Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu.
W hitlerowskich planach przyszłego "urządzania" Europy po zwycięskim zakończeniu wojny naród polski miał być pierwszym, który należało usunąć z ziem przeznaczonych do zniemczenia i wcielenia do "Wielkiej Rzeszy". Zbrodnie dokonane na narodzie Polskim w latach 1939-1945 stanowiły wstęp do realizacji programu zagłady narodów Europy wschodniej. Ukazanie prawdy o obozie w Oświęcimiu, największym ze wszystkich obozów koncentracyjnych i zagłady, jakie na gigantyczną skalę stworzył system hitlerowskich rządów, jest ważne nie tylko z historycznego punktu widzenia, ale także jest obowiązkiem natury moralnej, stanowiącym zarazem przestrogę przed każdą zbrodniczą ideologią.
Projekt założenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu powstał w Urzędzie Wyższego Dowódcy SS i Policji we Wrocławiu w związku z wzmagającym się ruchem oporu, przez co miała zwiększyć się liczba aresztowań, a dotychczasowe obozy były już przepełnione. Początkowo komisja skierowana do Oświęcimia przez inspektora obozów koncentracyjnych orzekła, że koszary oświęcimskie nie nadają się do urządzenia w nich obozu, lecz innego zdania były instytucje pomysłodawcze. 27 kwietnia 1940 roku Reichsfhrer SS Himmler wydał rozkaz założenia obozu koncentracyjnego i rozbudowania go siłami więźniów. Pierwszych aresztantów przywieziono do obozu 20 maja. Byli to przestępcy kryminalni narodowości niemieckiej, wybrani przez Rudolfa Hossa, którzy stanowili przedłużenie aparatu SS i sprawowali bezpośredni i okrutny nadzór nad więźniami w obozie i drużynach robotniczych. 14 czerwca 1940 roku sprowadzono do obozu pierwszy transport więźniów politycznych Polaków. Było to 728 mężczyzn. Niedługo po tym przystąpiono do wysiedlenia ludzi zamieszkałych w okolicy koszar. Obóz w trakcie swojej działalności był przebudowywany i rozbudowywany. Końcowa forma obozu składała się z trzech części:
Auschwitz I - Stammlager
Auschwitz II - Birkenau
Auschwitz III - Aussenlager
Na czele obozu stał komendant, który był odpowiedzialny za całokształt spraw związanych z obozem, a przede wszystkim za całkowite zapewnienie mu bezpieczeństwa. Pierwszym komendantem KL (Konzentrationslager - obóz koncentracyjny) Auschwitz był Rudolf Hoss.
W obozach działał także Oddział Polityczny. Mógł on decydować o losach więźniów niezależnie od komendantury, lecz musiał ją zawiadomić o swoich działaniach. Miał prowadzić akta personalne więźniów oraz korespondencji, przyjmować transporty więźniarskie, czuwać nad bezpieczeństwem obozu, prowadzić przesłuchania więźniów i akta stanu cywilnego oraz zarządzać krematoriami. Oddział Polityczny dzielił się na referaty: registraturę, oddział przyjęć, Urząd Stanu Cywilnego, oddział służby rozpoznawczej i oddział prawny. Na czele tego oddziału stał oficer oddelegowany z Gestapo. Do obowiązków kierownictwa obozu należały sprawy związane bezpośrednio z zarządzaniem obozu, a więc zakwaterowanie, żywienie i ubranie więźniów, praca i porządek w obozie. Kierownik obozu pełnił funkcję zastępcy komendanta odpowiadał za meldunki o stanie liczbowym obozu, za porządek wewnętrzny w obozie, opiniował i proponował komendantowi obozu rodzaj kary dla więźniów i uczestniczył w jej wymierzeniu, był obecny przy egzekucjach. Jego pomocnikami byli podoficerowie raportowi, kierownicy - nadzorcy bloków, dozorczynie SS w obozie kobiecym. Do władz obozowych zaliczano także Oddział Zatrudnienia, Administrację, lekarza garnizonowego .
