Ku odrodzeniu narodu polskiego NPW 5-6, 2005 Naród polski przez minione tysiąc lat toczył nieustanny bój o przetrwanie. Zniósł liczne prześladowania, a nawet ponadwiekową niewolę, ale przetrwał. Przetrwał do dziś, bo wsparciem dla niego była wiara, siłą duchową – kultura, a łącznikiem wewnętrznym – Kościół katolicki. W sercu narodu niezmiennie pulsowało pragnienie prawdy, wolności, sprawiedliwości i pokoju. Te fundamentalne wartości od początku naszych dziejów przenikały wszystkie poziomy życia politycznego, kulturalnego i społecznego. Głód poznania zmobilizował króla Kazimierza Wielkiego do otwarcia w 1364 r. w Krakowie pierwszego polskiego uniwersytetu, który z obowiązku miał się dzielić ze studentami prawdą. Do tego czasu rodacy w celu zgłębienia prawdy udawali się do różnych miast Europy, do Padwy, Bolonii, Paryża, Oxfordu. Gruntownie wykształcenie oparte na filozofii i etyce chrześcijańskiej, w połączeniu ze znawstwem nauk szczegółowych, budowało osobowość wszechstronną młodzieży akademickiej, otwartą na problemy rodziny ludzkiej. Na etos uczonego składała się ogromna odpowiedzialność za słowo, rzetelność badawcza, wierność prawdzie. Uczony budził powszechny szacunek i był autorytetem w wielu dziedzinach wiedzy. Dzisiejszy świat nauki odszedł od tej zasady. Kształci się naukowców o wąskiej specjalizacji, wybitnych tylko w swoich dziedzinach, którzy nie umieją szanować i wiązać dorobku myśli ludzkiej w całościowy system. Niektórzy dla korzyści materialnych gotowi są zmieniać światopogląd w zależności od sytuacji politycznej. Ta postawa tłumaczy dlaczego brak jest polskich katolickich elit politycznych. Obowiązującą doktryną państwową w Polsce jest liberalizm, a może neosocjalizm? Jego zwolennicy także zanegowali chrześcijański system wartości, nachalnie narzucając w środkach masowego przekazu brutalność, hedonizm, seks, zakłamanie. Sięgnęli po bardziej skuteczne niż dawniej metody walki z Kościołem. Głoszone przez niego zasady moralne są ośmieszane i wykpiwane. Papieżowi i duchowieństwu wiernemu Ewangelii zarzuca się „fundamentalizm”. Wiernym, którzy słuchają papieża i budują w Polsce świątynie zarzuca się zacofanie i konserwatyzm, głównie dlatego, że domagają się etyki chrześcijańskiej w życiu społecznym i w polityce. Samozwańcze „autorytety moralne”, wywodzące się ze środowisk korowskich, „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi”, preferują model europejski: zakładający relatywizm prawdy, prymat jednostki, a nie osoby ludzkiej, wolność od wszystkiego, pluralizm we wszystkich dziedzinach życia, demontaż rodziny, odejście od dotychczas przestrzeganych kanonów kulturowych i etycznych. Taki model ma obowiązywać także na wyższych uczelniach, których zadaniem jest wykształcenie inteligencji o „światopoglądzie europejskim”. W ciągu kilkunastu lat powstało wiele prywatnych uczelni, o nie najwyższym poziomie nauczania. Problem tkwi w tym, że właśnie ten model ma obowiązywać także uczelnie publicznie. Są one uzależnione finansowo od państwa, będą więc musiały respektować normy europejskie w zakresie kształcenia studentów. W Polsce, podobnie jak na Zachodzie, zaczyna się kształcić ludzi-robotów, o wąskich specjalizacjach, którzy wskutek tego będą uzależnieni od swoich pracodawców na ciągle