Unia Europejska - nie.
Co oznaczać będzie dla mnie integracja z Unią Europejską?
Pracownik, bezrobotny, absolwent...
Bezrobocie, to jeden z najpoważniejszych problemów społeczno-politycznych Polski, ale także (o czym chętnie zapominamy) państw członkowskich Unii Europejskiej. W Unii bezrobocie rośnie od połowy lat 90-tych, bez względu na tempo wzrostu gospodarczego. W szczególności problem ten dotyczy państw strefy ?euro?. Unia dekretuje kolejne programy pobudzania przedsiębiorczości i obniżania bezrobocia (np. tzw. Agenda Lizbońska), jednak efekty tych działań są odwrotne do zamierzonych.
Złudne są zatem nadzieje polskich euroentuzjastów, że Unia wchłonie polskie bezrobocie. Bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym Unia będzie eksportować do nas swoje własne bezrobocie, tak jak działo się to w ostatnich kilku latach. UE przerzuca bezrobocie do Polski i innych krajów kandydujących wykorzystując do tego umowy międzynarodowe takie jak Traktat Stowarzyszeniowy czy mający być podpisanym w najbliższych dniach Traktat Akcesyjny.
W połowie roku 2000 Biuro Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu poinformowało, że na skutek deficytu w wymianie handlowej z krajami Unii Europejskiej Polska utraciła na rzecz Unii około 1,15 milionów miejsc pracy.
Uproszczenie systemu podatkowego, obniżenie najbardziej uciążliwych świadczeń socjalnych, odbiurokratyzowanie gospodarki - to warunki konieczne trwałego wzrostu (a co za tym idzie, niskiego bezrobocia). Tymczasem wejście do Unii Europejskiej zmusi rząd do podniesienia podatków, co już zapowiada rząd Millera. Wzrosną też obciążenia socjalne.
Zamiast reformy finansów państwa i prorozwojowej polityki gospodarczej, zwolennicy integracji proponują Polakom emigrację w poszukiwaniu pracy (jak w XIX wieku). Jednak w pierwszych 7 latach członkostwa dostęp Polaków do rynków pracy w Europie zachodniej będzie ograniczony (a w przypadku najbardziej atrakcyjnych rynków jak Niemcy i Austria zamknięty). W tym samym czasie pracownicy z Europy zachodniej będą mogli u nas pracować bez ograniczeń.
W krajach o porównywalnych z Polską kłopotach gospodarczo-strukturalnych, w pierwszych latach po przystąpieniu do UE następował skokowy wzrost bezrobocia. Na przykład w Grecji w pierwszym roku członkostwa bezrobocie wzrosło dwukrotnie, a w trzecim czterokrotnie. W Hiszpanii doszło do poziomu 22 procent czynnych zawodowo. Polska już dzisiaj ma bezrobocie na poziomie 19 procent. Nawet zakładając ?łagodny? jego wzrost po przystąpieniu do Unii może ono sięgnąć poziomu 30-35 procent czynnych zawodowo.
Według danych GUS w związku z wymuszaną przez UE ?restrukturyzacją? polskiego górnictwa i hutnictwa, pracę w obu tych sektorach straci niebawem ponad 33.000 osób. Pracę tracić będą też kolejarze, rybacy, rolnicy, przedsiębiorcy prywatni, pracownicy przemysłu maszynowego, spożywczo-przetwórczego...
Pracę poza granicami znajdą wysoko-wykwalifikowani, młodzi specjaliści od nowoczesnych technologii. Tyle tylko, że oni już dzisiaj mogą przebierać w ofertach firm europejskich i amerykańskich. Ich wyjazd z Polski, gdzie zdobyli wykształcenie na koszt naszego podatnika, jest dramatem całego kraju. Kraje wysoko rozwinięte pozyskują tanim kosztem naszych specjalistów (zaliczanych do najlepszych w świecie), bez których wiedzy i pomysłowości polska gospodarka coraz szybciej tracić będzie dystans do państw najlepiej rozwiniętych. Zadaniem rządzących powinno być stworzenie dogodnych warunków do kariery zawodowej tym ludziom w Polsce, a nie promowanie emigracji.