W obozach umieszczano ludzi wobec których stosowano tzw. "areszt ochronny", który w zasadzie był bezterminowy, tak więc hitlerowcy mogli przetrzymywać więźniów w obozach jak długo tylko chcieli. Z zarządzeniu wspominano wprawdzie o zwolnieniu, gdy ?środek osiągnął swój cel? lecz zwrot ten nie precyzował warunków zwolnienia. Do tego zarządzenia wprowadzono później wiele poprawek np. zarządzenie z 27 sierpnia 1941 roku, w którym nakazano wstrzymanie wszelkich zwolnień z obozów, a powołując się na rozkaz Himmlera polecono "aby wszyscy klechy - podżegacze, wrodzy Niemcom Czesi i Polacy, jak również komuniści i podobna hołota byli zamknięci w obozie w zasadzie na długi okres czasu". Transport więźniów odbywał się w fatalnych warunkach. Zatłoczone wagony, w których umieszczano ok. 80 więźniów, trwająca od kilku gadzin do kilku dni jazda w zamkniętych, nie wietrzonych wagonach, zaduch i nieprzyjemne zapachy, męczący więźniów głód i pragnienie były tylko wstępem do tego co czekało ich po dotarciu na miejsce. Nowo przybyłych kierowano do budynków w których znajdowały się łaźnie. Pierwsza czynnością jaka mieli wykonać było oddanie bielizny i cywilnych ubrań, posiadanych rzeczy wartościowych, dowodów tożsamości i wszelkich drobiazgów. Można było zatrzymać jedynie chusteczkę do nosa i mężczyznom pasek do spodni. Wszystkie zarekwirowane rzeczy pakowano do worków i oddawane do depozytu. Rzeczy te miały być tam przechowywane do momentu opuszczenia obozu. Oczywiście nie wydawano żadnego pokwitowania, bez względu na to jak bardzo wartościowe rzeczy oddawał więzień. Potem otrzymywał on karton z numerem obozowym i był popędzany do fryzjerów, którzy pozbawiali aresztantów owłosienia na całym ciele. Zabieg ten był wykonywany w pośpiechu, a narzędzia którymi go wykonywano były tępe, co sprawiało że w połączeniu z późniejszym odkażaniem wygolonych miejsc, była to czynność bardzo nieprzyjemna. Następnym etapem była kąpiel pod prysznicami. Dla wielu była to pierwsza od bardzo dawna okazja do zaspokojenia pragnienia, ale i te chwile SS-mani potrafili uprzykrzyć przez puszczanie na przemian gorącej i lodowatej wody, bicie, wyzywanie, szykanowanie. Szczególnie trudne było to dla kobiet i dziewcząt, które musiały rozbierać się wśród szydzących spojrzeń nadzorców. Po kąpieli przydzielano odzież obozową, która wcale nie chroniła przed zimnem , a drewniane chodaki tylko utrudniały poruszanie się. Po tych wszystkich zabiegach ciężko było rozpoznać w tłumie nawet własną rodzinę. Rejestracja polegała na wypełnieniu rubryk drukowanego arkusza personalnego, fotografowaniu więźniów w trzech pozach oraz na wytatuowaniu przydzielonego numeru obozowego na lewym przedramieniu. Przyczyną takiego oznakowania była bardzo duża śmiertelność więźniów, która wynosiła nawet do kilkuset osób dziennie. Tatuaż z numerem ułatwiał szybką identyfikację zmarłych. Oprócz numeru na ramieniu więźniowie musieli mieć wypisany numer na skrawku płótna przyszytym do bluzy. Przed numerem widoczny był też trójkąt, dzięki któremu można było rozpoznać do jakiej grupy więźniów należy dany człowiek. Polaków aresztowanych za rzeczywista działalność antyhitlerowską , aresztowanych w różnych akcjach represyjnych, polskich księży katolickich i zakonników oraz tych , których aresztowano lecz nie udowodniono im działalności antyniemieckiej oznaczano czerwonym trójkątem. Odrębnymi kolorami oznaczano m. in. "zawodowych" przestępców kryminalnych (zielony), "więźniów aspołecznych" (czarny), a nawet tych którzy byli aresztowani pod zarzutem homoseksualizmu (różowy). Większość źródeł wskazuje, że Polacy byli najliczniejszą narodowościową grupą w obozie.
