Emigracja polska w Wielkiej Brytanii wobec „zimnej wojny” i ZSRR w latach 1945-1950
Emigracja polska w Wielkiej Brytanii wobec „zimnej wojny” i ZSRR w latach 1945-1950
Koniec II wojny światowej zastał setki tysięcy Polaków poza granicami „wyzwolonego” przez Armię Czerwoną kraju. Ogromną część z nich stanowiła elita intelektualna i polityczna II RP tworząca emigracyjne stronnictwa polityczne i rząd na wychodźstwie, które ostatecznie, w wyniku wojennych zawirowań, znalazły się w Londynie. Byli to również żołnierze walczący w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, zarówno ci, którzy wydostali się z kraju w 1939 roku, jak i ci z kresów wschodnich, którzy przeżyli gehennę deportacji w głąb ZSRR, a wydostali się dzięki układowi Sikorki-Majski. Emigrację tworzyła też ogromna grupa innych osób – wyzwolonych rodaków z obozów jenieckich i koncentracyjnych, przymusowych robotników wywiezionych z kraju w głąb III Rzeszy i innych, którzy w wyniku wojennej zawieruchy znaleźli się na zachód od polskich granic. Wszyscy oni w 1945 roku stanęli przed decyzją powrotu do zajętego przez wojska radzieckie kraju bądź pozostania na obczyźnie. Decyzję o pozostaniu na emigracji w oczekiwaniu na zmianę sytuacji geopolitycznej zdecydowało się około pół miliona Polaków . Większość emigrantów znalazła się (bądź pozostała) w Wielkiej Brytanii, gdzie funkcjonował emigracyjny rząd oraz tworzyło się życie polityczne i kulturalne. Właśnie stamtąd ich oczy były zwrócone na wschód, gdzie znajdowała się ich ojczyzna i ZSRR – „pan i władca” Europy Środkowo-Wschodniej.
Polacy już w trakcie wojny zaczęli zdawać sobie sprawę, że o powojennych losach kraju w duże mierze decydować będzie Józef Stalin. Z drugiej jednak strony docierało do nich, że konflikt Związku Radzieckiego z mocarstwami anglosaskimi jest nieunikniony. Nie pomylili się, bo do pierwszych rozbieżności między aliantami dochodziło jeszcze przed upadkiem III Rzeszy, a na dobre konflikt rozgorzał wraz z ustalaniem powojennego światowego ładu (nota bene kwestia Polski wywołała wśród mocarstw jeden z drażliwszych sporów). Aliancką współpracę szybko zastąpiła rywalizacja, a następnie otwarta wrogość. Nic więc dziwnego, że właśnie w ewentualnej wojnie (i oczywiście w zwycięstwie mocarstw zachodnich nad ZSRR) polska emigracja upatrywała szanse na zmianę koniunktury politycznej w powojennym świecie. „Zimna wojna”, której symboliczny początek należy upatrywać w wystąpieniu Churchilla w Fulton (w której mówił o „żelaznej kurtynie” od Szczecina do Triestu) w marcu 1946 roku, dała nadzieję, że sprawa polska szybko znów nabierze dla mocarstw zachodnich kluczowej wagi. We wczesnych analizach przygotowywanych w Londynie nie miano wątpliwości, że w przypadku wojny ze Związkiem Radzieckim Amerykanie zdaliby sobie sprawę z konieczności usunięcia ZSRR ze wszystkich zajętych przez niego terenów i uniemożliwienie mu powrotu do polityki agresji, a przy takim rozwoju wydarzeń Polska byłaby traktowana jako jeden z najważniejszych elementów rozgrywki na europejskiej arenie . Iluzja nieuchronności wojny sprawiała, że polska opinia publiczna w Wielkiej Brytanii żyła w przeświadczeniu, że znajduje się w sytuacji przejściowej – w oczekiwaniu na rozpoczęcie nowych działań wojennych, które spowodują całkowicie nowe rozdanie na arenie międzynarodowej i odzyskanie pełnej suwerenności państwa polskiego. Jak pisze Andrzej Zaćmiński, „emigracja uległa tej optymistycznej wizji przyszłości na skutek świadomego bądź nieświadomego stosowania przez władze RP [na emigracji] socjotechnik informacyjnych i patrzyła w przyszłość z nadzieją” . Władze RP na uchodźstwie głosiły na każdym kroku koncepcję „trwania i czekania” na rozwój sytuacji (która w końcu musiała doprowadzić do konfrontacji Wschód-Zachód), ale nie wskazywała żadnych konkretnych rozwiązań sprawy polskiej.