Przedsiębiorca, biznesmen.
Przepisy, normy, regulacje, ograniczenia... stanowią istotę funkcjonowania ?wspólnego rynku?. Paraliżują ludzką inwencję, ograniczają swobodę działań gospodarczych, uzależniają obywateli od arbitralnych wyroków administracji. Unia Europejska jest ucieleśnieniem socjalistycznego molocha. Ustawa o sieciach połowowych liczy blisko 100 artykułów i reguluje wielkość oczek sieci i tym podobne szczegóły.
We Wspólnocie obowiązuje ponad 100 tysięcy różnych technicznych uregulowań, norm i standardów. Szczególnie dotkliwie odczuwają to przedsiębiorstwa sektora wysokich-technologii (elektroniczny, informatyczny), któremu istniejące w Unii bariery uniemożliwiają skuteczną konkurencję z firmami amerykańskimi, japońskimi i tajwańskimi. Zresztą wejście do Unii oznaczać będzie przymusowe odcięcie od rynku np. amerykańskiego, gdyż Traktat zobowiązuje do wypowiedzenia wszystkich umów o wolnym handlu.
Konkurencja z zewnątrz ma ograniczony dostęp do ?wspólnego rynku?, który ochrania bariera ceł i kontyngentów. Unia prowadzi protekcjonistyczną politykę w interesie przedsiębiorstw działających we Wspólnocie. Sprzyja to tym firmom, które zdołają wypełnić wszystkie nakładane na nich regulacje (co wymaga poważnych nakładów finansowych). W praktyce Unia sprzyja jedynie istniejącym i mocnym kapitałowo przedsiębiorstwom a blokuje powstawanie nowych firm (co skutkuje wysokim bezrobociem).
Po wejściu do Unii Europejskiej polscy przedsiębiorcy będą musieli uzyskać unijne certyfikaty na świadczone przez siebie usługi oraz produkowane wyroby. Według szacunków Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE) zmuszonych do tego będzie około 60 procent polskich firm. W przeciwnym wypadku będą one zmuszone do zaprzestania działalności.
Dwa zasadnicze certyfikaty to HACCP dla producentów branży spożywczej i CE dla pozostałych. UKIE obliczył, że uzyskanie HACCP kosztowało będzie każdego z ubiegających się średnio 5 milionów złotych, a CE od 190 do 580 tysięcy złotych.
Zatem niemal wszystkich polskich przedsiębiorców (tych eksportujących i tych produkujących na rynek krajowy) czeka po wejściu do UE kosztowne dostosowanie się do unijnych przepisów. Będą musieli go dokonać przy silnej konkurencji zagranicznej, od dawna spełniającej unijne normy. Sytuacja jest tym dramatyczna, gdyż większość przedsiębiorców nie zdaje sobie z tego sprawy, a oficjalna ?informacja? rządowa skrzętnie przemilcza drażliwy temat.
Jakie będą skutki bezmyślnego przyjmowania przez Państwo Polskie unijnych przepisów? Przewiduje się, że po wdrożeniu narzuconego nam programu restrukturyzacji hut, ich moce produkcyjne zostaną zredukowane o połowę, a pracę straci kilka tysięcy hutników. Dzieje się to w tym samym momencie, gdy USA tworzą szczególne przywileje dla polskiego eksportu stali na swoje rynki! Tymczasem już dzisiaj połowa rynku stali w Polsce należy do importerów. Przyjęcie unijnych norm w rybołówstwie spowoduje likwidację 80 procent naszej obecnej floty połowowej. Polscy rybacy mieli w zamian otrzymać dofinansowanie dla zmodernizowania swojej floty. Ale w międzyczasie Unia zrezygnowała z dofinansowania dla swoich rybaków, więc i Polacy nie dostaną obiecanych kwot. I tak zostaliśmy na lodzie: konkurencję wpuściliśmy na swoje łowiska a wsparcia nie otrzymamy! Podobnie jest w rolnictwie, gdzie narzucone nam limity produkcji rolnej ustalono w oparciu o dane z lat 90-tych, gdy klęski żywiołowe i gospodarcza zapaść wsi doprowadziły do spadku wydajności. W ten sposób ograniczono możliwości rozwoju polskiej produkcji. To tylko niektóre z przykładów.