Warunki mieszkaniowe w Oświęcimiu były fatalne. Budynki powstałe na początku nie były w stanie pomieścić wszystkich więźniów, więc trzeba było wybudować kilka nowych i dobudować piętro w obecnych. Mimo wszystko więźniowie musieli mieszkać w barakach, które bezsprzecznie nie powinny być zamieszkiwane przez tak dużą liczbę osób. W zwanych sztubami salach szerokości 5 m sypiano na siennikach w trzech rzędach. Ze względu na brak miejsca więźniowie funkcyjni na siłę upychali wieczorem swoich podwładnych. Ścisk był tak duży, że gdyby któryś z nich chciał wyjść np. by załatwić potrzebę fizjologiczną po powrocie nie znalazłby jeż miejsca do spoczynku. Kierownictwo obozu było doskonale zorientowane w warunkach mieszkaniowych lecz nie zamierzało nic zrobić w celu polepszenia warunków. Jedynie gdy zbliżała się wizytacja przez Himmlera wyniesiono stare łóżka i sienniki i zastąpione je nowymi trzypiętrowymi łóżkami. Oczywiście zaraz po zakończeniu kontroli z powrotem przyniesiono stare posłania. Z biegiem czasu zaczęto wprowadzać do użytku ww łóżka , na których zamiast trzech więźniów spało sześciu lub więcej. Pomieszczenia sanitarne były wspólne, znajdowały się one zazwyczaj na parterze budynku. Panująca w barakach wilgoć, przeciekanie dachów, zanieczyszczenie słomy i sienników przez więźniów cierpiących na biegunkę głodową powodowały, że roiło się tam od wszelkiego rodzaju robactwa, a grasujące w obozie szczury atakowały śpiących. Szerzyły się epidemie chorób zakaźnych, które dziesiątkowały więźniów. Taki stan rzeczy był doskonale znany niemieckim władzom centralnym, które zamiast radykalnie poprawić warunki, ubolewały jedynie nad niemożliwością osadzenia w obozie jeszcze większej liczby więźniów.
Odzież jaką przydzielano przybyłym do obozu produkowano z materiałów drelichowych w niebiesko-szare pasy. Mężczyźni otrzymywali: koszulę, długie kalesony, bluzę i spodnie. W zależności od pory roku były to pasiaki letnie lub zimowe, które różniły się między sobą grubością materiału. Przydzielano także drewniane chodaki zrobione z jednego kawałka drewna lub ze skórzanym wierzchem. Ubrania były najczęściej brudne i zawszone, nie dopasowane do wzrostu i postury i sztywniejące na deszczu, a drewniaki były tylko umęczeniem dla więźniów. "Zimowa" odzież wcale nie chroniła przed zimnem, więc żeby uchronić się przed utratą ciepła wielu więźniów zakładało pod bluzy kawałki papierowych worków po cemencie, mimo, że groziła za to surowa kara. Dopiero od września 1941 roku rodziny więzionych mogły przesyłać swoim bliskim ciepłą odzież.
Przebywający w obozie otrzymywali posiłki trzy razy dziennie. Magazyny i kuchnie podlegały personelowi SS, który często wynosił co wartościowsze produkty. Powodowało to, że racje żywnościowe były dużo mniejsze. Dodatkowo zmniejszali racje żywnościowe więźniowie funkcyjni, którzy byli odpowiedzialni za wydawanie jedzenia. Zupom brakowało około 60-90 procent przewidzianej w przepisie margaryny, chleb był bardzo kwaśny i ciężko strawny, kiełbasa zawierała połowę tłuszczu kiełbasy, którą spożywali SS-mani. Często wydawano na kolację 300 g chleba oraz dodatek w postaci ok. 25g kiełbasy lub margaryny, albo łyżki stołowej marmolady lub sera, które miały wystarczyć także na spożycie rano. Produkty te bywały nieświeże lub spleśniałe. W obozach znajdowały się co prawa ?kantyny? lecz więźniowie nie mogli nic tam kupić do jedzenia, jak informowano ich rodziny. Jedynie od czasu do czasu można było nabyć zaprawione na kwaśno buraki, słone ślimaki, wodę mineralną, a poza tym papierosy, przybory do golenia i mycia zębów, blankiety listów obozowych, znaczki pocztowe i inne mało potrzebne drobiazgi.
