Wędrówki czarnej śmierci - dżuma
W weneckim archiwum znajduje się niezwykły dokument: Wenecja, 7 sierpnia 1348r: „Uchwałą Wielkiej Rady Republiki Wenecji zabrania się od zaraz do noszenia odzieży żałobnej. Burza się skończyła, nadszedł czas radości i szczęśliwości”. Cóż to za katastrofa dotknęła miasto, że rząd jednej z najpotężniejszych potęg morskich w tym regionie nakazał swym obywatelom radość z życia? To nie powódź spustoszyła miasto, ani nie pożar strawił zabudowań, a jednak trzy czwarte mieszkańców poniosło śmierć. W stutysięcznej niegdyś Wenecji przy życiu pozostało niewielu. To była dżuma, czarna śmierć, która w ciągu paru miesięcy spowodowała zagładę niewyobrażalnych rozmiarów.
Po raz pierwszy przywędrowała do Europy w XIV wieku, szerząc strach i przerażenie. W ciągu kilku lat przyczyniła się do największej w historii Europy masowej zagłady jej mieszkańców. Jedno jest pewne: zaraza dotarła do naszego kontynenty zza morza, jak dowiadujemy się z Raportu o chorobie albo zarazie, która wystąpiła w roku pańskim 1348. Autorem raportu był włoski prawnik Gabrielle de Mussis z Piacenzy. Wspomina on, że już w roku 1346 „na wschodzie liczne plemiona Tatarów i Saracenów zmogła gwałtowne rozprzestrzeniająca się choroba”. Uważa się dziś za bardzo prawdopodobne, iż ta śmiertelna choroba swoje źródło miała właśnie w centralnej Azji. Dzisiejsze badania dowodzą, że czarna śmierć już na początku XIV wieku przybrała epidemiczne rozmiary w rejonie Jeziora Bajkał. W następnych latach rozprzestrzeniła się w kierunku wschodnim, dotarła do Chin. Dla Europy zgubny okazał się Jedwabny Szlak łączący ją z Chinami.
Handel, który kwitł zwłaszcza pod panowaniem Mongołów, oznaczał dużą ruchliwość ludzi i zwierząt, w tym szczurów i pcheł. Dzisiaj już wiemy, jak decydującą rolę odgrywała właśnie ta nierówna para w rozprzestrzenianiu się choroby. Jedwabnym szlakiem ludzie i zwierzęta docierali na Zachód, wraz z nimi zaraza, która najpierw opanowała Półwysep Krymski.
Na Krymie toczyła się wojna. Tatarzy pod dowództwem chana Dżanibeka oblegali od 1346 roku Kaffę (dzisiejszą Teodozję), przyczółek kupców gumeńskich. Wśród oblegających wybuchła zaraza, która w przeciągu krótkiego czasu zdziesiątkowała oddziały Dżanibeka. Według zachowanych przekazów Tatarzy mieli katapultować zwłoki do miasta, by w ten sposób sprowadzić zagładę na Genueńczyków i mimo wszystko odnieść zwycięstwo. Tyle legenda. Pewne jest, że zaraza dotarła z Krymu do basenu Morza Śródziemnego, skąd wkrótce ogarnęła cały kontynent europejski. Takiej choroby ludzie w Europie jeszcze nie przeżyli. Z przerażeniem przyglądano się, jak zaraza, zwana również morowym powietrzem, w ciągu kilku dni zabija swoje ofiary. Często nawet wystarczył jeden dzień albo wręcz kilka godzin. Człowiek rano budził się zdrowy, by wieczorem już nie żyć.
Wszystkie choroby zakaźne uważane były za dopust boży, przede wszystkim, jako kara za grzechy. Inna teoria mówi, że zarazę sprowadzili Żydzi, którzy zatruli studnie i stojące wody; wydostawała się z nich gnilizna zatruwająca powietrze. Istniało też kilka innych hipotez co do przyczyn epidemii. Na prośbę króla Francji, Filipa VI, uczeni z fakultetu medycyny uniwersytetu w Paryżu dokonali własnej ekspertyzy. Punktem wyjścia ich rozprawy były obserwacje gwiazd. Niektóre ich konstelacje uważano od dawna za zwiastuny nieszczęścia. Poza tym zapowiedzią nadchodzących katastrof były zaćmienia Słońca lub Księżyca, a także spadające meteoryty.
