Człowiek wobec władzy w różnych epokach literatury.
Świat nie jest sprawiedliwy. Zawsze jedni dostają więcej, niż by chcieli lub prosili, inni natomiast muszą zadowolić się marnym ochłapem egzystencji. Zawsze też znajdzie się taki ktoś, kto przewyższa pozostałych siłą lub sprytem, do kogo fortuna uśmiechnie się trochę bardziej lub los obdarzy go nieco większym rozumem. Tacy ludzie sięgają po władzę, bo w naturze człowieka leży, że gdy ujrzy sposobność do dominacji nad innymi, skorzysta z niej. Jedni stosować będą wyrafinowane metody persfazji, doskonałą znajomość ludzkiej psychiki, intelekt i dar przekonywania, inni użyją siły pięści, albo też pieniądza. Bez względu na narzędzie, liczyć się będzie cel – władza. Dlatego nigdy nie powstanie choćby cień utopijnego państwa, w którym nie będzie rządzących i rządzonych. Ktoś musi dzierżyć insygnia władzy, a ktoś inny przeciwko niej spiskować. Władza rodzi bunt.
I tak przez wieki, od rewolucji do rewolucji, władza przybierała coraz to inne formy. Czasem prawa dyktował król, czasem cesarz. Bywało, że władza trafiała w ręce partii lub po prostu ludu. Czasem poddani mieli więcej praw, kiedy indziej mniej. Nieraz mogli decydować, o tym, co dzieje się w około, w państwie, czy nawet o tym, kto nimi rządzi. Innym razem nie dopuszczano ich do słowa, bezlitośnie karząc każdego, kto ośmielił się przeciwko zwierzchnikom wystąpić. Tak samo zmieniał się stosunek człowieka do władzy. Bywało, że lud jej hołdował, uznając wypełnianie rozkazów za swą powinność lub nawet najwyższy honor. Czasem jednak rodziło się pokolenie buntowników, gotowych obalić ją w krwawych rewolucjach.
Kronikarze i pisarze, niestrudzenie wszystkie te zmiany i relacje między człowiekiem i władzą obserwowali, pieczołowicie i wiernie opisując w swoich dziełach.
W starożytnym państwie greckim i rzymskim olbrzymią rolę odgrywała religia. Wierzono w boskie pochodzenie władzy i tylko ten, kto był potomkiem króla, a więc pochodził od bogów, mógł zasiadać na tronie. Zburzenie takiego porządku, często będące tematem greckich tragedii prowadziło do konfliktu człowiek-władza. Bohaterowie musieli wówczas wybierać, czy chcą służyć prawom Boskim czy też tym ustanowionym przez samozwańczego władcę.
Dziełem które doskonale opisuje taki właśnie problem jest „Antygona” Sofoklesa. Kreon to uosobienie władcy, który objął tron nieuczciwie, dopuszczając się zbrodni na prawowitych spadkobiercach, łamiąc w ten sposób odwieczne prawa boskie. To rodzi buntowniczą i odważną postawę głównej bohaterki, jest bowiem zmuszona, której władzy i czyim rozkazom będzie posłuszna. Z jednej strony stoi król, który zabrania pochować jej ukochanego brata, z drugiej bogowie i nakazywany przez nich szacunek dla zmarłych. Ostatecznie Antygona sprzeciwia się władcy.
Literatura antyczna przedstawia bohaterów, z których prawie każdy w pewien sposób jest posłuszny ustanowionym prawom. Niektórzy jedynie zmuszeni są do wyboru pomiędzy dwoma różnymi systemami. Albo są posłuszni bogom albo tym, którzy siedzą na tronie.
W czasach średniowiecznego feudalizmu społeczeństwo podzielone było na stany. Chłopi należący do pana mieli jedyne prawo – pracować na jego ziemi. Każdy szanujący się pan feudalny miał na swoich usługach rycerzy, którzy w razie niebezpieczeństwa bronili jego włości. Naczelną władzę nad wszystkimi feudałami sprawował król. Dodatkowo ogromną rolę w państwie odgrywał kościół.