W powszechnej emigracyjnej opinii to Związek Radziecki był odpowiedzialny za utratę przez Polskę niepodległości. Stąd państwo to było istotnym tematem zainteresowania środowisk emigracyjnych – zarówno opinii publicznej jak i elit politycznych. Nikt nie miał wątpliwości, że losy Rzeczypospolitej zależne były od sowieckiego imperium. Ponadto wielu emigrantów miało bezpośrednią styczność ze Związkiem Radzieckim - mieli okazję doświadczyć metod tam panujących oraz warunków życia tamtejszej ludności. Dodatkowo w kontekście dwubiegunowego układu w powojennym świecie, również w zagadnieniach międzynarodowych ZSRR jawił się jako jeden z głównych rozgrywających. To wszystko sprawiało, że tematyka z nim związana była w środowisku emigracyjnym poruszana w bardzo wielu aspektach . Zagadnienia „zimnej wojny” i możliwości wybuchu III wojny światowej były ściśle związane z ZSRR, który był przecież hegemonem jednego z dwóch antagonistycznie nastawionych do siebie obozów i główną machiną napędzającą spiralę strachu i wrogości. Co ciekawe, w pierwszych latach „zimnej wojny” była ona określana przez polskich uchodźców terminem „pokoju zbrojnego”. Sformułowania tego użył Tytus Komarnicki na łamach piłsudczykowskiego pisma „Za wolność i niepodległość” w 1947 roku pisząc: „przechodzimy do okresu pokoju zbrojnego” .
Jeszcze przed ostatecznym zwycięstwem nad hitlerowskimi Niemcami, bo pod koniec 1944 roku, w obliczu faktów dokonanych – zajęcia przez Armię Czerwoną większej części Polski i powstania PKWN oraz klęski powstania warszawskiego, w środowiskach polskiej emigracji wykształciły się dwie główne orientacje – „kompromisowa” i „niezłomna” Opowiadający się za poszukiwaniem porozumienia ze Związkiem Radzieckim uważali, że w aktualnej sytuacji politycznej współpraca była koniecznością i potrzebny był kompromis. Ich przeciwnicy, stanowiący większość emigrantów, deklarowali, że ewentualne porozumienie z ZSRR mogłoby się dokonać jedynie z uwzględnieniem polskich warunków – zachowaniem niepodległości i integralności terytorialnej państwa polskiego. Odrzucali możliwość rozwiązania kompromisowego, którego chcieli szukać nazywani przez nich „ugodowcy” . Te spory orientacyjne w łonie polskiego uchodźstwa zakończyły się w zasadzie w połowie roku 1945. Zwolennicy współpracy z ZSRR wrócili do kraju (na czele z najbardziej znaczącym politykiem optującym za porozumieniem Stanisławem Mikołajczykiem), przeciwnicy pozostali na emigracji. W tej sytuacji na obczyźnie zwyciężyła opcja antyugodowa. Jak pisze Tomasz Tokarz, „jej reprezentanci uzasadniając swój sceptycyzm i niechęć do sojuszu Polski i Rosji, wskazywali najczęściej na nieczyste intencje Kremla, na prowadzoną przez niego politykę wyniszczenia narodu polskiego, ukrywaną pod hasłami współpracy. ‘Niezłomni’ nie wierzyli w zaakceptowanie przez Moskwę idei niezależnej i suwerennej Polski”. Rozwój wypadków w Polsce pokazał, że przeciwnicy porozumienia z Moskwą nie mylili się. Do końca 1947 roku komuniści przejęli pełnię władzy eliminując jakąkolwiek opozycję, a Mikołajczyk, obawiając się o swoje życie, musiał uciekać z kraju. Jeszcze bardziej jasne stało się to, że tylko zbrojna konfrontacja mocarstw zachodnich ze Związkiem Radzieckim może, w stosunkowo krótkiej perspektywie zmienić sytuację polityczną panującą w Europie Środkowo-Wschodniej.
