Jestem kobietą
Krytyczny ogląd własnej pozycji społecznej, miejsca w świecie, i wskazanie grup przynależności, a także rozważania, które z owych grup korelują ze sobą, a które są zantagonizowane - wywołujące po psychologicznemu rozterki moralne i przymus dokonywania rezygnacji z poszczególnych przynależności - jest tyleż poprawny socjologicznie, co sztuczny, więc jak zwykle nie dam rady utrzymać swojego rozważania w wyznaczonych ramach (zadanych), jeżeli mam napisać coś zrozumiałego przynajmniej dla mnie samej.
Wiecie ilu facetów, na pytanie postawione w internecie, o to, czy przeszkadza im orgazm u kobiety odpowiada pozytywnie? Pozytywnie w tym sensie, że swoje zadowolenie wiążą z zadowoleniem partnerki? Znikoma ilość. Większość mężczyzn łaskawie toleruje więź emocjonalną z kobietą, w ogóle - jej prawo do konsumpcji tych samych przyjemności w życiu.
Mamy XXI wiek, na świecie powstają publikacje o osiągnięciu przez cywilizację Zachodu (naszą, jakkolwiek by nie patrzeć) szczytu rozwoju cywilizacyjnego w zakresie relacji społecznych, a z tym libidarnym szczytowaniem dzieje się coś przedziwnego. Czy to mężczyźni alienują się od kobiet zwracając ku relacjom homoseksualnym i swoistemu onanizowaniu się kobietami jak kukłami, czy też wzrost inteligencji kobiet uniemożliwia ich emocjonalne poddawanie się (oddawanie) istotom o niższej inteligencji, którym nie zostaje już nic innego jak szukanie więzi alternatywnych?
ZASPOKOJENIE PŁCIOWE, A MOŻLIWOŚCI INTELEKTUALNE
Ciekawe, czy to dobór naturalny, czy też plan boski na tym polega, że mężczyzna na niższym poziomie intelektualnym od kobiety nie potrafi jej zaspokajać płciowo? Kobieta raz zaspokojona przez mężczyznę w sensie przeżycia z nim orgazmu jest w stanie zadowalać się potem mężczyznami na niższym od niej poziomie intelektualnym, a nawet zwierzętami, ale rozprawiczenia musi dokonać mężczyzna, w którego wyższość ona przynajmniej wierzy...
Kobieta do której nie dorósł żaden mężczyzna nie dość że żyje jakby na innym świecie od kobiety zaspokojonej - świat ten jej nie syci, nie służy - to ewidentnie wpływa ona na podnoszenie jakości życia społecznego każdą swoją rozmową, wymianą myśli, a nawet milczeniem, gdyż nawet ono nie jest związane z pustką w głowie i w osobie poddanej takiej interakcji wywołuje refleksje. Naturalnie przypisaną jej płaszczyznę działania można nazwać sferą aktywacji od właściwości jej oddziaływania.
Kobieta zaspokojona seksualnie traci zdolność przekroczenia intelektu mężczyzny, który ją zaspokoił.
Zresztą poniekąd po tym właśnie mężczyzna rozpoznaje jej przynależność do siebie, czy też lojalność, więc czasem stara się siłą i agresją wymuszać taką dyspozycję psychiczną na partnerce, nie bacząc na swój ograniczony wkład i zdolności umysłowe do tego, aby to było możliwe. Nie licząc ze wskaźnikiem naturalnym, który to odmierza. W takim układzie mężczyzna wymyśla zamienne powody posiadania autorytetu u kobiety - role społeczne mające znamionować prestiż, ew. bogactwo, tytuły, relacje zwierzchnictwa nad kobietą, kapitał prac naukowych i stopni, sławę, popularność, zdobne ornamenty na strojach itp.
Wszystko to na nic, ponieważ biologii nie sposób oszukać wartościowaniem wymyślanym przez człowieka. Wie (choćby patrząc na kobiety zaspokojone przez innych mężczyzn), że ta jego kobieta ma się charakteryzować tym, że nie umie podjąć decyzji bez niego, nie przeciwstawia mu się odrębnym poglądem, a na pewno nie śmie ujawniać własnego głosu wobec innych mężczyzn, żeby jego niewydolność nie kompromitowała go publicznie, nie była rozpoznawalna. Ilekroć kobieta nie przejawia oznak intelektualnych, że mężczyzna ją zaspokoił, to jest narażona na to, iż przypisze on jej wszelkie mankamenty własnego charakteru i będzie jej z nich robił zarzuty (najczęściej, że ma pusto w głowie i odwołujące się do głupoty, choroby psychicznej, nieudacznictwa, bałaganiarstwa itp.) aż wybierze ona zabicie siebie lub jego. Do takich jej wyborów dąży mężczyzna podświadomie, ale najczęściej wybieraną alternatywą tych dwóch drastycznych rozwiązań, jest oczywiście porzucenie, czy rozwód.