Wielki wpływ na kształtowanie się moralności ówczesnego świata, i chyba największy jeżeli chodzi o stosunek ludzi do władzy, miała filozofia zwana tomizmem. Św. Tomasz z Akwinu rozważał miejsce człowieka na drabinie bytów. Według niego każdemu przyporządkowany był przez Boga odpowiedni szczebel. Ktoś, kto urodził się jako chłop, powinien pozostać chłopem i znajdować swoją drogę do niebieskiego królestwa w pracy dla pana. Ten, kto przyszedł na świat jako syn rycerza, miał zostać rycerzem i walczyć dzielnie w obronie ziemi czy honoru. Jeżeli natomiast komuś przypadł w udziale los królewskiego syna, miał być pomazańcem bożym i jako taki powinien po odejściu swojego ojca sprawować władzę nad państwem. Literackim przykładem rycerza lojalnego wobec króla jest Roland. Rzecze on do Oliviera na wiadomość o szykującej się bitwie z saracenami: „Ach, dałby to Bóg. Trzeba nam tu wytrwać dla naszego króla. Dla swego pana trzeba ścierpieć wszelką niedolę i znosić wielkie gorąco i wielkie zimno, i oddać skórę, i nałożyć głową”.
Średniowiecze jasno określiło postawy idealnych władców, rycerzy czy świętych. Nie było w nich miejsca na negatywny stosunek do władzy. Każdy traktował posiadanie pana jako naturalny porządek świata. Tak postanowił Bóg. Człowiek chcąc trafić po śmierci do raju musiał z zaangażowaniem wypełniać rolę, którą nałożyło na niego życie.
Pod koniec wieków średnich pojawia się w literaturze dzieło w którym autor ukazuje swój negatywny stosunek do wszystkich tych, którzy rządzili całym społeczeństwem. W Boskiej komedii Dantego znajdujemy opis najniższego kręgu piekieł i tam największe męki cierpią właśnie ci, którzy dotychczas sprawowali władzę.
Epoka renesansu przynosi potężne zmiany w postrzeganiu władzy. Następuje rozłam kościoła i wyodrębniają się różne jego oblicza. Przez utratę spójności, nie jest on w stanie odgrywać dalej tak wielkiej jak dotąd roli w kształtowaniu się moralności społeczeństwa. O wiele ważniejszym staje się głos króla, który aż do chwili obecnej pozostawał podporządkowany papiestwu. Również społeczeństwo inaczej postrzega rzeczywistość i swoje w niej miejsce. Nie ma już tak silnej jak dotąd wiary w to, że należy z bez sprzeciwu wypełniać swoją powinność. Odzywają się głosy krytyczne, pojawiają się sprzeciwy. Król może zostać wyśmiany lub napiętnowany w satyrze.
System sprawowania władzy krytykuje Jan Kochanowski w swojej sztuce „Odprawa posłów greckich”. Pod płaszczem antycznych wydarzeń, ukazuje w jaki sposób, współcześni jemu władcy przedkładają prywatę nad dobro narodu. Pokazuje, że jedyną wartością jest dla nich pieniądz i nim można kupić prawa i sprawiedliwość.
„O nierządne królestwo i zginienia bliskie,
Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość
Ma miejsca, ale wszystko złotem kupić trzeba!”
Również w pieśniach wyraża Kochanowski swoją opinię na temat władców. Mówi o tym, że władza powinna służyć ludowi, a nie samemu władcy. Że rządzący powinni dbać o poddanych, a nie jedynie czerpać z racji tytułu różnorakie korzyści.
Wy, którzy Pospolitą Rzeczą władacie,
A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie,
Wy, mówię, którym ludzi paść poruczono
I zwirzchnośći nad stadem bożym zwierzono
Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,
Żeście miejsce zasiedli boże na ziemi,
Z którego macie nie tak swe właśnie rzeczy,
Jako wszytsek ludzki mieć rodzaj na pieczy [...]
Kolejnym poetą, który podjął krytykę systemu w państwie jest Frycz Modrzewski. W drugiej księdze swojego dzieła „O poprawie Rzeczypospolitej” przedstawia sytuację, w której dwóch ludzi - szlachcic i plebejusz doprowadza do śmierci trzeciego. Ponieważ nie można ustalić kto jest odpowiedzialny za zbrodnię, a „prawo nasze nie pozwalało karać dwu ludzi za jedno mężobójstwo”, plebejuszowi obcinają głowę, podczas gdy szlachcic spokojnie i bezkarnie odchodzi. Frycz Modrzewski krytykuje taką władzę, która lepiej traktuje wyżej urodzonych. Mówi, że powinno się wszystkich, bez względu na pochodzenie karać równo, a może nawet surowiej traktować tych, którzy z racji statusu życia mają większą świadomość popełnianych czynów. Ich zbrodnie są bardziej widoczne i mogą znaleźć więcej naśladowców. Stan i pozycja społeczna zobowiązują!
