Miłość, małżeństwo i rodzina
W dzisiejszych czasach miłość jest jednym z ważnych elementów współczesnego świata, a w szczególności dla młodzieży, która wierzy w „miłość od pierwszego wejrzenia” albo „żyli długo i szczęśliwie”. Można by pomyśleć, że dla każdego najważniejsza jest miłość i poczucie, że jest się komuś potrzebnym, że ktoś mnie kocha i zawsze na mnie czeka. Młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności, która na nich spoczywa. Dopiero z biegiem lat zdają sobie sprawę, że od nich zależy przyszłość.
Jako ludzie uczymy się już od najmłodszych lat życia w rodzinie. Nie zdajemy sobie jednak sprawy, że kiedyś sami będziemy musieli ją założyć. Kiedy myślę o miłości, małżeństwie i rodzinie, rodzi się w duszy dużo trudnych do wypowiedzenia emocji i sądów. Chociaż ten temat jest jednym z najważniejszych dla mnie teraz i często do niego wracam, to jednak jakoś trudno mi wypowiadać się na jego temat.
Miłość to niby takie jedno, proste słowo, a jednak kiedy zastanawiamy się co ono tak naprawdę oznacza jest to dla nas zupełnie obce, niezrozumiałe słowo. Dla mnie najłatwiejszą definicją słowa „miłość” to związek dwojga ludzi, którzy czują do siebie coś czego nie mogą opisać i starają się jak najczęściej spędzać ze sobą czas, aby się poznać i przekonać się czy umieją ze sobą wytrzymać. Tak trudno każdemu człowiekowi znaleźć swoją drugą połówkę z którą będzie chciał spędzić resztę swojego życia. Najczęściej związki zaczynają się już w podstawówce. Dzieci starają się zawsze „udawać” dorosłych, a skutkiem jest planowanie przyszłości, pracy i oczywiście rodziny.
Zastanawiałam się kiedyś jaka będę za kilka lat i czy będę miała okazję poznać swoją drugą połówkę z która spędzę resztę mojego życia. Każda dziewczyna na pewno już o tym myślała chociaż raz w życiu: „Czy ktoś mnie zechce?”. Te słowa coraz częściej słyszę w mojej głowie „Czy ktoś mnie pokocha taką jaką jestem?”, szczególnie kiedy się kłócę z jakimś kolegą i mówi mi jaka ja jestem głupia i brzydka. Wtedy szczególnie nasila mi się ta myśl „Czy będę szczęśliwa?”. Im więcej lat mi przybywa tym bardziej zdaję sobie sprawę, że w życiu cudowne zauroczenia od pierwszego wejrzenia zdarzają się rzadko. Doskonałe porozumienie, idealne szczęście, nieskażone również żadnymi problemami. Happy endy - "żyli długo i szczęśliwie"- są możliwe, ale wymagają ogromnie wiele pracy, na którą nie wszyscy są gotowi. Ale to nie znaczy ,że można się przestać starać, że musi wystarczyć coś, co tak naprawdę nam nie odpowiada, bo przecież - jak każdy mówi - "lepsze coś niż nic". Nie! W tej jednej sprawie zawsze i wszędzie trzeba być zachłannym, chcieć dużo i jak najwięcej. Nie szukajmy ideału, bo ideały nie istnieją, ale kogoś, z kim spełnią się nasze marzenia, z kim nie będzie nam "dobrze" czy też "w miarę", lecz świetnie. Kogoś, kto potrafi dużo dać - ale też dla kogo sami możemy poświęcić niejedno.
Z tym problemem każdy zwraca się do rodziców, którzy już tego doświadczyli, przeszli przez te myśli i problemy, przez tą masę pytań na które nie potrafili sami znaleźć odpowiedzi. Starsi uwielbiają sprowadzać uczucia do banału: "jesteś młoda i głupiutka", "nieraz się jeszcze zakochasz", "ludzie mają większe problemy". Być może niektórzy chłopcy nie będą warci naszego uczucia, być może spotkamy niedługo kogoś, kto nas doceni i z kim będziemy szczęśliwe.
Zawsze jednak trzeba pamiętać, że nie można nikogo zmusić do miłości. Czasem wściekamy się i mówimy: "no przecież byłby ze mną taki szczęśliwy!", ale on nie chce, a czy zastanawialiśmy się kiedyś „czy ja będę z nim szczęśliwa?”.
