemcy, 27-28 miasto odbito. Niedługo, bo niespełna miesiąc, przebywali Polscy Strzelcy w Norwegii, gdyż niepomyślny dla aliantów przebieg niemieckiej ofensywy we Flandrii i Francji kazał im wycofać korpus ekspedycyjny z Narwiku zaledwie kilka dni po jego zajęciu.
W obronie Norwegii walczyły także polskie okręty. W przeddzień inwazji, 8 kwietnia 1940, w rejonie południowych wybrzeży Norwegii doszło do wydarzenia, które o mało nie przekreśliło hitlerowskiego planu wtargnięcia do tego kraju. Bohaterem jego stał się polski okręt podwodny „Orzeł” dowodzony przez kpt Grudzińskiego. W godzinach rannych 8 IV „Orzeł” wykrył statek hitlerowski „Rio de Janeiro”. Po rozpoznaniu wynurzył się i nadał sygnał nakazujący statkowi zastopowanie maszyn. Niemcy nie posłuchali – zwiększyli prędkość, wówczas „Orzeł” dał dwie serie ostrzegawcze. To poskutkowało. Statek zatrzymał się. Na „Orle” podniesiono sygnał, nakazujący załodze opuszczenie statku w ciągu 15 minut. Hitlerowcy zwlekali – przez cały czas radiotelefonista wzywał pomocy lotnictwa hitlerowskiego. „Orzeł” odpalił torpedę. Trafiony statek przechylił się na prawą burtę, a pokład zaroił się od żołnierzy, którzy zaczęli skakać do wody na tratwy. Zaczął zbliżać się nierozpoznany samolot – „Orzeł” zanurzył się. Storpedowany statek nadal utrzymywał się na powierzchni, a motorówka i dwa kutry norweskie ratowały ludzi. Nie było pewności, że statek zatonie, „Orzeł” odpalił jeszcze jedną torpedę – „Rio de Janeiro” przełamał się i skrył pod powierzchnią wody. Zatopienie „Rio de Janeiro” było poważnym sukcesem „Orła”, tym cenniejszym, że zdradzało hitlerowski plan wtargnięcia do Norwegii.
W walkach w obronie Norwegii uczestniczyły także polskie niszczyciele. 9 kwietnia eskortowały one konwój statków norweskich, a w dziewięć dni później skierowano je pod Narwik. Przybyły tam tylko „Błyskawica” i „Grom” zaś „Burza” musiał zawrócić z powodu uszkodzeń. „Błyskawica” i „Grom” stoczyły pod Narwikiem wiele potyczek z hitlerowskimi bateriami nadbrzeżnymi i samolotami. „Grom” pod dow. kmdr por. Hulewicza ogniem swych dział dniem i nocą nękał hitlerowców. 3 maja 1940 roku wystrzelił około 500 pocisków niszcząc hitlerowską baterię. Hitlerowcy często atakowali go z powietrza. Artylerzyści „Gromu” ataki te odpierali z dużym poświęceniem, ale jeden z nich okazał się tragiczny. 4 maja 1940 – dwie wyjątkowo celnie zrzucone bomby trafiły w kadłub. W rejonie północnych wybrzeży Norwegii dzielnie walczyła także załoga „Błyskawicy”. 2 maja stoczyła pojedynek z baterią pancernych dział lądowych. Po walce dowódca „Błyskawicy” zmuszony był skierować okręt do jednego z fiordów, gdzie usunięto uszkodzenia. Niszczyciel „Burza” udał się w rejony Norwegii dopiero 26 kwietnia. Jego zadaniem była obrona przeciwlotnicza portu Harstad, gdzie znajdowała się baza przeładunkowa dla wojsk alianckich.
Polskie okręty dzielnie walczyły w obronie narodu norweskiego. Wystąpiły w obronie napadniętego kraju przeciw temu samemu wrogowi, który okupował Polskę. Załogi walczyły ofiarnie, nie szczędząc krwi, a nawet życia w myśl hasła „ZA WASZĄ I NASZĄ WOLNOŚĆ”
We Francji walczyła Pierwsza Dywizja Pancerna generała Maczka. Licząca około16 tysięcy żołnierzy i 400 czołgów. Odegrała ona ważną rolę w bitwie pod Falaise od 8 do 22 sierpnia 1944 roku, gdzie wraz z wojskami aliantów zwyciężyła wojska niemieckie.