zmniejszającym się rynku pracy. Dla Polaków jest to zjawisko szczególnie groźne, bo właścicielami zakładów pracy, przy antypolskiej polityce państwa, zostaną obcy kapitaliści. Nawet w tak dramatycznej sytuacji prawdziwi uczeni muszą bronić prawdy i wolności – fundamentów sprawiedliwości, będącej ostoją ładu społecznego. W okresie rządów komunistycznych w Polsce Prymas Wyszyński nie popadał w pesymizm. Zachęcał ludzi nauki, zwłaszcza historyków, aby ku pokrzepieniu ducha ukazywali najlepsze karty naszej przyszłości. Niewielu z tej zachęty skorzystało, co widać szczególnie dzisiaj. Możemy ogłosić bankructwo wychowawcze historyków. Młodzież korzystająca z ich dorobku naukowego nie potrafi z miłością i dumą spojrzeć na nasze dzieje ojczyste. A przecież mądry naród, zdaniem Prymasa, pochyla się ze czcią nad swoją przeszłością. Nawet w okresie niewoli Polacy potrafili rozwinąć kulturę, ocalić dziedzictwo i własną tożsamość, a po II wojnie światowej – mimo olbrzymich strat materialnych, a przede wszystkim zagłady kilku milionów obywateli, w tym inteligencji – odbudować kraj z gruzów i ocalić podstawowe wartości duchowe. W ostatnich piętnastu latach ogarnęło nas zwątpienie i brak zaufania we wszystko, co Polskę stanowi. Dla wielu polityków i uczonych, którzy jako eksperci i doradcy, mają wpływ na życie polityczne historia Polski zaczyna się od 1980 r. Chcą oni tworzyć dzieje bez przeszłości tak, aby naród zatracił związek ze swoim tysiącletnim dorobkiem kulturalnym i cywilizacyjnym, zapomniał o imponujących osiągnięciach w wielu dziedzinach nauki i kultury. Spośród wielu wybitnych poetów, pisarzy i malarzy wystarczy wspomnieć Henryka Sienkiewicza, który pisał swoje dzieła ku pokrzepieniu rodaków. Jan Matejko przemawiał do wyobraźni i serc Polaków, budził nadzieję przez utrwalenie na płótnie czasów wielkości i chwały Rzeczypospolitej. Inspiracją dla tych działań były idee romantyczne, ściśle powiązane z pragmatyzmem życiowym. Dzięki temu związkowi ówczesne pokolenia stworzyły rodzimą kulturę intelektualną o wysokich walorach etycznych i estetycznych, stawiając na piedestał godność i wolność człowieka. Fascynowała ona inne narody. Jan XXIII zwierzył się kiedyś Prymasowi Wyszyńskiemu na prywatnej audiencji, że szacunku dla naszego narodu uczył się na kolanach, przy swej opiekunce, która czytała mu dzieła Henryka Sienkiewicza. Czy można o tym wszystkim Polaków zapomnieć? Prymas Wyszyński przestrzegał, że Naród bez dziejów, bez historii bez przeszłości staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, narodem bez przyszłości. „Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się” – powtarzał. Na naszych oczach toczy się walka o duszę młodego pokolenia. Antykatolickich socjalistów zastąpili liberałowie, dysponujący wszystkimi możliwymi środkami przekazu. Niezwykle usłużna lewacka inteligencja, syta, sprzedajna, wyrachowana ekonomicznie – tworzy na użytek władzy. Twórczość literacka i publicystyczna jest przeniknięta relatywizmem. Polacy, którzy przez tysiąc lat umieli rozróżnić dobro i zło, teraz są przekonywani, że absolutne dobro nie istnieje: zło zostało nazwane „dobrem inaczej”. Relatywizm jest najsilniejszą bronią globalistów, którzy chcą niszczyć tradycję, patriotyzm, przywiązanie do ziemi, a przede