Czy mędrzec stoicki może być wzorem osobowym dla współczesnego człowieka?
Czy mędrzec stoicki może być wzorem osobowym dla współczesnego człowieka? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy dokładnie sprecyzować, kim był stoicki mędrzec, jakimi cechami się charakteryzował, jak postępował w danych sytuacjach etc. Postarajmy się wczuć w role stoickiego mędrca – prawdziwego, ortodoksyjnego, który przemierza ulicami, dziś – w XXIw.
Zejdźmy na razie na ziemie zasilając się garstka informacji cechujących stoików oraz bardziej szczegółowym opisem etyki stoickiej. Dowiedzmy się dlaczego postępowali tak, a nie inaczej a także jakie motywy kierowały Nimi.
Etyka stoicka wywodzi się wprost z jej teorii bytu. Skoro światem "rządzi" pneuma, która jest wszechmocna i nieubłaganie dąży do swojego celu, nie ma sensu jej się przeciwstawiać. Przeciwstawianie się prawom natury jest możliwe na krótką metę, lecz nie jest w stanie zmienić na dłuższą metę ogólnego biegu wydarzeń. Przeciwstawianie się to jednak ma zwykle opłakane skutki dla osoby, która chce płynąć "pod prąd". Dlatego jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest zaakceptowanie praw natury i przystosowanie się do nich.
Przystosowanie to jednak wymaga osiągnięcia stanu cnoty. Cnotę stoicy rozumieli totalnie. Było to dla nich pełne zrozumienie praw natury, nie tylko na poziomie intelektualnym, ale przede wszystkim emocjonalnym. Cnotę można tylko posiąść całą, albo w ogóle jej nie mieć. Kto raz osiągnął prawdziwą cnotę, był już "bezpieczny" w tym sensie, że nie groziła mu nigdy jej utrata.
Cnota stoicka jest równoważna dobru i szczęściu. Kto jest prawdziwie cnotliwy, staje się automatycznie dobry, a jego szczęście nie zależy od czynników zewnętrznych. Wszystko poza cnotą jest moralnie obojętne lub złe. Nie ma więc złych i dobrych zdarzeń — zarówno pożar domu, jak i wygranie miliona w totolotka są zdarzeniami naturalnymi, którym nie ma sensu przypisywać znaczenia moralnego. Prawdziwie cnotliwego człowieka, pożar własnego domu nie powinien więc smucić, a wygrana w totolotka cieszyć.
Cnota była zdaniem stoików naturalnym stanem człowieka, jednak w jej osiągnięciu przeszkadzały większości ludzi "złe popędy". Popęd jest też naturalnym zjawiskiem duszy, ale staje się zły, kiedy wymyka się spod kontroli rozumu i zmusza do czynów sprzecznych z naturą. Zadaniem cnoty jest więc trzymanie na wodzy popędów i wygaszanie ich. Prawdziwie cnotliwy człowiek to ten, co osiągnął stan pełnej obojętności do świata — niczego nie pragnie i niczego nie się nie lęka. Stoicy nazywali ten stan apatią.
Obojętność do świata w duchu stoickim nie oznacza jednak nic nie robienia. Człowiek cnotliwy powinien płynąć z "prądem" przemian natury i robić to, co dyktuje mu cnotliwy rozum. Oznacza to więc w praktyce wypełnianie obowiązków, które wynikają z naturalnej kolei rzeczy (takich jak obowiązki rodzinne, zawodowe itp.), ale nie szukanie dodatkowych zajęć i podniet. Oznacza to też przyjmowanie dóbr zewnętrznych, które się naturalnie "zjawiają" (pensji za uczciwą pracę, spadku itp.), ale nie zdobywanie ich "na siłę". I wreszcie oznacza to przyjmowanie naturalnie pojawiającej się władzy (np. przez dziedziczenie) i sumienne wypełnianie wynikających z tego obowiązków, ale nie wykorzystywanie władzy do swoich osobistych celów, czy dążenie do niej za wszelką cenę. Stoicy uważali, że wszystko, co im się przytrafia to splot różnych zewnętrznych okoliczności. Jakby Przeznaczenie.
Podsumujmy. Etyka stoicka, która większości ludzi kojarzy się ze słowem "stoicyzm" opiera się na zasadzie osiągania szczęścia przez wewnętrzną dyscyplinę moralną, sumienne spełnianie tych obowiązków, które spadają na nas naturalną koleją rzeczy, oraz odcięcia swoich emocji od zdarzeń zewnętrznych, czyli utrzymywania stanu spokojnego szczęścia niezależnie od zewnętrznych warunków.
