Inkowie
Machu Picchu
Czterysta pięćdziesiąt siedem metrów powyżej rzeki Urubamba w Andach Peruwiańskich, na przełęczy między dwoma szczytami tkwi dawno zapomniane miejsce kultu. Nazywa się ono Machu Picchu - "Stary Szczyt" - lecz nazwa ta została zapożyczona od pobliskiej góry i związana z tą szczególną osadą tylko dlatego, że jej prawdziwa nazwa nie jest znana. Kiedy Hiram Bingham, archeolog z Uniwersytetu w Yale odkrył w roku 1911 to dalekie 2-hektarowe miasto, sądził, że udało mu się odszukać Vilcabambę - głośny ostatni azyl Inków, gdzie przetrwali oni jeszcze 36 lat po wypędzeniu przez konkwistadorów inkaskiego cesarza z jego stolicy, Cuzco. Binghama zdumiało to, co ujrzał, a swoje wrażenia opisał w następujący sposób: "Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że ten mur z przylegającymi do niego półokrągłymi świątyniami... były tak piękne, jak najpiękniejszy wytwór kamieniarski świata. Całkowicie zaparło mi dech w piersi". Nie ma wątpliwości, że miasto jest wspaniałe, ale utożsamianie go z Vilcabambą, jak obecnie wiemy, było błędem. Prawdziwa nazwa Machu Picchu i wiele innych spraw związanych z tym miejscem pozostaje w sferze domysłów. Machu Picchu według wszelkiego prawdopodobieństwa było raczej ważnym ośrodkiem religijnym niż miastem. Data jego powstania jest niepewna, ale wydaje się zbliżona do okresu zadziwiającej ekspansji imperium inkaskiego pod koniec XV wieku. Według jednej z ocen mogło tutaj żyć tylko 1500 ludzi. Odkryte w tym miejscu szkielety sugerują, że stosunek liczby kobiet do liczby mężczyzn wynosił tu 10:1, co przemawia na korzyść teorii, że Machu Picchu było miejscem kultu słońca i sanktuarium dla kobiet zwanych Dziewicami Słońca. Innych dowodów na znaczenie kultu słońca w Machu Picchu dostarcza Intihuatana ( Słupek, do którego przywiązuje się słońce). Wydaje się, że ta dziwnie wymodelowana kamienna budowla była skomplikowanym przyrządem astronomicznym. Nic podobnego kształtem nie przetrwało do naszych czasów, można jednak sądzić, że służyło to do obliczania ważnych dat, na przykład zrównania dnia z nocą. Nazwa dotyczy prawdopodobnie uroczystości, odbywanej podczas zimowego przesilenia, kiedy mówiono, że słońce przywiązywano do słupa. Obserwacje słońca prowadzono prawdopodobnie również z Wieży Słońca (budowli na planie podkowy, mającej specjalne okno ustawione tak, aby łapało promienie słońca podczas zimowego przesilenia) oraz w świątyni Trzech Okien. Okna te bezspornie celowo były ułożone na jednej linii ze stojącym pionowo prostokątnym głazem w środku budynku. Inkaskie święto słońca, znane jako Inti Raymi, na pewno odbywało się podczas letniego i zimowego przesilenia. Machu Picchu było miejscem pełnym ogrodów i tarasów, wspaniałych budowli obrzędowych i pałaców. Stwierdzono, że były tu akwedukty, fontanny i łażnie oraz że uprawiano tu kukurydzę, ziemniaki i inne warzywa. Różne poziomy i tarasowe ogrody łączyły ze sobą setki stopni. Miasto to nie było znane hiszpańskim konkwistadorom, ale porzucono je z niewiadomych powodów. Przyczyną mogła być wojna domowa między Inkami lub zbezczeszczenie sanktuarium.
Władcy
Na czele państwa stał Inka uznawany za potomka boga słońca. Król nosił na głowie opaskę ze złotych rurek o czerwonych końcach oraz szaty uszyte przez specjalne przeszkolone kapłanki. Całe złoto i srebro w państwie było osobistą własnością Inki, który jadał na złotych i srebrnych talerzach i siadał na złotym tronie. Choć miał wiele żon i dzieci, oficjalną władczynią była zwykle jedna z jego sióstr, której również oddawano boską cześć. Po śmierci Inki cały majątek wydawano na ozdobienie grobu i świątyni. Oznaczało to, że następca musiał dla siebie gromadzić skarby od nowa. Zapewne dlatego inkascy władcy tak bardzo interesowali się rozszerzaniem granic państwa i jego stanem.
Konkwistadorzy
Hiszpańscy konkwistadorzy przybyli do Ameryki w XVI w. w poszukiwaniu złota i innych bogactw. Najechali i zniszczyli państwa Azteków i Inków. Wielkie państwo Inków w Peru podbił hiszpański konkwistador Francisco Pizzaro, który dotarł tam w 1532 r. z zaledwie 183 ludźmi.
