Czy i dlaczego należy zawsze mówić prawdę?
Mówienie prawdy – temat, który od dawna nie opuszcza moich myśli. Przynajmniej od kilku miesięcy zastanawiam się nad kwestią, czy prawdę należy mówić zawsze, czy może istnieją pewne wyjątkowe sytuacje, w których na kłamstwo można sobie pozwolić, lub nawet jest ono uzasadnione. Myślę, że nie wyrobiłem sobie jeszcze dokładnego poglądu na ten temat, postaram się jednak jak najlepiej przedstawić moje obecne zdanie.
Zastanawiałem się nad znaczeniem prawdy w relacjach między ludźmi. W rodzinie, małżeństwie, przyjaźni, czy zwykłym „kumpelskim” gronie. Zacznę od tego ostatniego, ponieważ uważam, że w tej grupie „reguła prawdy” jest najluźniejsza. Wśród kolegów, a więc osób, które są jedynie towarzyszami naszej pracy, nauki, których „tylko” lubimy, szczerość nie jest aż taka istotna. O niektórych rzeczach można po prostu nie wspominać, a to, że czasem ktoś „gra” kogoś innego, może umacniać jego pozycję w grupie i niekoniecznie musi to być złe. Może to być pewien sposób na samodoskonalenie. Zacząć zachowywać się nie tak jak dyktują nam przyzwyczajenia, ale tak, jak chcielibyśmy się zachowywać. Byle to jednak była zmiana na lepsze. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że wszystko to zależy od tego jacy są to koledzy. Dla porównania: zgrana grupa harcerzy, kolegów z jednego zastępu, czy może osiedlowa paczka „typów spod ciemnej gwiazdy”. W drugim przypadku nie można raczej oczekiwać, że ktoś będzie się tam starał pokazywać z lepszej strony, ponieważ są to ludzie, których życiowym celem (o ile takowy posiadają) na pewno nie jest samodoskonalenie. Ponadto w tego typu grupach pojęcia „dobro” i „zło” mają zwykle własne subiektywne znaczenie, niekoniecznie zbieżne z przyjętymi normami społecznymi.
Ogółem można powiedzieć, że uznanie za dopuszczalne, kreowania siebie czy okłamywania innych w przypadku takich relacji jak grupa kolegów zależy od tego, co ta fałszywość ma celu. Do czego dąży. Jeśli chodzi o dobro grupy, czy któregoś z jej członków (pod warunkiem, że nie naruszałoby to dobra grupy) w takiej sytuacji myślę, że pewna nieszczerość nie ponosi za sobą negatywnych konsekwencji, jeżeli nie brać pod uwagę grzechu. Gdyby jednak te kłamstwa miały świadczyć o braku lojalności wobec grupy, szkodzeniu zarówno całej grupie jak i poszczególnym jej członkom, wtedy nie powinno ono występować. Grupa koleżeńska nie raczej taką, w której występują jakieś wielkie uczucia. Jakkolwiek jednak będzie, każda grupa wymaga, albo przynajmniej powinna wymagać od swoich członków tego, aby dbali o dobro relacji między nimi. W tej grupie, w której jak wspomniałem większe uczucia i głębsze kontakty nie występują, raczej nikt nie wnika w to i nie zamartwia się tym, że któreś z członków grupy mogło akurat skłamać, bądź mówić nie do końca prawdę. W gronie kolegów nie występują zasadniczo powiązania takiej wagi, aby drobne uchybienia w prawdomówności mogły wywierać nań niekorzystny wpływ.
