Historia Ubezpieczeń
Znaczenie Ubezpieczeń na tle historii ubezpieczeń
Ubezpieczenia na życie są całkiem nowym instrumentem finansowym. Liczą sobie "dopiero" około ...czterystu lat. To naprawdę niewiele w porównaniu do ubezpieczeń morskich, które mają być może i ...cztery tysiące lat! Ubezpieczenia pojawiały się tam, gdzie pojawiało się ryzyko i gdzie były pieniądze, aby to ryzyko zmniejszyć. Nowożytne ubezpieczenia narodziły się we Włoszech, dzieciństwo spędziły w Holandii, a dojrzałość osiągnęły w Londynie.
Życie jest pełne ryzyka, a co dopiero - prowadzenie interesów. Wiedzieli o tym starożytni kupcy- już dwa tysiące lat przed naszą erą. Handel w tamtych czasach był bardzo ryzykowny, wymagał więc jakiejś formy ubezpieczenia. Aby zminimalizować ryzyko, pojedynczy "biznesmeni" przewożący ładunki między miastami łączyli się w karawany. To jeszcze nie ubezpieczenie, ale zabezpieczenie. Funkcje ubezpieczenia pełniła zawierana między podróżującymi kupcami umowa, że straty poniesione w trakcie podróży przez jednego z nich będą pokrywane solidarnie przez wszystkich. Handlowcy ubezpieczali się więc wzajemnie.
Od najdawniejszych czasów do najbardziej dochodowych - ale jednocześnie ryzykownych - zajęć należał handel morski. Kupcy wyruszali na morze w nadziei na szybkie pomnożenie kapitału dzięki różnicom cen pomiędzy odległymi portami. Na śmiałków czekało wiele niebezpieczeństw - sztormy, zdradliwe rafy i mielizny... Nie zapominajmy też o piratach. Ryzyko było zbyt wielkie, aby organizujący wyprawę handlową mógł je ponosić sam, co przyczyniło się do powstania najstarszego instrumentu o charakterze ubezpieczeniowym - pożyczki morskiej czyli foenus nauticum albo bodmeria.
Pożyczka morska była zaciągana przez kupca przed podróżą, który kupował za nią towary na handel, a czasem nawet sam statek. Umowa nie przewidywała zwrotu w przypadku katastrofy ładunku i tym samym utraty ładunku. Oczywiście, była ona oprocentowana wyżej niż zwykły kredyt, a to dlatego, że odsetki musiały pokryć koszt ubezpieczenia od katastrofy. Przepisy dotyczące pożyczki morskiej zawierał już kodeks Hammurabiego, stosowaną ją w starożytnej Grecji i Rzymie. W bliższych nam czasach rozpowszechniła się w dwunastowiecznych Włoszech.
Oprocentowanie pożyczek morskich zależało od bezpieczeństwa na morskim szlaku, stanu statku, ale przede wszystkim - od odległości. W Genui, włoskim mieście handlowym nad Morzem Tyrreńskim, w której wcześnie upowszechniła się znana od starożytności foenus nauticum, odsetki wahały się od 10 do 20 procent, gdy chodziło o wyprawy do pobliskich portów na Sardynii, Korsyce, w południowej Francji i innych regionach Włoch. Dłużnik zwracał kapitał po powrocie do macierzystego portu. Pożyczka morska zaciągnięta na sfinansowanie wyprawy do odległych portów azjatyckich kosztowała 50 lub więcej procent, przy czym kupiec musiał zwrócić ją agentowi wierzyciela już w porcie docelowym i zaciągnąć nową pożyczkę, jeśli chciał wrócić z innym, zakupionym na miejscu ładunkiem.
Koszty ryzyka
Pożyczka morska była użytecznym instrumentem, miała jednak pewne wady. Wierzyciel ponosił ryzyko nie tylko zatonięcia statku, ale także nieuczciwości dłużnika, który mógł po prostu odpłynąć razem z ładunkiem w siną dal. Ponadto, rynek pożyczek morskich był dość płytki - bankierzy, którzy ich udzielali byli nieliczni, przez co mogli wymuszać wysokie oprocentowanie. Z tych powodu był to dość kosztowny instrument, co było z kolei wadą dla dłużnika. W XIII wieku w Europie rozwinął się rynek kredytów i weksli, które umożliwiały otrzymanie pożyczki na znacznie korzystniejszych warunkach niż w przypadku tradycyjnej foenus naticum. Na dodatek, w 1236 roku papież Grzegorz IX uznał oprocentowanie pożyczek morskich za lichwę, która była zakazana.