Listopad 1532 roku. W blasku słońca, zalewającego wielki pałac Cajamarca, na północy Peru, Inka Athalupa szedł na spotkanie białych ludzi. Indiański tłumacz wyjaśnił mu, że przybysze są wysłannikami wielkiego władcy, z którym powinien zawrzeć przyjaźń. Inka odrzekł, że sam jest wielkim władcą. Jakiś zakonnik, wznosząc w jednej ręce Biblię, w drugiej krucyfiks, próbował nawrócić go na wiarę w Boga. Inka pragnął usłyszeć słowo Boga Białych i podniósł Biblię do ucha. - "Ta księga nic nie mówi!" - wykrzyknął i rzucił ją na ziemię.
Hiszpanie odpowiedzieli masakrą bezbronnych Indian i uwięzieniem Athalupy. Inka ofiarował za swe uwolnienie wielki okup, którym miał wypełnić pomieszczenie, gdzie był więziony. Złotnicy przetopili pięć tysięcy kilogramów złota, jedenaście tysięcy kilogramów srebra, by własne dzieła przerobić na łatwe do podziału sztabki. Pizzaro nie dotrzymał jednak słowa. Athalupa został zgładzony, Peru otrzymało nową stolicę- Limę - i nowego Inkę. Był nim Manco Capac, który choć wyniesiony na tron przez kolonizatorów, wkrótce wzniecił rewoltę.
PIZARRO FRANCISCO (1478-1541), konkwistador hiszp. Zdobywca Peru; odbył kampanie wojenne we Włoszech; od 1502 na Antylach, potem w Panamie; przy współudziale D. de Almagro 1524-32 dokonał penetracji wybrzeża O. Spokojnego na pd. od Panamy; 1529 mianowany gubernatorem Peru; 1532 w Cajamarce pojmał Atahualpę, 1533 zajął Cuzco, podporządkowując sobie państwo Inków; 1535 zał. Limę, 1536-37 zmusił do odwrotu Manco Inkę; 1538 pokonał i kazał stracić swego konkurenta, D. de Almagro; zamordowany w Limie przez jego stronników. W podboju Peru uczestniczyli także jego przyrodni bracia: Hernando (ok. 1475-1578), Juan (1511-1536) i Gonzalo oraz kuzyn Pedro (1514-1602), autor opisu podboju Peru.
Bogowie
Viracocha
Zawód: Stwórca Ziemi, ludzi i zwierząt. Posługiwał się również innymi imionami:
Pan Nauczyciel Świata
Najstarszy
Starzec Nieba
Niebywała historia: Viracocha nie tylko stworzył ludzi - on ich także zniszczył ,zrobił ich ponownie z kamienia i rozrzucił po całym świecie. Kiedy już nauczył ludzi, jak mają żyć wziął swój płaszcz, który przemienił w łódż, i odpłynął w dal Oceanu Spokojnego.
:Virachocha był przyjacielem Inków. Kiedy Pachacuti został zaatakowany przez Chanca, Viracocha objawił mu się we śnie i natchnął władcę do zwycięstwa. Pachacuti wzniósł w podzięce bogu świątynię w Cuzco.
Wygląd: Na rozkaz Pachacutiego wykonano ze złota posąg boga, który miał wielkość dziesięcioletniego dziecka.
Inti
Zawód: Bóg Słońca
Nosił imię władcy zwanego Inti, co znaczy "Mój Ojciec", ponieważ Intiego uważano za ojca inkaskich władców.
Wygląd: Twarz ludzka na złotym dysku okolonym promieniami słońca.
• Mama-Kiyla
Zawód: Matka księżyca i małżonka Intiego
Niebywała historia Inkowie wierzyli, że Mama Księżyc, płacząc, roni srebrne łzy.
Apu Illapu
Zawód: Bóg deszczu i piorunów
Był to bóg, do którego najczęściej wznosili modły zwykli ludzie, ponieważ deszcz odgrywał w ich życiu ogromnie ważną rolę.
Okropne historie świątynie Apu budowano zazwyczaj na wzniesieniach. Kiedy ludzie potrzebowali deszczu, wspinali się do świątyni i składali ofiarę. Często były to ofiary z ludzi. Coś w rodzaju wymiany bezpośredniej- ludzkie życie za przelotny deszcz.
Wygląd: Apu nie można zobaczyć, ale można ujrzeć jego cień - gromadę gwiazd, które my nazywamy Drogą Mleczną. Inkowie wierzyli, że Apu czerpie wodę z Drogi Mlecznej.