A więc, wiemy już na czym polega stoicyzm, jakimi cechami się charakteryzował i jak powinien się zachowywać prawdziwy, ortodoksyjny stoik(czyli po prostu mędrzec). Z tą wiedzą możemy wcielić się w mędrca stoickiego i przeżyć jeden „dzień”(tylko hipotezujemy, bo tak naprawdę wymyślamy dzień, zgodnie z określoną przez nas struktura), postępując zgodnie z etyka stoicka. A wiec do dzieła.
Budzę się ze snu. Jestem mędrcem stoickim. Nie są mi potrzebne żadne dobra ziemskie i wcale nie czuje do nich popędu. Śpię wiec na twardej ziemii, przykryty kocem. Koc jest mi potrzebny, abym nie zachorował – mogę wiec się nim przykrywać. Ociągam się troszkę, po czym zmierzam ku kuchni. Tam przygotowuje sobie posiłek. Nie będzie on bogaty – zjem to, co musze, abym mógł normalnie funkcjonować. Rezygnuje z różnego rodzaju „frikasów”, a poza tym wcale nie czuje się bez nich gorzej. Zjadłem. Idę się wiec umyć. W łazience nie ma żadnych „akłafreszów” czy tym podobnych – używam najzwyklejszej w świecie pasty do zębów. Nie perfumuje się żadnymi rzadkościami. Nie perfumuje się w ogóle! To przecież niepotrzebne! Jestem umyty i pojedzony. Pora się ubrać. Otwieram szafę, w której nie znajdziemy żadnych „najek” czy „adidasów”. Nie, to nie dla mnie – to jest mi niepotrzebne, to nie wpływa na moje samopoczucie. Ubieram się w najzwyklejszy w świecie garnitur. Nie chcę przecież wyglądać skrajnie idiotycznie, nie ubiorę wiec na siebie szmaty, która osłaniałaby tylko moje ciało. Chce wyglądać przyzwoicie, a garnitur spełnia moje oczekiwania. Wreszcie, pojedzony, umyty i ubrany, mogę wyjść do pracy. Wchodzę do starego, potocznie zwanym „maluszkiem”, auta. Musze mieć auto, gdyż pracuje daleko od domu. Gdy już jestem na miejscu, wchodzę do budynku, rejestruje się, po czym siadam na stanowisku pracy, gdzie sumiennie wykonuje swoją pracę. Moim obowiązkom nie towarzyszy ani cola, ani kawa czy herbata. Czasem, gdy zajdzie taka potrzeba, zasięgnę szklanki wody, ale nic więcej. Podczas mojej pracy nie zajmuje się niczym innym, prócz obowiązków. Nie ulegam żadnym pokusom kolegów z pracy, jak np. piwo. O określonej godzinie wychodzę, po czym jadę prosto do domu. Ot co – koniec pracy równa się powrotowi do domu. Tam czeka na mnie rodzina – żona oraz dwóch synów. Moi potomkowie, jeden 7, drugi 6letni, jak zwykle hałaśliwi i denerwujący. Biedacy, nie osiągnęli cnoty. Ale nie w mojej gestii leży nauczenie ich życia zgodnego z dogmatami stoików. Nic na sile – to jedna z moich zasad. Wchodzę do pokoju, gdzie na kanapie leży moja żona – piękna, modnie ubrana, zajada się ciasteczkami i patrzy na program rozrywkowy. No cóż, miłość nie wybiera. Nie toleruje jej stylu życia, ale to jest silniejsze ode mnie – kocham Ją. Siadam przy niej, opowiadając o tym, czym się dzisiaj zajmowałem w pracy oraz czy wydarzyło się cos dziwnego dzisiejszego dnia. Ona jest już wie, ze każdy mój dzień niewiele różni się od poprzedniego. Wie również, ze wcale nie jest mi z tym źle. Ale co Ona czuje? Co o mnie myśli? Czy jest szczęśliwa z tego, ze ja jestem szczęśliwy tak małym wkładem pracy fizycznej? Czy chciałaby dzielić ten stan duchowy ze mną? Nie! Ona tego nie cierpi. Nie potrafi zrozumieć mojego życia, mojego umysłu, mojej domeny życiowej. Może kiedyś zrozumie… Ale dość tego – musze cos zjeść. A właściwie to nie cos, a to, co zwykle – chleb wraz z woda. Dlaczego tylko tyle? A dlaczego nie? To mi wystarcza, przez to spełniam swoja potrzebę fizjologiczna. Gdybym najadł się w jakiejś renomowanej restauracji samych egzotycznych potraw, kosztujących pół mojej wypłaty, nie poczułbym się wcale lepiej. Skończmy jednak z tymi hipotezami. Zjadłem. Godzina jeszcze młoda, wiec posiedzę sobie i nacieszę się stanem duchowym, jaki osiągnąłem… Nagle wchodzi moja żona i mówi, ze