Pamiętnik Marcina Borowicza.
16.IX.1876r.
Drogi Pamiętniku!
Tak dawno nie pisałem. Wakacje minęły mi niepostrzeżenie. Czas, który wydawał się płynąć tak wolno, uciekł, zanim zdążyłem odetchnąć. Ferie letnie są chyba najlepsze w roku. Niestety skończyły się wraz z początkiem szkoły, a ja musiałem znowu sięgnąć do książek. Ty wiesz, że nauka jest dla mnie czystą przyjemnością, ale nie w tych warunkach. Chwilami jest trudno. Och, gdybyś mógł się czasem zamienić w człowieka i uścisnąć...
Dzisiaj byłem w teatrze. Długo zastanawiałem się, czy pójść, ale poparty słowami p. Somonowicza, zdecydowałem się. Wydaje mi się, że nie żałuję. W teatrze przebywałem wśród wielu uczniów, większości nie znałem. Sala była ciemna, brudna i obskórna. Przybyło dużo osobistości. Czułem się nieswojo w tym miejscu i pośród tylu nieznanych osób. Dyrektor i nauczyciele przyglądali się nam. W czasie przerwy p. Majewski przyszedł po nas i zabrał do loży dyrektorskiej. Przedstawiono nas dyrektorowi Gimnazjum i prezesowi Izby Skarbowej. Byliśmy wtedy tacy ważni! Czułem się, jak dostojny, poważny, dorosły mężczyzna. Ach, gdyby tak mogło być zawsze! Pan Zabielski chyba mnie polubił. Poczęstowali nas nawet cukierkami!