W obozie nie było ściśle ustalonego regulaminu. O swoich obowiązkach i porządku dnia więzień dowiadywał się z własnych, często przykrych doświadczeń. Wszystkie czynności odbywały się na rozkaz lub odpowiedni sygnał. Tych, którzy nie wypełniali lub niezbyt szybko pojmowali rozkazy czekała kara. Dzień rozpoczynała pobudka około godziny czwartej. Więźniowie musieli szybko opuścić legowiska, a tam gdzie były łóżka i sienniki zasłać je na wojskowy sposób. Najmniejsza niedokładność była surowo karana. Następnie więźniowie mieli trochę czasu by umyć się, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne i zjeść śniadanie. Czas ten tak naprawdę nie wystarczyłby na wykonanie jednej z tych czynności, więc wszystko było wykonywane w gorączkowym pośpiechu. Kolejnym punktem dnia był apel. Czas jego trwania zależał od czasu w którym stawili się wszyscy więźniowie. Następnie wszyscy udawali się na teren swojej pracy. W czasie wymarszu idącym przygrywały obozowe orkiestry. Czas pracy wynosił jedenaście godzin (od 6 do 17) z godzinna przerwą obiadową. Wszystkie czynności musiały być wykonywane w bardzo szybkim tempie o co dbali SS-mani wraz ze swoimi psami, które były tresowane tak by zadawać bolesne rany. Często gdy któryś z wartowników SS chciał dostać kilka dodatkowych dni urlopu rozkazywał więźniowi zbliżyć się do ogrodzenia, by on mógł zastrzelić "uciekiniera". Wieczorem gdy wszyscy zmęczeni wracali do baraków musieli dodatkowo równo iść w szeregach w takt marsza przygrywanego przez orkiestrę by ułatwić SS-manom liczenie. Po powrocie odbywał się wieczorny apel i wydawanie kolacji. Po godzinie 21 zaczynała się cisz nocna, w czasie której nie wolno było opuszczać baraków. Często w nocy można było usłyszeć odgłosy strzałów. Były to strzały do tych którzy próbowali "pójść na druty", czyli popełnić samobójstwo rzucając się na druty obozowego ogrodzenia. Wartownicy mieli obowiązek zatrzymać każdego kto będzie zbliżał się do ogrodzenia, najczęściej robili to strzelając do nich. Jednymi z najbardziej znienawidzonych przez więźniów obowiązków były, niejednokrotnie trwające wiele godzin, apele. Tego typu kary stosowano np. gdy zauważono ucieczkę więźnia. Po takich "stójkach" często wynoszono z placu martwych lub wycieńczonych więźniów. Dla więźniarek szczególnie ciężkie były tzw. generalne apele podczas których oprócz sprawdzania numerów więźniarskich przeprowadzano selekcje, wybierając chore, niezdolne do pracy kobiety i następnie likwidując je w komorach gazowych. Władze SS miały szeroko rozbudowany system kar. Najczęściej stosowanymi były: zakaz wysyłania i otrzymywania listów, karna musztra, dodatkowa praca w czasie, który powinien być wolny od pracy, głodzenie, kara chłosty, kara "słupka", umieszczenie w karnej kompanii, umieszczanie w celach obozowego więzienia. Każda z wyżej wymienionych kar oprócz fizycznego bólu i upokorzenia psychicznego w wielu przypadkach powodowała lub przyspieszała śmierć. Wielu więźniów po ukaraniu trafiała do szpitali obozowych, w których warunki tak jak w innych pomieszczeniach obozu były fatalne. Wyposażenie szpitala niczym nie różniło się od baraków mieszkalnych. Chorzy leżeli na siennikach wypchanych tzw. wełną drzewną. Trzypiętrowe łóżka utrudniały dostęp do chorych. Przyjmowanym do szpitala odbierano