Mowa obronna Kreona
Wysoki Sądzie, Szanowna Ławo Przysięgłych!
Każdemu z nas doskonale znana jest tragedia, jaka miała miejsce w Tebach.
Przyznaję się- jestem winien śmierci tych ludzi. Proszę jednak wysłuchać tego, co mam do powiedzenia na swoją obronę, i mieć to na uwadze podczas osądzania mnie.
Choć nie mam na rękach śladów krwi, to ja jestem tym, który doprowadził do tak dramatycznego końca. Sam wydałem wyrok śmierci- sam więc będę się bronił…
W bratobójczej walce polegli Eteokles i Polinejkes. Jednego z nich nazwałem zdrajcą, bo nasłał na swoją ojczyznę wojska nieprzyjaciela. Jako władca Teb miałem prawo wydać rozporządzenie, które ukarze nieprawego najeźdźcę. I tak zrobiłem. O tym, czy moja decyzja była słuszna można by dyskutować godzinami. Z jednej strony, można zarzucać mi naruszenie obyczaju, nieposzanowanie tradycji i prawa bożego. Ale czy człowieka, który występuje przeciw domowi swego ojca, można traktować na równi z tym, który za ten dom walczył i oddal swe życie? Czy jako dobry władca mogłem postąpić inaczej? Czy nie byłoby to lekceważenie i zniewaga bohaterskiej śmierci Eteoklesa? Wysoki Sądzie, sprawowanie władzy nie jest rzeczą łatwą. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Niektóre decyzje pociągają za sobą konsekwencje, jakich nigdy bym się nie spodziewał- i to była jedna z takich decyzji. Tak naprawdę nie miałem wyboru. Każda ścieżka, którą bym wtedy podążył, prędzej czy później okazałaby się niewłaściwa. Pomyślałem, że jestem na tronie od niedawna i muszę zapracować na szacunek i respekt wśród poddanych. Najprostszą i najkrótszą drogą wydawały się być silne, może nieco despotyczne rządy. To, co zdarzyło się później, było już tylko wynikiem mojego, zapatrzonego we własną potęgę, egoizmu. Antygona, z mojego punktu widzenia, wymagała ukarania. Czyn, którego się dopuściła, był po prostu świadomym i celowym złamaniem zakazu. Mojego zakazu. Dobrze wiedziała, jaka czeka ją kara, a mimo to powiedziała „nie”, tym samym obrażając swojego króla. Co prawda Antygona była moją siostrzenicą, wiec skazywać ją na śmierć, może się wydawać niemoralnie, ale zwróćcie Państwo uwagę na to, że ta młoda dziewczyna w ogóle nie okazała skruchy. Podczas procesu była zarozumiała i arogancka, co również wpłynęło na moje postanowienie. Gdyby tylko powiedziała „przepraszam”… Każda następna próba odciągnięcia mnie od tego zbrodniczego pomysłu, tylko pogarszała sytuację. Byłem już bez reszty zaślepiony wizerunkiem siebie, jako potężnego władcy i pana Teb...
Ciągle zadaje sobie pytanie czy musiało dojść do takiej tragedii, czy moi najbliżsi musieli zginąć, by uświadomić mi, że korona nie jest najważniejsza. To, co najważniejsze dla mnie- już straciłem… Nie jest mi z tym łatwo. Proszę uwierzyć, że życie w poczuciu winy za śmierć najukochańszych osób, to jest piekło, a nie życie. Każdy dzień, każda chwila z myślą, że zabiłem swoją żonę i syna jest dla mnie niewyobrażalnym cierpieniem i stanowi najsurowsza karę za te zbrodnie. Nie proszę o litość, bo na nią nie zasłużyłem. To, o co proszę, być może też znaczy zbyt wiele. Pamiętajcie, ze jestem człowiekiem…