wygraliśmy przed chwila w totolotka dość pokaźna sumę. Ale ja, niczym nieżywy, siedzę sobie, wlepiając wzrok w uradowana kobietę i mowie: „To dobrze”. Nie mowie tego z radości. Mowie, żeby po prostu się nie wściekała i nie wyzywała od szaleńców. Karolina, bo tak nazywa się moja żona, niemal z prędkością geparda biegnie (a właściwie przelatuje) do pokoju, w którym znajduje się telefon. Sięga po słuchawkę i wydzwania po wszystkich swoich znajomych, żeby zaprosić ich na mini-imprezę. No cóż, jestem wiec zmuszony udać się do sypialni, gdzie w spokoju będę mógł pobyć razem sam ze sobą. Nie chce im psuć humoru, a moja pewnie zostałaby odebrana jako oznaka smutku i rozpaczy. „Pewnie będą balowali do 3.00 nad ranem – przecież dziś sobota” – mowie sam do siebie. Ale mi to nie przeszkadza. Po ok. dwóch godzinach samotności idę się umyć oraz przebrać, a następnie spokojnie ułożę się do snu. I tak w kolko, które zresztą bardzo lubię – życie sprawia mi radość. Nie sprawia mi żadnych problemów. Wystarczy się z nim pogodzić…
Po przeczytaniu ostatniego akapitu oraz próbie zrozumienia mentalności stoickiej czuje się… jak szaleniec. Nie potrafię oprzeć się takim pokusom, jak np. spanie na wygodnym, miękkim łóżku czy szklanka herbaty. Nie potrafię i już! Ale może gdybym bardzo chciał, to kto wie… Myślę, ze cnota stoicka nie jest dla wszystkich i nie każdy może ja osiągnąć pomimo szczerych chęci. Ba! Pozwolę sobie nawet powiedzieć, iż mało kto potrafiłby ja osiągnąć, i ze wyjątki w tej kwestii potwierdzają jedynie regułę. Uważam, iż powodem nieosiągalności cnoty stoickiej jest ewolucja. Człowiek, jak każdy organizm żywy, pod wpływem rożnych czynników, ewoluuje. Zmieniła się nasza mentalność oraz podejście do wielu spraw. Dziś zdecydowana większość nie zrezygnowałaby z wysokiej nagrody pieniężnej. Prawie każdy z nas odruchowo, na pytanie, czy przyjmujesz nagrodę (chodzi o nagrodę pieniężną z poprzedniego zdania), odpowiedziałby spontanicznie i stanowczo: „Tak, chce”. I chyba nie ma w tym nic dziwnego – dziś za pieniądze nie można mieć wszystkiego, ale można mieć bardzo wiele. I niestety, każdy z nas przyczynił się do takiej materializacji. Stoicyzm jest odskocznia od dzisiejszego świata. Niestety, dla większości, nieosiągalną. Ale kto wie, być może ewoluujemy pod względem duchowym i doprowadzimy ludzkość do stoicyzmu, a ludzie ulegający dzisiejszym pokusom stanowiliby zdecydowaną mniejszość… Pozostaje jednak pytanie, czy taki świat byłby ciekawy i czy ludzie na nim żyjący naprawdę byliby szczęśliwi. Można wysuwać tylko hipotezy, bo odpowiedzi nie uzyskamy, pomimo szczerych chęci. O ile jednak mędrzec stoicki jako wzór dla współczesnego człowieka wydaje się nam absurdalny i nieosiągalny, o tyle z niektórych cech wartościujących stoików możemy skorzystać. I wierzcie mi, to pomaga. Ja sam np. częściowo zatraciłem potrzebne atrakcyjności fizycznej. Pomyślałem, ze skoro nigdy nie będę prawdziwym prekursorem atrakcyjności fizycznej, pogodzę się z tym. I częściowo mi się to udało, z czego jestem zadowolony.
Podsumujmy. Cnota stoicka jest niezwykle ciężka do osiągnięcia dla współczesnego człowieka. Tylko niewielu może ja osiągnąć. Może być sposobem na życie, jednak dla zdecydowanej mniejszości – dla tych, nielicznych, chcących i co najważniejsze, potrafiących wyzbyć się współczesnych pokus. Może na drodze ewolucji uda nam się, jako gatunkowi ludzkiemu, osiągnąć pełną stoicka cnotę? Może będzie to kiedyś norma? Tak czy inaczej, jeszcze nie dziś. Możemy jednak częściowo cechować się stoicyzmem. Na własnym przykładzie pokazałem, ze to skutkuje i co ważniejsze, pomaga. Na koniec powtórzę, co już wiele razy mówiłem – stoicyzm na dzień dzisiejszy jest dla nielicznych. Ale kto wie, może tym wyjątkiem jesteś właśnie ty…