Finansowanie wypraw morskich za pomocą weksli pozostawiało kupców narażonymi na finansowe ryzyko katastrofy, ograniczanego wcześniej przez pożyczki morskie. Średniowieczni przedsiębiorcy ograniczali ryzyko tworząc spółki zwane commenda, w których zarówno zyski jak i możliwe straty były dzielone po równo. Z czasem pojawiły się prawdziwe morskie polisy ubezpieczeniowe. Najstarsza znana polisa ubezpieczeniowa została podpisana w 1347 roku w Genui.
Wczesne polisy pokrywały ryzyko morza - risicum maris czyli niebezpieczeństwo zatonięcia statku w wyniku sztormu lub skał podwodnych oraz risicum gentium czyli ryzyko zagarnięcia ładunku przez piratów.
W piętnastym wieku ubezpieczenia morskie rozprzestrzeniły się z Genui do Florencji, Wenecji, później we wszystkich portach na Morzu Śródziemnym i dalej. Włoscy ubezpieczyciele musieli już konkurować z hiszpańskimi i holenderskimi kolegami "z branży". W XVI wieku polisami handlowano z powodzeniem na giełdzie w Amsterdamie, popyt na te instrumenty zapewniały częste wojny na morzach i powszechne korsarstwo. Nie wolno jednak zapominać, że - pomimo bujnego rozwoju ubezpieczeń - większość statków pływała bez polisy. Ubezpieczenia były tak drogie, że bardziej opłacało się po prostu budować lepsze statki i formować zbrojne konwoje dla ochrony przed morskimi rabusiami. Polisy stawały się jednak bardziej popularne w czasie konfliktów zbrojnych. Korzystali z nich także ci kupcy, którzy decydowali się wyłamać z konwoju, aby jako pierwsi dotrzeć ze świeżym towarem do portu.
Stawki za ubezpieczenie były uzależnione odległości, trasy, pory roku i typu statku oraz najnowszych wieści o piratach i korsarzach. W miarę jak rynek ubezpieczeń rozwijał się, rosła konkurencja a ceny spadały. Przykładowo, koszt polisy za podróż z Wenecji do Aleksandrii w 1350 roku wynosił 15 proc. wartości ubezpieczenia ładunku. W 1400 roku - już tylko 2,5 proc. Nie znano jeszcze naukowych metod obliczania ryzyka, szacowano je raczej "na wyczucie" i w wyniku targów pomiędzy stronami. Zdarzało się, że niektórzy ubezpieczyciele wyceniali ryzyko zbyt nisko - korzystali z tego spekulanci, którzy wykupywali polisy na wszelkie statki, nawet jeśli nie mieli w nich udziałów ani towarów i zarabiali na ich zatonięciach. Wszystkie trzy strony - ubezpieczający się przedsiębiorcy, finansiści sprzedający polisy i spekulanci wpływali na popyt i podaż polis i przyczyniali się do ustalenia właściwej ceny.
- "Nagroda w wysokości jednej gwinei za informacje o skradzionych zegarach do odebrania w kawiarni pana Edwarda Lloyda na Tower Street" - tak brzmiała pierwsza wzmianka o najsłynniejszym lokalu gastronomicznym w dziejach ubezpieczeń. W drugiej połowie XVII Anglię ogarnęła moda na picie kawy. W Londynie kapitanowie statków, armatorzy i kupcy pili ją najchętniej w kawiarni U Lloyda (Lloyd's Coffee House) Londynie. Lokal stał się centrum wymiany informacji i negocjowania interesów, w tym sprzedaży polis ubezpieczeniowych. Sam Edward Lloyd zadbał o odpowiednią atmosferę i dobór klienteli - na małej czarnej spotykali się underwriterzy, czyli ludzie zawodowo zajmujący się ubezpieczeniami i właściciele statków. Tak powstała pierwsza z prawdziwego zdarzenia instytucja ubezpieczeniowa - Towarzystwo Ubezpieczeniowe Lloyd's. Przetrwało ono do dziś, obecnie zajmuje się nie tylko ubezpieczaniem frachtu morskiego, ale i wszelkimi innymi rodzajami ryzyk. Można więc powiedzieć, że droga do potęgi finansowej wiodła w tym przypadku przez kawiarnię...
