Motywy franciszkańskie w literaturze
„Pochwalony bądź Panie mój, ze wszystkimi swoimi stworzeniami, szczególnie z panem bratem słońcem, przez które staje się dzień i nas przez nie oświecasz.
Pochwalony bądź Panie mój przez siostrę naszą matkę ziemię, która nas żywi i chowa, i wydaje różne owoce z barwnymi kwiatami i trawami.
Pochwalony bądź Panie mój przez brata wiatr i przez powietrze, i chmury, i pogodę, i każdy czas, przez które Twoim stworzeniom dajesz utrzymanie.” - Tymi słowami modlił się niegdyś święty Franciszek z Asyżu, żyjący na przełomie XII i XIII wieku, będący twórcą zakonu franciszkanów, którego członkowie mają obowiązek składać śluby czystości, posłuszeństwa i ubóstwa. Jego osoba zachwycała poetów - szczególnie tych z XX wieku - tak mocno, iż do słownika literackiego na zawsze trafiło pojęcie franciszkanizmu, czyli tendencji nawiązującej do postaci św. Franciszka oraz ideałów ewangelicznego ubóstwa i pokory, wyrażających się w postawie radosnej aprobaty natury i prostego człowieka.
Motywy franciszkańskie szczególnie mocno przejawiają się w dziełach literackich epoki Młodej Polski. Możemy do nich zaliczyć motyw uwielbienia dla stwórcy, pokory, bezinteresownej służby Bogu i bliźniemu, ubóstwa, podziwu dla przyrody, prostoty człowieka oraz wiele innych im pokrewnych.
Jan Kasprowicz w „Hymnie św. Franciszka z Asyżu” nawiązuje do słów modlitwy, które przytoczyłam we wstępie tej pracy. Utwór ten jest hymnem pochwalnym Miłości opartej na całkowitym i bezinteresownym poświęceniu się bliźnim. Poeta podaje tu chrześcijańską interpretację istoty Boga jako naszego Stwórcy i Pana. Mówi o istocie Bożego porządku, opartego na harmonijnym współistnieniu cierpienia i radości, a także na zgodnym współżyciu człowieka z przyrodą. Przez usta św. Franciszka, w którego się wciela, mówi: „(...)Bądź pochwalony, Rozdawco cierpienia! Ręce-ś mi przekłuł i nogi, i krew mi cieknie z głowy, a oto z Krzyża zstępuje ku mnie w przechwalebnych ogniach biały Serafin i radość w serce mi leje, i z duszy śpiewne wytwarza narzędzie, ażebym śpiewał i grał, ażebym sławił i wielbił Rozdawcę bolesnych stygmatów, z których się rodzi wesele i Miłość...” Ukazuje tu niezgłębioną Miłość Boga do człowieka, która objawia się także, a może przede wszystkim w cierpieniu. Cierpienie to nasz krzyż, a nie ma do nieba krótszej i pewniejszej drogi prócz drogi krzyża. Taka postawa wymaga jednak franciszkańskiej pokory, której motyw szczególnie mocno zaakcentowany jest w tym wierszu. I dopiero, gdy taki stopień pokory i całkowitego zawierzenia zostanie osiągnięty przez człowieka, będzie on mógł za Kasprowiczem powtórzyć: „ A wy, stworzenia Boże, słuchajcie mej pieśni i chwalcie ze mną razem Tego, co was kocha”, jednocześnie wchodząc na audiencję ze Stwórcą ukrytym w najmniejszym stworzeniu.
Do przyrody, będącej szczególnym obiektem zachwytu Świętego Franciszka, odwołuje się Kazimierz Przerwa – Tetmajer w swoim wierszu pt. „ Ta trawa, której nikt nie kosi...” ze zbioru „Ptakom niebieskim”. Poeta ujawnia tu szczególny zachwyt nad światem natury, i tęsknotę za jego dziewiczym pięknem. Mówiąc: „ Świat bez istnienia i bez śmierci, ten zdrój co tylko skałom bije, ta trawa, której nikt nie kosi – oh! Tam jedynie dusza żyje!” przedstawia czytelnikowi odwieczną prawdę, że człowiek w oderwaniu od przyrody, zamknięty w szarych murach wielkich miast może już tylko myśleć o śmierci a nie o pragnieniu życia. Zostaje Mu jednak nadzieja, że może jeszcze kiedyś w pełni zjednoczy się z przyrodą, i ze nie przeszkodzi mu w tym pogoń za pieniędzmi i za podręcznikową wiedzą.