odzież i bieliznę, więc chorzy leżeli nago, często po dwie osoby na jednym sienniku przykryci tylko brudnymi prześcieradłami i zawszonymi kocami. Najczęściej używanymi i jedynymi lekarstwami były: tabletki przeciwbólowe, aspiryna, piramidon, pastylki przeciwkaszlowe, węgiel i tanalbina. W bardzo małych ilościach przydzielano też bandaże i ligninę. W takiej sytuacji nawet najbardziej ofiarne wysiłki personelu lekarskiego nie mogły nic wskórać wobec szerzących się epidemii. Co prawda trudno tu wspomnieć o poświęceniu ze strony lekarzy. Zazwyczaj bywało tak, że lekarz potrafił zbadać ok. 100 więźniów w ciągu godziny. Szpitale obozowe wykorzystywane były też przez lekarzy SS do przeprowadzania na więźniach pseudomedycznych eksperymentów. Ofiarami takich poczynań zostało bardzo wielu ludzi . Eksperymenty rozpoczęły się, gdy wydajność komór gazowych i krematoriów nie odpowiadała skali zamierzonych mordów. Do pomocy wezwano wówczas naukę medyczną. Profesor Carl Clauberg i dr Horst Schumman otrzymali zadanie opracowania metody masowej sterylizacji narodów przeznaczonych przez hitlerowców na biologiczną zagładę. Celem przeprowadzanych przez Clauberga eksperymentów było odnalezienie szybkiego i niezawodnego sposobu masowego ubezpładniania kobiet, tak by nie były one tego świadome. Innym eksperymentującym lekarzem był dr Josef Melenge. Miał on udzielić odpowiedzi na pytanie: jak zwiększyć rozrodczość ludności niemieckiej w stopniu odpowiadającym potrzebom zaplanowanego na szeroką skalę osadnictwa niemieckiego na terytorium Europy wschodniej? Przedmiotem jego zainteresowania był problem bliźniactwa oraz fizjologia i patologia skarlenia. Eksperymentom poddawano bliźnięta jednojajowe, karły oraz osoby kalekie od urodzenia. Doświadczenia można było podzielić na dwie grupy:
· Te które można było przeprowadzić na żywym człowieku, czyli badania wzroku słuchu, krwi, wszelkiego rodzaju pomiary czaszki, wzrostu. Dokonywano też przetaczania krwi między bliźniętami i robiono im zdjęcia rentgenowskie,
· Te, które były przeprowadzane podczas sekcji zwłok. Przeprowadzanie takich badań na bliźniakach było mało możliwe w zwykłych warunkach ponieważ mało prawdopodobna była równoczesna śmierć obojga bliźniąt, były więc one zabijane w celu przeprowadzenia eksperymentów.
Podobnie jak Melenge swoje ofiary zabijał inny lekarz - Johann Paul Kremer. Prowadził on badania nad brunatnym zanikiem wątroby. Podejrzanego o tę chorobę więźnia leżącego już na stole sekcyjnym wypytywał o szczegóły dotyczące jego schorzenia. W 1944 roku na zlecenie Wehrmachtu przeprowadzano też badania które miały na celu dostarczenie materiału porównawczego, umożliwiającego zdemaskowanie osób, które przez samookaleczenie chciałyby uchylić się od pracy: zdrowym więźniom wcierano w kończyny toksyczne substancje, w wyniku czego powstawały bolesne i ropiejące rany. Jeszcze inne eksperymenty polegały na zmuszaniu więźniów do wypicia nieznanego płynu (po czym część więźniów zmarła) by odnaleźć substancję dzięki, której jeńcy wojenni zdradzaliby, tracąc kontrolę nad swoim postępowaniem, tajemnice wojskowe. Przeprowadzano też badania i operacje u kobiet podejrzanych o chorobę nowotworową. Z więźniów sporządzano często eksponaty anatomiczne, z których korzystają niekiedy do dziś niemieccy studenci.