W najdawniejszych czasach gospodarstwa domowe były tworzone przez rozbudowane, wielopokoleniowe rodziny. Nie było więc potrzeby stosowania ubezpieczeń na życie. W przypadku choroby lub inwalidztwa krewni mieli obowiązek opiekować się poszkodowanym, jak również zająć się jego dziećmi w przypadku śmierci. Ponadto członkowie rodu byli zobowiązani pomagać sobie materialnie, co działało podobnie do wzajemnego ubezpieczenia majątkowego.
Te rodzinne więzy uległy rozluźnieniu w rozwijających się w średniowieczu miastach. Zastąpiły je gildie i bractwa, zobowiązane do pomocy wdowom i sierotom po swoich członkach i niskooprocentowanych pożyczek dla "braci" w potrzebie. Właśnie wśród gildii pojawiła się idea ubezpieczenia majątku od ognia, rabunku i innych wypadków losowych. W 1684 w Londynie zawiązano fundusz pod nazwą Przyjacielskie Porozumienie (Friendly Agreement). "Przyjaciele" przystępujący do Porozumienia płacili niewielką opłatę wstępną na pokrycie kosztów i składali zwrotny depozyt, którego wielkość umożliwiała wypłatę odszkodowania w przypadku pożaru przy założeniu, że na każde 200 londyńskich domów raz na piętnaście lat jeden spłonie. Na prowincji wioski łączyły się czasami w większe wspólnoty, zobowiązane do wzajemnego rekompensowania sobie skutków pożaru lub utraty plonów.
Miejskie ubezpieczenia ogniowe były szczególnie popularne w Niemczech, gdzie przetrwały aż do XIX wieku, długo broniąc się przed konkurencją współczesnych polis ubezpieczeniowych. Tzw. towarzystwa ogniowe istniały także na terenie Polski - w 1784 roku w Poznaniu powstało pierwszy Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych, który ubezpieczał ruchomości od ognia. W 1803 dekretem króla pruskiego powołano Towarzystwo Ogniowe Miast w całym zaborze pruskim, a rok później takie samo dla wsi. Zabór rosyjski długo pozostawał w tyle - pierwsze towarzystwo ogniowe powstało dopiero w roku 1900.
W XV wieku we Florencji "wynaleziono" ubezpieczenie posagowe, nazywane Monti delle Doti. Od 1425 roku każdy mężczyzna, któremu urodziła się córka mógł złożyć do miejskiej kasy depozyt na piętnaście lub siedem i pół roku. Po tym czasie, jeśli rzeczona córka wyszła za mąż i małżeństwo zostało skonsumowane, miasto wypłacało posag jej mężowi. Jeśli wcześniej zmarła lub została starą panną, depozyt przechodził na rzecz kasy miasta. Ten ostatni warunek sprawił, że na polisy nie były zbyt wielu chętnych, tym bardziej, że akurat w tym czasie we Florencji wybuchła zaraza, przez co wiele wkładów przepadło... W 1433 roku zmodyfikowano warunki ubezpieczenia - od tej pory w przypadku śmierci dziewczyny wypłacano posag jej ojcu.
W XV wieku w Genui i Barcelonie sprzedawano polisy na życie ...niewolników. Można powiedzieć, że był to specyficzny rodzaj ubezpieczenia majątkowego. Ponieważ w tych burzliwych czasach niewolnikiem można było zostać w wyniku pojmania przez piratów, wprowadzono ubezpieczenie od tej ewentualności - ubezpieczyciel zobowiązywał się wykupić nieszczęśnika. W wielu krajach można też było wykupić polisę na życie obcej, ale znanej osoby, na przykład króla albo papieża. Kiedy ten umierał w przewidzianym terminie, ubezpieczony dostawał określoną sumę - tego rodzaju ubezpieczenia szybko przerodziły się w rodzaj hazardu i zostały zakazane.