Nawet wielki kaznodzieja, Piotr Skarga nie omija w swoich kazaniach tematu władzy. Obwinia ją o to, że nie zapewnia swoim poddanym dostatecznej obrony. Mówiąc o chorobach Rzeczypospolitej wymienia:
„[...] Pierwsze jest – nieżyczliwość ludzka ku Rzeczypospolitej i chciwość domowego łakomstwa. Druga – niezgody i roztyrki sąsiedzkie. Trzecia – naruszenie religiej katolickiej i przysada heretyckiej zarazy. Czwarta – dostojności królewskiej i władzy osłabienie. Piąta – prawa niesprawiedliwe.[...]”
Krytykuje władzę i władców. Mówi o nieuczciwie ustanowionych prawach, o upadku obyczajów i dostojeństwa. Przekonuje do swojego zadania lud. Stara się przekonać lud do swojego zdania, a tym samym odnowić choć władzy nad społeczeństwem w rękach kościoła.
Renesans widział władzę już nie jako świętość, coś czemu trzeba hołdować, ale jako pewien przywilej dany nielicznym. Rządzeni nie bali się już wyrazić swojej negatywnej często opinii na temat rządzących. Jeśli trzeba potrafili z nich Kpić. Właśnie tak, prześmiewczo i z wielką dozą ironii przedstawiają w swoich utworach władzę dwaj poeci. Jan Kochanowski w satyrach i Mikołaj Rej w „Krótkiej rozprawie między trzema osobami: Panem, Wójtem a Plebanem”. Odrzeć niesprawiedliwych z majestatu – to tyle co odebrać im włądzę.
Barok to czas pierwszych królów elekcyjnych i w konsekwencji osłabienie władzy. Dotąd Polacy byli dumni byli dumni, gdy władał nimi król z dziada pradziada. Zdarzało im się wtedy krytykować go, ale nigdy nie buntowali się i nie sięgali po władzę tak bardzo, jak miało to miejsce w Baroku. Król wybierany spośród równej sobie szlachty nie miał wśród swoich poddanych absolutnego zaufania. Miał też wielu wrogów, choćby tych którzy nie zostali wybrani i paradoksalnie od nich właśnie był zależny. Jak mówiło ówczesne przysłowie „Szlachcic na zagrodzie, równy wojewodzie”. Można śmiało mówić o swoistej burzy jaką rozpętały te wieki w stosunkach między obywatelami a władającymi państwem. Chłopi zbuntowani przeciwko panom, szlachta skłócona między sobą i królem, wróg u granic.
Poetą który postanowił opisać to, co działo się na jego oczach. był Wacław Potocki. W swoim wierszu „Nierządem Polska stoi” przedstawia taki oto obraz ojczyzny Rzeczpospolitej – to uproszczony, al. Wierny obraz tamtych poddanych i władających:
„Nierządem powiedział ktoś dawno, Polska stoi.
Gdyby dziś pojżrał z grobu po ojczyźnie swojej,
Zawołałby co gardła: wracam znowu, skądem,
Żebym tak srogim z Polską nie ginął nierządem.
Co rok to nowe prawa i konstytucyje,
Ale właśnie w tej wadze minucyje:
Póty leżą na stole, póty nam się zdadzą
Póki astrologowie inszych nie wydadzą
Dalej w kąt albo małym dzieciom do zabawy;[...]”
Szlachta co chwilę ustanawia nowe prawa, a stare tracą wartość. Król nie ma właściwie żadnej władzy. Nic dziwnego więc, że stosunek ludzi do władzy jest bardzo negatywny. W kolejnych utworach takich jak „Zbytki polskie” czy „Pospolite ruszenie” poeta ten zarzuca szlachcie, jako rządzącej państwem prywatę i przekupność. Mówi, że upadek Polski zawdzięczamy właśnie nieudolnej władzy, ale również temu, że rządzą nią nie ci, którzy mogliby ojczyznę naprawić, ale ci którzy kupili najwięcej kresek. W „Wojnie chocimskiej” Potocki pokazuje, jak całkowicie zaniedbany został stan rycerski. Nikt już nie jest w stanie bronić państwa, a hrabiowie i książęta zamiast martwić się losem ludzi, dbają tylko i wyłącznie o swój majątek.