Ten swoisty papierek lakmusowy męskiej pełnosprawności wobec danej kobiety nie bywa zawodny, bywa tylko omijany lub niszczony.
Kobieta zaspokojona płciowo należy do sfery dezaktywacji. Obrazowo, to tyle co neutrony w kablu elektrycznym.
W ogóle nie potrafi stworzyć myśli zauważalnych społecznie, ponieważ to co ma do powiedzenia wynika tylko z przyswajania tego co już zostało powiedziane. Jest powielaniem czyichś myśli, specyficznym oddawaniem czci dla rozumności, której taka kobieta uległa, a w konsekwencji wszelkiej rozumności męskiej.
Rywalizacja kobiet znajdujących się w sferze dezaktywacji polega na udowodnianiu, która z nich lepiej umie służyć mężczyźnie - która lepiej gotuje, maluje się, czesze, ubiera, lepiej utrzymuje porządek, niańczy dziecko, zadowala męża, nie daje mu ruszyć palcem w domu, przymyka oczy na nałogi i zachcianki. (Co nie znaczy, że są to czynności nie dotyczące kobiet ze sfery aktywacji, tyle, że one w tym nie rywalizują.)
Pomimo bardzo bezwzględnych walk, bez stosowania hamulców moralnych, kobiety ze sfery dezaktywacji dobrze się czują we własnym gronie - rozumieją się za sprawą wspólnego systemu wartości. Nadają się do haremów, małżeństw mormońskich i wszelkich stadnych form prowadzenia pożycia płciowego, jak komuny religijne, domy publiczne; dobrze im jako gejszom. Te środowiska spełniają ich wymogi pojmowania świata, a niewykluczone że zostały przez nie wykreowane, a nie przez samych mężczyzn. Ich rywalizacja kończy się najczęściej na tworzeniu niepisanych hierarchii, a nie skrytobójstwie, czy ułatwianiu usuwania dzieci innym kobietom, chociaż wszystkie te cechy znamionują sferę dezaktywacji, która moralnie jest zdegradowana na podobieństwo walczących ze sobą mężczyzn.
Kobiety za sfery dezaktywacji mają silny nawyk pouczania wszelkich kobiet w swoim otoczeniu, co w ich mniemaniu ma znamionować ich zdolności adaptacyjne i intelektualne. Z ich punktu widzenia szczyt rozwoju to umiejętność niewywoływania gniewu w mężczyźnie i wpędzanie go w permanentne zadowolenie z siebie. Gdy jest ich więcej u boku jednego mężczyzny, pragną uhierarchizowania swoich pozycji. Kiedy mężczyzna im takich nie tworzy wyznaczając najwyżej jedną matronę, gospodynię, nauczycielkę, kierowniczkę nad cała grupą równo podporządkowaną, to we własnych kręgach formują system uprawnionych do poszczególnych czynności służebnych np. której z nich wolno zaintonować pieśń lub modlitwę na kółku różańcowym, a której układać kwiaty przy ołtarzu, która wyznaczy dyżury do zamiatania, albo będzie sprzedawać opłatki, czy palemki przed kościołem. Specjalizacje na podobieństwo zawodowych.
Zazdrość o możliwości służenia jest charakterystyczna dla kobiet z tej sfery, jeżeli tylko trafia na układ inny od monogamicznego (np. prędzej u wdów, niż mężatek lub prędzej pod zwierzchnikiem będącym mężczyzną, niż kobietą). Do tych kobiet należy wytworzenie kultury kręcącej się wokół zdobywania męża, posiadania przy sobie jakichś bądź portek z rozporkiem. Doznają poczucia upokorzenia przed innymi kobietami, gdy tracą męża, a sam fakt jego posiadania jest dla nich wystarczający do stosowania krytyk i różnych cudownych rad, mających sprowadzać szczęśliwość na kobiety samotne, czy tylko nie związane z mężczyznami trwałymi umowami.
Paradoksalnie intelekt kobiet ze sfery dezaktywacji drażni mężczyzn. Ambiwalencja, że chcieliby mieć kobietę uległą przed światem, a zarazem imponującą im mądrością daje swój wyraz w tworzeniu specyficznych inwektyw. Stąd biorą się pojęcia mające symbolicznie i skrótowo charakteryzować cechy psychiczne kobiet zaspokojonych seksualnie jak: blondynki, laski, d-py, a nawet typowo polskie - moherowe berety.
Nad światem wcale nie panują (jak w piosence), ponieważ ich sfera w stosunku do sfery aktywacji kurczy się. W uproszczeniu można powiedzieć, że są to kobiety na wymarciu.
