Prawda o życiu i śmierci młodych ludzi podczas II wojny światowej.
Wojna…Walka…Przemoc… Słowa tak często brzmiące w naszych uszach, jednak nie każdy z nas doświadcza tego na własnej osobie. Są tacy, którzy mają wiele z nimi wspólnego, którym życie spłatało ogromnego
‘figla’ …
Matczyna blizna
Zapada zmrok. Wieczorne mgły zaczynają okrywać stolicę, jednak nie przeszkadza mi to w dosłyszeniu damskiego szlochania. Nie mogę uwierzyć, by ktokolwiek mógł przebywać na dworze tak mroźną porą, a jednak… Ciemne kształty stają się dla mnie coraz bardziej wyraziste. To kobieta w podeszłym wieku, klęczy nad Pomnikiem Małego Powstańca płacząc. Przez chwilę zastanawiam się, czy podejść bliżej. Być może chce być sama?
Jednak już po sekundzie starsza pani przerywa milczenie:
-Pewnie się panienka dziwi, czemu ja tak szlocham w ciemnościach??- Nie zdołałam nawet odpowiedzieć. Kobieta musiała dojrzeć zaciekawienie a jednocześnie współczucie w moich oczach, gdyż sama zaczęła swą historię- Kochałam go. Kochałam, jak nikogo innego. Był dla mnie całym światem. Wszystko było takie piękne, kolorowe, dopóki nie poszedł na wojnę. Nie chciałam tego. Gdyby to zależało ode mnie, nigdy nie pozwoliłabym mu nawet o tym pomyśleć, jednak chłopak miał ambicję. Chciał walczyć o ojczyznę. Pragnął za wszelką cenę udowodnić światu swój patriotyzm. Tak, tak …właśnie na takiego go wychowałam. Ale dlaczego on? Dlaczego to mój synek musiał umrzeć? Boże…- w tym też momencie wybucha gorzkim płaczem. Dotykam lekko jej ramienia. Próbuje wyszeptać słowa współczucia, ale nie mogę…Głos mi drży, a z moich strun głosowych nie może wydobyć się żaden dźwięk. Czuję jedynie łzę na policzku a w głowie kłębiące się myśli: Jak ja czułabym się w takiej sytuacji? Czy dałabym sobie radę, by żyć bez ukochanego dziecka?
Po chwili nieznajoma wyjmuję z torebki wymiętą kartkę, widać, iż jest ona często używana.
-To jedyne, co mi po nim pozostało- podaje mi do przeczytania list syna:
Droga Matko
Niejeden raz w ogniu kul, drżało me serce z myślą o Tobie. Ma najsłodsza rodzicielko. Najwspanialsza ze wszystkich na świecie. Gdy me życie pustka wypełnia, wspomnienia o Tobie dają nadzieję i moc. Pomagają mi przetrwać dni na froncie. Ciężkie dni pełne krwi i bólu. Tak marzę, by znów znaleźć się przy Tobie, bym mół poczuć ciepło Twej matczynej opieki…
Mamusiu…
Kocham Cię…
Gdy skończyłam czytać poczułam, że twarz moja jest mokra. To szczere łzy współczucia spływają po mych policzkach. Kobieta podaje chusteczki i przytula mnie. Przecież ona jest dla mnie obca, a jednak jej przeżycia i cierpienie pojednały nas… Niesamowite jak te przykre i smutne uczucia łączą ludzi…
Ocalały
Głucha cisza unosi się nad Majdankiem. Jednak na swym ciele można poczuć bliskość wszystkich, których życie dobiegło końca właśnie w tym miejscu. Nie odeszli bez śladu…zostało po nich to muzeum przepełnione wspomnieniami i pamiątkami, sprawiającymi, że nasze imaginacje przeszłości stają się bardziej realistyczne.
Nagle słyszę ogromny huk …oczyma wyobraźni widzę człowieka, naciskającego spust pistolet, zupełnie jak za czasów, kiedy obóz funkcjonował.
W progu staje zupełnie mi obcy mężczyzna. Niewielkiego wzrostu staruszek z posiwiałą czupryną, ubrany w gustowny garnitur.
-Przepraszam panią, nie chciałem nikogo przestraszyć. Te drzwi zawsze kłapią, gdy są otwierane już od ponad 60 lat – i chociaż o nic nie pytam, starszy pan ciągnie dalej- Tak, tak…to miejsce nie zmieniło się prawie w ogóle. Brakuje tu jedynie ludzi. Wygłodniałych. Wyniszczonych. Ze śmiercią w oczach…
Dopiero teraz dociera do mnie, że ten elegancko wyglądający pan jest jednym z więźniów tego obozu. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego, dlatego ze skrępowaniem zadaje pytanie:
-Przepraszam, że pytam, być może nie powinnam, ale czy pan…czy pan tutaj kiedyś przebywał?
Nieznajomy zbladł i posmutniał, lecz już po chwili zaczyna mówić:
-Tak, byłem tu,…Jeżeli pani chcę mogę podzielić się historią. Historią ocalenia mojego życia.
