Wojna bolszewicka
Wojna polsko-bolszewicka była wyjątkowa, nie tylko ze względu na rozmach operacji i specyfikę działań na ogromnych przestrzeniach. Miała także swoją polityczną wymowę. Polski opór powstrzymał eksport komuni-stycznej rewolucji na kraje zachodniej Europy, a kulminacja działań - Bitwa Warszawska - nie tylko przez Pola-ków została uznana za jedno z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Europy. Wojna była także wy-darzeniem wyjątkowym w historii Narodu i państwa. Jednoczyła i spajała młody organizm Rzeczypospolitej.
I wojna światowa spowodowała upadek Austro-Węgier i carskiej Rosji oraz znaczne osłabienie Niemiec. Polska mogła wreszcie wybić się na niepodległość. Problemem pozostawała kwestia granic. Sprawiedliwe, ale niestety nierealne było przywrócenie tych z 1772 r. O ile jednak nasze zachodnie rubieże - w ogólnym zarysie - otrzy-mały gwarancje zwycięskich państw zachodnich już w połowie 1919 r., to na wschodzie spotykaliśmy się raczej z próbami zawężenia polskiego stanu posiadania. Państwa Ententy były jednak niekonsekwentne i ostateczne rozwiązania zależały od sił zainteresowanych narodów.
Wielka Brytania, Francja i USA chciały bowiem dobrych stosunków z Rosją. Najlepiej "białą". Stąd też dopóki walczyły liczące się zgrupowania antyrewolucyjne, Zachód nie chciał popierać dążeń odbudowy polskiej pań-stwowości na Kresach. Stąd powstała tzw. Linia Curzona, biegnąca w dużym uproszczeniu na linii Bugu, okre-ślana potem przez propagandę komunistyczną jako granica przewagi żywiołu polskiego. W istocie ta brytyjska propozycja omijała typowo polskie rejony Wileńszczyzny czy okolic Lwowa. Była po prostu granicą III rozbioru z 1795 r. Wszystko po to, by nie zrażać Rosjan.
Z drugiej jednak strony płynność sytuacji na wschodzie wykluczała narzucenie Polsce sztywnych rozwiązań, a im silniejsi byli komuniści, tym mocniejsze poparcie Zachodu dla naszego kraju.
Ostatnim czynnikiem zewnętrznym - najmniej może istotnym, lecz na pewno do tej pory przemilczanym - była postawa międzynarodowych organizacji żydowskich. Zaproponowały one stworzenie na terenie Białorusi tworu zarządzanego wspólnie przez Polaków i Żydów. W zamian za to obiecali poparcie odbudowy państwa w grani-cach zbliżonych do tych sprzed rozbiorów. Propozycja została jednak odrzucona.
W 1918 roku wojska niemieckie posunęły się daleko na wschód. Na zajętych terenach Niemcy pozwolili stwo-rzyć zalążki rządów Litwy, Białorusi i Ukrainy. Rosja została zredukowana do swoich granic etnicznych. Jednak komuniści nie chcieli się na to zgodzić. We wszystkich wewnętrznych wypowiedziach Lenin mówił o ekspansji na zachód, o rozlaniu rewolucji i Kraju Rad aż po Ren, a nawet dalej. Z drugiej strony Warszawa nie mogła ograniczyć się do terenów Królestwa Polskiego. Po pierwsze - z powodu spontanicznej postawy Polaków na Kresach, po drugie - z konieczności przeciwstawienia się agresji ze wschodu.