Kwestia prawdomówności zaczyna nabierać większej wagi, kiedy dotyczy ona poważniejszych i głębszych relacji. Takich, jakie występują między przyjaciółmi. Przyjaciel, to ktoś inny niż kolega. Przyjaciel jest osobą, do której możemy mieć zaufanie (a zatem osobą, która nie będzie kłamać), na której pomoc możemy liczyć w każdej sytuacji. Z taką osobą lubimy przebywać, rozmawiać. Przyjaciel nie jest przyjacielem, dlatego, że mamy pieniądze, czy cokolwiek innego, dla czego on chce nam się przypodobać. Przyjaciel Kowalskiego jest nim dlatego, że Kowalski jest Kowalskim. Jest dla niego kimś ważnym, kogo ceni, akceptuje. Inaczej nie byłby przyjacielem. Zastanawiając się jaka jest różnica pomiędzy przyjaźnią a miłością stwierdziłem, że przyjaciel, jest jakby wyszukanym członkiem rodziny, który wprawdzie spokrewniony z nami nie jest, ale też jest nam bardzo bliski i też możemy na nim polegać.
W takiej sytuacji prawda ma o wiele większe znaczenie. Przyjaciele chcą się poznawać coraz lepiej, a jeśli będzie panowała nieszczerość, wtenczas przyjaźnić się będziemy nie z przykładowym Kowalskim, ale z tym, za kogo ów Kowalski będzie się podawał. W takiej relacji ma to większe znaczenie jak w przypadku koleżeństwa, bo tu chodzi już o ludzi dażących się większymi uczuciami, którzy mają być w pewnym sensie jak rodzina. Takie „kreowanie przyjaciela” nie ma sensu, bo taka osoba może zwyczajnie nie nadawać się na przyjaciela tej drugiej osoby. Przyjaźń „na siłę” nie ma sensu, bo i tak prędzej czy później będą mnożyły się nieporozumienia, niejasności, sprzeczności, rozczarowania itd. Tacy ludzie nie będą zaspokajać nawzajem swoich potrzeb wynikających z przyjaźni. Będą jedynie stwarzać problemy i sobie i okłamywanym osobom i to bez znaczenia ile osób będzie kłamać. Przyjaciele, to ludzie, którzy sobie ufają, rozumieją się i chcą sobie pomagać, tak więc nie powinno tu być mowy o udawaniu kogoś lepszego, czy po prostu innego niż się jest. Przyjaciel ma nas zrozumieć, akceptować takich, jacy jesteśmy. Oczywiście, akceptować siebie czy kogoś nie znaczy uznać za ideał. Nikt nie jest doskonały, dlatego każdy powinien się doskonalić. Ale przyjaciel to ktoś kto ma nam pomóc, a zatem nie powinniśmy się przed nim chować z naszymi słabościami, wadami itd. Jeżeli musimy to przed nim ukrywać, bo inaczej on nas odrzuci, oznacza to, że nie jest to nasz przyjaciel. Mamy się akceptować, co oznacza, że powinniśmy żyć w zgodzie z sobą, widzieć wszystkie swoje zalety ale i wady. I te wady powinniśmy w sobie zwalczać. Na tym polega akceptacja, którą przyjaźń powinna zapewniać. A bez szczerości nie będzie ona możliwa.
A więc czy w przyjaźni można pozwolić sobie na kłamstwo? Jeśli tak, to musi to być naprawdę poważna sprawa, którą można uzasadnić. Przy czym może nawet nie trzeba by kłamać, a jedynie wstrzymać się z wyznaniem prawdy, a tym czasem jakąś kwestię, o ile to możliwe, pominąć. Na przykład: wyobraźmy sobie sytuację, że Iksiński ma przekazać swemu przyjacielowi Igrekowskiemu, dwie złe wiadomości: poinformować go o śmierci jego matki, oraz oznajmić, że nie dostał się na studia. W takiej sytuacji informacja o śmierci jest tak bardzo przygniatające, że dla dobra, można nawet powiedzieć, zdrowia psychicznego nieszczęśnika, lepiej tę drugą informację zachować na razie dla siebie. Powiedzieć o niej parę dni później, gdy Igrekowski poczuje się już trochę lepiej. Gdyby usłyszał obie informacje naraz mógłby się załamać. Powstrzymanie się od mówienia o nie zdanym egzaminie co prawda nie gwarantuje, że z Igrekowskim wszystko będzie w porządku, ale jednak pomaga zapobiec większej traumie, co w takiej sytuacji jest jak najbardziej wskazane. Z drugiej strony patrząc Igrekowski mógłby mieć potem żal do Iksińskiego, że nie powiedział mu od razu, ale wtedy, w zależności od charakteru Igrekowskiego, można tłumaczyć mu, że tak było dla niego lepiej, lub w ogóle nie przyznać się, że wiedziało się to wszystko od razu, co nie będzie kłamstwem, a jedynie mówieniem niecałej prawdy. Wydaje mi się, że w przypadku przyjaciół, jedynie w takich poważnych przypadkach można uznać kłamstwo za stosowne.