„Fizyczny” bunt przeciwko władzy ma miejsce w kolejnej epoce jaką jest oświecenie. Na świecie zostaje podpisana deklaracja praw człowieka. Zapewnia ona niższym warstwom społecznym równość wobec prawa. We Francji ma w tym czasie miejsce wielka rewolucja. Dotychczasowa władza jest w brutalny sposób likwidowana. Wielu wysoko postawionych obywateli w tym sam król, zostaje ściętych na szafocie. Tymczasem w Polsce, następuje pierwszy rozbiór, który bardzo źle wpływa na stosunki miedzy władzą a ludem. Obywatele przestają wierzyć w to, że państwo jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwo. Narastają liczne wewnętrzne konflikty. Jakby wbrew nim zostaje uchwalona konstytucja 3-Maja. Jej głównym celem było zlikwidowanie trwającego od XVI w. konfliktu między „majestatem i wolnością”, królem a Rzeczpospolitą. Władzę ustawodawczą kładła ona w ręce sejmu, a wykonawczą powierzała królowi. Zniesiono również liberum veto.
Pisarzem, którego bez wątpienia należy wymienić w tej epoce jest ksiądz Stanisław Konarski. Jego rola w „naprawianiu” władzy w Polsce była ogromna. Nie tylko bowiem pisał krytyczne utwory i bezlitośnie ośmieszał, ale przede wszystkim działał. Był założycielem Kolegium Nobilium – szkoły jak sama nazwa wskazuje tylko dla szlachty i to tej z możnych rodów. Konarski w ten sposób realizował swój cel, czyli reformę oświaty, a tę poczytywał za wstęp i środek, do reformy państwa, której przy ówczesnym ustroju politycznym Polski mogła dokonać tylko ta warstwa społeczna. I nie zawiódł się Konarski, wychowankiem jego szkoły był między innymi Ignacy Potocki, jeden z twórców Konstytucji 3 maja! Ksiądz zdawał sobie również sprawę, jak wielką chorobą Rzeczypospolitej jest instytucja liberum veto. Stworzył dzieło, w którym podjął się jej krytyki, lecz nie wydał go od razu. Miał świadomość, że przy ówczesnej moralności i stanie wiedzy szlachty, jego manifest przeszedłby bez echa. Dopiero po blisko trzydziestu latach, gdy jego reforma oświaty zaczęła już wydawać owoce, ogłosił drukiem swoje dzieło pomnikowe „O skutecznym rad sposobie albo o utrzymywaniu ordynaryjnych sejmów”. Pisze w nim, że w Polsce panuje straszliwa anarchia i okropny upadek moralny:
„Trybunały i sądy niesprawiedliwe i często bez wstydu predajne, krzywo-przysięstwo... obrócone już prawie w nałóg i naturę... wojska zbyt mało... bojaźń jakaś, lichość umysłów i podłość generalna opanowała wszystko... interesów prywatnych, ambicyj, emulacyj, łakomstwa taka moc jest, iż zda się iż w was pamięć o Rzeczypospolitej i ojczyźnie wygasła, jakby każdy obywatel kraju o niczym więcej myśleć nie powinien, tylko żeby jemu dobrze było, choćby wszyscy zgięli... skarb koronny od wielu miastek cudzoziemskich publicznej kasy uboższy i gorzej rządzony... handle w kraju cale upadłe... poddaństwa niezmierne ubóstwo... miast i miasteczek ruina... opresyje od sądów nieznośne, zewsząd granic uszczerbki i gwałty... elekcyje urzędów, posłów, sędziów tak zakłócone i niepodobne, że chyba ukradkiem z wieką wszystkich praw wiolencyją udać się gdzie mogą; sejmy, sejmiki niegodziwe bez ustanku rwane, że od 70 lat jeden tylko ordynaryjny sejm rachować się może...”
Konarski tłumaczy, co stoi za takim stanem Rzeczypospolitej. Jest to nieustanne zrywanie sejmów: „żaden jeszcze sejm nie był nigdy zerwany z interesu ojczyzny, ale zawsze z prywatnych interesów i partyj, powleczonych dobra ojczystego kolorem”. Według Konarskiego „gdy sejmy niszczeją wszystko niszczeć musi i nisczeje; Co w ciele dusza to są w Rzeczypospolitej sejmy, co ciało bez duszy to Rzeczpospolita bez sejmów”. A sejmy nie sprawują swej roli właśnie przez liberum veto. Udało się Konarskiemu wyczuć odpowiedni moment do wydania dzieła i niedługo potem liberum veto zostało zniesione całkowicie.