Magistrowie z Paryża za przyczynę zarazy uznali szczególnie niekorzystną konstelację planet Saturna, Jowisza i Marsa. Ich niezwykła koniunkcja 20 marca 1345 roku miała wywołać falę epidemii. Wcale nie było to tak nonsensowne, jeśli uwzględnimy ówczesny stan wiedzy na temat chorób. Szczególne znaczenie w ich powstawaniu przypisywano czterem tzw. Jakościom prymarnym ; ciepło i zimno, wilgotno i sucho.
Właściwości te przypisywano czterem płynom ustrojowym, zawsze w ten sposób, że każdy z nich odpowiadał dwóm jakościom prymarnym: żółć czarna była zimna i sucha, a żółta ciepła i sucha, flegma była zimna i wilgotna, podczas gdy krew ciepła i wigotna. To samo dotyczyło poszczególnych planet: Księżyc był zimny i wilgotny, Saturn zimny i suchy, Mars suchy i ciepły, a Jowisz wilgotny i ciepły.
Rzadko relacja, w której 20 marca 1345 roku znalazły się zwłaszcza Jowisz i Mars – jeden wilgotny, drugi suchy – ale oba ciepłe – spowodował, że z ziemi i wody wydobyły się szkodliwe wyziewy, które zatruły powietrze. Miazmat, jak to nazwali lekarze, znajdował drogę do ludzkiego organizmu na dwa sposoby: przez oddech i przez skórę. Po wejściu do organizmu, morowe powietrze, wilgotne i gorące jak krew, dostawało się w okolice serca. Serce zaczynało gnić.
Tyle miały do powiedzenia ówczesne teorie nie doprowadziły jednak do opracowania żadnej terapii, a ponieważ zawiodły wszystkie praktyczne próby, jakie podejmowali lekarze w celu wyleczenia tej choroby, skoncentrowano się na profilaktyce, o znaczy na sposobach ochrony przed zarażeniem. W poradnikach o sposobach postępowania z chorobą i chorymi „Jak leczyć dżumę?”, lekarze udzielali nieraz bardzo szczegółowych wskazówek, jak się w codziennym życiu chronić przed zarazą. Polecali najprzeróżniejsze medykamenty, doradzali dezynfekcję żywności i wszystkich sprzętów, instruowali personel opiekujący się chorymi, wskazywał najzdrowsze potrawy i pouczali o sposobie ich przyrządzania. Dowiedzieć się z nich można było o sposobach rozpalania ognisk, w domu i na ulicy, w których spalać miano, zgodnie z zaleceniami lekarzy pachnące mikstury. Opisywano dokładnie, jak podawać cudowny lek teriak: zdrowym polecano go spożywać z czystym, niezbyt gorącym winem do trzech razy w tygodniu. Chorym kazano go podawać go z klarownym winem lub wodą. Dopuszczano tylko starannie dobrane i uduszone w winie mięso, które spożywać można było w mniejszych lub większych ilościach, w zależności od kondycji pacjenta. Do zimnych posiłków zalecano specjalne zioła, a do ciepłych kamforę jako środek zapachowy.
Za tani i uniwersalny środek uważano ocet, przy pomocy którego dezynfekowano żywność i sprzęty domowe. Gentile da Foligno pisał w poradniku Jak leczyć dżumę?: „Było by również wskazane kilka razy dziennie spożywać pestki cytryny”. Ten człowiek był jednym z najsłynniejszych lekarzy włoskich w XIV wieku, jednak i on zmarł w wyniku zarazy w Perugii, w 1348 roku. Ten sam los podzieliło wielu jego kolegów po fachu.