Rolnik
Rolnikom obiecuje się, że będą grupą społeczną, która najwięcej skorzysta na wejściu do Unii. Czy na pewno tak będzie i czy wszyscy rolnicy skorzystają na integracji w równym stopniu?
Unia od ponad 10 lat prowadzi bardzo konsekwentną politykę w stosunku do sektora rolnego w Polsce. Temu służył między innymi Układ Stowarzyszeniowy. Umiejętnie manipulując stawkami celnymi i kontyngentami Bruksela sukcesywnie rugowała polskich producentów żywności z ich własnego, polskiego rynku. Konkurencja nie mogła być równa, gdyż nasi rolnicy pozbawieni byli dopłat i skutecznej ochrony.
Jeszcze nie tak dawno, na początku tzw. kryzysu rosyjskiego, Unia stosując gigantyczne dopłaty do swojej wieprzowiny wyparła polskich producentów z rynku wschodniego. Było to w roku 1999, a więc w czasie, gdy trwały już negocjacje akcesyjne, a Unia deklarowała chęć pomocy naszemu krajowi w szybszym rozwoju. Niestety, czyny rozmijały i po dziś dzień rozmijają się z deklaracjami.
Przykładem ?równego traktowania? polskich rolników przez Unię jest zaproponowany nam system dopłat bezpośrednich. Otóż nasi rolnicy otrzymają jedynie 25 procent tego, co dostaną ich konkurencji w Unii, a w praktyce około 16-18 procent, gdyż dopłaty dla naszych rolników liczone będą według wielokrotnie niższego ?plonu referencyjnego?. Ponadto specjaliści z Centrum Studiów Samorządowych zwracają uwagę, że w zaproponowanym nam systemie uproszczonym dopłaty będą wypłacane od hektara wszystkim rolnikom, także produkującym na potrzeby własne. Unia natomiast obliczając należne nam w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (CAP) kwoty brała pod uwagę jedynie wielkość produkcji rynkowej. Jeśli teraz podzieli się te pieniądze między wszystkich, otrzymamy minimalną rentę socjalną, a nie dopłaty umożliwiające rozwój i modernizację gospodarstw.
Obok dopłat bezpośrednich rząd może rozdysponować dodatkowe 15 procent pieniędzy w pierwszym roku członkostwa z funduszy strukturalnych dla wsi. Otrzymają je jednak tylko rolnicy produkujący na rynek i objęci unijnym systemem kontroli produkcji ? IACS. Wreszcie rząd może z środków własnych dopłacić rolnikom produkującym na rynek do poziomu 55 procent dopłat w UE.
Obie dodatkowe kwoty są wątpliwe. Pierwsza dlatego, że nie ma pewności, czy polski IACS ruszy na czas. Druga dlatego, że w budżecie nie ma pieniędzy na dodatkowe dopłaty. Obietnica byłego ministra rolnictwa Jarosław Kalinowskiego to czysta propaganda mająca polepszyć notowania PSL, gdy rząd Millera już zapowiedział, że obietnic tych nie spełni.
Podsumowując: najbardziej prawdopodobny scenariusz to taki, w którym większość rolników otrzyma minimalne zasiłki, umożliwiające im przeżycie do chwili, gdy po ich ziemię zgłosi się jakiś nabywca.