Kolejną wartą odnotowania osobowośćią wśród literatów czasów oświecenia jest król Stanisław Leszczyński. To władca wielkiego rozumu i poeta rozległej wiedzy, ale niestety małej energii. Wiedział, o „chorobie zwanej liberum veto”, zdawał sobie sprawę z tego, że uciskanie chłopów jest wielkim błędem i przynosi państwu jedynie straty, rozumiał, że tron dziedziczny ułatwiłby naprawę Rzeczypospolitej. Wypowiadał się jednak w swoim dziele „Głos wolny wolność ubezpieczający” bardzo ostrożnie, a nawet rzekłbym, nieśmiało. Zamiast zniesienia liberum veto, pisał o jego ograniczeniu. Zamiast żądać tronu dziedzicznego, prosił o niewybieranie cudzoziemców. Wierząc całym sercem w słuszność idei uwłaszczenia chłopów, wspominał jedynie o lepszym ich traktowaniu. Najtragiczniejsze moim zdaniem jednak w jego twórczości jest to, że zaczął publikować dzieła za granicą i dopiero po tym, jak pozbawiono go tronu polskiego. Czyli jednym słowem w chwili utraty wszelkiej sposobności do wprowadzenia słowa w czyn.
Podobne zdanie do Leszczyńskiego, jeżeli chodzi o ustrój w państwie w swoich dziełach prezentowali w swoich dziełach Stanisław Staszic, Franciszek Jezierski i Hugo Kołłątaj. Pierwszy z wymienionych całym sercem był za zniesieniem monarchii i wprowadzeniem ustroju republikańskiego, zdawał sobie jednak sprawę z wrogości, z jaką pomysły wszelkich zmian ustrojowych przyjmowała ówcześnie rządząca szlachta. Dlatego też, stosując metodę „złotego środka”, pisał jedynie o wprowadzeniu monarchii dziedzicznej, i reformacji sejmu. Byłoby to według niego mniejsze zło.
Inną dziedzinę kontaktów między ludem a władzą obrał za temat swoich dzieł Franciszek Zabłocki. Zajął się on przedstawieniem najniższej i najuboższej klasy społecznej podległej rządzącym nią szlachcicom. W jednym z utworów pokazuje czytelnikom taki to obraz relacji między tymi dwoma warstwami:
„Podejdźmy pod ten pałac, gdzie tłum karet stoi: - co za wspaniała muzyka! co za ognie żywe! – jakże piękny lamp orszak wzniosłą bramę stroi! – tu pan musi prowadzić życie dość szczęśliwe. – idźmy dalej! Dla Boga! co za widok smutny! Pod murem bez ratunku ubogi umiera! – ach! jak tu przełożonych niedozór okrutny: - dlatego, że nic nie miał, nie mógł mieć felczera!
Zabłocki pokazuje, do jakich paradoksów doprowadził sposób bycia szlachty. Władza, która powinna służyć ludowi, wyzyskuje go. Żyje dostatnie, gdy ten, nad którym powinna była czuwać umiera pod murem nie mając pieniędzy nawet lekarza.
Inaczej ujmuje temat władzy Julian Ursyn Niemcewicz w swojej komedii „Powrót posła” przyjmuje postawę człowieka światłego, powściągliwą, ostrożną, daleką od wszelkiego jątrzenia, oburzania się czy gniewu. Nie atakuje w zasadzie ludzi i postaw, a jedynie krytykuje złe obyczaje i głupotę rządzenia. Ośmieszając Starostę, w rzeczywistości drwi z władzy w Rzeczypospolitej. Podobnie czyni Krasicki w satyrze „Do króla”, gdy mówi o głupocie wybierania władcy spośród szlachty. On odważa się krytykować również samą osobę króla.