Hitlerowcy używali jako narzędzia eksterminacji wielu czynności. Do metod zagłady pośredniej można zaliczyć głód, choroby, pracę, kary i egzekucje. Wśród chorób dotykających więźniów największe żniwo zbierała, występująca we wszystkich obozach koncentracyjnych, biegunka głodowa. Jej objawami były: zanik funkcji trawiennych, skrajne wyczerpanie organizmu, gwałtowny spadek wagi ciała. Sprawdzonym i skutecznym narzędziem wyniszczania więźniów była praca. Stanowiła ona obowiązek każdego więźnia, dlatego w razie braku jakiegoś sensownego zajęcia polecano więźniom wykonywać prace bezcelowe. W pierwszych latach istnienia obozu zatrudniano ich przy jego rozbudowie. Prace te wykonywano przy użyciu najprymitywniejszych narzędzi, czyli kilofów, łopat, łomów. Środków technicznych używano tylko przy budowie komór gazowych i krematoriów. Więźniów zatrudniano także przy rozbiórce budynków, przenoszeniu ciężarów. Gwarancją sprawnego funkcjonowania obozowego aparatu terroru przemocy było bezwzględne posłuszeństwo więźniów. Wszelkie, nawet najmniejsze odruchy jawnego oporu spotykały się z najsurowszymi represjami. W regulaminie obozu zawarte było zezwolenie na zabicie więźnia przez SS-mana bez ponoszenia żadnej odpowiedzialności. Sam Hitler nie ukrywał, że fizyczna przemoc i terror to skuteczne środki sprawowania władzy. W tym duchu szkolił i wychowywał kadry dla obozów koncentracyjnych w Dachau, owej słynnej szkole katów spod znaku trupiej główki, pierwszy inspektor Theodor Eicke. Z tej szkoły wyszła też kadra obozu oświęcimskiego, w skład której wchodzili: komendant obozu Rudolf Hss - pedantyczny zbrodniarz, sterujący zza biurka całym mechanizmem; pierwszy kierownik obozu Karl Fritzsch - twórca systemu indywidualnego terroru; jego następca, były szef specjalnego wyszkolenia w KL Dachau, Hans Aumeier; podoficer raportowy, wykonawca wyroków śmierci Gerhard Palitzsch i inni. Regulamin w którym byłyby zawarte obowiązki i prawa więźniów nie istniał. Tego co wolno, a czego nie uczono za pomocą przemocy. Wśród najczęściej wymienianych przyczyn karania więźniów wymieniano: nie wyruszanie z komendantem do pracy, uchylanie się od pracy, sabotaż w czasie pracy, gotowanie posiłku w czasie pracy, zdobywanie żywności i odzieży, handel z robotnikami cywilnymi, nielegalne wysyłanie listów, palenie papierosów w czasie zakazanym. Często stosowaną "oficjalną" karą była chłosta. Wykonywano ją zwykle publicznie w czasie apelu na specjalnym stole do bicia. Bito pałką, rzadziej przewidywanym przepisami pejczem. Teoretycznie liczba uderzeń nie mogła przekroczyć 25. W praktyce zależała od humoru wymierzającego karę SS-mana. Inną popularną karą była wcześniej już wspomniana kara "słupka". Polegała ona na powieszeniu więźnia za wykręcone do tyłu i związane ręce, była to kara bardzo bolesna, w czasie której więźniowie tracili z bólu przytomność. Była też bardzo niebezpieczna ze względu na jej następstwa. Na skutek długotrwałego wiszenia zrywały się ścięgna ramion, w wyniku czego więzień przestawał władać rękami i jako niezdolny do pracy padał ofiarą selekcji. Do bardzo ciężkich kar należało osadzenie w celi "do stania". Każda z czterech cel miała niespełna metr kwadratowy powierzchni, a prowadził do niej znajdujący się w dolnej części niski właz zamykany kratą i szczelnymi drzwiami. W celi panowała ciemność, gdyż niewielki otwór o wymiarach 5 cm x 5 cm, stanowiący jedyny dopływ powietrza, był zakryty metalową odsłoną. W jednej celi zamykano czterech więźniów, co uniemożliwiało jakikolwiek ruch i zmianę pozycji. Po całonocnej stójce więźniów