Drogi i mosty
Układem krwionośnym imperium Inków była sieć dróg o łącznej długości około 40000 km, przypominającą rozsnutą sieć pajęczyny, której nitki zbiegały się zewsząd w pałacu królewskim. Istniały dwa główne szlaki komunikacyjne. Jeden z nich biegł przez Andy z Cuzco do Quito, a wzdłuż niego usadowiło się wiele inkaskich ośrodków. Północne przedłużenie prowadziło do obecnej południowej Kolumbii . A druga wyżynna droga ciągnęła się od Cuzco do północno - zachodniej Argentyny i Chile, za Santiago . Istniał też szlak przybrzeżny, połączony w różnych punktach z drogami górskimi, a także drogi pomiędzy poszczególnymi mostami. W miarę możliwości budowniczowie omijali trudny teren ( wysokie wzniesienia, moczary i pustynie ) . Jednakże w razie potrzeby znakomicie sobie radzili z takimi przeszkodami. Ze względu na to, iż nie było zwierząt pociągowych konstrukcje dróg przystosowano do istniejących warunków naturalnych . Ich szerokość wahała się od 1 do 16 metrów . Czasem była to ścieżka albo wykute w skale schody ,bo nie było możliwości zbudowania drogi. W wielu miejscach posłużono się istniejącymi preinkaskimi szlakami. Górskie szlaki Inków czasem się zwężały, biegnąc ścianą urwiska, podczas gdy drogi nadbrzeżne były szersze i proste . One także były ogrodzone niskim murkiem z adobe, z kamienia lub tapia, bądź rzędem ochronnych palików dla osłony przed pustynnym piaskiem . W rejonach rolniczych drogi były odgrodzone od pól uprawnych wysokimi murami po obu stronach, a w rejonach podmokłych zakładano groble, kanały odwadniające i wykładano drogę kamieniami. Jeśli było możliwe obsadzano drogi drzewami, które dawały wędrowcom upragniony cień. Słynne są także wiszące mosty Inków przerzucone przez głębokie szczeliny. Istniały też mosty drewniane lub kamienne, wsparte na kamiennych podporach oraz kilka naturalnych pomostów kamiennych. W rejonie jeziora Titicaca budowano trzcinowe mosty. W pewnych przypadkach podróżnych przewożono w koszu wiszącym na linach, a niektóre strumienie pokonywano promami wykonanymi z balsy i tykw. Czasem rzekę jednak trzeba było przepłynąć . Przy naprawach powierzchni dróg pracowały stale brygady robotnicze pod nadzorem inspektorów, którzy ponadto mieli za zadanie pilnować, czy w zajazdach jest wystarczająca ilość żywności. Z kolei konserwacją mostów zajmowała się stała załoga, złożona z mieszkańców okolicznych wiosek. Co dwa lata, w porze suchej letniej, przeprowadzano gruntowne remonty ( mosty wiszące ), usuwając uszkodzone liny ,bądź wymieniając spróchniale deski. Wzdłuż dróg istniały tambos, budowle rozmaitych kształtów i rozmiarów, które służyły jako kwatery i magazyny, a także jako siedziby lokalnej administracji i ośrodki innej władzy. Wieże obserwacyjne przy stacjach wojskowych służyły nie tylko celom wartowniczym. W przypadkach ważnych jak śmierć władcy, buntu lub wojny wiadomość wysłana z Quito w ciągu doby docierała do Cuzco. Drogi nie służyły zwykłym podróżnym. Były ważnym środkiem kontrolowania imperium i było można nimi podróżować w sprawach państwa. Drogami tymi noszono lektykę królewską, przemieszczano ludność na inne tereny, a także armię kontrolującą spokój w rozległym imperium, odbierano ze wszystkich stron kraju regularne raporty, rozsyłano urzędników i gońców .Król miał do swej dyspozycji biegaczy chasqui (na zdjęciu), którzy biegali tak szybko, że choć mieszkał w Cuzco, 400km od morza, mógł jadać dostarczane przez nich świeże ryby. Przekazywali oni również wiadomości. Biegli około kilometra i przekazywali wiadomość następnemu. W czasie jednego dnia wiadomość przekazywano na odległość 220km. Przemieszczały się tam również sznury lam (każda z nich mogła unieść do 50 kilogramów ) noszące towary były przeprowadzane z jednej części imperium do drugiej za pomocą dróg.
Rozwój imperium
Lud Inków założył małe państwo w rejonie Cuzco, budując stopniowo lokalną potęgę. Sama historia pierwszych pięciu królów nie jest dokładnie znana. Rzeczywiste wydarzenia są w bardzo dużym stopniu pomieszane z mitami, iż trudno jest odróżnić fikcje od prawdy. Z dostępnych informacji ( kroniki, różnorodne zapiski, książki i publikacje naukowe ) wiadomo, ze Inkowie już w XII w. n. e. podporządkowali sobie duży obszar Peru, łącznie z najliczniejszymi i najbardziej rozwiniętymi kulturalnie plemionami Ajmarów. Natomiast dalsza historia dynastii królewskiej przedstawia się następująco.
