„Pięć kultowych scen z pięciu kultowych filmów.”
Pierwszym kultowym filmem o którym warto wspomnieć jest „Rocky”. To opowieść o przeciętnym bokserze, który dostaje szanse od losu w postaci walki o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej z obecnym mistrzem. Rocky, czując, że walka może stać się przełomem w jego życiu, rozpoczyna ciężki trening i bardzo poważnie podchodzi do tego wyzwania. W tym filmie jest wiele scen zasługujących na uwagę ale kultowa jest z pewnością ta kiedy główny bohater pod koniec treningu wbiega na schody muzeum w Filadelfii i podnosi ręce w geście zwycięstwa. Wybrałam tą scenę ponieważ to dzięki niej zrozumiałam, że ten człowiek już jest zwycięzcą nawet gdyby nie zdobył tego tytułu. Udowodnił, że stać go na wiele i może być z siebie dumny. Ten moment był naprawdę wzruszający.
Kolejnym filmem z pewnością zasługującym na uznanie jest „Titanic” Jamesa Camerona. Ta historia miłosna uświadamia nam widzom jak wielka jest potęga miłości i ze potrafi ona pokonać wszelkie przeszkody. Obraz ten zawiera wiele kultowych scen, ale moim zdaniem najlepsza jest ta na końcu gdy podczas katastrofy statku główny bohater, chcąc ratować ukochaną, sam ginie. Kochankowie czekali na ratunek w zimnej wodzie tyle ,że Rose była na tratwie na której nie było już miejsca na Jacka. Trwał on więc przy swojej wybrance trzęsąc się z zimna. Pomoc wreszcie nadeszła, dziewczyna podniosła głowę i ujrzała jak ciało jej ukochanego bez życia opada w głąb oceanu. Kiedy w końcu mogli być razem ona została sama, utraciła cząstkę samej siebie. Jestem pewna, że wiele osób płakało podczas tej sceny i wcale im się nie dziwie. To takie sceny czynią filmy kultowymi.
Jednym z dzieł stojących na drodze do nieśmiertelności jest „Omen”. Sukces opowieści o Antychryście przychodzącego na świat pod postacią małego chłopca przyszedł całkiem niespodziewanie. Jest to naprawdę świetny film i perełka w swoim gatunku. Można się domyśleć, że ma wiele efektownych scen. Zdecydowanie najlepszą jest wyprawa Roberta Thorna i pomagającego mu dziennikarza na pradawny cmentarz celem zdobycia niezbędnych informacji do ustalenia obiektywnych przyczyn śmierci prawdziwego dziecka ambasadora. Pozbawiona jakiegokolwiek efekciarstwa, uderza swoim realizmem i niemal matematycznym potęgowaniem napięcia, wzbudzając większe emocje niż najlepsze jump scenes w azjatyckich horrorach. Wybrałam ten moment filmu bo dla mnie był zdecydowanie najbardziej przerażający a to jak realnie zostało to wszystko pokazane było genialne.
Kolejnym kultowym filmem są „Gwiezdne Wojny” George’a Lucasa. Nie ma chyba człowieka, który nie znałby historii rycerzy Jedi. Powstało wiele części filmu. Filmy czerpią bardzo wiele z archetypowych postaci i motywów obecnych w klasycznej literaturze. Oparte są one na koncepcji Mocy – energii, która może być kontrolowana przez kogoś obdarzonego wrodzoną zdolnością, oraz odpowiednio wytrenowanego aby móc z niej korzystać. Nie brakuje w nich kultowych scen. Mi podobała się ta w 3 części wojen podczas, której Anakin Skywalker walczy ze swoim mistrzem Obi-Wanem Kenobi. Ukazuje ona jak młody uczeń zapomina o wszystkich wartościach, o tym czego nauczył go jego mistrz i przyjaciel i przechodzi na ciemną stronę. To przerażające jak mało trzeba aby człowiek stał się kimś zupełnie innym. Na ekranie było widać jak wielkie emocje targają bohaterami i to było imponujące, bo można było poczuć to co oni czuli. To z pewnością zadecydowało, że ta scena pozostała w mojej pamięci.
"Kevin sam w domu" to chyba najbardziej kultowy film familijny, jaki w życiu widziałam. Jest to pierwszy film wyreżyserowany przez Chrisa Columbusa, który okazał się hitem. Przygody małego chłopca samego w domu stały się jednym z najlepszych filmów wszech czasów i co roku na Święta Bożego Narodzenia siadamy przed telewizorami i śledzimy perypetie Kevina. Humor w tym obrazie jest najprostszym z możliwych, tak samo fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Mimo to film nie jest nużący, a wręcz przeciwnie, ciągle chcemy się z niego śmiać. Dodatkowo każdy z kolejnych wybryków jest coraz bardziej intrygujący i zabawny. Najbardziej podobała mi się scena końcowa, gdy mały Kevin czeka na swoją rodzinę, ale nikt się nie pojawia, aż nagle przez drzwi wchodzi jego mama i woła synka. Ten moment, gdy po takiej rozłące wpadają sobie w ramiona jest wzruszający. Przez tą jedną chwilę nie liczy się dla nich nic innego tylko oni nawzajem. Dzięki temu widz upewnia się w przekonaniu, że miłość matki jest bezwarunkowa i nigdy nie wygasa.