wyprowadzano razem z innymi do pracy. Karę taką stosowano przez kilka lub kilkanaście nocy. Do niezwykle ciężkich kar należało umieszczenie w karnej kompanii. Powstała ona w sierpniu 1940 roku. Przeszło przez nią ok. 6 000 osób, przy przeciętnym stanie 150-600 więźniów. Byli oni zakwaterowani oddzielnie, nie wolno im było kontaktować się z innymi więźniami. Spali na gołych pryczach lub betonowej posadzce w samej bieliźnie. Otrzymywali gorsze wyżywienie, chociaż zatrudniano ich do najcięższych prac np. w żwirowniach. Za chwilę pracy SS-mani i kapowie bili bez litości. Gdy ktoś upadł, stawano mu na gardle i duszono. Trupy pomordowanych, przynoszone do obozu na ramionach powracających z pracy więźniów, stanowiły dowód gorliwości kapów i vorarbeiterów karnej kompanii. Nie ulegało wątpliwości, że jeśli SS-mani z kierownictwa obozu uznali, że liczba przyniesionych zwłok jest za mała, następny dzień zbierze krwawsze żniwo. Inną stosowaną a obozie kar była musztra. Polegała ona na wykonywaniu przez grupę więźniów na komendę różnego rodzaju ćwiczeń, takich jak : marsz ze śpiewem, bieg, czołganie się na łokciach i czubkach palców u nóg, toczenie się po ziemi pokrytej żwirem i tłuczonymi cegłami, kręcenie się w kółko z rękami podniesionymi do góry. Specjalistą od wymyślania tego rodzaju ćwiczeń był Ludwik Plagge. Całymi godzinami potrafił musztrować więźniów, trzymając fajkę w ustach.
W obozie żeńskim także stosowano kary. Było to np. klęczenie z podniesionymi rękoma, w których więźniarka musiała trzymać kamienie. Tak jak w obozie męskim stosowano też zakaz pisania i otrzymywania listów, pozbawienie obiadu przy pełnym zatrudnieniu, karną pracę w czasie wolnym od zajęć.
Najcięższą z kar była egzekucja. Teoretycznie decydować o tym miał sam Himmler lecz w praktyce dokonywano egzekucji z pominięciem wszelkich formalności. Robiono to przez rozstrzelanie, zagłodzenie lub powieszenie. Odbywały się one pawie codziennie.
Bardzo okrutna metody stosowano przy wymuszaniu zeznań. Przesłuchiwanym np. wlewano do ust lub nosa gorącej wody przez specjalny lejek, przez co więzień dusił się; zdzierano paznokcie, wbijano igły w szczególnie wrażliwe części ciała, kobietom wkładano do pochwy tampon nasączony benzyną i podpalano. Co prawda zeznania te najczęściej były używane w sprawach przeciwko nim samym, a wyrok sądu zazwyczaj skazywał na śmierć. Do metod zagłady masowej należały: uśmiercanie zastrzykami, komory gazowe i krematoria.
Sukcesy militarne Niemiec wzmogły poczuci bezkarności władz hitlerowskich i stworzyły przesłanki do przyspieszenia prowadzonej w obozach akcji zagłady. Ponieważ stosowane dotychczas środki eksterminacji okazały się niewystarczające, postanowiono zabijać więźniów przez wstrzykiwanie trucizn oraz w komorach gazowych stosowanych dotychczas w Niemczech, w zakładach eutanazji, do zabijania umysłowo chorych. Były to specjalnie urządzone łaźnie, w których pod pozorem kąpieli truto chorych tlenkiem węgla, doprowadzanym przez instalację wodociągową. Likwidacji więźniów dokonywano też przez robienie zastrzyków z fenolu. Zastrzyki robili zazwyczaj sanitariusze SS: Josef Klehr oraz Herbert Schepre, a także przyuczeni do tego więźniowie Alfred Stesel i Mieczysław Pańszczyk. Tego typy egzekucji dokonywano bardzo szybko. Np. w ciągu czterech miesięcy 1942 roku zabito 2 467 osób. Do likwidacji więźniów postanowiono używać też gazu cyklonu B, stosowanego dotychczas do dezynfekcji. Początkowo tego typy egzekucje odbywały się w piwnicy jednego z bloków, potem w dawnym bunkrze amunicyjnym, znajdującej się przy krematorium. Transporty