Sarmatyzm
SARMATYZM
Historyjka o Sarmacji i wspólnym dziedzictwie mieszkańców ziem polskich, litewskich i ruskich w wielu miejscach mija się z prawdą. Ale potrzeba scementowania różnorodnego społeczeństwa uczyniła ją przydatną. Co więcej, jej popularność wśród szlachty dala początek osobliwej sarmackiej kulturze, łączącej nietolerancje , ksenofobię i stagnację poglądów z rozkwitem oryginalnej obyczajowości i sztuki.
W XVI i XVII wieku w wielu państwach koniecznością stało się budowanie na nowo idei ojczyzny i tworzenie zrębów jednego narodu. Wyrastające z epoki renesansu próby tego typu często odnosiły się do tradycji antycznych. Stąd wiele narodów wracało do nazw swych ziem stosowanych jeszcze przez Rzymian. W Rzeczypospolitej odwołanie się do legendarnej Sarmacji służyło szlachcie polskiej do potwierdzenia jej starożytnego rodowodu.
Sprawiło też, że czułą się spadkobierczynią rycersko-ziemskich tradycji nie tylko Polski, Litwy i Rusi ale wręcz całej Słowiańszczyzny. Idea wywodziła się z przeświadczenia o istnieniu niemalże odwiecznego świata, w którym polska szlachta miała swoje ważne miejsce, służące ochronie najcenniejszych tradycji. Kontrowersyjna sama w sobie idea przybrała nieco groteskowy wyraz. Wynikało to poniekąd z tego, że rozwój kultury sarmackiej bezpośrednio wiązał się z rozkwitem „złotej wolności” szlacheckiej. Sarmatyzm stał się wybrykiem uprzywilejowanych, dumnej, czującej się bezkarnie szlachty, a cenę za ekstrawagancję elit miało płacić niżej podstawione w hierarchii społeczeństwo.
Panująca od schyłku XVI wieku aż po czasy rozbiorów sarmacka obyczajowość obejmowała sposób cechujący się rozrzutnością, wytwornymi strojami i ucztowaniem, nonszalancja
i rubasznością. Ponieważ to szlachtę uważano wówczas za prawdziwy naród, idea szybko przyjęła cechy ideologii państwowej. Szybko pojecie Sarmaty zaczęło utożsamiać
z polskim szlachcicem – ziemianinem i gospodarzem, czy szerzej, po prostu polakiem. Niestety, sarmatyzm jako wyraz szlacheckiego samouwielbienia i wiary we własną doskonałość, głoszący niezmienne poglądy, że wszystko co polskie, jest najlepsze, przerodziło się z czasem w lekceważenie, a nawet pogardę dla ludzi innej narodowości, innego wyznania, czy obyczajów. Nie wspominając już o ludziach innego pochodzenia.
Niechęć do cudzoziemszczyzny, do rzeczy i wartości obcych cechowała niemal całą tradycję sarmacką. Rzeczpospolita jawiła się szlachcicom jako pępek świata, zaś oni sami byli niekwestionowanymi panami ziemi i w ich własnym mniemaniu stanowili niedościgniony wzór dla innych. Czemu nie miałoby to dziwić? W końcu, jak napisał sarmacki poeta Maciej Kazimierz Sarbiewski, Francuzi są natarczywi i przedawczykowie, Włosi- ludźmi serca chytrego, Niemcy – na zysk chciwi a w gestach grubi, Hiszpanie zaś gnie co mają, długo chowają. Ale przecież nie lepsze zdanie mieli szlachcice o własnym narodzie – o chłopach, nazywanych przez nich „chamami”, czy „łykami”.
Szlachta miała czym się szczycić. Kwitł kult przeszłości, rodowych genealogii i szlacheckich herbów. Kwitł też tytułomania, która z perspektywy czasu jest naprawdę zabawna. Rozpieszczona szlachta wysoko ceniła sobie tytuły, o czym może świadczyć zarówno ich ilość, jak i zakres stosowania. Oprócz zasiadających w senacie wojewodów czy kasztelanów istniały dziesiątki urzędników ziemskich lub honorowych, takich jak łowczy i koniuszy.
Nie mówiąc już o tradycji dziedziczenia urzędów i związanych z nimi tytułów, która owe tytuły jeszcze mnożyła. Na przykład syn starosty nosił miano starościca, podczaszego- podczaszych, stolnika – stolnikowicza. Z godności takich korzystali też inni członkowie rodziny, na przykład żona strażnika miała prawo do tytułu strażnikowiczowej.