Zgodnie z otrzymanym zadaniem polska dywizja pancerna przegrupowała się w nocy z 7 na 9 sierpnia i przed świtaniem zajęła podstawy wyjściowe do natarcia na południowym skraju. Caen, po wschodniej stronie szosy Caen-Falaise. Po zachodniej stronie szosy, na tej samej wysokości co i dywizja polska, stanęła kanadyjska 4 dywizja pancerna. Obie dywizje oczekiwały na sygnał natarcia, który miał być nadany w momencie masowego uderzenia lotnictwa sprzymierzonych na przedni skraj niemieckiej pozycji głównej. Sygnał ten jednak opóźnił się. Dopiero około południa dywizje pancerne otrzymały rozkaz wyruszenia na rubież osiągniętą przez dywizje piechoty, przekroczenia u uderzenia na Falaise. 1 dywizja pancerna ugrupowana była w dwa rzuty. W pierwszym rzucie atakowała 10 Brygada Kawalerii Pancernej, wzmocniona brytyjskim pułkiem czołgów-trałów. W drugim rzucie posuwała się 3 Brygada Strzelców. Od świtu 9 sierpnia do wieczora 14 sierpnia 1 dywizja pancerna prowadziła walki, zdobywając parę kilometrów terenu dziennie, nacierając na zajadle bronione rejony i ponosząc ciężkie straty. Do Falaise było ciągle daleko, jednak położenie operacyjne uległo zmianie. Drugą fazę bitwy pod Falaise rozpoczął dla dywizji polskiej marsz w kierunku wschodnim, na Dives. Wzięła do niewoli 137 oficerów (w tym 1 generał) i 4976 szeregowych, zniszczyła 55 czołgów, 49 dział, 38 transporterów, 207 pojazdów mechanicznych. Straty własne dywizji wyniosły 446 zabitych,1501 rannych i 150 zaginionych.
Po krótkim odpoczynku i częściowym uzupełnieniu strat, 31 sierpnia 1 dywizja pancerna przeszła do pościgu, przebywając w ciągu 10 dni blisko 500 km, codziennie staczając po drodze walki, forsując szereg poważnych przeszkód wodnych: Bresle, Somme, Conche, Ternoise, kanał Fosse i zdobywając miasta Abbeville, St. Omer oraz belgijskie miasto Ypres, a potem Roules, Thielt i Rouysselede. Wzięto do niewoli około 4000 jeńców. Miasta belgijskie zdobywano bez stosowania ognia artylerii, ale po prostu w wyniku szybkich działań czołgów i piechoty zmotoryzowanej zaskakiwano załogi niemieckie, a rozstrzygające efekty uzyskiwano w walce wręcz. Spontanicznej radości mieszkańców tych miast nie było końca. Wznoszono okrzyki: Viva la Pologne! Vive la Belgique! W walkach na ziemi belgijskiej i w enklawie holenderskiej, ciągnącej się klinem wzdłuż ujścia Skaldy na zachód od Antwerpii, dywizja zapisała na swoim rachunku bojowym: ostateczne oswobodzenie Gandawy, wyzwolenie St. Nicolas, Lokern, St. Gilles-Waas, La Trompe, Stekkene, a w szczególności 5-dniowy bój o ujście Skaldy, zakończony zdobyciem miast Axel i Hulst, portu Ter-Neuzen i utopieniem w Skaldzie większości niemieckiej samodzielnej grupy gen. Neumana.
Poczynając od 28 września 1 dywizja pancerna realizowała nowy cykl działań, których celem ostatecznym było opanowanie południowego brzegu dolnej Mozy i mostów Hollandsche Diep, co w konsekwencji miało zabezpieczyć normalną pracę portu Antwerpia. Podstawę wyjściową dywizji stanowił przyczółek brytyjski na kanale Antwerpia-Turnhout, skąd 29 września, w strugach deszczu ruszyło natarcie polskie. Wieczorem padło Wolfputten, nazajutrz z marszu zdobyto Marxplas. 1 października przypadł akurat w niedzielę. W zwyczaju dywizji leżało odprawienie w dzień świąteczny mszy polowej: tym razem poprzedziła ona akcję na Zondereigen. Serdeczne zainteresowanie Polakami okazywali Belgowie. Dzień 14 października przeszedł do kronik dywizyjnych jako data zaprzyjaźnienia się polsko-belgijskiego. Dowódca 1 korpusu brytyjskiego zmienił dywizji kierunek dalszego natarcia, nakazując uderzyć na Bredę. Opanowanie jej nastąpiło w wyniku działań okrążających.