-Oczywiście bardzo pragnę jej posłuchać- odpowiadam bez chwili zastanowienia.
Siadamy na czymś przypominającym ławkę. Przed nami widnieje ogromna tablica ze zdjęciami poległych. Mężczyzna przez chwilę patrzy na nią, a potem zaczyna opowiadać:
-Był to piękny lipcowy dzień moich 24 urodzin. Wtedy właśnie oznajmiono nam, że odbędzie się ostatni transport więźniów do Oświęcimia. Wszyscy ubrani w pasiaki, owinięci w koce szliśmy piątkami, a bo obu bokach kolumny maszerowali SS-mani z psami na smyczach i karabinami w rękach.
Po całonocnym, uciążliwym marszu pośród błota i ulewnego deszczu, wieczorem 23 lipca transport dotarł do Kraśnika, gdzie w miejscowej cegielni zatrzymaliśmy się na postój. Każdy, nie dbając o mokre ubranie, ani o rany na nogach, nie myśląc o jedzeniu, pada na ziemię, by chociaż przez chwilę wypocząć. Tymczasem wtajemniczeni i zainteresowani kraśniczanie opracowali plan naszej ucieczki. Pamiętam panią doktor, która wraz z pielęgniarkami weszła do suszarni. Zaczęły opatrywać nam rany, a potem spod płaszczy wyciągać odzież. Wręczyły dokumenty. Powiedziały, że musimy spróbować uciec. To była jedyna szansa na ocalenie. Gdy opuściłem pomieszczenie ( oczywiście już w ubraniach cywilnych) dostrzegłem niemieckich oficerów pijących alkohol z tutejszymi mieszkańcami. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie dostrzegli ani mnie, ani kilkunastu innych uciekinierów. Tak trudno mi w to uwierzyć…dzięki odwadze i bohaterstwie tamtych ludzi, którzy wiedzieli, że narażają swoje życie dla obcych więźniów, ocalałem. Ocalałem prowadzony na rzeź!
Spacer, który leczy????
Spacer jest dla wielu ludzi formą zabicia czasu. Niektórzy spacerują by odpocząć. Jeszcze inni, by pozostać sam na sam ze swymi myślami. Dla części stanowi to powrót do przeszłości…przywołanie w pamięci odległych wydarzeń. Właśnie jedną z takich osób jest pan Miron Białoszewski, którego tak często możemy spotkać na warszawskiej ulicy Długiej.
-Cóż, nie da się ukryć tego, że jestem już starszym panem. Mam dla siebie bardzo dużo czasu, bo niestety nie posiadam ani dzieci, ani żony, dlatego też przychodzę tu prawie codziennie. Być może jednym z powodów jest to, iż mam psa i muszę z nim wychodzić na spacery. Jednak przede wszystkim, gdy wychodzę z domu, coś ciągnie mnie właśnie tutaj.
…Warszawa w czasie wojny była jedną, wielką kopą gruzu. Wszystko zdemolowane. Spacery i podziwianie na pewno nie mogły stanowić rozrywki, wręcz przeciwnie były zagrożeniem życia. A ja zawsze tak lubiłem spacery. Teraz, na szczęście mogę to wszystko nadrobić. Najbardziej lubię Ogród Krasińskich i Długą.
To dokładnie na tej ulicy, która obecnie tętni życiem, przed wieloma laty, w jednej z kamienic pan Białoszewski ukrył się przed bombardowaniem.
-Dzisiaj to miejsce wygląda całkowicie inaczej. Dużo zieleni, kolorowe domy, nowoczesne samochody i przede wszystkim weseli ludzie. Wtedy uśmiech nie gościł na ustach tak często. Ciągłe walki i ataki sprawiły, iż pożerał nas lęk. Dokładnie pamiętam ten dzień, piętnasty dzień powstania. Zawiadomiono nas, że nastąpi bombardowanie okolic Długiej. Wszyscy natychmiastowo ukryli się w piwnicach. Nie trzeba było długo czekać na atak wroga. Już po chwili można usłyszeć było huk i poczuć wstrząs. Pomieszczenie ogarnęła ciemność. Moja pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie małego chłopca to:„ tak właśnie wygląda to ‘życie’ po życiu??”, jednak myliłem się. My nadal żyliśmy. To sąsiedzi ‘oberwali’. Gdy ucichły już warkoty silników, szybko wybiegłem na zewnątrz. Wszystko było zdemolowane. Nasz dom…Mój kochany dom. Po tym incydencie moja rodzina natychmiast wyprowadziła się ze stolicy. Jednak me serce pozostało właśnie tam, nie potrafiłem żyć bez tego miasta. Od razu po zakończeniu wojny kupiłem mieszkanie w okolicy, i chociaż przywołuje ona smutne wspomnienia to uwielbiam ją. I oczywiście moje wędrówki. Samotne spacery, które są jak lekarstwo na obolałą wojną duszę…
My, ludzie współcześni myślimy, że wojna już dawno się skończyła, jednak ona żyje i nie daje o sobie zapomnieć…