„Pięć kultowych scen z pięciu kultowych filmów.”
Pierwszym filmem, który wybrałam jest „Lejdis” reżyserii Tomasza Koneckiego. Film ten opowiada o perypetiach czterech kobiet usiłujących poradzić sobie ze zwariowanym życiem,
które nigdy nie wygląda tak, jak sobie zaplanowały. Komedia rozpoczyna się zabawą sylwestrową zorganizowana – według zwyczaju dziewczyn – w środku lata. Dziewczyny wypowiadają marzenia na zbliżający się rok, niestety już następne godziny pokażą, że życzenia te okażą się trudne, a wręcz niemożliwe do spełnienia. Dlaczego? Oczywiście z powodu podłości mężczyzn. Jedna z nich – Monia (Magdalena Różczka) gdy wyszła na spacer nakryła partnera swojej przyjaciółki – Łucji
na zdradzie, Marek – próbował się tłumaczyć, ale kobieta nie chciała dopuścić go do głosu. Mężczyzna by nie dopuścić do tego żeby jego partnerka się o tym dowiedziała, niespodziewanie prosi ją o rękę. W tej sytuacji przyjaciółki nie mają serca wyznać, że wiarołomny narzeczony nie nadaje się na męża, ponieważ było to jej największe marzenie. Ta scena uświadamia nam,
że najważniejsza jest przyjaźń i szczęście drugiej osoby, nawet jeśli czasem musimy coś ukryć
to robimy to z myślą o niej.
Kolejnym filmem kultowym jest „Titanic” Jamesa Camerona. Jest to bardzo wzruszająca opowieść, która uświadamia nam jak ważna w życiu jest miłość i że powinniśmy o nią walczyć.
Oglądałam ten film wiele razy i za każdym razem nie mogę opanować łez. Według mnie najlepszym momentem jest scena końcowa gdy Jack ratując Rose – swoją ukochaną, ginie. Zakochani mieli nadzieje, że uda się im uratować. Jack umieścił Rose na pływającym fragmencie drzwi ze statku, ale nie znalazło się tam miejsce dla niego. Cały czas zapewniał swoją ukochaną,
że nie zginie na środku oceanu, że umrze jako staruszka i będzie miała mnóstwo dzieci. Pomoc niestety przyszła za późno, gdy dziewczyna ocknęła się, zobaczyła, że jej ukochany zmarł
z wyziębienia. Odłączyła go od drzwi i pozwoliła opaść na dno oceanu. Film ten wywołał u mnie tyle emocji, można go polecić każdemu, ponieważ jest on wyjątkowy i ponadczasowy.
„Sami Swoi” to jeden z filmów, który będzie bawić do łez wszystkie pokolenia. Cała trylogia jest niewątpliwie wielkim sukcesem reżysera Sylwestra Chęcińskiego i wspaniałych aktorów, którzy stworzyli tu legendarne już i nieśmiertelne kreacje. Komedia przedstawia losy dwóch chłopskich rodzin zza Bugu, migrujących na odzyskane przez Polskę ziemie. Sąsiedzi
od pokoleń pozostają ze sobą w otwartym konflikcie. Inicjuje to szereg przezabawnych dla widza sytuacji. Spierają się dosłownie o wszystko: o miedzę, o krowę, o kota… ale tak naprawdę żyć bez siebie nie mogą. Chyba nie ma osoby w Polsce, która by nie znała Kazimierza Pawlaka i jego słynnego powiedzonka: „Kargul, podejdź no do plota jak i ja podchodzę”, albo też jego sympatycznego sąsiada Władysława Kargula. Godzą się w końcu na ślubie własnych dzieci. Właśnie takie o to filmy zostają w pamięci na długo, są one ponadczasowe.
Następnym filmem który wybrałam jest „Kevin sam w domu” Chrisa Columbusa. Jest to jeden z najlepszych filmów które widziałam. Kevin (Macaulay Culkin) jest ośmioletnim chłopcem, któremu wydaje się, że jest niekochany. Jego rodzina postanowiła spędzić święta we Francji.
W dniu wyjazdu zaspali i w wyniku wielkiego zamieszania zapomnieli o małym Kevinie.
Gdy chłopiec odkrywa, że został sam w domu jest uradowany. Wstaje o której chce, je co chce
i kiedy chce. Jednak jego dom upatrzyli sobie pewni złodzieje. Kevin postanowił bronić swego mieszkania i stawia czoło złodziejom. Mimo że, wdziałam ten film wiele razy, to i tak mogłabym zobaczyć go jeszcze raz. Wybrałam scenę kiedy to mały chłopiec czeka na swoją rodzinę,
ale niestety nikt się nie pojawia, kiedy traci już nadzieję nagle zjawia się jego mama i woła synka. Moment kiedy padają sobie w ramiona jest taki wzruszający, że każdemu „kręci się łezka w oku”, dla nich nic się wtedy nie liczy, tylko oni sami. Ta scena uświadamia nam, że nie można mówić źle o swojej rodzinie, a tym bardziej o mamie, ponieważ chce ona dla nas jak najlepiej i kocha nas bez żadnego najmniejszego powodu.
„Chłopaki nie płaczą” to kolejny film o którym warto wspomnieć. Kultowa komedia
w reżyserii Olafa Lubaszenki jest jedyną w swoim rodzaju. Odpowiednio wyważony humor, gdzie owszem występowały różne przekleństwa, sympatyczni gangsterzy oraz idiotyzmy, jednak podane ze smakiem, spowodowały sukces filmu. Wybrałam scenę kiedy Fred (Cezary Pazura) odradza Andrzejowi, swojemu wspólnikowi, aby nie ufał kobietom opowiadając, że on kiedyś również zaufał pewnej kobiecie i że nawet wtedy dałby sobie za nią rękę uciąć, a później dodał, że teraz nie miałby ręki. Ta scena ukazuje nam ile w ludziach jest fałszywości i naiwności. Dlatego ważne jest by nie ulegać zbyt szybko drugiej osobie i czasem może dobrze posłuchać tych, którzy naprawdę chcą dla nas dobrze a nie tych, o których tak niewiele wiemy.