Narkotyk
Biała kartka papieru i zapalniczka. Papier cienki, bezbronny. Zapalniczka silna i dla niego niebezpieczna. Pstryk! I kartka płonie.. Powoli, leniwie zaczyna brązowieć i zwijać się. Bitwa przegrana. Kartka poddaje się bez walki.
Człowiek. Zbudowany z milionów komórek, układów i tkanek. Myśląca istota. Tworzy, niszczy, czuje zadawany jej ból.
Biały proszę. Sypki, na pozór niewinny. Składa się z wielu chemikaliów. Bez uczuć, bez trosk. Po prostu jest.
Człowiek zażywa narkotyk. Zaczyna się walka. Walka o przetrwanie.
Na początku jest miło, potem coraz gorzej. Organizm chce więcej, razem z nim. Biorę. Znowusz jest ekstra. Czuję się wolny, mogę latać, nie mam problemów. Ale ten stan szybko się kończy. Ja chcę, żeby trwał dalej. Biorę więcej i więcej.
Coraz częściej.
Jest mi źle, niedobrze. Głowa mi pęka. Czuję się samotny, na nic nie mam ochoty. Nie mam przyjaciół, kolegów. Pozostała mi tylko działka proszku nic więcej. Zażywam i znów jest cudownie.
Skończyło się. Jestem na „głodzie”. Nie mam pieniędzy, a musze je mieć. Musze je mieć, bo potrzebuję „przyjaciela”- narkotyku. Już nie mogę bez niego żyć. Kradnę. Wszystko, za co mogę dostać pieniądze. Portfele i torebki. Źle mi
z tym, ale musze. On mi karze. Mój jedyny „przyjaciel”- narkotyk.
Mam pieniądze jestem szczęśliwy, bo znów mogę „go” poczuć.
Już dalej nie mogę! Nie wiem, co się ze mną dzieje. Wypełnia mnie pustka. Wszędzie czuję tylko ból, wszystko wylewa się ze mnie. Tracę siły, mam dreszcze, jest mi zimno. Wstydzę się wyjść na ulicę i nawet spojrzeć
w lustro. Czuję, że to koniec. Umieram. Dzięki komu? Dzięki mojemu „przyjacielowi”.
Koniec walki. Na pozór silny, rozumujący człowiek przegrywa. Z kim? Z proszkiem, na pierwszy rzut oka niewinnym, niegroźnym.
Marihuana, haszysz, kokaina. Bez różnicy, co. Wszystko powoli, leniwie, ociężale zabija. Organizm ginie. Tak jak ginie podczas spalania biała kartka papieru.