Co począć z przymusowo odrolnionymi? Jedna z propozycji Komisji Europejskiej przewiduje budowę tanich domów wielorodzinnych (blokowisk) na obrzeżach polskich miast, dokąd przenosić mogliby się rolnicy, którzy zrezygnowaliby z uprawy roli. Unia uważa, że Polska ma za wielu producentów rolnych i konieczną jest bolesna restrukturyzacja wsi. Zlikwidowane ma być około 90 procent gospodarstw.
Żadnych dopłat nie będzie dla producentów wieprzowiny, ziemniaków, buraków, owoców... Nie będzie też można bez ograniczeń sprzedawać tych płodów rolnych w pozostałych krajach Unii. Na przeszkodzie staną nam przepisy weterynaryjne i fitosanitarne. I dlatego nie ma co liczyć na szybką ekspansję naszych jabłek czy soków owocowych na unijne rynki.
Podatnik
Członkostwo w UE kosztowało będzie polskiego podatnika w latach 2004-2006 co najmniej 72 miliardów złotych (1/3 rocznego budżetu państwa). Na kwotę złożą się: odprowadzana bezpośrednio do Brukseli składka członkowska warta 31 miliardów złotych dopłaty własne z budżetu państwa do funduszy strukturalnych ? 22,5 miliardów złotych, dopłaty jednostek samorządowych w wysokości 13,8 miliardów złotych oraz 4,5 miliardów złotych to dopłaty innych organizacji uprawnionych do korzystania z funduszy strukturalnych. Wszystkie te pieniądze trzeba będzie znaleźć w kieszeniach obywateli.
Na lata 2004-2006 przypadają najwyższe raty spłaty zadłużenia zagranicznego z czasów PRL. Już samo to, stanowi poważne obciążenie budżetu centralnego. Skąd w tym samym czasie wziąć pieniądze na składkę do Unii i tzw. wkład własny? Skąd uzyskać środki na prefinansowanie programów Unijnych? Rząd Leszka Millera udzielił już odpowiedzi na te pytania: z reformy finansów publicznych. W rzeczywistość nie mamy do czynienia z reformą a jedynie z nieumiejętnie kamuflowanym podniesieniem podatków (likwidacja ulg i wspólnego rozliczania się współmałżonków, wzrost stawek VaT, akcyzy) oraz wprowadzeniem nowych (jak podatek katastralny).
Jeśli wejdziemy do Unii, a społeczeństwo jakimś cudem przetrwa eksperymenty podatkowe lat 2004-2006, czeka nas kolejna seria rozczarowań. Unia od lat dąży do ?harmonizacji podatków?. Rozwiązanie to jest korzystne dla wielkich płatników jak Niemcy i Francja, którzy dzięki ujednoliceniu podatków mogą zachować dominującą pozycję gospodarczą oraz rozbudowane systemy opieki społecznej. Polsce (jak innym krajom słabiej rozwiniętym) harmonizacja uniemożliwi szybki rozwój gospodarczy.
W marcu tego roku, w Brukseli ustalono jednolite dla całej Unii, minimalne stawki podatku akcyzowego od surowców energetycznych. Odpowiednia dyrektywa wejdzie w życie z dniem 1 stycznia 2004 roku, a zatem przed hipotetycznym przystąpieniem Polski do UE. Zawarte w niej przepisy będą obowiązywać w pełni nasz kraj, chociaż Polska nie uczestniczyła w ustalaniu stawek podatku akcyzowego. Nie mogła też negocjować okresów przejściowych, gdyż dyrektywę przyjęto już po oficjalnym zamknięciu negocjacji.
Minimalne stawki podatkowe przyjęte przez Unię są wyższe od stawek podatku akcyzowego obowiązujących w Polsce. Oznacza to wzrost cen wszystkich paliw i węgla w naszym kraju. I tak np.: akcyza na gaz samochodowy wzrośnie o 1/5.
Najdotkliwsze dla polskiego konsumenta będą skutki wprowadzenia akcyzy na węgiel i surowce opałowe. W przyjętych przez Unię rozwiązaniach rozróżniono opodatkowanie surowców energetycznych dla przedsiębiorstw i konsumentów indywidualnych. Ci ostatni będą płacili więcej. System ten dyskryminował będzie firmy rodzinne i sprzyjał nadużyciom ? czyli będzie zgodny ze standardami unijnymi.