Teraz o rodzinie, czyli grupie gdzie wszyscy (pomijając kwestię rodzin patologicznych) dażą się miłością, czyli największym uczuciem, jakim człowiek może dażyć drugą osobę. Sytuacja wygląda tu trochę podobnie jak w przypadku przyjaźni. Rodzina to tym bardziej ludzie, którzy powinni sobie pomagać i rozumieć się nawzajem. Tu tym bardziej powinna panować szczerość. W przypadku rodziny, a szczególnie w relacji rodzic-dziecko rodzice są osobami szczególnie powołanymi do dbania o prawidłowy rozwój dziecka pod każdym względem. Jeżeli dziecko ma problem to rodzice powinni być pierwszymi osobami, od których dziecko będzie oczekiwało pomocy. Nie powinno się okłamywać dzieci ponieważ jeśli dowiedzą się, że rodzice je okłamują, stracą do nich zaufanie, poczują się niekochane, złe, a w dodatku same uznają kłamstwo za dobre narzędzie obrony przed otoczeniem. Kiedy dziecko jest małe, kłamstwo również nie jest konieczne. Nawet na najbardziej chyba znane i dręczące rodziców pytanie dziecka: „skąd się wziąłem”, można odpowiedzieć po prostu ogólnikowo, np. „z brzucha mamusi”. 3 – 4-letniemu dziecku wcale nie trzeba więcej.
Aby dobrze kształtowały się relacje między rodzeństwem, dobrze jest, aby stanowiło ono dla siebie grono dobrych przyjaciół. Różne potyczki, sprzeczki, zazdrość, występują właściwie w każdym rodzeństwie i nie ma w tym nic nienormalnego. Powinni to jednak być zgrani przyjaciele, którzy mogą na siebie liczyć. Czasem dzieci mówią, że dobry brat to taki, z którym można wspólnie zorganizować „powstanie” przeciwko rodzicom. Lojalność w rodzeństwie jest na pewno kwestią istotną i niełatwo odpowiedzieć na pytanie czy powinno się być lojalnym wobec rodziców czy też rodzeństwa, bo nie zawsze obie możliwości mogą iść w parze, ale nie będę się zagłębiać w rzeczy niezwiązane z tematem pracy. W rodzinie i tak wszyscy się znają więc udawanie nie ma tu właściwie racji bytu. Kłamstwa w rodzeństwie lepiej, żeby nie występowały, czasem jednak ma się brata czy siostrę, którzy nie potrafią trzymać języka za zębami i chyba tylko z takiego powodu można by ich okłamywać, a raczej o pewnych rzeczach nie mówić. Jeśli mamy rodzeństwo, które donosi na nas rodzicom, wtedy lepiej ukrywać przed nimi pewne informacje. Trudno też oczekiwać, żeby zawsze zwierzać się rodzeństwu ze swoich problemów, bo być może znamy osoby z którymi nam się o nich lepiej rozmawia i to na pewno nie jest niczym złym, ani też nie powinno być powodem do zazdrości czy zawiści w rodzeństwie.