Walczono o każdy dom i ulicę. W ruch poszły bagnety i noże. W pierwszej linii szli obserwatorzy artyleryjscy. Nie padł jednak ani jeden strzał artyleryjski. 30 października miasto zostało ostatecznie oczyszczone z nieprzyjaciela. Radość mieszkańców nie miała końca. Ludność oceniała należycie starania Polaków. Rano 30 października we wszystkich oknach ukazały się drukowane nalepki z napisem: „Dziękujemy Wam, Polacy”. W parę dni później wszystkim żołnierzom 1 dywizji pancernej władze miejskie nadały honorowe obywatelstwo miasta, zaś dywizję udekorowano złotym medalem. Dowódca armii generał Crerer na konferencji prasowej z okazji zdobycia Bredy oświadczył dziennikarzom: „Żaden z dowódców sprzymierzonych nie miał lepszych żołnierzy niż ja, mając u swego boku żołnierzy polskich. Wykonali oni każde powierzone im zadanie. Polacy wykazali najwyższy poziom wartości wojskowych.”
Ostatnim jesiennym działaniem 1 dywizji pancernej było osiągnięcie dolnej Mozy na odcinku Hollandsche Diep. W tym miejscu znajdują się najdłuższe w Europie mosty: drogowy i kolejowy. W maju 1940 r. Mosty te zostały opanowane przez dwa niemieckie bataliony spadochronowe. W listopadzie 1944 roku zadanie opanowania tych mostów otrzymała 1 dywizja pancerna. Niestety oba mosty Niemcy zdążyli wysadzić. Straty dywizji w okresie działań o ujście Mozy wynosiły 84 oficerów i 1325 szeregowych.
Na polach Belgii, Francji i Holandii wyróżniła się, oprócz 1 Dywizji Pancernej także Pierwsza Samodzielna Brygada Spadochronowa gen Sosabowskiego. Od 19 czerwca do 3 lipca 1944 r. Przeprowadzona została w brygadzie mobilizacja materiałowa, po czym brygada została przesunięta na poligon w Stamford-Peterborough, w środkowej Anglii. Wówczas przystąpiono do treningu w skosach grupowych w ramach kompanii, batalionu i całej brygady. 12 września, dowódca korpusu powietrznego generał Browning na odprawie podległych mu dowódców zapowiedział operację o nazwie „Market”. Operacja miała się rozpocząć 17 września 1944 roku. Brygada, łącznie z brytyjską dywizją, miała opanować mosty na rzece Dolny Ren i zorganizować przedmoście na północnym brzegu rzeki z tym, że dywizja brytyjska wraz z brygadowym dywizjonem przeciwpancernym, przewożonym na szybowcach, wylądować miała na północnym brzegu, reszta zaś polskiej brygady, tj. rzut spadochronowy – miała lądować na południowym brzegu, w rejonie miejscowości Elden. Operacja rozpoczęła się w oznaczonym terminie. Przy lądowaniu żołnierze ponieśli bardzo poważne straty wskutek ognia nieprzyjacielskiej artylerii przeciwlotniczej i karabinów maszynowych. Rzut spadochronowy po osiągnięciu wyznaczonych lotnisk został poinformowany, że mgła, która pokrywała całą okolicę może utrudnić start. 21 września o godzinie 8.00 oddziały brygady zostały ponownie zgrupowane na lotniskach. Mgła była nieco mniejsza niż w dniach poprzednich, jednak pewności co do startu nie było. Nic też nie mógł powiedzieć dowódca lotniska. Wobec czego gen Sosabowski połączył się telefonicznie ze sztabem 1 powietrznej armii alianckiej, skąd otrzymał zapewnienie, że brygada odleci tego dnia, o ile warunki atmosferyczne na to pozwolą. Wreszcie o godzinie 14.20 nastąpił start chociaż mgła jeszcze nie ustąpiła. O godzinie 17.15 nastąpił sygnał do skoku. Niemcy przyjęli lądującą brygadę ogniem moździerzy i karabinów maszynowych, jednak po krótkiej walce ulegli. Wkrótce po dokonanej zbiórce brygady stwierdzono brak prawie połowy żołnierzy. Po dojściu nad brzeg Renu stwierdzono ku ogólnemu rozczarowaniu, że nie ma ani promu ani też żadnych środków przeprawczych. Około godziny 22.00 zjawił się kpt. Zwolański i zameldował, że dywizja jest spychana przez przeważające siły nieprzyjaciela, a prom w ciągu nocy z 20 na 21 września został opanowany i zniszczony przez Niemców. O godzinie 14.00 dnia 22 września przybył do brygady szef sztabu 1 brytyjskiej dywizji powietrznej i prosił, aby w ciągu nocy przeprawić na północny brzeg, gdyż położenie dywizji jest nader ciężkie i potrzebuje ona skutecznej pomocy. Z zapadnięciem zmroku rozpoczęto przeprawę pod silnym ogniem nieprzyjacielskich moździerzy i karabinów maszynowych. Zdołano przeprawić tylko około 50 ludzi z 8 kompanii, gdyż łodzie podziurawione kulami zatonęły. Po tragicznej bitwie pod Arnhem brygada została przerzucona do rejonu nad Mozą. Brygada powróciła na kontynent w maju 1945 r. I weszła w skład sił alianckich, okupujących Niemcy Zachodnie (B.A.O.R.).