Jeżeli kiedykolwiek wyjdę za mąż, to tylko dlatego, że wiem, że ta osoba z którą planuję spędzić resztę moich dni jest wyjątkowa, że czuję, że ta pustka samotności w moim sercu jest wypełniona miłością do tej osoby. Nigdy nie wyjdę za mąż za kogoś kogo nie kocham i to tylko dlatego, aby on mną się opiekował, a robiła się coraz mniejsza i pokorniejsza służąc. Oczywiście, służąc swemu mężowi, ale z miłości i to nie dlatego, że taka jest kolej rzeczy, że on jest kimś, a ja nikim, że zarabia więcej, ale dlatego, że tak chcę i tak mi się spodobało, bo taką decyzję podjęłam i zostanę jej wierna do końca życia.
Wszystko sprowadza się do jednego punktu. Miłość łączy dwojga ludzi, którzy biorą ślub, ale co później? Później to już para, która tworzy rodzinę. Lecz czy każdy wie co ona oznacza? Czy ja będę umiała żyć w swojej własnej rodzinie? Czy przyzwyczaję się do obecności niby obcych dla mnie ludzi? Mojego męża i być może dzieci? Z czasem na pewno mi się to uda, ale jak pewnie każdy: boję się tego. Boję się obowiązku, który będzie na mnie spoczywał, gdy będę odpowiedzialna za masę różnych rzeczy, które do tej pory spoczywały na barkach mojej mamy i ogólnie moich rodziców. To jaka jestem zawdzięczam właśnie im, więc to, jakie będzie moje dziecko zależy ode mnie i od mojego męża. Obowiązek przygotowania śniadania, obiadu, kolacji, utrzymania domu w porządku to nie będzie dla mnie żaden problem, ale co z wychowaniem dziecka? Jeden zły wybór, zła decyzja i pozostanie dręczące mnie sumienie. Zastanawiałam się też co by było, jakbym całe życie była starą panną, która poświęca się pracy. Wyobraziłam sobie Siebie jako właścicielkę firmy, która zamieszkuje słodki domek nad jeziorem w górach. Jako właścicielka dobrze funkcjonującej firmy miałabym też możliwość trzymania w domu kilku psów i innych zwierząt, abym nie czuła się samotna, ale kiedy tak sobie o tym myślałam poczułam ten ból, który podpowiedział mi, że kiedy przejdę na emeryturę – będę sama. Nie będę miała z kim spędzić ostatnich dni mojego życia.
Przypominam sobie słowa lisa z „Małego księcia” Antoine’a de Saint-Exupery: ”Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”. Miałam kiedyś chłopaka, a kiedy zbliżam się do innego, wyczuwałam tą odpowiedzialność; relacje międzyludzkie są tak kruche... Tak łatwo poddać się swoim pragnieniom i zapomnieć o rzeczywistości innego człowieka obok siebie. Nie, to nie zabawa, ani przyjaźń, ani spotkanie chłopaka z dziewczyną. Nie wiem czy jest jeszcze coś więcej absorbującego i poważnego, przecież chodzi o serce innego człowieka - jest przed tobą obnażone, bo je poręczyłeś. O wszystkim innym myślę tylko od czasu do czasu, kiedy ta rzecz tego wymaga. Natomiast relacja z inną płcią pochłania wszystkie myśli, wprowadza w inną rzeczywistość, wszystko się zmieni, ja sama też na pewno się zmienię.
I małżeństwo nie jest jedną z prostych rzeczy, które się przydarzają w życiu, nie jest na tym samym poziomie, co studia, praca, grypa. To coś zupełnie innego, co wyciąga ze mnie wszystkie myśli, którymi chcę się podzielić. To świat, który tak chcę zobaczyć - tak pięknym jak jest naprawdę.
Na razie nie zdaję sobie z tego sprawy, że powinnam się szykować do tej decyzji. Jaka ma być moja przyszłość? Kim i jaka jestem, a kim chcę zostać? I co najważniejsze : Z kim?.
Więc co ja o tym myślę? Myślę przede wszystkim, że jeżeli kiedykolwiek wyjdę za mąż, to nie dlatego, że mam 30 czy więcej lat, nie dlatego, że po prostu boję się samotności lub że nie mogę sobie poradzić i chcę aby ktoś się mną zaopiekował, nie dlatego, aby mój mąż mi pomagał i abym czuła się lepiej. Najbardziej się boję siebie w rodzinie, czy sobie poradzę. Musiałabym znaleźć odpowiednią osobę, która mnie pokocha i poprowadzi przez życie. Z którą będę szczęśliwa, bo wiem, że mnie kocha. Nieustannie będę oczekiwać tej osoby, która jest mi przeznaczona.