„Kriton” Platon
Dialog „Kritona” rozpoczyna się, gdy Sokrates po nieszczęsnym procesie siedzi w więzieniu i czeka na wykonanie wyroku. I oto jego stary przyjaciel Kriton namawia go do ucieczki celem ratowania życia
i chociaż uciekanie przed wyrokiem, który jest niesprawiedliwym, a właśnie taki był ten, niczym złym być nie może, bo tak nakazuje logika. Ale nie dla Sokratesa, który wychodzi tu na praworządnego obywatela, bo nie chce opuszczać więzienia, nie ma tez zamiaru żyć potem jako wyjęty spod prawa zbieg. Nasuwa się pytanie, dlaczego? A no, ponieważ prawo, które go skazało, chociaż jeśli jest niedoskonałe, to jednak było prawem, którego on – znany i szanujący władzę mędrzec powinien słuchać i słuchać będzie. Sokrates uzasadnia swą niechęć do ucieczki pewna wewnętrzna blokada, gdyż nie chce odstąpić od prawa, mimo że skazało go ono niesprawiedliwie. Wydaje się, że tu zachodzi nieporozumienie, niekonsekwencja ba a może nawet psychoza w rozumowaniu, bo przemyślmy sobie jeszcze raz, jakiemu prawu mamy być posłuszni? Moralnemu czy państwowemu, a te rzadko są ze sobą w zgodzie częściej wręcz przeciwnie. Sokrates zawsze o prawie moralnym mówił, a to ustrojowe od moralności jednak w wielu punktach odbiegało. Miał on duże poczucie tego, co się zgadza, a co nie. Pyzatym prawo greckie (ateńskie) częstokroć pozwalało na różne rzeczy, które on sam piętnował. Wydawać by się mogło, więc, że trochę jest w tej Sokratesowej odpowiedzi na propozycję ucieczki wymówki, bo on sam znów tak pogodzony z prawem ateńskim nie był, a więcej siedzi człowiek dumy, niechętny do zginania karku przed kimś można by powiedzieć ze traktującym to z góry. Sokrates zwrócił jeszcze uwagę ma jedną ważną rzecz. A mianowicie, że nie do prawa można tu mieć pretensję, ale do ludzi, którzy go skazali gdyż nie potrafili oni go rozumnie zinterpretować, ponieważ samo prawo to nie wszystko. Trzeba umieć je stosować w odpowiedni sposób sprawiedliwie równe dla każdego. Jednak chyba złym jest prawo, które dopuszcza się nieodpowiedniego stosowania samego siebie.
Odmowa udzielona Kritonowi wydaje się być jednak logicznie konsekwentna pod pewnym względem. Bo oto on, który na rozprawie nie chciał dla siebie wygnania, który dumnie sprzeciwiała się sędziom, który dowiódł, że na życiu mu zbytnio nie zależy i albo pozwolą mu jego ideę szerzyć, albo śmierć jest dla niego jedynym wyjściem, miałby teraz uciekać do innych ludzi, którzy by go pewnie też inaczej nie sądzili? Było by to postępowanie nie pozbawione sensu (gdyż ratowałby swe życie) jednak niekonsekwentne a przecież każdy ma inny system wartości, swoje własne przekonania, którym stara się pozostać wierny.
Ale tak naprawdę, to uwidacznia się w Sokratesie po prostu osoba, która to swoje państwo-miasto, w którym żyła, krytykowała dla jego własnego dobra i to, co złe mu wytykał. Która nie mieszał się do polityki, dlatego tylko, że gdyby chciał państwo naprawiać, zaraz by się inni przeciwko niemu burzyli? A on przecież chwalił ustroje innych państw, bo widział, co uczyniła z jego Atenami źle funkcjonująca demokracja. Teraz nie chce opuszczać swego rodzinnego miasta, bo dla niego całe życie działał. Choć ono, niewdzięczne, za tę jego pracę śmiercią go chce nagrodzić, on star się przyjąć to z godnością.
Pyzatym czy byśmy słyszeli o Sokratesie, i czy byśmy o nim w ogóle mówili, gdyby nie podano mu wtedy cykuty? To może i dziwne, choć i on sam w uczcie zwracał uwagę na to ze człowiek dozy do nieśmiertelności choćby koszem życia. Bo śmierć tragiczna i niesprawiedliwa często podnosi człowieka do rangi herosa, a tych, co go zabili, stawia za wzór pogardy i przestrzega kolejne pokolenia, by nie iść w ich ślady. Jednak jak dla mnie mógł wtedy uciec, no chyba ze złamanie swych własnych zasad było dla niego równoznaczne lub nawet gorsze od śmierci.
® -L.K (r)