Prawdziwe ubezpieczenia na życie wynaleziono w Wielkiej Brytanii pod koniec XVI wieku. Rynek ubezpieczeń morskich był już w pełnym rozkwicie. Naturalnym biegiem rzeczy pojawiła się też potrzeba finansowego zabezpieczenia bliskich na wypadek, gdyby na dno poszedł nie tylko statek, ale i właściciel polisy. Pierwszą znaną historykom polisę ubezpieczeniową sprzedano w 1583 roku niejakiemu Williamowi Gibbonowi. Nie obeszło się bez problemów - umowę zawarto na dwanaście miesięcy. Kiedy pan Gibbon zmarł tuż przed końcem ważności polisy, ubezpieczyciele odmówili wypłaty odszkodowania, argumentując, że miesiąc trwa według prawa 28 dni. Sąd rozstrzygnął spór na korzyść spadkobierców Gibbona. Najstarsze towarzystwo ubezpieczeń na życie powstało jednak ponad sto lat później, w 1699. Nosiło ono nazwę Towarzystwo Opieki dla Wdów i Sierot, oczywiście opiekowało się tylko tymi wdowami i sierotami, których śp. małżonkowie i ojcowie wykupili za życia polisę.
Po drugiej stronie kanału La Manche, w Paryżu, pojawiła się inna forma ubezpieczenia na życie - tontyna. Było to stowarzyszenie, którego uczestnicy składali się na wspólny fundusz, inwestowali go i dzielili zyski pomiędzy żyjących członków funduszu. W miarę upływu czasu tych ostatnich było coraz mniej, dzięki czemu wpłaty "na głowę" były coraz większe. Na koniec ostatni pozostały przy życiu członek funduszu otrzymywał cały dochód z kapitału. Nazwa tego rodzaju ubezpieczenia pochodzi od nazwiska włoskiego bankiera Lorenza Tontiego, który założył pierwszy tego rodzaju fundusz we Francji. Warto dodać, że tontyna została zakazana w USA i w Wielkiej Brytanii, gdyż charakter tego ubezpieczenia mógł skłaniać uczestników do udzielania innym uczestnikom pomocy w śmiertelnym zejściu. Do dziś w ograniczonej formie stosuje się ją we Francji.
W 1756 roku powstała pierwsza ubezpieczalnia oparta na formule spółki akcyjnej - The Equitable Society of London. Oferowała długoterminowe ubezpieczenia na życie, jednak najbardziej nowatorskie w jej działalności było stosowanie badań statystycznych do obliczania przeciętnego dalszego trwania życia dla osób w danym wieku. Naukowe szacowanie składki ubezpieczeniowej było możliwe dzięki tzw. Tabeli Wrocławskiej, opracowanej w 1693 przez angielskiego astronoma Edmunda Halley'a. Ponieważ dane statystyczne dostępne w Anglii pozostawiały wiele do życzenia, sir Edmund Halley w pracy analitycznej skorzystał z archiwum miejskiego Wrocławia (wtedy Breslau). Na zlecenie The Equitable Tablica Wrocławska i metodologia obliczania wysokości składki zostały udoskonalone przez dr Richarda Price, twórcę Tablicy z Northampton.
W ślad za Wielką Brytanią podążył rynek ubezpieczeń w Niemczech, Francji i USA, a z czasem także w innych krajach. Do wzrostu popularności polis na życie przyczyniał się szybki rozwój gospodarczy, związane z nim długości życia i tym samym spadek cen polis. Rozwój kolei i coraz większa liczba pasażerów stworzyła popyt na ubezpieczenia od wypadków. Jeśli pojawia się popyt, pojawia się też podaż - dość szybko stało się standardem, że takie ubezpieczenie było zawarte w bilecie. Ubezpieczenia wypadkowe trafiły też do zakładów pracy - najpierw u kolejarzy, później także w fabrykach, co było związane z rozwijającym się prawem pracy.
Postęp techniczny rodził nowe rodzaje ryzyka, to zaś sprzyjało nowym ubezpieczeniom. Masowa produkcja samochodów doprowadziła do rozwoju rynku ubezpieczeń motoryzacyjnych, coraz cenniejsze wyposażenie mieszkań skłania do zakupu polis przeciwko włamaniom itp. Zmieniają się też same firmy ubezpieczeniowe. Od niedawna sprzedażą ubezpieczeń, zwłaszcza na życie, zajęły się także banki. Zjawisko to nosi nazwę bankassurance od angielskich słów bank (to samo co po polsku) i insurance (ubezpieczenie). Sprzyja to tworzeniu potężnych grup - holdingów finansowych, oferujących niewyobrażalny niegdyś zestaw możliwości i opcji inwestycyjno-ubezpieczeniowych. Historia ubezpieczeń, na naszych oczach, wciąż biegnie naprzód. Na morzach tymczasem pływa coraz więcej statków, dobrze się więc ma najstarsze z ubezpieczeń - morskie.