Wielki prześmiewca jest godny wspomnienia nie tylko z uwagi na swą twórczość satyryczną ukazującą świat władzy i ludzi od niej zależnych, ale nawet jako twórca powieść pt. „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki, przez niegoż samego opisane, na trzy księgi rozdzielone”. Jest to pierwsza w literaturze polskiej próba pokazania nierzeczywistej, całkowicie nowej struktury państwa, a właściwie jej braku. Tytułowy bohater powieści ląduje jako rozbitek na wyspie Nipu zamieszkałej przez nieodkrytą dotąd cywilizację. Nipuańczycy żyją w ustroju patriarchalnym, jedynymi zwierzchnikami są rodzice. Nie ma dzięki temu żadnych problemów, sporów o stanowisko, instytucji sejmów, które nie dochodzą do skutku. Krasicki pokazuje tutaj idealny, utopijny świat, gdzie człowiek nie musi nieustannie walczyć z władzą o poprawę bytu, gdzie każdy ma takie same prawa, gdzie nie ma żadnych konfliktów. Szkoda, ze nigdy w naszej polskiej rzeczywistości marzenie poety nie ziściło się...
W wiek XIX wkraczaliśmy bez własnego państwa. Dlatego też dominujące miejsce w świadomości narodu epoki romantyzmu zajmowała problematyka niewoli i walki o niepodległość. Miejsce władzy państwowej zajęła władza narzucona przez zaborców. Polacy, ożywiani wolnościowymi i demokratycznymi ideami Wielkiej Rewolucji Francuskiej, stanęli więc z bronią w ręku najpierw u boku Napoleona, a potem samodzielnie organizowali wielokrotnie spiski patriotyczne i występowali zbrojnie przeciwko zaborcom.
Bohaterów literackich w tej epoce, tak zresztą jak i całe społeczeństwo, cechują dwie postawy. Pierwszą jest chęć zrywu, stawienia czoła zaborcom, chęć walki zbrojnej. Druga natomiast to nieudolność w osiąganiu celu. W Polsce tych czasów brak jest kogoś, kto mógłby poprowadzić ludzi do skutecznego, sprzeciwu wobec władzy. Kogoś, kto podjąłby się przywództwa ludu i miał odwagę doprowadzić czyn do końca, a nie tylko poprzestać na porywczych słowach.
Tacy właśnie są w większości bohaterowie romantycznej literatury. Nie brakuje im chęci, ani odwagi, ale w konfrontacji z rzeczywistością stają się bezsilni. Choćby Kordian, który cały czas mówi o konieczności walki, o buncie. Namawia ludzi, organizuje spiski. Gdy jednak powinien podnieść rękę na władzę, przegrywa pojedynek z własną imaginacją. W tym zdarzeniu zawarł Słowacki obraz społeczeństwa polskiego i jego stosunku do władzy. Ludzie mają świadomość, iż jest źle, narzucona im władza nie jest ani prawowita, ani korzystna dla społeczeństwa. Wiedzą, co trzeba zrobić, ale nie wiedzą jak. Część z nich podejmuje walkę, poświęca życie o wolność spod ucisku władzy, inni zaś czekają na kogoś kto ich poprowadzi ku wielkim czynom, są tacy, którzy wierzą, że jedyną skuteczną metodą jest przeczekanie wszystkiego. Tym wszystkim ludziom brakuje przywódcy. Rozważnego, zdecydowanego i oddanego sprawie polskiej człowieka. Takiego jak Konrad Wallenrod., który nie cofnąłby się on przed czynem, nie zląkłby się ryzyka. Potrzebowali władcy, by podjął walkę z zaangażowaniem i wytrwałością, a nawet poświecił wszystko by osiągnąć wspólny cel. Nie bez powodu Mickiewicz umieścił tą postać w czasach średniowiecza, gdy Polska była wielkim i dumnym mocarstwem. Konrad Wallenrod jest jednak tylko marzeniem. To ktoś bardzo potrzebny, a kogo niestety we współczesnej Mickiewiczowi Polsce nie ma. Bo kto niby miałby poprowadzić powstanie, może „wielki” Konrad – poeta z „Dziadów” Mickiewicza. Myślę, że wieszcz nie bez powodu nazwał go tym samym imieniem, które nadał poprzednikowi. W ten sposób staje się to swoistym porównaniem dwóch postaw. Pierwszej, która potrzebna jest w Polakom i drugiej takiej, jaka zmian nie przyniesie. Konrad z III części „Dziadów” ma większe możliwości niż Wallenrod. Nie brakuje mu inteligencji, sprytu i odwagi. Jest poetą, więc ma wpływ na ludzi. Nie waha się nawet wystąpić przeciwko Bogu. Jednak tutaj jego „walka” się kończy. Nie robi nic prócz wygłaszania wielkich słów. Nie potrafi poprowadzić ludzi. W porównaniu z wielkim bohaterem Konradem Wallenrodem nie jest żadnym przywódcą.