Szóstym królem Inków był Rokka. Panował na początku XIV wieku i był właściwie twórcą inkaskiego imperium. Po wielu walkach na czele 20 - tysięcznej armii, rozszerzył granice państwa w kierunku północnym i południowym. Dotarł do brzegu Pacyfiku w okolice dzisiejszej Limy. Był bardzo dobrym władcą . W czasie jego panowania Cuzco, które było niewielkim miasteczkiem górskim, przekształciło się w dużą metropolię. Dolinę Cuzco poprzecinał licznymi kanałami nawadniającymi i założył szkole Yacha Huasi, w której synowie Inków uczyli się na dobrych administratorów kraju. Po Rokce na tron wstąpił jego najstarszy syn Yauhar Huakak. Okres ten był jednym z najbardziej niebezpiecznych i najburzliwszych okresów w dziejach państwa Inków. Główną tej sytuacji przyczyną była prawdopodobna zdrada małżonki króla, Koji Ipaukomy. Urodziła ona syna, któremu zaczęła rosnąc broda kiedy dorósł. Mądrzy wróżbici przypisali ten fakt zemście boga tęczy i piorunów, mówiąc, że król nie przestrzegał ścisłego postu w czasie połogu żony. Mimo, iż niebezpieczeństwo ukarania za bardzo prawdopodobne cudzołóstwo królowej ( a kary za ten występek były wyjątkowo okrutne ) zostało zażegnane, jednakże Yahuar Huakak do końca życia nie wyzbył się podejrzeń. W końcu znienawidził swego syna do tego stopnia, iż wysłał go na wygnanie do zapadłej wioski, gdzie miał pilnować lam należących do świątyni Boga Słońca. W cztery lata po tym wydarzeniu sam Yahuar Huakak, pogardzany przez wszystkich poddanych, udał się na wygnanie. Jego brodaty syn - Kuzi ,po obronieniu ojczyzny przed napadem plemion Chimu, został następnym królem Inków. Był on wielkim zdobywcą, namiętnym podróżnikiem i skrzętnym gospodarzem. Podczas swego panowania poszerzył granice państwa daleko na południe aż w głąb dzisiejszego Chile, przekroczył Andy i dotarł na obszary, które obecnie należą do Argentyny. W północnych prowincjach rozbudował system nawadniających kanałów. Wzmocnił i rozpowszechnił wiarę w brodatego stwórcę wszechświata - Wirakocze. W pierwszych latach XV wieku na tron wstąpił najstarszy syn Kuziego, Paczakutek ( co znaczy „Wielki człowiek” ). Był wielkim zdobywcą, reformatorem państwa oraz prawodawcą. Dzięki niemu armia Inków urosła do pięćdziesięciu tysięcy wojowników. Zdobył obszary plemion Chinchi i Huaraka oraz nadmorską nizinę Rimac, gdzie stał prastary chram boga Pachacamaca, cel pobożnych pielgrzymek. Paczakutek wcielił to bóstwo do panteonu bogów państwowych. Był pierwszym odkrywcą źródeł Amazonki. Wzniósł szereg potężnych fortec wzdłuż granic państwa, między innymi górską cytadelę Macchu Picchu i warownie w Cuzco Sacsahuaman. Wydał szereg praw, które zostały ujęte w aforyzmy, aby każdy nawet najskromniejszy urzędnik mógł się ich nauczyć na pamięć. Uporządkował organizację sądową. Był twórcą właściwie jedynego w swoim rodzaju ustroju, który odbierał poddanym wszelka wolność osobistą i zamieniał w kółka poruszające tryby wielkiej machiny państwowej. Określił z drobiazgową dokładnością powinności każdego człowieka, zaprowadził powszechny obowiązek służby wojskowej, a przede wszystkim świadomie i planowo obniżał stopę życiową ludności do najbardziej nieodzownych dla życia potrzeb , tłumacząc swoje zarządzenia troską o zdrowie moralne poddanych i twierdząc, iż dostatek i zbytek w strojach i bogactwie sprowadza ludzi na złą drogę. Ustanowił trzy dni w miesiącu wolne od pracy by uczynić życie swoich poddanych choć troszeczkę weselsze i by zapobiec ich niezadowoleniu. Następny z kolei król Inków, Tupak Yupanki, doprowadził państwo do szczytu potęgi. Okres jego panowania trwał bez mała pięćdziesiąt lat i przypadł na XV wiek. Podporządkował sobie ludy starożytne pobrzeża morskiego, a w szczególności królestwo Chimu oraz płaskowyż południowego Ekwadoru a wyjątkiem miasta Quito, które dopiero zdobył jego syn Huyana Kapak. Był wybitnym mężem stanu. Wszystkie podboje przeprowadzał metodycznie, mając ściśle określone cele. Był rozważny i potrafił zabezpieczyć nowo podbite tereny niezwykle zręcznymi