Na świecie przybywa kobiet, których mężczyźni nie są w stanie zaspokajać seksualnie - do których są zbyt słabi intelektualnie.
Gdyby królowi Salomonowi przyszło żyć w naszych czasach, to nie musiałby trawić tyle czasu swego żywota na opisywaniu przedziwnej specyfiki kobiet polegającej na braku osobowości, czyli jak to on wyrażał - człowieka w sobie. (Pomijając, że mało kogo cenił pod tym względem, ponieważ uważał, że nawet wśród mężczyzn spotkał tylko kilku ludzi.) Król Salomon żył w czasach, w których napotkanie kobiety, której nie mógłby zaspokoić ze swoim intelektem, graniczyło z cudem, który na dodatek jemu się nie przydarzył, więc przypisywanie mu miłości do królowej Saby można wsadzić między bajki tworzone dla potrzeb filmowych.
Dzisiaj nie mógłby się czuć nikim wielkim i zmuszony byłby walczyć o czytelników dla zaznaczenia swego istnienia w całym morzu intelektualistów. Poziomu intelektualnego pozwalającego opanować zdolność pisania i wyrażania nią wyrywkowych przemyśleń, trudno byłoby dzisiaj zaliczyć do wysokiego, a na pewno nie przykuwającego publiczną uwagę. Ale dano mu inny czas i inne miejsce, w którym jego bezkonkurencyjne zdolności libidarne spowodowały udokumentowanie migracji intelektu między płciami na przestrzeni dziejów wobec niewydolności płciowej mężczyzn, czy też w uproszczeniu - degradacji małżeństwa. W czasach Salomona nie było kobiet niepoddawalnych zaspokojeniu, co poznać po dokonanej przez króla ich charakterystyce, natomiast dla współczesnych kobiet zdaje się być znamienna przeciwna większość.
Mężczyźni mogą nie chcieć służyć popędowi kobiet, mogą nie chcieć mieć żon, wybierając pożycie z mężczyznami, czy życie mnisie, ale ma to swoją cenę w postaci rozrastania się sfery aktywacji, przy której będzie im coraz trudniej zaznaczyć swoje istnienie i wartość w życiu społecznym. Ciężar gatunkowy tego co mają do powiedzenia kobiety ze sfery aktywacji, nowość ich myśli, innowacyjność, nawet jeśli dotyczy tylko kilku kobiet (a na pewno tak nie jest, bo nie stąd mamy przyśpieszenie postępu w naszym wieku)powoduje gwałtowne przewartościowania osiągnięć społecznych i dezaktualizacje wiedzy tworzonej metodą rozbudowywania tego co zastałe.
Wiedza kobiet ze sfery aktywacji jest rewolucyjna, ponieważ one nie uczą się na wzajem, nie wpatrują jedna w drugą. Bodźce intelektualne dla sfery aktywacji są impulsami wynikającymi z niezgody na rolę wyznaczaną społecznie. Niezgody na ogół nieuświadamianej, a jednak z dużą sprawnością przetwarzanej na nowe koncepcje, punkty widzenia, które mają zapewniać kobiecie ochronę w życiu społecznym, czyniąc zbędnymi poszczególne osobniki męskie, które się w roli obrońców nie sprawdziły.
Kobieta niezaspokojona, ilekroć się znajdzie roli osoby pouczanej przez kobietę ze sfery dezaktywacji, zaczyna zmieniać cały świat wokół siebie, aby taka nauka nie mogła działać jako podstawa negacji jej osoby. Chociaż takie pouczenia mądrzejszej przez głupszą dotyczą wąsko zachowań, tego co powinna robić, a co nie, to do podważenia przez kobietę jest intelekt i wiedza tego, któremu ta głupsza służy, a nie wprost wyłożona nauka. Takim mechanizmem - walki ze źródłem upokorzenia - zmienia świat kobieta ze sfery aktywacji - miażdży głowę mężczyzny, który zmiażdżył ją innej kobiecie.
Nawet znajomość Biblii i zdolności eschatologiczne kobiet nie wzięły się stąd, że kiedyś ktoś miał dobrą wolę ich tego nauczyć siadł i im wykładał. Chyba że za męską naukę uznać puszczenie w ruch tego mechanizmu np. przez rozmyślne niezaspokajanie kobiet przez kogoś potencjalnie zdolnego zadowolić najmądrzejszą kobietę (kogoś mądrzejszego od wszystkich kobiet, a więc Boga).
Uczenie się kobiet to obrona przed porządkiem przeciwstawnym organicznemu. Przed mianowaniem mędrców bez dowodów ich mądrości, bo dopóki istnieje na świecie kobieta niezaspokojona, to największym mędrcem jest ona.