Polskie środowiska emigracyjne nie miały wątpliwości, że „totalitaryzm komunistyczny dąży do opanowania Europy i całego świata” – właśnie taki punkt znalazł się w odezwie do rodaków, która została wydana w lipcu 1946 roku przez Radę Polskich Stronnictw Politycznych . Następujące na arenie światowej wydarzenia zdawały się potwierdzać tę tezę – kontrolowana przez Moskwę komunistyczna partyzantka dążyła do zdobycia władzy w Grecji, a ZSRR wszczął z Turcją spór o kontrole nad cieśninami Bosfor i Dardanele, dążąc de facto do zwasalizowania tego kraju. I kiedy prezydent Harry S. Truman uchwalił pomoc gospodarczą i wojskową (wysokości 400 milionów dolarów) dla obu państw w marcu 1947 roku (tym samym formułując osławioną „doktrynę powstrzymywania”), „zimna wojna” rozgorzała na dobre. We wrześniu 1947 roku emigracyjny tygodnik „Lwów i Wilno” przeprowadził wśród polskich uchodźców ankietę, z której wynikało, że aż 96% respondentów przewidywało konflikt zbrojny, z czego ponad połowa (56%) twierdziła, że do wojny dojdzie w ciągu dwóch lat. Żaden z ankietowanych nie uznał, że w czasie wojny należy się opowiedzieć po stronie ZSRR, 59% uważało, że należy wciąż udział po stronie USA, natomiast duża grupa, bo aż 41% uważało za najlepsze rozwiązanie neutralność. Z kolei 71% respondentów uważało, że należy odtworzyć polską armię na obczyźnie, która miałaby się opowiedzieć po stronie Ameryki Wyniki badania jasno wskazują jakie nastroje panowały wśród środowisk emigracyjnych. Te nastroje podsycała prawie cała prasa polska ukazująca się w Wielkiej Brytanii – natychmiast reagowano na wydarzenia międzynarodowe i plany oraz koncepcje elit politycznych, zastanawiano się nad wybuchem konfliktu, czy jest możliwy i kiedy do niego dojdzie, rozważano rolę Polski i konsekwencje ewentualnej wojny dla jej losów etc. Odmienną opcję prezentował wspomniany już tygodnik „Lwów i Wilno”, a dokładnie jego redaktor - konserwatywny publicysta polityczny Stanisław Cat-Mackiewicz. W kilku publikacjach udowadniał on, że nie dojdzie do zbrojnej konfrontacji m.in. twierdząc, że mocarstwa zachodnie wojny nie rozpoczną, a gotowość do wywołania wojny przez Rosję to „bluff obliczony na wywołanie ustępstw przeciwnika”, co niejednokrotnie udowadniała po 1945 r.