posunięciami na przykład poprzez przesiedlanie wojowniczych plemion w inne regiony państwa, oddawanie za żony miejscowym naczelnikom kobiety pochodzące z domu królewskiego i poprzez przyznanie im wszystkich przywilejów Inków zjednywał sobie ich przychylność. Huyan Kapak objął tron po ojcu , który zmarł w podeszłym wieku mając osiemdziesiąt piec lat. Był człowiekiem ambitnym , dzielnym zdobywcą i świetnym władcą kraju . Rozszerzył granice państwa , budował kanały , drogi, fortece i magazyny , przesiedlał ludność rolniczą i oddawał jej pod uprawę nowe , dziewicze obszary. Jednakże był okrutny i mściwy W końcu ucisk stal się tak nieznośny , iż w różnych częściach kraju wybuchały bunty ujarzmionych ludów. Panował czterdzieści lat , ale ostatnie lata jego życia nie były szczęśliwe. Wszędzie wybuchały bunty. Dokonał podziału swego państwa i jedną cześć przekazał Huaskarowi - swemu pierworodnemu, a druga Athualpie synowi ukochanej drugiej żony , księżniczki Totzo Palla. Huaskar pozostawiony bez ojcowskiej opieki wyrósł na człowieka wprawdzie rozgarniętego ,lecz mało energetycznego i zbyt powolnego kapłanom. Z natury był słaby i zniewieściały , oddawał się niefrasobliwie rozmaitym uciechom domowym . Zamiast zajmować się naglącymi sprawami państwa Huaskar wolał oddawać się przyjemnością . Efekt był taki , ze państwo było pozbawione praktycznie wojska i kraj pozostałby bezbronny gdyby nie świetnie wyćwiczona armia Athualpy. Athualpa był odważny , zdecydowany w akcji , szybko poskramiał niesforne plemiona i przywracał ład ,gdziekolwiek powstały zamieszki. Armia go ubóstwiała , a jej generałowie byli mu oddani ciałem i dusza. Był ambitny , chciwy podbojów i zuchwały. Pokój między braćmi miał niepewne podstawy i nie trwał długo. Kraj stal się areną ich walki, rozdarty terytorialnie i politycznie, gdyż do walki stanęły dwa wrogie stronnictwa. Wygrał Athualpa po wielu bardzo krwawych bitwach. ...
Mumie
Mumie władców różniły się od mumii ofiar i zwykłych mieszkańców imperium Inków. Władców mumifikowano mniej więcej tak jak w starożytnym Egipcie. Wyjmowano ich wnętrzności i wypychano ciało ziołami. Wydłubywano również oczy, a na ich miejsce wkładano muszle, obrobione tak, by przypominały prawdziwe oczy. Mumią władcy opiekował się troskliwie cały zastęp służących. Dbali oni, by ich zmumifikowany władca miał:
- regularnie zmieniane stroje
- rozesłany codziennie obrus z ulubionymi daniami
- i niespodziankę... w postaci odwiedzin najpiękniejszych kobiet wybranych ze świątyni.
Mumia władcy nigdy się nie nudziła. Oprócz tego, że uczestniczyła w paradach, odwiedzali ją członkowi rodziny królewskiej, by zasięgnąć rady. Zmarły wiódł więc bardzo aktywne i męczące życie.
Inkowie w Niedzicy
O odkryciu inkaskiego kipu na zamku w Niedzicy swego czasu było w Polsce głośno. Historia to dawna i niedawna zarazem. W rodzinie Beneszów przekazywano ją od dwustu lat; w legendę zaczęła jednak obrastać dopiero od 1946 roku. Wówczas to, 31 lipca 1946 roku młody Andrzej Benesz pod bramą wejściową do zamku górnego w Niedzicy odnalazł skórzane sznurki z węzłami, zakończone złotymi blaszkami; były na nich napisy: Dunajecz, Vigo, Titicaca. Zacznijmy jednak od początku... Sebastian Benesz urodził się w 1698 roku i dożył blisko stu lat. W młodości dom rodzinny na Wołyniu nie dał mu pewnego dachu nad głową: bogata posiadłość została spalona podczas napadu rabunkowego jakiejś bandy, poraniona matka wkrótce zmarła, ojciec - nieobecny podczas napadu - w kilka lat później zaginął bez wieści. Sebastian był wychowywany przez babkę. Z uzyskaniem pełnoletności stał się niespokojnym duchem - przemierzał różne kraje, imał się najrozmaitszych zajęć, a przede wszystkim wojaczki. Podpisywał się podobno Benesz de Berzeviczy, a w dokumentach rodzinnych notuje się jeszcze nabyty tytuł barona de Dondangen. W dojrzałych latach Sebastian zawędrował do Peru i tam się ożenił. Wziął za żonę kobietę, która wywodziła się z dynastii Inków. Córka z tego małżeństwa, o rzadko spotykanym