Ciekawy, bo trochę niepasujący do ogólnych, pogląd na rewolucję ukazał Zygmunt Krasiński. W „Nieboskiej komedii” przedstawił, że tak naprawdę, żadna rewolucja nie ma sensu. Nie ma możliwości oswobodzenia się z więzów władzy. Nie ma szans na to, by kiedyś w przyszłości ludzie nie byli uciskani, by zanikł podział na rządzących i rządzonych. Śledząc podróż przez obóz rewolucjonistów walczących o oswobodzenie człowieka, spotykamy się z zabawną na pozór sytuacją. Wśród wojowników o zniesienie władzy, jeszcze zanim sama rewolucja dochodzi do skutku, tworzy się nowy podział. Już są dowódcy i reszta, która musi słuchać rozkazów, już ktoś kogoś nadzoruje, ma jakieś tajne plany na przyszłość. Może ta ironia w pierwszej chwili bawi, ale po głębszym zastanowieniu wydaje mi się ona tak prawdziwa, że przestaje być śmieszna, a staje się tragiczna. Krasiński bardzo trafnie ukazał istotę świata i sens wszelkich rewolucji. Nie ma nadziei na równość w świecie, w którym każdy przewrót w efekcie przynosi jedynie zmianę stanowisk. Pewne rzeczy będą się inaczej nazywały, ktoś z rządzących zginie, by ustąpić miejsca nowemu rządzącemu, a cała reszta pozostanie dokładnie taka jak przedtem. Smutna to prawda...
Zupełnie odmienny do dotychczasowego stosunku ludzi do władzy jest ten kształtujący się w epoce Pozytywizmu. Ludzie zdali sobie sprawę, że kolejne romantyczne zrywy spełzły na niczym. Ojczyzna jest według nich jak chory organizm. A chory nie może podjąć otwartej, żywiołowej walki. Pierwsze, co trzeba zrobić, to uleczyć organizm, by mógł silny i wypoczęty stawić czoła zaborcy. Sposobem jest wychowanie nowego pokolenia przez pracę u podstaw, oświecanie młodych, przez kultywowanie tradycji i utrzymywanie za wszelką cenę ducha Polskości. Według pozytywistów społeczeństwu nie potrzeba więcej „Kordianów”. Jeżeli walka ma być skuteczna, najpierw należy się do niej przygotować. A nie przygotują nas waleczni bohaterowie. Taki ciężar udźwigną jedynie mrówki. Trzeba „Judymów”, „Siłaczek” - ludzi którzy wezmą na siebie trud odbudowy, wykażą się nie odwagą w samobójczym zrywie przeciw zaborcy, ale wytrwałością w leczeniu i wychowywaniu całej społeczności.
Maria Konopnicka, także mówi o utrzymaniu polskości jako o nadrzędnym celu. Powinniśmy bronić naszego narodowego ducha do ostatniej kropli krwi. Powinniśmy stawiać opór na każdym progu, aż zawierucha rozpadnie się w proch i pył, jednak nie od razu, trzeba przeczekać, a w tym czasie przygotować się do otwartej walki z narzuconą władzą:
„Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród
Nie damy pogrześć mowy!
Polski my naród, polski lud,
Królewski szczep piastowy,
Nie damy by nas zniemczył wróg...
Tak nam dopomóż Bóg!
Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy Ducha,
Aż się rozpadnie w proch i w pył
Krzyżacka zawierucha.
Twierdzą nam będzie każdy próg...
Tak nam dopomóż Bóg!
Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz,
Ni dzieci nam germanił.
Orężny wstanie hufiec nas,
Duch będzie nam hetmanił,
Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg...
Tak nam dopomóż Bóg!”