No i szczerość w małżeństwie. Związek, o kłamstwie w którym najczęściej się pisze i mówi. W małżeństwie podobnie jak w innych relacjach rodzinnych, kłamstwo jest w zasadzie nie dopuszczalne. Jeśli kogoś kochamy, to chcemy dla niego jak najlepiej. Jego dobro jest dla nas nawet ważniejsze niż własne. A kłamstwo rani, przyczynia się do pogorszenia relacji. W zależności od wagi kłamstwa, może ono nawet doprowadzić do całkowitej utraty zaufania do partnera, co w konsekwencji prowadzi na dobrą sprawę do rozbicia związku. Bo nawet jeśli nie dojdzie do rozwodu, to małżeństwo to traci właściwie swój sens. Bodaj najpopularniejszym przypadkiem jest sytuacja, gdy dowiadujemy się, że partner nas zdradza. Oczywiście można i powinno mu się wybaczyć, tylko czy można wierzyć mu, że to się więcej nie powtórzy, skoro nawet nie można mieć 100%-owej pewności wobec osoby, której nigdy nie przyłapaliśmy na zdradzie, czy po prostu na nieszczerości? Małżeństwo jest specyficzną relacją, gdyż w odróżnieniu od pozostałych rodzajów miłości, nie jest to miłość platoniczna. W małżeństwie występuje przez to dodatkowy problem taki jak zdrada i to nie tylko fizyczna ale i psychiczna. To chyba jedyna sytuacja w której dla dobra związku można pozwolić sobie na drobną nieszczerość. Mogą oczywiście istnieć małżeństwa, która znakomicie się rozumieją, ale jak wiadomo kobiety różnią się od mężczyzn nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Można znać się na psychice obu płci, ale mężczyzna w stu procentach nigdy nie zrozumie kobiety i analogicznie kobieta nigdy w pełni nie zrozumie mężczyzny, zatem niemożliwe jest aby małżonkowie mówili sobie dosłownie o wszystkim. W takiej sytuacji zgoda zapewne nie byłaby możliwa. Niemniej jednak warto zadbać o to, by tego kłamania unikać na ile to możliwe. Pisząc tu o drobnej nieszczerości, miałem na myśli sytuację takiego rodzaju, że np. żona jest bardzo wierna swemu mężowi, a mąż też bardzo ją kocha i nigdy nie przyszłoby mu do głowy jej zdradzać. Zdarza się jednak, że zainteresowała go pod względem erotycznym piękna kobieta przechodząca akurat ulicą. On pamiętał jednak o swojej żonie i czym prędzej przepędził niechcianą myśl. Poczuł się nawet głupio sam przed sobą. Powiedzmy, że żyje w małżeństwie, w którym rozmawia z żoną o wszelkich szczegółach życia, bo dobrze się z nią rozumie. Ale w takiej sytuacji lepiej chyba byłoby nic o tym nie wspominać, dlatego, że on sam przed sobą wie, że nigdy nie zdradziłby swej żony, stąd czuję się w porządku, a to że zdarzyła mu się taka myśl, jest rzeczą naturalną u mężczyzn, może zatem czuć się w porządku. Gdyby powiedział o tym żonie, nawet takiej, która świetnie go rozumie, mógłby spowodować kłótnię, być może także obawy żony o jego wierność, które byłyby w jego przypadku bezpodstawne. Żonie, jako kobiecie, takie męskie zachowania mogą wydawać się zalążkiem zdrady. To oczywiście jeden z wielu możliwych przykładów, który nie we wszystkich małżeństwach musi być prawdziwy. Chcę przez to powiedzieć, że w małżeństwie powinno się przewidywać, na ile z partnerem się rozumiem i na ile w podobnych sytuacjach mogę być szczery, żeby nie zrobić krzywdy drugiej osobie, bądź naszemu związkowi. Mowa oczywiście o przypadku, kiedy ten „oszukujący” ma „czyste sumienie”.