Motyw przyrody, lecz także ewangelicznego ubóstwa i zakochania się w naturalnym pięknie widać także u Kasprowicza w utworze „Księga ubogich”, szczególnie w księdze XIII. Pokazany jest tu podmiot liryczny w postaci prostego człowieka oczarowanego pięknem przyrody, który zwraca się do ludzi „zbytnio ciekawych”, „tęsknotą grzanych”, „zmęczonych”, „żyjących nadzieją”, „żądnych bogactw” i „żywota chciwych”, apelując do nich, aby zatrzymali się choć na chwilę i spojrzeli na to wszystko, co ich otacza, choć „nie ma tu nic szczególnego.” Mówi im, aby nie żałowali tych chwil straconych na wczucie się w przyrodę, bo w niej znajdą radę na wszystkie swoje problemy, gdyż ona niesie spokój, jakiego nie może dać nic innego na świecie. Podmiot liryczny mówi: „(...) Pozbywa się moje serce – o ludzie, żyjący nadzieją! – wszelkiej skazy, gdy widzę, jak trawy śmiać się umieją.” Poprzez nadawanie przyrodzie cech ludzkich, np. zdolności do śmiechu, pokazuje, jak bliska jest nam, ludziom, którzy też śmiać się umiemy. Taka personifikacja ułatwia przyjęcie do świadomości problemu, że przyroda nie jest martwa a wprost przeciwnie: wciąż żyje, i tak jak my rodzi się, dorasta i umiera przy złej pielęgnacji. Jak trzcina kołysana na wietrze tak i człowiek kołysze się targany przez podmuchy życia. Dlatego tak ważne jest, aby w chwilach trudnych umiał zatopić się całkowicie w przyrodzie i w niej znaleźć równowagę dla siebie samego.
O ubóstwie prostego człowieka zakochanego w przyrodzie mówi również Leopold Staff w wierszach „Modlitwa żebraka” i „Przedśpiew”, pochodzących z tomu „Gałąź kwitnąca”. W pierwszym z tych utworów tytułowy żebrak sławi Boga „niedołężnym, szczęśliwym i głupim bełkotem”, którego właściwie nie zna, ale widzieć Go nie chce, ponieważ „dość Mu są Twe łany, słońce i cień, co chłodzi skroń zwilżoną potem.” Całym sercem dziękuje Bogu za to, że nie jest sam, że dopóki żyje, „może na świat podnieść powieki”. Jedyne o co prosi, to o pogodę ducha i wolność żebraka na tym cudnym świecie oraz o schronienie „ w cieniu osła” w czasie skwaru. Wystarcza Mu tak niewiele. Wystarcza mu niebo, które spadło na Ziemię i ukryło się w przyrodzie.
„Przedśpiew” to opowieść o życiu człowieka, który zaznał już wszystkiego, co tylko życie dać może... słowem: nic co ludzkie nie jest mu obce. Wypowiada znamienne słowa: „Znam gorycz i zawody, wiem, co ból i troska, złuda miłości, zwątpień mrok, tęsknot rozbicia, a jednak śpiewać będę Wam pochwałę życia.” Tyle przeżył a chce chwalić życie. Zdumiewająca postawa. Prawdziwie franciszkańska – przez krzyż do chwały! Już Jezus w Piśmie Świętym mówił, że na drogę życia nie trzeba zabierać ani płaszcza, ani sandałów, że nie trzeba brać złota ani o dach nad głową zabiegać. Trzeba znaleźć swoje miejsce w przyrodzie, i ufać, ze właśnie w niej odkryje się prawdziwy sens ludzkiego istnienia. Bo jeżeli Bóg troszczy się o ptaki powietrzne, to jak mógłby zapomnieć o najpiękniejszym swoim stworzeniu: o człowieku?
Taką ufność miał Święty Franciszek, taką pokorą żył i w takim ubóstwie, tak miłował bliźniego, i tak słuchał Boga, że gdy z Nim rozmawiał, nawet ptaki Go słuchały... Taka moc w Nim była – moc płynąca z Chrystusowego krzyża, który wyrósł wśród pól otaczających Golgotę. A wszystko co najpiękniejsze i najpotężniejsze znalazł ukryte w przyrodzie, mieszkające cichutko w najmniejszym z polnych kwiatków. W epoce młodej polski te franciszkańskie motywy były bardzo ważne, ponieważ dawały nadzieję że to co słabe i małe u ludzi, w sercu Bożym jest potęgą. Światu zniewolonemu, Polsce pod panowaniem zaborców taka nadzieja potrzebna była. Dlatego odżył piękny motyw franciszkański – motyw oddania wszystkiego, co materialne, aby osiągnąć pełne szczęście duchowe. Przyroda bowiem jest kolebką pokoju.