Co stało się ze złotym rogiem? O tym traktuje w „Wesele” poety młodopolskiego Stanisława Wyspiańskiego. Dramat ten jest krytyką społeczeństwa polskiego, to utwór rozrachunkowy z historią i współczesnością. Jednym z głównych jego problemów jest narodowowyzwoleńczy zryw. Wyspiański przedstawia swoją wizję narodu, niezdolnego do podjęcia walki zbrojnej. Chłopi mimo szczerych chęci i zapału do walki nie są uświadomieni. Kiedy Jaśko dostaje złoty róg – symbol władzy, jest zainteresowany tylko tym, że zrobiono go ze złota, a nie rozumie i nie potrafi docenić jego prawdziwego przeznaczenia. Gubi go, kiedy schyla się po czapkę z pawich piór. Dla niego ważniejsza jest jego własność niż powstanie narodowe, o którym ma dosyć mętne pojęcie. Inteligencja jest oskarżona o bierność i rak odpowiedzialności. Chcieliby wolnej Polski, wszyscy o niej marzą, ale np. Poeta nie widzi siebie w walce. Kiedy rycerz wzywa go do boju on płacze i mówi "czymże ja tam miałbym być?". Wyobrażenia panów o wolnej Polsce najlepiej precyzują słowa Czepca: "Pany wyście ino do majaki". Inteligencja nie potrafi doprowadzić do końca rozpoczętego dzieła. Oddaje złoty róg Jaśkowi, misję zwołania powstania powierzają nieuświadomionemu, roztargnionemu chłopu. Do czego doprowadził taki lekceważący stosunek? Jeszcze długo potem Polska nie istniała na mapie Europy jako niepodległe państwo, a ludzie żyli pod zaborami, bez nadziei, bez wiary, klnąc tylko po cichu na tych, którzy im ten los narzucili.
Najtrudniej jest chyba mówić o władzy w czasach wojny i okupacji. Bo wówczas władza oznacza hitlerowskiego lub radzieckiego okupanta, a podporządkowanie się jej – po prostu śmierć. Czekała ona również tych, którzy w jakikolwiek sposób próbowali z nią walczyć. Do obozów czy to rosyjskich, czy niemieckich trafiało się za cień podejrzenia. Każdy, na kogo doniesiono, że otwarcia wyrażał swoje niepochlebne poglądy na temat ustroju w jakim przyszło mu się znaleźć mógł się liczyć z co najmniej dziesięcioletnim wyrokiem.
Stosunek do władzy w obozach opisuje nam między innymi Tadeusz Borowski i Gustaw Herling-Grudziński. I choć w przedstawiali obozy dwóch różnych zaborców, nie istnieje różnica w stosunku ludzi do władzy. Ciężko jest w tak nieludzkich warunkach, jakie stwarzały łagry nawet myśleć o otwartej walce z władzą, o buncie. W obozowym świecie nie ma miejsca na romantyczny zryw, lub pozytywistyczne organicznikostwo. Tutaj każdy jest zdany sam na siebie i jedyną formą protestu, której może się podjąć, jest przetrwanie. Nie można pokonać wroga-władcy, ale można nie dać mu siebie pokonać. Można przeżyć, zachowując gdzieś w głębi siebie cząstkę dawnego jestestwa. Można przetrzymać w samym środku, w sercu ten ogromny najcenniejszy skarb: pamięć o wolności i nadzieję na lepsze jutro. Wiarę w to, że kiedyś jeszcze przyjdą czasy, gdy naród polski będzie mógł wyłonić nowych rządzących spośród samych siebie.
I tak przez wieki, od rewolucji do rewolucji, władza będzie przybierała coraz to inne formy. Czasem prawa podyktuje król, czasem cesarz. Zdarzy się że władza trafi w ręce partii lub po prostu ludu. Czasem poddani będą mieli więcej praw, kiedy indziej mniej. Nieraz będą mogli decydować, o tym, co dzieje się w około, w państwie, czy nawet, o tym kto nimi rządzi. Innym razem nie zwierzchnicy nie dopuszczą ich do słowa, bezlitośnie karząc każdego, kto ośmieli się przeciwko nim wystąpić. Tak samo będzie się zmieniał stosunek człowieka do władzy. Czasem lud będzie jej hołdował, uznając wypełnianie rozkazów za swą powinność, lub nawet najwyższy honor. Czasem jednak zrodzi buntowników, by ci obalili ją w krwawych rewolucjach.
Mam tylko nadzieję, że kiedyś znajdzie się taki ktoś, kto stanie w miejscu, popatrzy za siebie i zrozumie, że to wszystko do niczego nie prowadzi. Że władza była jest i będzie, a walka może tylko w kółko zmieniać osoby rządzące.