Tak pokrótce pisząc, wygląda moje zdanie na temat prawdomówności w różnych grupach ludzi. Jest jednak jeszcze jeden bardzo ważny przypadek, o którym warto wspomnieć. Chodzi o mówienie prawdy ludziom chorym. Może nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale na lekarzach spoczywa ogromny problem, w jakich sytuacjach powinno się mówić choremu prawdę. Pomijając już nawet prawo Boskie, nakazujące prawdomówność, sprawa ta jest bardzo złożona, ponieważ nachodzą tutaj na siebie kwestie prawa, etyki, psychologii. W praktyce nie ma stałych reguł na postępowanie w takich sytuacjach, jako że lekarze mają do czynienia z różnymi chorobami czy urazami, mającymi odmienne konsekwencje. Zgodnie z prawem człowiek może znać całą prawdę. Etyka rozważa różne możliwości i stara się podać prawidła postępowania w zależności od okoliczności. W ostatnich latach dostrzeżono ogromne znaczenie psychologii w medycynie. Jak wiele zależy od psychicznego nastawienia pacjenta, aby mógł wrócić do zdrowia. Jak istotne jest, by dawać mu nadzieję, by wiedział, że ma szansę przeżycia i bycia znów zdrowym człowiekiem. Przeprowadzono nawet badania, które pokazały, że nie jest dla pacjenta obojętne, co chirurdzy mówią w czasie operacji. Dużo lepszy proces zdrowienia występował u pacjentów, którzy w czasie operacji „słyszeli” rozmowę chirurgów, wypowiadających się pozytywnie o przebiegu operacji. Chorzy, podczas których operacji lekarze byli nastawieni raczej pesymistycznie, częściej umierali, albo zdrowieli wolniej. Uważam, że przede wszystkim osiągnięcia psychologii w medycynie powinny być wzięte pod uwagę – dla dobra pacjentów. Moim zdaniem, jeśli lekarz uzna, że lepiej żeby pacjent nie widział o jakiejś chorobie, to niech tak będzie. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy człowiek choruje na coś, co w świetle ówczesnej wiedzy medycznej uchodzi za nieuleczalne. Pacjent straciłby wówczas nadzieję, a kiedy powie się mu, że ma szanse przeżycia to będzie mu znacznie łatwiej mieć nadzieję, walczyć z chorobą, czy nawet modlić się, bo niejednokrotnie ludzie rezygnują z modlitwy, kiedy wiedzą, że i tak umrą. Przestają wierzyć w to, że psychika ludzka ma niezmierzoną siłę. Zapominają niekiedy nawet o tym, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, że do Niego mogą zwrócić się w każdej sytuacji, bo przecież On zawsze ich kocha i nigdy nie pozostawia samych. Oczywiście, gdyby pacjent znał prawdę, też mógłby się modlić i nie mniej za sprawą Boga, mógłby wyzdrowieć, ale znacznie trudniej przyszłoby mu uwierzyć w to, że ma szansę. Uważam, że psychologia powinna bardzo współpracować z medycyną, jednak i tak nie znajdzie się nigdy sposób na każdego człowieka, więc chyba lepiej byłoby w sytuacjach z medycznego punktu widzenia beznadziejnych, przedstawić choremu stosowną część prawdy.
Reasumując, uważam, że zawsze należy dążyć do tego aby mówić prawdę. Nawet jeśli czasem wydaje nam się, że nie możemy być szczerzy, powinniśmy przemyśleć czy na pewno nie możemy. Czy nie lepiej czasem trochę ucierpieć, ale wyznać prawdę, żeby być lojalnym wobec siebie i wszystkich innych. Żeby nie nawarstwiać problemów, nie tworzyć kolejnych nieporozumień, nie szkodzić sobie i naszym bliźnim. Często kiedy myślimy, że poza kłamstwem nie ma innego rozwiązania, okazuje się, że wystarczy przemyśleć naszą odpowiedź, może po prostu o niektórych rzeczach tymczasowo lub w ogóle nie trzeba mówić.