Po wycofaniu się Niemców i Austriaków, na Kresach powstała polityczna próżnia. Polacy zaczęli się więc samo-rzutnie organizować. Opanowali Lwów i Wilno. Jednak do tego ostatniego miasta od wschodu zbliżyły się for-poczty Armii Czerwonej, które w styczniu 1919 r. zmusiły nasze oddziały do odwrotu. Przeciwstawiając się temu natarciu, na mocy porozumienia z wojskami niemieckimi z lutego 1919 r., władze odrodzonego państwa polskiego posłały na wschód regularne formacje wojskowe. Front Litewsko-Białoruski, dowodzony przez gen. Stanisława Szeptyckiego, wkrótce odrzucił bolszewików. Pod koniec roku linia frontu przebiegała już na Dźwi-nie, Berezynie i Ptyczy, zaś na Ukrainie na wysokości rzeki Słucz. Bolszewicy, zajęci walką z armiami kontrre-wolucyjnymi, nie stawiali skutecznego oporu.
Polskie oddziały nie ruszyły dalej na wschód, na tereny obce etnicznie (nie licząc lokalnych operacji, jak zajęcie Dyneburga dla Łotyszy), z powodu niechętnej niepodległej Rzeczypospolitej postawy Antona Denikina, dowód-cy wojsk białogwardyjskich.
Z drugiej jednak strony nie otrzymaliśmy żadnych gwarancji mocarstw zachodnich. Nie udały się również roz-mowy pokojowe z bolszewikami. Wobec niemożności zakończenia wojny Józef Piłsudski rozpoczął starania o stworzenie federacji środkowoeuropejskiej, mogącej dać gwarancje zrównoważenia w przyszłości sił rosyjskiego kolosa. Oznaczało to konieczność jeszcze jednego wysiłku zbrojnego, w celu utworzenia silnego państwa ukra-ińskiego. Zawarliśmy w tym celu porozumienie z ukraińskim przywódcą, atamanem Semenem Petlurą. W tym samym czasie - na początku 1920 r. - Moskwa, po pokonaniu głównych wrogów w wojnie domowej, przygoto-wywała się do ataku na wschód. Powstawały nawet zalążki przyszłego, komunistycznego rządu w Warszawie. Pozostawał tylko problem, kto będzie mógł uderzyć jako pierwszy.
Zdobycie Kijowa i ofensywa Tuchaczewskiego
Dzięki dostawom uzbrojenia z Zachodu, polskie wojsko wiosną 1920 r. liczyło już 700 tys. żołnierzy i było gotowe do natarcia. Główne siły zgrupowaliśmy na Ukrainie. Atak rozpoczął się 25 kwietnia. Jednostki Armii Czerwonej nie mogły go powstrzymać i wycofały się za Dniepr. 7 maja czołowe oddziały 3 Armii gen. Rydza-Śmigłego wkroczyły do Kijowa. Niestety, Ukraińcy nie wstępowali ochoczo do formacji Petlury. Byliśmy zdani na własne siły.
Tymczasem 14 maja do ofensywy na Białorusi ruszyły sowieckie oddziały Michaiła Tuchaczewskiego. Atak ten został zatrzymany po trzech tygodniach, jednak za cenę osłabienia polskiego zgrupowania na Ukrainie. Pozwo-liło to na sowiecką kontrakcję na południu. Lekceważona przez Piłsudskiego - do czego sam się potem przyznał - Armia Konna Siemiona Budionnego przerwała polski front i zmusiła nas do ewakuacji Kijowa. Co gorsza, 4 lipca rozpoczęła się druga ofensywa Tuchaczewskiego na Białorusi. Nasze oddziały, mniej liczne i rozciągnięte na olbrzymim froncie, znalazły się w odwrocie, utraciły inicjatywę. Bitwa Warszawska
Odwrócić bieg wydarzeń było bardzo trudno. Na Ukrainie byliśmy o krok od zniszczenia Budionnego, jednak operacje nie kończyły się sukcesem, bo trzeba było przerzucać kolejne dywizje na Białoruś. Tu zaś nie sposób było przejść do kontrnatarcia, bo wzmocnienia wchodziły do walki częściami i były porywane przez falę od-wrotu. Sytuację tę zobrazował gen. Władysław Sikorski: "Trudnym jest zawrócenie na pięcie uciekającego w popłochu żołnierza i zmuszenie do energicznego przeciwnatarcia, tym bardziej że musiało być ono wykonane przez tak młodą, a więc słabo skonsolidowaną armię". Ostatecznie więc, wysiłkiem wielu oficerów, w tym fran-cuskich doradców - Wódz Naczelny, Józef Piłsudski, wydał 6 sierpnia rozkaz oderwania się od nieprzyjaciela i sformowania silnego zgrupowania uderzeniowego w rejonie rzeki Wieprz. Jednocześnie silne formacje miały bronić stolicy, zaś w rejonie Modlina utworzono 5 Armię, dowodzoną przez gen. Sikorskiego, której zadaniem była osłona Warszawy od północy.
Jednocześnie cały Naród zjednoczył się w imię odparcia najazdu. Powstała Rada Obrony Państwa i nowy, koali-cyjny rząd Wincentego Witosa. Różnice polityczne pozostały, jednak nie miały większego wpływu na przebieg działań.
Na apel władz do armii zgłosiło się 100 tys. ochotników, którzy zaszczepili wojskom regularnym nowego, ofen-sywnego ducha. Wobec wydłużenia się sowieckich linii zaopatrzeniowych, po raz pierwszy od miesięcy, zni-welowaliśmy bolszewicką przewagę liczebną na głównym kierunku strategicznym.
Lenin był pewien sukcesu. Wojska Tuchaczewskiego podchodziły pod Warszawę, natomiast formacje Jegorowa i Stalina pod Lwów. Na szczęście dotychczasowe sukcesy spowodowały, że bolszewicy zaczęli nas lekceważyć. Co więcej, przypadek sprawił, że nie dostrzegli polskiej koncentracji nad Wieprzem, wyolbrzymiając nasze siły na północ od stolicy. Wobec tego Tuchaczewski chciał powtórzyć manewr Paskiewicza z 1831 r., gros sił rzu-cając w kierunku Płocka, by od zachodu zaatakować Warszawę. I od tej chwili następuje cały szereg trudno wytłumaczalnych "przypadków", które ułatwiły nasze zwycięstwo. W Ciechanowie nasi kawalerzyści niszczą wrogą radiostację, co przerywa łączność z wysuniętymi na zachód jednostkami. Gdy znad Wieprza uderzają wojska dowodzone bezpośrednio przez Piłsudskiego, dywizje sowieckie na Mazowszu wciąż kontynuują swój marsz, nie zagrażając nie tylko stolicy, ale i armii gen. Sikorskiego. Co więcej, Stalin ignoruje rozkazy Moskwy i Tuchaczewskiego. Nie wysyła pod Warszawę Armii Konnej. Piłsudski uderza więc bez przeszkód.
Wreszcie sama obrona stolicy, mimo dużych sił mało skuteczna i chwiejna w pierwszym okresie. I nagle nastę-puje przełom, który zbiegł się ze śmiercią ks. Ignacego Skorupki 14 sierpnia, pozwalający 16 sierpnia przejść do działań zaczepnych, skoordynowanych z uderzeniem znad Wieprza, w południowe, słabo bronione skrzydło Tuchaczewskiego.
Pogrom bolszewików był bezdyskusyjny. Samych jeńców wzięliśmy 66 tys. Rozbiliśmy doszczętnie 10 dywizji. Rozpoczął się pościg na wschód, podobnie jak na Ukrainie. I choć trzeba było jeszcze przełamać opór Armii Czerwonej nad Niemnem, wróg praktycznie nie był w stanie przeciwstawić nam dużych sił. Z drugiej strony, nasz potencjał był zbyt mały, by pokusić się o powrót do idei federacyjnej. Obawiając się wchłonięcia zbyt dużej liczby mniejszości, Polacy przystali na linię graniczną wytyczoną wzdłuż Dzisny, Słuczy i Zbrucza.
Walki kosztowały nas 100 tys. zabitych. Ofiara ta pozwoliła zachować niepodległość.