Elitarnego statusu stanu szlacheckiego pilnie strzegli możni panowie, a nobilitacje uzyskać tylko najbardziej zasłużeni mieszczanie czy chłopi. Wszystko, co stanowiło uświęconą tradycjami sferę wartości, trzeba było bowiem bronić przed „obcymi” jaki i mniej uprzywilejowanymi mieszkańcami Rzeczypospolitej. Niechęć do „obcych” tak samo jak do wszelkich zmian, kształtował hałas tradycjonalizmu i gloryfikacji dawnych praw i obyczajów, w tym polskiej „złotej wolności”. Szlachcic – rycerz stawał się obrońcą nie tyle „przedmurza chrześcijańskiego”, co własnego uprzywilejowanego miejsca na świecie. Temu służyły nawet „obywatelski” model wychowania młodzieży. Co prawda, wpajano jej idee ofiarnego życia dla społeczności, służenia narodowi i ojczyźnie, ale wszystkie pojęcia wiązano bezpośrednio
z samą szlachtą. Zaś patriotyzm miał polegać na bohaterskiej obronie przede wszystkim tradycyjnych wartości i przywilejów szlacheckich.
Czy rzeczywiście wartości tak zapalczywie bronione przez szlachtę godne były upartej walki z postępem, gdy państwo potrzebowało napraw i pilnych reform?
Teorie o sarmackim pochodzeniu szlachty utrwaliły się już u schyłku XVI wieku. Jednak wiara w absolutną wyższość polskiej tradycji kulturowej, myśli politycznej czy obyczajowości nie odpowiadał prawdziwie. Wszak kultura położonej na styku Europy
i Azji Rzeczypospolitej wspierała się na dwóch potężnych filarach – kulturze Zachodu
i Wschodu. Po zachłyśnięciu się w dobie odrodzenia zdobyczami zachodnioeuropejskimi nastała moda na Orient. Przyczyniło się do tego bezpośrednie sąsiedztwo chanatu krymskiego, Turcji, kontakty handlowe z krajami azjatyckimi. Pojawiły się tłumaczenia na język polski utworów literatury perskiej, drobiazgowe opisy tureckiego dworu sułtańskiego,
a potem tatarskie, tureckie i perskie wzory stały się modne w wyposażaniu wnętrz, zdobnictwie artystycznym, życiu codziennym. Szlachta strzygła się na modłę wschodnia, używała szabli i łuku wschodniego, sprowadzała drogocenne tkaniny czy egzotyczne przyprawy. Znajdowała upodobanie w „orientalnych”, pełnych przepychu uroczystościach
z obowiązkową obfitością jadła i napojów, choćby takich, jak trwające wiele dni śluby
i pogrzeby. Najpopularniejszą szatą mężczyzn stał się żupan – sięgający po kostki, rozcięty
u dołu, zapinany od szyi po pas, z długimi i szerokimi rękawami. Szyto go z atłasu lub jedwabiu. Zwykle miał żywe barwy – czerwone, różowe lub niebieskie. Na żupan narzucano kontusz. Na koniec pasano się litym pasem, wysadzonym drogocennymi kamieniami lub przetykanym złotym włosem. Mężczyźni przywiązywali ogromna wagę do odznak wojskowych, łzawsza tych zaczerpniętych ze Wschodu, to też przy każdej nadarzającej się okazji paradowali z buławą, buzdyganem lub buńczukiem. To właśnie z powodu tak egzotycznych elementów stroju Wolter nazywał Polaków „Irokezami Europy”, co ze szczególnym upodobaniem pochwyciła niemiecki cesarz Fryderyk II.
Rzeczpospolita nie mogła się odciąć od wpływów Zachodu. Chłonęła wiele
z osiągnięć włoskiego renesansu, manieryzmu czy baroku. Modyfikowała jednak napływające z Europy idee i mody. Taką właśnie zmienioną w stosunku do oryginału formę stanowi tak zwany barok sarmacki. Łączył on elementy zachodnioeuropejskie i wpływy orientalne
z polską tradycją, dzięki czemu powstała, jak to określił Tadeusz Chrzanowski w swoich „Wędrówkach po Sarmacji Europejskiej”, papka rozmaitych pokarmów. W prozie tego okresu szczególnie rozwijała się epika historyczna, fanatyczne i religijna, w tym powieści i sielanki. Z kolei w poezji prym wiodła liryka miłosna i religijna. Niestety, w dziełach literackich tamtej doby treść ustępowała zwykle kwiecistej i wyszukanej formie. Jednym z wielu wyjątków była twórczość Władysława Potockiego, który głosił, że pisarstwo powinno być odpowiedzialności społecznej wyrazem. Doskonałym wyrazicielem sarmatyzmu w literaturze był poeta Wespazjan Kochowski. Ten wyznawca mesjanistycznej teorii przyznawał potomkom Sarmatów role „narodu wybranego”, obdarzonego szczególnym dziejowym posłannictwem. Stawił szlachecką „złotą wolność”, czynnych dzielnych żołnierzy Rzeczypospolitej (sam był żołnierzem w wyprawie Jana III Sobieskiego pod Wiedeń)
i zasługi Polaków w walce z poganami. Inny twórca tego czasu , Maciej Kazimierz Sarbiewski, poeta polsko – łaciński i historyk literatury, był jezuitą, którego papież Urban VIII nagrodził laurem poetyckim. Wyróżniał się dużą niechęcią do innych nacji. Natomiast Hieronim Morsztyn z pasją rozpisywał się o szlacheckich rezydencjach, które stanowiły wówczas ośrodki kultury, a także rozpasanym szlacheckim życie. W dobie sarmatyzmu szczególnie popularnym gatunkiem literackim był pamiętnik. Naprawdę warto sięgnąć po dzieło Jana Chryzostoma Paska – człowieka obdarzonego niepospolitym talentem literackim
i znakomitego obserwatora rzeczywistości. Swoją autobiografię po wyroku skazującym go na banicję wieczystą za pogwałcenie spokoju publicznego. Ze szczególną bowiem zawziętością awanturował się i procesował z kim popadło. W swoich „Pamiętnikach” prezentuje się jako obrońca swobód szlacheckich, czasem chciwy i okrutny żołnierz, dobry mąż i gospodarz.