Działalność okrętów polskich przy wybrzeżach francuskich zainicjowała „Burza”. 24 maja została ona odwołana z patrolu i skierowana w rejon Calais (Kale) do wzmocnienia dwóch niszczycieli angielskich, które zajęte były ostrzeliwaniem niemieckich niszczycieli kolumny pancernej posuwającej się nadmorską drogą. Wkrótce ogień do czołgów otworzyła także „Burza”.
Gdy nad zespołem pojawiła się eskadra nieprzyjacielskich samolotów nurkujących w sile 27 bombowców – pierwsza seria bomb trafiła i zatopiła niszczyciel angielski, drugi skrył się za zasłoną dymną i nie brał udziału w walce. Atak lotnictwa niemieckiego skupił się na „Burzy”. Przeciwnik atakował z różnych kierunków i wysokości. Marynarze polscy dzielnie podjęli walkę. Atak trwał około 15 minut. Choć okręt został uszkodzony atak niemiecki zakończył się niepowodzeniem – jeden samolot został zniszczony a drugi uszkodzony.
Działania na wybrzeżach francuskich należały do jednych z najtrudniejszych. Marynarze polscy w pełni zdali w nich egzamin dojrzałości taktycznej, męstwa i ofiarności, przyczyniając się w poważnym stopniu do przeprowadzenia ewakuacji wojsk alianckich.
Po kapitulacji Francji około 25 tysięcy żołnierzy polskich ewakuował Rząd Sikorskiego do Wielkiej Brytanii, gdzie utworzyli oni I Korpus Polski rozmieszczony na terenie Szkocji.
Wysiłek bojowy polskiego lotnictwa w drugiej wojnie światowej określiły straty zadane nieprzyjacielowi w przeprowadzonych operacjach wojsk sprzymierzonych. Wyrazić go można liczbą wykonanych lotów bojowych i nalotem, czyli czasem przebywania samolotów w powietrzu podczas wykonywania zadań. Wysiłek ten określają m.in. liczba zestrzelonych samolotów nieprzyjaciela, tonaż zrzuconych bomb na cele wroga, liczba lotów na osłonę operacji powietrznych, morskich i lądowych, lotów na rozpoznanie ruchów i zamiarów nieprzyjaciela, liczba przeprowadzonych desantów powietrznych, lotów na zrzuty skoczków i zasobników z zaopatrzeniem dla ruchu oporu w okupowanych krajach Europy, lotów na wykrywanie i niszczenie nieprzyjacielskiej floty nawodnej i podwodnej, na niszczenie celów naziemnych.
Hitler liczył na to, że po zwycięstwie nad Francją uda mu się nakłonić Wielką Brytanię do zawarcia pokoju i tym samym uzyskać swobodę działania na Wschodzie. Głównym bowiem celem jego ekspansywnych poczynań był podbój Francji i Wielkiej Brytanii, a następnie Związku Radzieckiego.