imieniu Umina, które mogło być przezwiskiem, została żoną bliskiego krewnego, bo bratanka przywódcy, który wywołał ostatnie, największe powstanie Indian przeciwko hiszpańskiemu okupantowi. Był nim José Gabriel Condorcanqui y Noguera, który szczycił się tym, że jest potomkiem Inki Tupaca Amaru I. Dziedzictwo królewskiego rodu upoważniało go do przewodzenia Indianom - podkreślił to przybraniem tytułu Tupac Amaru II. Były to czasy odradzania się w Peru tubylczego języka keczua, nostalgii za krajem sprzed hiszpańskiego podboju - rządzonym przez Inków, czasy pielęgnowania wielu elementów dawnej tradycji. Powstanie, które wybuchło 4 listopada 1780 r., było krwawe i trwało dwa lata. Zdawało się, że szala przeważy na korzyść Indian, ale tak się nie stało. Jeszcze raz zwyciężyli Hiszpanie. Odwet hiszpańskich władz był bezwzględny, represje w swoim okrucieństwie przewyższały wszystkie poprzednie. Hiszpanie postanowili wyciąć w pień cała rodzinę przywódcy powstania i konsekwentnie wytępić wszystkich, którzy mogliby w przyszłości legitymować się pochodzeniem od inkaskiej szlachty. Sebastian zorientował się w porę, co się dzieje, w 1786 roku zabrał Uminę z jej mężem oraz kilku Indian i zorganizował ucieczkę z Peru do Włoch. Hiszpański wywiad po kilku latach wytropił zbiegów w Wenecji. W 1796 roku ginie zasztyletowany i wrzucony do jednego z kanałów mąż Uminy, jedyny legalny spadkobierca inkaskiej korony i inkaskich skarbów. Wtedy uciekinierzy szybko zmieniają miejsce pobytu, w lutym lub marcu 1796 roku porzucają Wenecję. Sebastian wiedzie ich nad Dunajec do Niedzicy. Chce ich ulokować w zamku zbudowanym w XIV wieku przez Berzeviczych – ma nadzieję odkupić go od obecnych właścicieli, od rodziny Palocsayów. Umina jest wtedy matką kilkumiesięcznego syna - Antonia, urodzonego w Wenecji. Po śmierci ojca on teraz jest spadkobiercą Inków. Na zamku w Niedzicy, który gościnnie przyjmuje grupę uciekinierów, rozgrywa się kolejny akt dramatu. Hiszpański wywiad – okazuje się – szedł tropem zbiegów. Zamordowana zostaje Umina, natomiast jej synek cudem ocalony. Sebastian, dożywający wówczas swych lat, aby zatrzeć ślady, oddaje małego Antonia rodzinie krewniaków z Moraw – Beneszom, aby przyjęli go za syna. Na niedzickim zamku spisany zostaje testament - dokument adopcji. Dzieje się to 21 czerwca 1797 roku, w dniu największego święta Inków –Święta Słońca. Dokument spisywał proboszcz z Frydmana, bardzo światły człowiek, posiadacz jednej z największych bibliotek w tej części Polski. Sebastian tłumaczy zdania z języka keczua na polski, a proboszcz przekłada je na łacinę. Ten język bowiem obowiązuje w oficjalnych dokumentach i jest zrozumiały na całym świecie. Następnie wykonawca woli, emisariusz Inków, Wacław Benesz, zostaje zaprzysiężony przed krucyfiksem w zamkowej kaplicy, i wtedy kładzie swój podpis pod dokumentem. W kilka miesięcy później Sebastian Benesz de Berzeviczy kończy swój żywot w klasztorze Augustianów w Krakowie, dokąd został przewieziony zraniony w wyniku jakiegoś pojedynku. Dalszy bieg wypadków rozwija się następująco: Wacław Benesz, przybrany ojciec Antonia, zabiera chłopca – jeszcze niemowlę – do Morawskiego Krumlowa, tam - w rok po podpisaniu aktu adopcji - wpisuje go do parafialnych ksiąg metrykalnych jako swego syna. Odtąd Antonio figuruje jako syn Wacława i Anny Benesz Berzeviczy. Przybysze z Peru rozpraszają się gdzieś po świecie i ślad po nich ginie. Dokumenty rodzinne trafiły do kościoła Świętego Krzyża w Krakowie prawdopodobnie w roku 1828, przeniesione tam z klasztoru Augustianów. Przeniesione zostały do Św. Krzyża dlatego, że ówczesnym proboszczem był jakiś krewny rodziny. Krakowski klasztor Augustianów w tym okresie znalazł się bowiem w tak złej sytuacji, iż bardzo niepewny był tam los każdego wcześniej złożonego depozytu. Okupanci nie cackali się z dobrami klasztornymi ani z zakonnikami, austriaccy żołdacy bez skrupułów plądrowali wszystkie pomieszczenia, z kościołem włącznie. Antonio dorasta na Morawach. Przybrany ojciec w jakimś liście czy też innym zapisku biada, że Antonio tak się przejął Francją i zniemczył, że „o starych dziejach rodu, właściwym nazwisku i tytułach ani słuchać nie chce”. Zgodnie z przykazaniem testamentu po dojściu do pełnoletności dowiedział się jednak o swoim inkaskim pochodzeniu. Nic jednak z tego nie wyniknęło. Anton Benesz był mistrzem krawieckim jak jego przybrany ojciec. 