Można przypuszczać że istnieje nawet eliminacja biologiczna mężczyzn nienadających się do dezaktywowania kobiet, stąd ich skłonność do wpadania w stany lękowe na tle zbliżeń z kobietami, których nie potrafią zaspokoić. Podobną przyczynę można widzieć w posiłkowaniu się mężczyzn zbiorowymi aktami na kobiecie (że może od któregoś w końcu "zaskoczy"), a także rytualnymi. Jak też w stworzeniu całej filozofii z wymyśleniem pojęcia oziębłości seksualnej, stosowanego wyłącznie w odniesieniu do kobiet, a mającego przenieść wysiłek ich dezaktywowania na instytucje (czy to metodami farmakologicznymi, czy psychoterapią).
Uczucie z przeciwnej szali - odpowiedzialności za kobietę, którą się dezaktywowało, także może być takim, którego się unika, szczególnie przy niechęci do wyjścia z roli dziecka i przeroście infantylizmu, ale te uczucie nie wywołuje lęku przed zbliżeniem z płcią przeciwną, nie wpędza w obłęd na tle wyobrażeń o jej diabelskim, czy nieczystym pochodzeniu, bądź chorobliwych deklinacjach itp.
Gdyby kiedykolwiek w historii świata zdarzyło się tak, iżby mężczyźni potrafili ułożyć hierarchię z najmądrzejszym przedstawicielem swojej płci na szczycie, to porządek takiego świata opierałby się na idealnym patriarchacie (nie wiem, czy czymś dobrym, czy złym,). Taką kobietę, której nie potrafiłby dezaktywować własny maż, dezaktywowałby kapłan, albo jego biskup i głos kobiet na świecie byłby jedynie echem głosów męskich. W każdym razie ciężko by było znaleźć w nich człowieka ;), niczym za czasów Salomona.
Teoretycznie taki perfekcyjny układ zupełnego zadowalania kobiet mógłby się charakteryzować nieśmiertelnością mężczyzn (i kobiet?), a więc być dla nich łakomym kąskiem. Ale czym w takim razie jest idealny matriarchat? Co by się stało z porządkiem świata nie zakłócanym przez kobiety dezaktywowane przez mężczyzn? Zstąpiłby do nich Bóg z nieba?
Jak to odmierzyć, czy znajdujemy się bliżej patriarchatu, czy matriarchatu, albo pomieszania tych porządków? Wątpię, czy to możliwe. Można jedynie obserwować to, co się objawia i mieć świadomość, że zachowanie intelektu człowieka nie jest wpisane ani w wynalazki, których dokonuje, ani książki, które pisze, a tylko w wojnę płci (biologicznie ustanowioną nieprzyjaźń).
WNIOSEK
Nic mi nie przyjdzie z myślenia o tym jakie role społeczne pełnię, umiem pełnić, czy - mogłabym pełnić, ponieważ wojna ta nie pozwala mi zapominać, że dla mężczyzny pełnię tylko jedną rolę - kobiety. Obojętnie którąkolwiek z tych ról chciałabym się nobilitować, zadowalać...
Kiedyś ulicznemu grajkowi dałam zamiast pieniędzy list mający go skłonić do nawiązania współpracy muzycznej. On, mało twórczy, mógłby przestać żebrać i powielać cudze kawałki dla zabawienia przechodniów, a ja zaistniałabym publicznie jako kompozytor, co nie jest proste do zademonstrowania bez posiadania muzyków. Zapytałam oględnie o jego doświadczenia i plany.
Jedyny pomysł jaki mu przyszedł do głowy na moje zainteresowanie, to był ten, że potrzebuję go na męża. I tak mi napisał potem mailem, że dziękuje za zainteresowanie, ale ma żonę i nie interesuje się kobietami... Bardzo słusznie.
Bo ja jestem kobietą! Nie miałam czego dementować. Na pewno nie zdolnością pełnienia innych ról społecznych. Tylko czasem wolałabym ani o tym nie myśleć, ani tego nie bronić, że tą kobietą jestem. A trzeba bronić, kiedy wszystko inne traktowane jest jako lepsze i z wyższej półki, nawet kiedy żebrze na ziąbie o przeżycie. I po to, żeby świat nie wydawał się tak bardzo obcy z tymi wszystkimi rolami społecznymi, wymyślanymi przez mężczyzn i dla mężczyzn, w które kobieta może się czasem wśliznąć, ale wcale nie staje się od tego ważniejsza, niż jest.
Jest nie do pokonania wyłącznie w miejscu swojego powołania - do bycia kobietą. A nie przyjmując reguły gry mężczyzn.
Małgorzata Karska-Wilczek