Dynamiczne zmiany zachodzące na światowej arenie politycznej i zmagania mocarstw w pełni dostrzegał polski rząd, środowiska polityczne i czynniki wojskowe na emigracji, starając się w odpowiedni sposób włączyć sprawę polską w nurt wydarzeń. Mimo że ze strony aliantów Polskę spotkał wielki zawód, rząd londyński (któremu jeszcze w lipcu alianci wycofali uznanie dyplomatyczne) wierzył w możliwość odzyskania i odbudowania niepodległości w oparciu o mocarstwa zachodnie i USA . Członkowie władz emigracyjnych bardzo szybko zauważyli zmianę stosunku USA do ZSRR idącą wraz z doktryną Trumana. Jednym z pierwszych był wiceminister spraw zagranicznych Tadeusz Gwiazdorski, który w referacie wygłoszonym na posiedzeniu Rady Ministrów z satysfakcją podkreślił zmianę podejścia Ameryki do stalinizmu i Związku Radzieckiego. Również premier Tomasz Arciszewski dostrzegał nową jakość polityki USA, jej źródeł upatrując w zaniepokojeniu Stanów Zjednoczonych postępującą sowietyzacją Europy Środkowo-Wschodniej . Coraz większa marginalizacja Wielkiej Brytanii w stosunkach międzynarodowych (Francja mocarstwowość utraciła w 1940 roku) i rodzenie się dwubiegunowego świata podzielonego między dwa supermocarstwa – USA i ZSRR, zaowocowało tym, że władze RP na uchodźstwie uznały, że w nowych realiach to Stany Zjednoczone powinny być kluczowym partnerem dla polskich starań niepodległościowych. Jak przekonywał Aleksander Bergman, jeśli Ameryka pragnie zachować własną wolność, musi walczyć o wolność na całym świecie, a tym samym musi bronić narodów Europy Środkowo-Wschodniej Wprawdzie po wycofaniu przez USA uznania dla rządu londyńskiego nie istniały żadne regularne oficjalne kontakty, jednak od 1947 roku pewne pół oficjalne rozmowy były prowadzone, a w lutym 1948 roku Departamentowi Stanu przekazano memorandum rządu w Londynie, w którym przedstawiono pełen zestaw argumentów podkreślających znacznie Polski i Europy Środkowej dla Stanów Zjednoczonych w kontekście rywalizacji ze Związkiem Radzieckim. Mimo kroków takich jak ten, nie wszystkie antysowieckie plany projektowane przez Waszyngton znajdowały aprobatę polskiej emigracji – tak było na przykład z pojawiającymi się w 1948 roku spekulacjami o chęci wspierania przez amerykański rząd antykomunistycznego podziemia za żelazną kurtyną .
Całkowicie odmienny pogląd w kwestii szukania partnera dla polskich starań niepodległościowych wyraził na łamach niezależnego miesięcznika dyskusyjnego od „A do Z” autor podpisujący się inicjałami St. W. S. Mianowicie twierdził on, że na świecie wykształciły się trzy obozy. Dwa uzbrojone i wyraźnie zarysowane czyli USA i ZSRR. Trzeci obóz to kilkadziesiąt państw i narodów mniej lub bardziej bezbronnych, którym oba mocarstwa chcą narzucić własną wolę. Według niego, ewentualny konflikt miał zakończyć się rozbiciem jednego z mocarstw oraz osłabieniem bądź upadkiem drugiego. Po wojnie miał nastąpić okres „pomocarstwowy”, podczas którego przez lata miały toczyć się mniejsze walki i porządkowanie zniszczonego świata. Dlatego autor postulował, że błędem jest zabieganie o poparcie mocarstw dla sprawy polskiej. Uważał, że wysiłek Polaków wiązać „z tymi dążeniami, które będą wygrywać w okresie pomocarstwowym”, a więc ze „sprawą dwumiliardowej masy narodów uciemiężonych, która (…) ma szansę przytłoczyć zwycięzcę zbrojnego i pohamować jego wolę” . Równie enigmatyczną i mało czytelną koncepcję wyartykułował Melchior Wańkowicz (choć należy zaznaczyć, że dokonał tego na łamach paryskiej „Kultury”, ale warto o niej wspomnieć). Te koncepcję polityczną nazwał Klubem Trzeciego Miejsca. W skrócie, Wańkowicz uważał, że mrzonką jest myślenie, że konflikt wybuchnie szybko, bo nastąpi to dopiero po wielu latach. W konflikcie tym Polacy powinni zachować neutralność, a ich aktywność miała się uzewnętrznić dopiero w nowym świecie po wojnie, w którym mieli podjąć się „dziejowej misji” przeniesienia i odbudowy cywilizacyjnego dorobku kultury zachodniej . Oba te przypadki ilustrują, że na emigracji istniało inne spojrzenie na sprawę polską niż przez pryzmat III wojny światowej i opowiedzenia się po którejś ze stron.