4 maja 1826 roku zawiera związek małżeński w Brnie. Żeni się z Polką, Barbarą Rubinowską, córką Mikołaja Rubinowskiego (w księgach pisze się on jako Mikulas Rubinovsk?), grenadiera austriackiego Infanterie-Regimentu Lindenau. W świetle obowiązującego prawa była niepełnoletnia. Dwa lata brakowało, aby mogła sama stanowić o sobie. A zatem rodzice musieli wyrazić zgodę na jej zamęście. Ślub był uroczystością bardzo skromną – świadkami byli kościelni. Ze związku tego rodzą się trzy córki i pięć synów. Pierwsze dziecko, córka Anna Krystyna przyszło na świat w niespełna trzy miesiące po ślubie. Kiedy miała dwadzieścia dwa lata, została żoną niejakiego Ryszanka z Krumlova, a zmarła w roku 1902. W trzy lata po ślubie Anton miał następną córkę, ale żyła zaledwie kilka miesięcy. Syn urodzony po dwu latach zmarł w czternastym miesiącu życia. W rok później urodziła się Antonowi znowu córka, a w trzy lata po niej syn – Ernest (1836). Później byli jeszcze dwaj synowie: jeden zmarł w rok po urodzeniu, drugi nie dożył lat pięciu. Urodził się również syn Wilhelm. W Brnie Anton Benesz przebywa trzy, może cztery lata. Choruje wtedy jego ojciec, matka i przyszły jeszcze wtedy teść. W krótkich odstępach czasu wszyscy bliscy umierają. Anton przenosi się do Krumlova, gdzie mieszka w domu pod numerem 56, który zbudował Wacław Benesz z funduszy, jakie uzyskał od Sebastiana na solidne urządzenie Antonia. Anton Benesz w 1832 roku wystąpił z cechu. Nie znamy przyczyny tej decyzji. Być może przeniósł się do Cechu Targowników, którzy płacili mniejsze podatki. W czterdziestym roku życia umiera żona Antona, Barbara. W szesnaście miesięcy później, gdy - jak brzmi zapisek kancelisty - miał lat pięćdziesiąt, Benesz żeni się powtórnie. Faktycznie był o ponad rok starszy, ale i tak był młodszy od swojej wybranki. Katarzyna Cyrek miała lat pięćdziesiąt cztery i była panną. Wychowywała się jako półsierota, gdy miała rok, matka jej zmarła na cholerę, ojciec prowadził w Krumlovie warsztat stolarski. Bardzo czytelny to mariaż pod każdym względem. Owdowiały w sile wieku mężczyzna, z małymi dziećmi, szybko sięga po pomoc kobiety, która nie potrafiła ułożyć sobie życia. Anton Benesz umiera 20 marca 1877 roku na cukrzycę, pochowany został 22 marca. Grobu Antona już nie ma. Prochy jego złączone z wszystkimi innymi, złożone zostały w zbiorowej mogile, na skutek likwidacji cmentarza w 1906 roku. W ten sposób cała historia idzie powoli w zapomnienie, tym bardziej, że Antoni umierając w 1877 roku i przekazując najstarszemu synowi Ernestowi dokumenty i pamiątki rodzinne, nakazuje mu nigdy do tej sprawy nie wracać. Jednak syn Ernest, inżynier nafciarz, zainteresował się jednak swoim rodowodem. Mówi się nawet w rodzinie o jego podróży do Ameryki Południowej, przedsięwziętej w celu odkrycia rodzinnych korzeni. Jego badania przeszło¶ci Beneszów-Berzeviczych napotkały jednak na zdecydowany i skuteczny sprzeciw żony - Niemki. Syn Ernesta, Janusz, zawodowy wojskowy, nie zajmował się historią rodu. Dopiero Andrzej Benesz, urodzony w 1918 roku syn Janusza, rozpoczał poszukiwania rodowodowe. To on odkrył, że zmiana nazwiska z Berzeviczych na Beneszów dokonała się pod koniec siedemnastego wieku za sprawa Czeszki, Barbary de Krawar, która - chcąc się otrząsnąć z klątwy nękającej rodzinę – porzuciła męża, przeniosła się ze Spiszu do Niemiec i tam zaczęła używać nazwiska Benesz - a później narzuciła je jako przydomek swoim dzieciom. Na tor zdecydowanych i skutecznych poszukiwań popchnęło Andrzeja Benesza znamienne zdarzenie, kiedy to w roku 1934 pojawili się w mieszkaniu jego rodziców w Bochni dwaj