likwidowano zazwyczaj w następujący sposób: W czasie wyładowywania transportu zrobiono w suficie kostnicy kilka dziur (...) musieli się rozebrać w przedsionku, po czym wchodzili zupełnie spokojnie do kostnicy, powiedziano im bowiem, że mają być odwożeni. Transport wypełnił akurat całą kostnicę. Następnie zamknięto drzwi, a przez otwory wsypano gaz. (...) przy wrzucaniu gazu kilku jeńców krzyknęło „gaz” , przy czym rozległ się głośny ryk i zaczęto napierać od wewnątrz na drzwi. Jednak drzwi wytrzymały napór. Dopiero po kilku godzinach otwarto i przewietrzono pomieszczenie. Początkowo proces uśmiercania więźniów i wietrzenia komory gazowej trwał kilka godzin. Później przez zastosowanie wentylatorów skrócono go do kilkudziesięciu minut. Po upływie tego czasu więźniowie z obsługi krematoriów przystępowali do palenia zwłok. Wszystko odbywało się w jak największej tajemnicy. Już po rozpoczęciu akcji masowej zagłady Eichmann przywiózł rozkaz Himmlera nakazujący obcinanie włosów kobietom i wyjmowanie zabitym złotych zębów. Włosy sprzedawano za pół marki za kilogram niemieckim firmom tekstylnym jako surowiec produkcji włosianki. Zęby przetapiano na sztaby w budynku szpitala SS. Ze zwłok zabierano też biżuterię, zegarki, obrączki, pierścionki itp. latem 1942 wybudowano jeszcze jedną komorę gazową, ponieważ dotychczasowa nie mogła w pełni obsłużyć transportów. Pod koniec września 1942 roku zwłoki zagazowanych zaczęto palić na stosach. Układano ich na przemian z drewnem. Jeden stos zawierał ok. 2 000 ciał. Zarówno bunkry gazowe i doły paleniskowe były traktowane jako urządzenia tymczasowe, do czasu uruchomienia czterech specjalnych komór i krematoriów.
Działalność obozowego ruchu oporu w różnych okresach istnienia obozu przybierała różne formy. Organizacje konspiracyjne zajmowały się organizowaniem żywności i lekarstw, dokumentacją zbrodni hitlerowskich popełnianych na więźniach, przygotowywaniem ucieczek z obozu, akcjami sabotażowymi, pracą polityczną, walką o obsadzenie funkcji obozowych przez więźniów politycznych, likwidowaniem konfidentów pracujących dla wywiadu SS i kierownictwa obozu, przygotowywaniem powstania w obozie. Do takich organizacji można zaliczyć grupę PPS, Związek Organizacji Wojskowej, Związek Walki Zbrojnej (ZWZ), powstawały też grupy Narodowej Demokracji i Obozu Narodowo-Radykalnego i wiele innych.
Obóz w Oświęcimiu został wyzwolony przez aliantów w styczniu 1945 roku. Jeż w pierwszych dniach po tym z pomocą byłym więźniom pospieszyła radziecka wojskowa służba medyczna oraz władze i społeczeństwo polskie. Szczególną rolę odegrał Polski Czerwony Krzyż.
Komory gazowe i krematoria były najtrwalszymi budowlami w obozie oświęcimskim. Chcąc zatrzeć ślady popełnionych tu zbrodni, hitlerowcy wysadzili je w powietrze. Lecz jeszcze dziś ich żelbetowe zgliszcza stanowią groźny pomnik uwieczniający pamięć czterech milionów ofiar hitlerowskiego ludobójstwa. Jako zakończenie chciałabym przytoczyć krótkie przemówienie, które przed śmiercią w komorze gazowej wygłosiła do swoich współtowarzyszy młoda Polka: "My teraz nie umieramy, nas uwieczni historia naszego narodu, nasza inicjatywa i duch żyje i rozkwita, naród niemiecki tak drogo zapłaci za naszą krew, jak tylko jesteśmy sobie w stanie to wyobrazić, precz z barbarzyńcami w postaci Hitlera! Niech żyje Polska." Po tym monologu wszyscy znajdujący się tam Polacy uklękli i odmówili modlitwę, a następnie podnieśli się i jednym chórem zaśpiewali polski hymn narodowy. Wyrazili w ten sposób ostatnie swoje uczucie oraz nadzieje i wiarę w przyszłość swojego narodu.