Wraz z nasilaniem się napięć pomiędzy wrogimi sobie blokami, w łonie środowisk emigracyjnych zaczęły się zarysowywać nowe spory. Emigracja w całości odrzuciła możliwość szukania porozumienia z ZSRR, a z drugiej strony rosło przekonanie o nieuchronności nowej wojny. Większość przedstawicieli uchodźstwa opowiadała się za prowadzeniem polityki oporu i przygotowań do walki u boku Zachodu. Nie wierzono w stabilność układu pojałtańskiego, wskazywano, że między Rosją a Zachodem istnieje fundamentalny konflikt polityczny, ekonomiczny, a przede wszystkim ideowy, który nie może zostać rozstrzygnięty na drodze pokojowej . Nowe spory środowisk politycznych na uchodźstwie dotyczyły tego jak ułożyć stosunki z przyszłą Rosją. Zakładano bowiem, że nieuchronnie nadchodząca wojna doprowadzi do rozpadu Związku Radzieckiego i uformowania się nowego ładu w Europie Środkowo-Wschodniej. Więc rozważanie problemu Rosji nie dotyczyło już samego ZSRR, lecz tworu, który powstanie na jego miejsce. Część emigracji, głownie piłsudczycy i socjaliści, uważała, że zagrożeniem dla Polski jest każde państwo rosyjskie, które posiada pozycję imperialną, dlatego postulowali oni ograniczenie Rosji do obszarów etnicznie rosyjskich i utworzenie pewnej formy federacji krajów Europy Środkowej i Wschodniej, która miałaby być dla niej przeciwwagą. Z kolei środowiska związane z obozem narodowo-demokratycznym odrzucali koncepcję rozbioru imperium rosyjskiego, zakładali, że najważniejszym celem jest obalenie systemu sowieckiego, a potem podział sfer wpływów w Europie Wschodniej między odrodzoną Polską a nowym państwem rosyjskim .
Wymuszona przez Stalina odmowa bloku wschodniego z uczestnictwa w Planie Marshalla, który oficjalnie był programem pomocy gospodarczej dla odbudowania zniszczonej wojną Europy, a de facto próbą uratowania państw europejskich przed komunistycznym zagrożeniem poprzez ich wzmocnienie ekonomiczne (nie od dziś wiadomo, że bieda i nędza ludności jest najlepszym sprzymierzeńcem rewolucyjnego wrzenia), była ostatecznym przypieczętowaniem podziału stref wpływów na kontynencie. Redaktor „Lwowa i Wilna” w jednym ze swoich tekstów pisał, że militarnej sile ZSRR (który w obliczu demobilizacji armii amerykańskiej, o armiach europejskich nie wspominając, miał ogromną przewagę wojsk konwencjonalnych) Zachód przeciwstawił „pieniądz i maszynę”, czyli plan Marshalla i bombę atomową, choć jego zdaniem było to zdecydowanie za mało, by pokonać „fanatyzm tłumów, odwagę sterroryzowanego żołnierza i nawet ułudę nowej religii społecznej” . Większość polskich uchodźców obawiała się wojny, w której główną bronią byłaby bomba atomowa. Jak pisał Stanisław Sopicki w artykule „Moraliści o bombie atomowej”, Polska w przyszłej wojnie będzie zaliczana do obozu nieprzyjacielskiego, więc bomby atomowe mogą spaść również na polskie miasta. Apelował, że w imię dobrze pojętego interesu, powinno się hamować entuzjastów bombardowań atomowych. Polacy znajdujący się w Wielkiej Brytanii wprawdzie byli niezwykle zdeterminowani, lecz nie do tego stopnia, by pochwalać wojnę atomową, tym bardziej, że część z nich zamierzała wziąć udział w przyszłym konflikcie .