Preferowany przez Unię model podatkowy to zbiurokratyzowane państwo socjalne, odbierające obywatelowi większość dochodu a następnie dzielące zdobyty łup między urzędników i przedstawicieli najbardziej krzykliwych grup lobbystów. Dzieje się tak, gdyż eurobiurokracja jest całkowicie zależna od finansowania przez bogatych członków UE, w szczególności przez Niemcy. Dlatego rozwiązania podatkowe narzucane wszystkich członkom są korzystne dla Niemców, Francuzów czy Belgów. Bogactwo i przywileje socjalne obywateli państw rozwiniętych będą w Unii utrwalane kosztem społeczeństw biedniejszych, w tym obywateli Polski.
Co oznaczać będzie dla mnie integracja z Unią Europejską?
Pracownik, bezrobotny, absolwent...
Bezrobocie, to jeden z najpoważniejszych problemów społeczno-politycznych Polski, ale także (o czym chętnie zapominamy) państw członkowskich Unii Europejskiej. W Unii bezrobocie rośnie od połowy lat 90-tych, bez względu na tempo wzrostu gospodarczego. W szczególności problem ten dotyczy państw strefy ?euro?. Unia dekretuje kolejne programy pobudzania przedsiębiorczości i obniżania bezrobocia (np. tzw. Agenda Lizbońska), jednak efekty tych działań są odwrotne do zamierzonych.
Złudne są zatem nadzieje polskich euroentuzjastów, że Unia wchłonie polskie bezrobocie. Bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym Unia będzie eksportować do nas swoje własne bezrobocie, tak jak działo się to w ostatnich kilku latach. UE przerzuca bezrobocie do Polski i innych krajów kandydujących wykorzystując do tego umowy międzynarodowe takie jak Traktat Stowarzyszeniowy czy mający być podpisanym w najbliższych dniach Traktat Akcesyjny.
W połowie roku 2000 Biuro Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu poinformowało, że na skutek deficytu w wymianie handlowej z krajami Unii Europejskiej Polska utraciła na rzecz Unii około 1,15 milionów miejsc pracy.
Uproszczenie systemu podatkowego, obniżenie najbardziej uciążliwych świadczeń socjalnych, odbiurokratyzowanie gospodarki - to warunki konieczne trwałego wzrostu (a co za tym idzie, niskiego bezrobocia). Tymczasem wejście do Unii Europejskiej zmusi rząd do podniesienia podatków, co już zapowiada rząd Millera. Wzrosną też obciążenia socjalne.
Zamiast reformy finansów państwa i prorozwojowej polityki gospodarczej, zwolennicy integracji proponują Polakom emigrację w poszukiwaniu pracy (jak w XIX wieku). Jednak w pierwszych 7 latach członkostwa dostęp Polaków do rynków pracy w Europie zachodniej będzie ograniczony (a w przypadku najbardziej atrakcyjnych rynków jak Niemcy i Austria zamknięty). W tym samym czasie pracownicy z Europy zachodniej będą mogli u nas pracować bez ograniczeń.
W krajach o porównywalnych z Polską kłopotach gospodarczo-strukturalnych, w pierwszych latach po przystąpieniu do UE następował skokowy wzrost bezrobocia. Na przykład w Grecji w pierwszym roku członkostwa bezrobocie wzrosło dwukrotnie, a w trzecim czterokrotnie. W Hiszpanii doszło do poziomu 22 procent czynnych zawodowo. Polska już dzisiaj ma bezrobocie na poziomie 19 procent. Nawet zakładając ?łagodny? jego wzrost po przystąpieniu do Unii może ono sięgnąć poziomu 30-35 procent czynnych zawodowo.