Można by dziś dokładnie zrekonstruować drogę dżumy do Włoch. Prawdopodobnie zarażone szczury, z przenoszącymi chorobę pchłami, które dostały się w Kaffie na pokład statków handlowych, zainfekowały najpierw marynarzy. Śmiercionośni pasażerowie na gapę dostali się następnie, po trwającej kilka tygodni podróży, z Krymu do Europy. Pierwszą stacją był sycylijski port Messyna. Od października 1347 roku zaraza rozszerzyła się stamtąd na wyspę i całe południowe Włochy. Genueńskie galery wyruszyły z Sycylii w dalszą drogę. Wiadomość o zarazie zdążyła już jednak dotrzeć do Genui, tak że zakazano statkom wejścia do portu. Mimo tej ostrożności, w grudniu tego samego roku, zaraza rozszalała się i tam, po tym jak wcześniej ogarnęła Sardynię i Korsykę. Kilka tygodni później, w styczniu 1348 roku zaczął się wielki pomór w Pizie i Wenecji. Pomimo dosyć surowej zimy, która znacznie ograniczyła ruch handlowy, epidemia rozprzestrzeniła się wraz ze szczurami, pchłami i zarażonymi ludźmi na prawie całe Włochy. W lutym dotarła do Bolonii i Modeny, w marcu do Perugii i Padmy, a w kwietniu do Orwieto i Sieny, w maju do Parmy, w czerwcu do Trydentu, a w sierpniu do Rzymu. Przebieg zarazy we Włoszech jest dziś stosunkowo dobrze znany dzięki dokładnym i wyczerpującym pisemnym świadectwom z tamtych czasów. Tylko Mediolan został oszczędzony w tamtym roku przez zarazę.
Geograficzne rozprzestrzenianie się dżumy dowodzi, że ścisłe polityczne i kulturalne związki pomiędzy państwami i regionami przyspieszyły rozwój epidemii, stąd zwłaszcza miasta portowe stały się epicentrami zarazy. Naoczny świadek epidemii dżumy z 1348 roku, Gabriele de Mussis z Piancezy, pozostawił potomnym pierwsze informacje o przebiegu epidemii: „Ledwo marynarze zeszli gdzieś na ląd – zaraźliwe wylewy towarzyszyły im przecież – i weszli w kontakt z luzmi, ludzie ci umierali. Mieszkańcy obu płci, w każdym mieście, w każdym miejscu i w każdym kraju, gdzie dotarły zarodki choroby, zaskakiwała szybka śmierć. Choroba ścinała z nóg wszystkich nią dotkniętych wkrótce potem zabijała. Zanim jednak umarli zarażali członków swej rodziny. To samo dotyczyło grabarzy, do których należało grzebanie zwłok. Śmierć roznosiła się w ten sposób nawet przez okna. Miasta i zamki zostały wyludnione, płakano po całych osadach jak po swoich krewnych”.
Jak przeraźliwa wysoka była liczba umarłych i jak wstrząsająco podziałać musiała na tych, co przeżyli, pokazuje porównanie z II Wojną Światową: jej zabici, ofiary Holocaustu włącznie z okresem powojennym, to tylko 4.5 % ludności Europy. W latach epidemii dżumy, 1346 – 1351, zmarło, według ostrożnych szacunków, 30 – 50% jej mieszkańców.
Włochy to tylko pierwsza stacja. Zaraza przedostawała się stamtąd szybko na zachód i północ. Ponieważ rozprzestrzenianie się dżumy odbywało się o wiele szybciej drogą morską niżlądową, następnymi celami stały się południowa Francja i Hiszpania. We Francji w ciągu 1348 roku choroba objęła cały kraj i podbiła również Paryż. Epidemia rozprzestrzeniała się ze średnią prędkością około 8 kilometrów na dzień – odcinek, który w tamtych czasach pokonywały w ciągu jednego dnia szybkie zaprzęgi. W gęsto zaludnionych miastach i rejonach przybrzeżnych Francji północnej w przeciągu kilku tygodniżycie utraciła połowa ludności.
Nawet odległą Anglię zaraza zaatakowała drogą morską już wczesną wiosną 1348 roku. Pomór przybrał takie rozmiar, że późną jesienią odwołać trzeba było nawet posiedzenie parlamentu, zdarzenie, które się powtórzyło w styczniu 1349 r. Dżuma dotarła do Angli prawdopodobnie z kilku miast portowych miast portowych jednocześnie. W 1349 r. Zaraza objęła również Szkocję i Irlandię, a stamtąd przedostała się do Skandynawii.
Alpy wydały się chamować marsz dżumy na północ, do Europy Środkowej. Do Niemiec dotarła ona o wiele później.