Po ustaniu działań wojennych w Polsce we wrześniu 1939 r. Większość personelu lotniczego znalazła się w krajach neutralnych – Rumunii i na Węgrzech. Stamtąd lotnicy polscy kierowali się do Francji, gdzie powstał rząd polski z generałem Władysławem Sikorskim na czele. Rząd polski czynił starania, by na terenie państw wojennych sprzymierzeńców Polski – Francji i Wielkiej Brytanii – pozostających od 3 września 1939 r. W stanie wojny z Rzeszą niemiecką, zostały zorganizowane Polskie Siły Zbrojne (PSZ), a w ich składzie również oddziały lotnicze. Ustalono, że Wielka Brytania przyjmie kontyngent polskiego lotnictwa w liczbie 300 osób personelu latającego oraz 2000 osób personelu technicznego i pomocniczego. W tym czasie, już od grudnia 1939 r., do Anglii przybywali polscy lotnicy. Ostatni transport z ustalonego kontyngentu 2300 lotników przybył w maju 1940 r. Polskie władze lotnicze domagały się utworzenia z przybyłych lotników dwóch dywizjonów myśliwskich i dwóch dywizjonów bombowych. Po klęsce Francji w czerwcu 1940 r. Żołnierze Wojska Polskiego we Francji, w tym również lotnicy, przybyli do Anglii, by u jej boku kontynuować walę z wrogiem.
Polskie dywizjony bojowe w Wielkiej Brytanii były zależne od władz RAF. Samodzielność lotnictwa w ramach Polskich Sił Zbrojnych była bardzo problematyczna. Władze brytyjskie przygotowały dla Polaków ośrodek szkoleniowy na najstarszym lotnisku RAF w mieście Eastchurch, na jednej z wysp przy ujściu Tamizy, 40 mil na wschód od Londynu. Lotnisko to nie było od dawna używane, ale baraki mieszkalne i kasyno oraz żołnierskie kuchnie były ciągle w dobrym stanie i mogły z powodzeniem pomieścić 2300 polskich lotników. W sierpniu walczyło w dywizjonach brytyjskich 42 polskich myśliwców, we wrześniu liczba ta wzrosła do 53 i w październiku do 73.
Polacy wykazywali się wielką odwagą i zdecydowaniem, swoją brawurą porywali nieraz brytyjskich kolegów do walki z przeważającym wrogiem. Świadczą o tym liczne pochlebne wypowiedzi i opinie oficerów RAF zachowane w dokumentach i pamiętnikarskich przekazach .
W czasie bitwy o Anglię (lipiec-październik) Polacy walczący w dywizjonach brytyjskich zestrzelili ogółem: na pewno – 77 i ½, prawdopodobnie – 16, uszkodzili 29 nieprzyjacielskich samolotów. Największą liczbę pewnych zestrzeleń odnieśli: ppor. Skalski – 6, sierż. Głowacki – 6, por. Witorzeńć – 5, ppor. Własnowolski – 5, ppor. Surma – 5, ppor. Pniak – 4, por. Duryasz –4, por. Nowierski – 3, por. Szczęsny – 3. Straty własne tej grupy pilotów wyniosły 19 poległych. Tak więc stosunek strat do zwycięstw wynosił 1 do 4.
W drugiej połowie 1940 r., a więc w okresie dużego zagrożenia Wysp brytyjskich ze strony hitlerowskiej Rzeszy, w ogniu powietrznej bitwy o Anglię zorganizowały się i przeszkoliły na „Hurricane’ach” dwa polskie dywizjony myśliwskie – 302 i 303. Weszły one do bitwy o Wielką Brytanię w drugiej połowie sierpnia. We wrześniu osiągnęły gotowość bojową i pośrednio włączyły się do walki dwa polskie dywizjony bombowe – 300 i 301.W tym samym roku zostały zorganizowane dwa następne dywizjonu bombowe – 304 i 305, dwa dywizjony myśliwskie dzienne – 306 i 308, jeden dywizjon myśliwski nocny – 307 oraz jeden dywizjon współpracy – 309. Osiągnęły one gotowość bojową pod koniec 1940 r. lub na początku 1941 r. Każda polska jednostka bojowa miała swoją odznakę. Całość lotnictwa zjednoczona była pod wspólnym lotniczym sztandarem ufundowanym przez społeczeństwo polskie w kraju. Polski dywizjony lotnicze, działając operacyjnie w ramach RAF, wzięły udział prawie we wszystkich ważniejszych operacjach lotniczych na frontach zachodnich, a mianowicie: w bitwie o Wielką Brytanię w 1940r., w tzw. Bitwie o Atlantyk w okresie 1940-1945, w ofensywie powietrznej nad okupowane kraje Europy w latach 1941-1945, w walkach nad Dieppe 19 sierpnia 1942 r., w zaopatrywaniu w sprzęt wojenny ruchu oporu w krajach okupowanych Europy w latach 1942-1945, w walkach nad Afryką i Włochami w okresie 1943-1945, w tzw. bitwie o Ruhrę w 1943 r., w strategicznych bombardowaniach Niemiec w 1943-1945, w inwazji w północnej Francji w 1944 r., w walkach o wyzwolenie Francji, Belgii, Holandii 1944-1945 i wreszcie w ataku na Niemcy w 1945 r.