wszystkim religię. Liberałowie obiecują młodzieży szczęście i dobrobyt bez wysiłku, korzystanie z uroków życia w najatrakcyjniejszych zakątkach świata, za łatwo zdobyte pieniądze, wygrane choćby w różnych grach telewizyjnych. Pieniądze są w zasięgu ręki. Wystarczy tylko zadzwonić i wziąć udział w głupim programie. Fascynacja pieniądzem przenika myślenie młodego człowieka. A tymczasem Kościół niezmiennie naucza, że tylko rzetelnym wysiłkiem i z Bożą pomocą można dokonać rzeczy prawdziwie wielkich. Trudno młodym ludziom przyjąć prawdę, że wielkość człowieka mierzy się wielkością jego wnętrza. Wartościowe życie jest pełne trudu, zmagań, bólu i cierpień, nieraz połączone jest z niedostatkiem ekonomicznym, zimnem a nawet głodem. Przed całkowitym zniewoleniem sumień ratunkiem jest jedynie Kościół ze swym Dekalogiem. Stąd taka nienawiść do Kościoła. Jest ona umiejętnie dozowana, przybiera takie formy, aby zwykły śmiertelnik uwierzył, że istotnie to Kościół jest przeszkodą na drodze do wolności i postępu. Gdyby jednak młody człowiek znał dobrze przeszłość swego narodu, to wiedziałby, że wszyscy najeźdźcy i wrogowie Polski najpierw niszczyli świątynie i mordowali duchowieństwo. Z pewnością zauważyłby także ścisły związek pomiędzy dziejami Kościoła i dziejami Narodu. Uderzenie w jeden z tych filarów oznacza klęskę drugiego. Polak XXI w. boi się wszystkiego – narodów, rządów, potężnych międzynarodowych organizacji i instytucji, a nawet zwyczajnej nudy, ponieważ podąża ku przyszłości bez serca. Fascynuje go aborcja i eutanazja, klonowanie i manipulacje genetyczne, które utożsamia z wolnością i potęgą swego rozumu. Najczęściej zostaje pokonany przez własne wynalazki, ale nie przyznaje się do błędu, lecz ucieka się do kłamstwa. Świat bez krzyża – krzyża, który, według słów Cypriana Norwida, „stał się nam bramą” – używa rozumu i woli wbrew naturze, szykując ludzkości katastrofę ekologiczną. A wystarczyłoby dla ratowania zagubionego świata ukrzyżować namiętności, żądzę władzy i pogoń za bogactwem. Wystarczyłoby wsłuchać się w jęki zatrutej ziemi i poznać potrzeby udręczonych ludzi. Taki zwrot byłby możliwy tylko z Bożą pomocą. Ale Bogu wypowiedziano walkę. Źródeł tej walki należy szukać w okresie reformacji, w czasach wojny trzydziestoletniej, w ideologii rewolucji francuskiej, ale wszystkie jej przejawy, nawet najbardziej okrutne ustępują męczeństwu, jakiego doznał Kościół katolicki w XX w.: rewolucji bolszewickiej, wskutek permanentnego zwalczania katolików w Chinach, mordowania kapłanów w Meksyku czy w Hiszpanii, w obozach koncentracyjnych II wojny światowej, w sowieckich łagrach. W drugiej połowie XX w. „ulepszono” metody walki z Kościołem. Pod hasłami tolerancji, która wyeliminowała zdrowy rozsądek i akceptuje wszelkiego rodzaju patologie, a także przy użyciu szyderstwa i „wolności słowa”, usprawiedliwiającej deprawację, liberałowie odsuwają katolików od wpływu na życie publiczne. Mówił o tym Jan Paweł podczas swojej pielgrzymki do ojczyzny w 1999 r. W tych działaniach antyreligijnych socjaliści, komuniści, liberałowie, libertyni, feministki, homoseksualiści i inni są niezwykle zgodni i zdeterminowani, bo Kościół nawołuje do walki z grzechem, broni życia nienarodzonych, stoi na straży godności człowieka. Na progu III