Według danych GUS w związku z wymuszaną przez UE ?restrukturyzacją? polskiego górnictwa i hutnictwa, pracę w obu tych sektorach straci niebawem ponad 33.000 osób. Pracę tracić będą też kolejarze, rybacy, rolnicy, przedsiębiorcy prywatni, pracownicy przemysłu maszynowego, spożywczo-przetwórczego...
Pracę poza granicami znajdą wysoko-wykwalifikowani, młodzi specjaliści od nowoczesnych technologii. Tyle tylko, że oni już dzisiaj mogą przebierać w ofertach firm europejskich i amerykańskich. Ich wyjazd z Polski, gdzie zdobyli wykształcenie na koszt naszego podatnika, jest dramatem całego kraju. Kraje wysoko rozwinięte pozyskują tanim kosztem naszych specjalistów (zaliczanych do najlepszych w świecie), bez których wiedzy i pomysłowości polska gospodarka coraz szybciej tracić będzie dystans do państw najlepiej rozwiniętych. Zadaniem rządzących powinno być stworzenie dogodnych warunków do kariery zawodowej tym ludziom w Polsce, a nie promowanie emigracji.
Przedsiębiorca, biznesmen
Przepisy, normy, regulacje, ograniczenia... stanowią istotę funkcjonowania ?wspólnego rynku?. Paraliżują ludzką inwencję, ograniczają swobodę działań gospodarczych, uzależniają obywateli od arbitralnych wyroków administracji. Unia Europejska jest ucieleśnieniem socjalistycznego molocha. Ustawa o sieciach połowowych liczy blisko 100 artykułów i reguluje wielkość oczek sieci i tym podobne szczegóły.
We Wspólnocie obowiązuje ponad 100 tysięcy różnych technicznych uregulowań, norm i standardów. Szczególnie dotkliwie odczuwają to przedsiębiorstwa sektora wysokich-technologii (elektroniczny, informatyczny), któremu istniejące w Unii bariery uniemożliwiają skuteczną konkurencję z firmami amerykańskimi, japońskimi i tajwańskimi. Zresztą wejście do Unii oznaczać będzie przymusowe odcięcie od rynku np. amerykańskiego, gdyż Traktat zobowiązuje do wypowiedzenia wszystkich umów o wolnym handlu.
Konkurencja z zewnątrz ma ograniczony dostęp do ?wspólnego rynku?, który ochrania bariera ceł i kontyngentów. Unia prowadzi protekcjonistyczną politykę w interesie przedsiębiorstw działających we Wspólnocie. Sprzyja to tym firmom, które zdołają wypełnić wszystkie nakładane na nich regulacje (co wymaga poważnych nakładów finansowych). W praktyce Unia sprzyja jedynie istniejącym i mocnym kapitałowo przedsiębiorstwom a blokuje powstawanie nowych firm (co skutkuje wysokim bezrobociem).
Po wejściu do Unii Europejskiej polscy przedsiębiorcy będą musieli uzyskać unijne certyfikaty na świadczone przez siebie usługi oraz produkowane wyroby. Według szacunków Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE) zmuszonych do tego będzie około 60 procent polskich firm. W przeciwnym wypadku będą one zmuszone do zaprzestania działalności.
Dwa zasadnicze certyfikaty to HACCP dla producentów branży spożywczej i CE dla pozostałych. UKIE obliczył, że uzyskanie HACCP kosztowało będzie każdego z ubiegających się średnio 5 milionów złotych, a CE od 190 do 580 tysięcy złotych.
Zatem niemal wszystkich polskich przedsiębiorców (tych eksportujących i tych produkujących na rynek krajowy) czeka po wejściu do UE kosztowne dostosowanie się do unijnych przepisów. Będą musieli go dokonać przy silnej konkurencji zagranicznej, od dawna spełniającej unijne normy. Sytuacja jest tym dramatyczna, gdyż większość przedsiębiorców nie zdaje sobie z tego sprawy, a oficjalna ?informacja? rządowa skrzętnie przemilcza drażliwy temat.