Od pierwszego do ostatniego dnia wojny Wielkiej Brytanii i Francji przeciw Trzeciej Rzeszy trwała bez przerwy tzw. Bitwa o Atlantyk. Nazwą tą określano całokształt walk o panowanie na morskich szlakach komunikacyjnych, na Oceanie Atlantyckim i innych akwenach morskich prowadzonych przez floty wojenne aliantów oraz ich lotnictwo przeciwko niemieckiej flocie wojennej, przede wszystkim przeciwko niemieckim okrętom podwodnym. Do walki z niemiecką KRIEGSMARINE alianci zaangażowali olbrzymią flotę wojenną, włączono do niej też silne lotnictwo Coastal Command, w składzie którego od 10 maja 1942 r. walczył 307 Nocny Dywizjon Myśliwski Lwowski dowodzony przez kpt. pil. Stanisława Pietraszkiewicza.
W innej bitwie, zwanej bitwą o Ruhrę, prowadzonej przez aliantów w 1943 r. w celu zniszczenia niemieckiego przemysłu zbrojeniowego w Zagłębiu Ruhry, brały udział polskie dywizjony bombowe: 300 Dywizjon Bombowy Ziemi Mazowieckiej dowodzony przez ppłk. Inż. Pil. Wacława Makowskiego i 305 Dywizjon Bombowy Ziemi Wielkopolskiej, którego dowódcą był ppłk obs. Jan Jankowski.
Dywizjony polskie osiągnęły w swojej działalności bojowej duże sukcesy, najbardziej znany jest 303 Dywizjon Myśliwski Warszawski. Został on zorganizowany 2 sierpnia 1940 r. na lotnisku w Northolt, usytuowanym na zachodnim przedmieściu Londynu. Otrzymał on imię Tadeusza Kościuszki, a jego nazwa angielska brzmiała: 303 Polish Fighter Squadron. Personel latający i techniczny rekrutował się z byłych 111 i 112 eskadr myśliwskich 1 pułku lotniczego na Okęciu w Warszawie. Za odznakę dywizjonu przyjęto odznakę 111 eskadry: okrągłą tarczę pokrytą białymi i amarantowymi pasami ze skrzyżowanymi dwiema kosami. Na skrzyżowaniu kos umieszczona była czapka, jakiej używali chłopi w powstaniu kościuszkowskim (1794). Dookoła tarczy rozmieszczono 13 pięcioramiennych gwiazd symbolizujących 13 stanów Ameryki Północnej – dla upamiętnienia udziału w walkach wyzwoleńczych generała Tadeusza Kościuszki. W dolnej części odznaki znajdował się numer 303. Znakami rozpoznawczymi dywizjonu 303 były namalowane na kadłubach samolotów litery RF. Dywizjon 303 obchodził swoje święto 1 września. Na dowódcę dywizjonu z ramienia RAF został wyznaczony s/l Ronald Kellet. Polskim dowódcą dywizjonu został mjr pil. Zdzisław Krasnodębski, a dowódcami eskadr por. pil. Witold Urbanowicz i kpt. pil. Tadeusz Opulski. 27 października 1940 tak Wł. Sikorski gratulował lotnikom 303 Dywizjonu: „Gratuluję Wam serdecznie wspaniałych sukcesów. Strącając setny aparat wroga, bronicie skutecznie Londynu i pomnażacie sławę lotnictwa polskiego. Wypijcie między sobą zdrowie najbardziej zasłużonych. Pan Prezydent Rzeczypospolitej łączy od siebie serdeczne życzenia.”
Wysiłek bojowy 303 Dywizjonu za okres od 2 sierpnia 1940 do 8 maja 1945 r. przedstawia się następująco: 9900 wykonanych lotów bojowych w czasie 15 866 godzin bojowego nalotu; zestrzelonych samolotów nieprzyjacielskich – 205, prawdopodobnie – 40, uszkodzonych 25; około 250 ton bomb zrzuconych na cele wroga; około 1500 lotów na niszczenie celów naziemnych wroga.
W bitwie o Anglię najwięcej pewnych zestrzeleń niemieckich samolotów mieli piloci: sierż. Frantiek – 17, por. Urbanowicz – 13, por. Hennberg – 8, ppor. Zumbach – 8, sierż. Szaposznikow – 8, ppor. Ferić – 7.