Na świat spoglądał dociekliwie, ale nie stać go na krytyczne spojrzenie na siebie samego
i stan szlachecki. Jest święcie przekonany, że to, co jest dobre dla niego – w tym głównie „złota wolność” szlachecka – jest dobra także dla Rzeczypospolitej. Często wyolbrzymia
i koloryzuje swoją rolę w wydarzeniach, które opisuje, to też nie jesteśmy pewni, czy jego pogody rzeczywiście miały miejsce. Jest jednak niezrównanym gawędziarzem, posługującym się barwną polszczyzną – przeplataną często modnymi w owe czasy zwrotami łacińskimi.
W XVII wieku sarmatyzm stał się podstawą szlacheckiego światopoglądu i czymś
w rodzaju religii. Szlachta upodobała sobie szczególnie wystawne uczty, tłumnie ceremonie zaślubin i wyjątkowo uroczyste pogrzeby. Na przykład jednego z magnatów grzebało
10 biskupów, 60 kanoników i aż ponad 1700 księży. Ta groteskowa scena może zresztą symbolicznie ilustrować każe istotny związek sarmatyzmu z katolicyzmem. Już w XVII wieku w ideologii sarmackiej ujawniły się hasła mesjanistyczne. Pojawił się pogląd, że Rzeczpospolita i jej obywatele, a więc rycerska szlachta, mieli odegrać szczególną rolę
w porządków dziejów – strzegąc Europy przed niebezpieczeństwem innowierstwa czy wręcz pogaństwa. Wtedy to właśnie po raz pierwszy zaczęło się mówić o Rzeczypospolitej jako
o „przedmurzu chrześcijaństwa”. Ale sarmackie wizje miejsca Polski w katolickim świecie, jak i jej misji bywały nieco dziwaczne. Otóż jeden z pisarzy dowodził całkiem serio, że Pan Bóg rozmawiał w raju z Adamem i Ewą po… polsku. Natomiast Wojciech Dembowski, prowincjał zakonu franciszkanów, powołując się na Pismo Święte, utrzymywał, że Polska ma prawo do panowania nie tylko w Europie, ale też Azji oraz Afryce. Równie barwne co kontrowersyjnym zjawiskiem, stał się polski liberalizm, który zadziwiająco dobrze rozwijał się zwłaszcza w śród młodzieży. Objawiał się on chęcią zakosztowania pełni życia i wszystkich jego radości, włącznie rozwiązłością seksualną. Ale przecież libertyn nie musiał byś ateista. Jak bronił się tłumacz francuskich książek libertyńskich, Samuel Bolestraszycki: Chociem jest katolik […] co wolności mojej a nie Religi dotyczy, gotowem przeciwko temu stanąć i umrzeć za wolność. Było przecież czego bronić …Płeć piękna poświęcała sporo czasu i trosk urodzie. Krzysztof Opaliński, satyryk z tamtych czasów na przykład panie siedzące przy zwierciadle, budujące fryzury i zdobiące swoje ciało jak ołtarz na wielką uroczystość. Damy z tamtych czasów chętnie nosiły korony, wielkie pierścienie, manele (ozdoby na ręce), kanaki (kosztowne naszyjniki wschodniej roboty ze sznurów pereł lub drogocennych kamieni). Popularne były też wśród możnych szlachcianek klejnoty oprawione w złoto, którymi obwieszano i tak nad wyraz zdobne suknie. Jedynie, co być może mogło nieco temperować żądze krewkich szlachciców, to że podobno szlachcianki zaniedbywały nieco higienę…