tysiąclecia wchodzimy w zapaść kulturową. O kulturze narodowej w ogóle się nie mówi. Styl rządzenia przeciwny jest chrześcijańskim wartościom, prawom rodziny i godności człowieka, czego wiadomym znakiem jest chociażby zmniejszany z roku na rok przydział funduszy na oświatę i kulturę. Upadają biblioteki, domy kultury, likwiduje się wiejskie szkoły, ogranicza liczbę teatrów i kin, obniża stypendia. W środkach masowego przekazu, a zwłaszcza w prasie polskojęzycznej, tak jak w „minionym okresie” zwolennicy nowego uzależnienia, tym razem od struktur unijnych, chwalą reformy, bębnią o sukcesach, chcąc przysłonić ewidentny już rozkład struktur państwowych i biedę, o czym można przeczytać w artykule R. Kozłowskiego i J. Zimnego NUTS – kolejny rozbiór Polski (NPW, nr 1/2 2005). Otwarto na oścież granice dla antywartości godzących w prawo naturalne człowieka, m.in. dla homoseksualizmu, wolnej miłości, rozwodów, nowych kultów itp. Naród został sparaliżowany strachem, narzuconym prawem i arogancją władzy Czasami wydaje się, że tylko pozornie słucha papieża, który promuje kulturę polską w świecie. Nil desperandum – Nie trzeba tracić nadziei. „Bóg „uczynił narody uleczalnymi” – stwierdził Prymas Tysiąclecia. Nie ma sytuacji beznadziejnych. A uratować nas może prawe sumienie tych ludzi, którzy w życiu rodzinnym i zawodowym pozostali wierni moralności chrześcijańskiej, pielęgnują w rodzinach spuściznę literacką i artystyczną twórców narodowych. Dzięki temu ocalimy naszą tożsamość. Tylko działanie może nas uratować. Konserwatysta angielski Edmund Burke w XIX w. powiedział bardzo głęboką myśl: „Dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili”. Działanie oparte na poszanowaniu fundamentalnych wartości chrześcijańskich: prawdy, dobra i sprawiedliwości oraz na pielęgnowaniu etosu narodowego: wiary, wolności, umiłowania ziemi polskiej i ojczystych dziejów to jedyna droga uratowania naszej tożsamości narodowej. Aby bronić tych wartości przed referendum unijnym powołaliśmy Ogólnonarodowe Porozumienie Polska Bogiem Silna. Miało ono zjednoczyć te siły narodu, które sprzeciwiały się wejściu Polski do Unii Europejskiej. Zagłuszeni demagogiczną propagandą przez upolitycznione media, tak publiczne, jak i prywatne, Polacy w referendum opowiedzieli się za wejściem w struktury unijne. Mamy jednakże nadzieję, że z naszego ruchu wyrośnie siła polityczna, zdolna do kierowania narodem i polityką państwa zgodnie z polską racją stanu. Zawołanie „Polska Bogiem silna” wymaga konsekwencji w całym życiu osobistym i narodowym. Zawołanie to musi się przekładać przede wszystkim na życie społeczne, w którym w ostatnich wiekach ponosimy ustawiczne klęski. Wyraża to dobitnie polecenie ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który powiedział: „Nie należy oglądać się – i co dziś często powtarzamy – ani na prawo ani na lewo. Nie należy oczekiwać zbawienia od innych narodów. Nie wolno osłabiać swojej postawy społecznej i moralnej wyczekiwaniem, że inni to za nas zrobią, inni przyjdą z taką czy inną pomocą. Nie! Jest to błąd wychowawczy o założeniu śmiercionośnym”. Na wszystkie, nawet największe zagrożenia dla religii, narodu i państwa polskiego odpowiadamy zdecydowanie, że tylko Polska Bogiem silna może obronić swoją tożsamość. Ponieważ historia jest dziełem woli i twórczej pracy każdego człowieka, dlatego też ofiarą i ciężką pracą, a nie obojętnością i narzekaniem, możemy uczynić dzieje wzniosłymi. Nasi ojcowie, „Bogiem silni”, odnosili zwycięstwa pod Grunwaldem, Wiedniem i Warszawą, broniąc Krzyża Chrystusowego i wolności. Daliśmy światu Jana Pawła II i św. Faustynę, Europie – swoją duchowość, a Stolicy Apostolskiej - wierność. Musimy pójść w ich ślady, bo Bóg do zwycięstwa potrzebuje naszego intelektu, czystego serca i aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym. Przez niespełna dwadzieścia siedem lat swego pontyfikatu papież Jan Paweł II dziękując naszym ojcom za wzniesienie krzyża na Giewoncie, wołał: Sursum corda – W górę serca! W tym wołaniu wyrażało się papieskie pragnienie, abyśmy z odwagą i podniesioną głową, ofiarnie służyli człowiekowi i człowieczeństwu, byśmy zmieniali rzeczywistość. Stojąc przed nowym wyborami powinniśmy dokonać rzetelnej oceny naszych sił, bo błędne ich rozpoznanie prowadzi do przegranej, której skutki odczują nasze dzieci. Wybujały, nadmierny indywidualizm, świadomie podsycany przez przeciwników politycznych, doprowadził do zupełnego rozbicia prawicy, posuniętego aż do granic absurdu. Od Niemców powinniśmy nauczyć się umiejętności tworzenia zorganizowanej wspólnoty. Patriotyzm musi iść w parze z realizmem, powinien być syntezą rozumu i serca. Siła narodu tkwi w czynnej postawie obywatelskiej. Wkrótce w referendum przyjmiemy lub odrzucimy konstytucję unijną. Wiemy, że po zatwierdzeniu unijnej konstytucji utracimy na pewno suwerenność i przestaniemy być gospodarzem we własnym kraju. Karta Podstawowych Praw Konstytucji Unii Europejskiej jest tylko prawem stanowionym, bez odniesień do prawa naturalnego i Dekalogu. Jan Paweł II w książce Pamięć i tożsamość naucza, że [ ...] prawo zasadza się na prawdzie bytu, prawdzie o Bogu, prawdzie o człowieku, prawdzie o całej rzeczywistości stworzonej. Ta prawda wyraża się w prawie naturalnym, którego aplikacją do konkretnych sytuacji społecznych jest prawo stanowione. Źródłem prawa dla konstytucji unijnej jest prawodawca o postawie liberalistycznej. W związku z tym konstytucja jest bezwartościowa. Jest fałszywa – bo nie ma w niej prawdy; jest zła – bo nie respektuje kryterium etycznego, jakim jest Dekalog i prawo naturalne; jest bezbożna – bo nie uznaje Boga i odcina się wartości chrześcijańskich. Umieszczanie Invocatio Dei w takiej konstytucji byłoby bluźnierstwem. Bluźnierstwo polega na tym, że Bogu wmawia się zło. Referendum będzie egzaminem z naszej dojrzałości, bowiem konstytucja unijna nie uznaje religii jako rzeczywistości obiektywnej, a Kościoła katolickiego jako instytucji międzypokoleniowej. Kult religijny sprowadzono w niej do sfery przeżyć prywatnych, lokalnych. Państwu pozostawiono możliwość ingerencji na zasadzie subsydiarności (pomocniczości). Prężne działania misyjne Kościoła mogą zostać uznane za terroryzm religijny. Ojciec Święty w adhortacji Ecclesia in Europa stwierdził wyraźnie, że wykluczenie chrześcijaństwa przy stanowieniu Konstytucji UE jest złem, bowiem kultura śmierci przenikająca dzisiejsze społeczeństwo przejawia się w spadku liczby urodzin, w szerzeniu się aborcji i legalizacji eutanazji. Nie możemy zapominać o wczesnochrześcijańskiej