ludzie, podający się za pełnomocników żyjącej w Peru linii rodziny Benesz-Berzeviczych, i zaproponowali wykupienie wszystkich archiwaliów dotyczących rodziny. Po poszukiwaniach udało mu się odnaleźć Akt Adopcji. Dokument przechowywany był w okładce jednego z mszałów w kościele Świętego Krzyża w Krakowie, nie figurował więc w żadnym wykazie. Świadkiem odnalezienia dokumentu był ówczesny proboszcz, ksiądz dr Andrzej Mytkowicz (obecnie już nieżyjący). Na przekładzie tego dokumentu postawił swoją pieczęć: Sigillum Ecclesiae Parochial S. Crucis Cracoviae i położył własnoręczny podpis. Koronnym argumentem przeciwko wiarygodności dokumentu jest analiza filologiczna. pod koniec wieku osiemnastego - dowodzą wrogowie Inków w Niedzicy - nie istniało słowo emisariusz, a w dokumencie mowa jest o „Prześwietnej Radzie Emisaryuszy Inków”. Nie może być to jednak argumentem ostatecznym, gdyż słowo to występuje w tłumaczeniu aktu. Z faktu, że ksiądz Mytkowicz słowa takiego użył, nie wynika, że w oryginale podobnego słowa nie było. Mogło przecież być powiedziane legatus albo missus, lub nuntius. Przekładu dokonano przecież pobieżnie i z grubsza, ponieważ daleko mu do pietyzmu w oddaniu nazw i znaczeń. Ksiądz Mytkiewicz nie miał pewnie czasu (ani powodu) do zastanawiania się nad historycznymi niuansami. Wręcz przeciwnie, księdzu-tłumaczowi głównie chodziło o to, aby treść dokumentu została oddana wiernie i zrozumiale dla jemu współczesnych. Andrzej Benesz rozpoczął poszukiwania testamentu i skarbu Inków na zamku w Niedzicy. Udało mu się uzyskać zezwolenie na przeprowadzenie prac poszukiwawczych. Po ich zakończeniu, zgodnie z żądaniem Urzędu Wojewódzkiego, złożył oficjalne sprawozdanie: Pod dokumentem znajduje się podpis i pieczęć sołtysa Andrzeja Pukańskiego, pieczęć trójkątna Strażnicy 185 Wojsk Ochrony pogranicza i podpisy plutonowego Jana Kotowicza oraz szeregowego Kazimierza Sitnego i Jana Sobkówka, a także leśniczego Stanisława Gołąba. Świadkami byli także przybyli z Krakowa koledzy i koledzy Benesza: Roman i Krystyna Alfawiccy, Krystyna Benesz, Aleksander Bugayski. Natychmiast obiegła Polskę wieść: kto rozszyfruje tajemnicę węzełków, będzie wiedział, gdzie ukryto legendarny skarb Inków. Napisy na złotych blaszkach: Dunajecz, Vigo, Titicaca tłumaczono tym, że najprawdopodobniej skarb został podzielony na trzy części i ukryto je w trzech miejscach - w Niedzicy, która dawniej zwała się Dunajecz, w hiszpańskim porcie Vigo oraz gdzieś w jeziorze Titicaca, tam przecież - głosi legenda - narodzili się przodkowie Inków, Manco Capac i Mama Ocllo, i dlatego zapewne zatopiono w wodach andyjskiego jeziora albo zakopano na jednej z wysp złotą spuściznę po imperium Dzieci Słońca... Mówi się o klątwie, jaka zawisła nad Testamentem Inków - śmierć dosięga każdego, kto chce wydrzeć tajemnicę Synów Słońca. Pierwsi zginęli wopiści, którzy byli świadkami wydobycia kipu spod progu zamku. Kolejną ofiarą był kustosz niedzickiego zamku, który ponoć wpadł na ślad ukrytego tutaj skarbu - pochłonęły go fale rzeki. Potem, w 1976 roku, była śmierć Andrzeja Benesza. Wieczorem, w wigilię szesnastych urodzin swojego jedynaka, jadł kolację w rodzinnym gronie i zapowiadał, że, jak nakazuje tradycja, następnego dnia przekaże mu tajemnicę od czterech pokoleń przechodzącą w rodzinie z ojca na syna. Następnego dnia zginął na szosie w wypadku samochodowym. Kolejna śmierć pochłonęła dwoje z rodziny Salamonów. Przyjechali z Węgier i zaczęli poszukiwania na niedzickim zamku. Zginęli podczas podróży, w słynnej swego czasu i pamiętnej katastrofie kolejowej pod Piotrkowem, największej, jaka wydarzyła się w Polsce. Obecnie nie wiadomo, gdzie znajduje się wydobyte spod stopni niedzickiego zamku inkaskie kipu. Sam Benesz stwierdził u konserwatora wojewódzkiego - a świadczy o tym protokół – iż wysłał kipu do Ameryki Południowej dla dokonania odpowiednich studiów. Natomiast wdowa po Andrzeju Beneszu, pani Janina tajemniczo mówi: Mąż nie trzymał tych sznurków w domu, schowane są w górach...