Opis przeżyć wewnętrznych Santiago.
Santiago wypłynął w morze. Był zawiedziony, ponieważ nic nie złowił przez 84 dni, miał jednak wielką nadzieję, że podczas tej wyprawy, zła passa opuści go. Miał rację. Był niezwykle szczęśliwy, kiedy złapał ogromnego marlina.
Nie cieszył się jednak zbyt długo, ponieważ zjawił się rekin. Gdy stary go zobaczył zachwycał się jego siłą, ale wiedział, że nadchodzi niebezpieczeństwo. Czuł, że musi go zabić, bo w przeciwnym razie to rekin zabije jego marlina. Spokojnie przygotował linę i harpun. Zacisnął na nim obolałe ręce. Czuł ogromne podekscytowanie. Gdy usłyszał kłapnięcie zębów i trzask rozrywanej skóry marlina, z całej siły wbił ostrze w głowę żarłacza. Rekin rzucając się w wodzie i szamocząc się poszedł na dno. Santiago był dumny, że zabił swojego przeciwnika, ale wiedział także, że po nim przyjdą następne zwabione słodkim zapachem krwi. Po chwili przerażony zorientował się, że stracił linę i harpun, które utonęły wraz z rekinem. Wiedział jednak, że za moment zjawią się kolejne potwory. Ogarnęło go zwątpienie. Żałował, że zdecydował się na tę wyprawę. Nie mógł teraz o tym myśleć. Wiedział, że musi wziąć się w garść. "Człowiek nie jest stworzony do klęski." - powtarzał w myślach. "Płyń po kursie i przyjmij to, co przyjdzie." - mówił na głos. Był świadomy, co może się za chwile stać, ale musiał temu stawić czoła. Doskonale wiedział, że jeśli chcę żyć, musi walczyć. Zmagał się z kolejnymi potworami, które kawałek po kawałku pożerały marlina.
Po kilku długich godzinach szamotaniny dopłynął do brzegu. U kresu swej wyprawy czuł się okropnie, ponieważ nie obronił swojej zdobyczy, swojego przyjaciela.