zasadzie: W konieczności jedność, w wątpliwości wolność, a we wszystkim miłość. Skoro referendum akcesyjne nie było świadomą decyzją narodu, to referendum konstytucyjne – niezależnie od ideologicznej manipulacji elit sprawujących władzę – musi być świadomym wyborem. Polacy, którzy mają wątpliwości, powinni wstrzymać się od głosu, czyli nie iść do referendum konstytucyjnego. W naszych rękach spoczywa przyszłość narodu i Kościoła w Polsce. Konstytucja, jak każde prawo stanowione, powinna zabezpieczać naszą wiarę, godność, wolność i sprawiedliwość. Ponieważ tego nie czyni, nie możemy więc jej przyjąć! Na czym ma polegać odrodzenie narodu? Program odnowy wymaga: - fascynacji nauczaniem papieża Jana Pawła II, który uczynił nas wielkimi Polakami. Powinna się ona przełożyć na praktyczne działanie: obronę pamięci i dziedzictwa narodowego, która gwarantuje zachowanie tożsamości narodowej, otwarcie się na Boga w modlitwie, a na drugiego człowieka w pomocniczości; - czynnego udziału w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym, opartym na nauce społecznej Kościoła; - budzenia świadomości narodowej przez czytelnictwo wydanych dzieł Jana Pawła II jako przesłania dla Narodu, Europy i świata. W liście do o. generała Zakonu Paulinów na Jasnej Górze z 1 kwietnia 2005 r. papież napisał: Proszę o odwagę dla odpowiedzialnych za przyszłość Polski, aby wpatrzeni w postać o. Augustyna Kordeckiego, potrafili bronić każdego dobra, które służy Rzeczypospolitej.[...] Zawierzam Ojczyznę, cały Kościół i siebie samego Jej matczynej opiece. Totus Tuus! Trzeba zatem doskonalić się w mężnym trwaniu, jak o. Augustyn Kordecki, a współcześni „Szwedzi” sami odejdą; - uczestniczenia w spotkaniach formacyjno-patriotycznych; - promowania polskiej i katolickiej elity politycznej, która jest rozproszona; - konsekwentnego realizowania wytyczonych celów, które zostały zapisane m.in. w projekcie konstytucji RP autorstwa Andrzeja Horodeckiego. Trzeba czuwać, aby miękkie dziś jak wosk serca Polaków nie dały się oszukać; żeby Polacy nie nabrali się na pięknie brzmiące hasło: „idźcie głosować za ratyfikacją konstytucji, aby nawrócić zagubione kraje zachodnie”. Faktycznie we Francji i w Anglii szala przechyla się już przeciw ratyfikacji. Zaplanowano więc wcześniejsze referendum w Polsce, aby wahającym się Anglikom powiedzieć: „Widzicie, Polska taka katolicka, a nie boi się nowej drogi w swoich dziejach!” Międzynarodowe siły chcą uczynić z naszej tragedii pretekst do zachęcania innych narodów europejskich do przyjęcia konstytucji. Powinniśmy w szczerej i ufnej modlitwie powierzyć Bogu wszystkie nasze działania zmierzające do odrodzenia narodu i skutecznej reformy państwa.
Partie polityczne w Polsce - 2002/2003
Partia polityczna (z łaciny pars, partis ? część), dobrowolna organizacja, reprezentująca interesy określonej grupy społecznej, zmierza do zdobycia lub utrzymania władzy państwowej w celu realizacji swojego programu politycznego.
...
Tezy przeglądowe do egzaminu z historii wychowania i myśli pedagogicznej
Oto większość pytań do egzaminu dołączam w załączniku jeszcze dodatkowo historiografie dziejów edukacji
2. siedem modeli wychowania ?powstanie i praktyka.
Wychowanie helleńskie: duże znaczenie przywiązywano do wychowania fiz...