W czerwcu 1948 roku w odpowiedzi na przeprowadzoną przez aliantów reformę walutową w Trizonii (połączonych strefach okupacyjnych USA, Wielkiej Brytanii i Francji), ZSRR zablokował drogi dojazdowe oraz wstrzymał dostawy żywności i energii do zachodnich sektorów Berlina. W ten sposób rozpoczął się pierwszy kryzys berliński, w trakcie którego świat stanął na krawędzi globalnego konfliktu. Była to rozgrywka pomiędzy mocarstwami dotycząca kształtu państwa niemieckiego. Wedle opinii emigracyjnych analityków, pierwsze tygodnie całkowitej blokady Berlina Zachodniego była pełnym sukcesem sowieckim. Krytyce poddano rokowania dyplomatyczne prowadzone w Moskwie, które miały być prowadzone przez USA w postawie „klęczącej” . Wytykano również nieznajomość metod postępowania Sowietów, brak stanowczości i spóźnione działanie. Jednak w podsumowaniu całego kryzysu przyznawano, że w ujęciu strategicznym blokada nie przyniosła ZSRR oczekiwanych rezultatów. Zachód zademonstrował nieoczekiwaną w Moskwie determinację. Pozytywów dopatrywano się w pokazaniu światu nieszczerości i obłudy w postępowaniu Związku Radzieckiego, który wielokrotnie nie dotrzymywał uzgodnionych podczas negocjacji postanowień i nieustannie przeciągał kryzys . Blokada Berlina była jednym z „gorących” kryzysów „zimnej wojny”, który, jak powszechnie sądzono, mógł doprowadzić do wybuchu III wojny światowej. Dla polskiej emigracji była dowodem, że konflikt militarny wydaje się być nieunikniony i, jak każdy kryzys tamtego okresu, rozbudził nadzieje na starcie Zachodu ze Wschodem i zmianę sytuacji geopolitycznej w Europie. Krzysztof Głuchowski tak charakteryzował ówczesną atmosferę na emigracji: „Wokół nas Brytyjczycy mówili, że będzie wojna. My wyczekiwaliśmy jej jak zbawienia, marząc o wypędzeniu bolszewików z Europy i o powrocie do Kraju” . Od czasu blokady Berlina, polscy uchodźcy ponownie zainteresowali się sprawą niemiecką. Dodatkowo narastające zagrożenie wojenne i faktyczne zamrożenie stosunków z całym blokiem sowieckim, skłoniło rząd amerykański do nawiązania kontaktów z reprezentacjami emigracji. Powołano w tym celu specjalny Komitet Wolnej Europy, który miał udzielać wszelakiej pomocy przywódcom i organizacjom emigracyjnym, ale wiadome było, że uznanie rządu w Londynie przez administracje USA było niemożliwe, dopóki Waszyngton uznawał komunistyczne władze w Warszawie .
Środowiska emigracyjne z nieukrywaną radością przyjęły fakt podpisania przez 12 państw Paktu Północnoatlantyckiego 1 kwietnia 1949 roku. Uznano to za sukces Europy, choć część polskich uchodźców nie miała dobrego zdania o sile militarnej nowego sojuszu, a największym zarzutem było, iż NATO jest paktem tylko i wyłącznie o charakterze obronnym. Dlatego uważano, że dla interesu Polski nie jest to dobry układ, bo nie stawia on celu wyparcia Sowietów z Europy Środkowo-Wschodniej, lecz jedynie stabilizuje podział kontynentu na dwie strefy wpływów. Za powstanie NATO obwiniano powszechnie Związek Radziecki, który nie zadowolił się zdobyczami po II wojnie światowej i dalej agresywnie parł ku temu, żeby powiększać swój stan posiadania. Nic więc dziwnego, jak argumentowała część polskich emigrantów, że Zachód postanowił solidarnie bronić się przed tym atakiem i wreszcie zrozumiał, że „ma do czynienia nie z partnerem, lecz z przeciwnikiem” Warto podkreślić, że w ocenie większości uchodźców ekspansjonistyczny charakter ZSRR był czynnikiem uniemożliwiającym nawiązanie z nim trwałej współpracy. Przyczyn tego ekspansjonizmu doszukiwano się zarówno w doktrynie bolszewizmu, która zakładała permanentną rewolucję światową, jak również w tradycjach imperialnej polityki rosyjskiej. Jak argumentowano, już carska Rosja była mocarstwem imperialistycznym, a polityka komunistów jest po prostu kontynuacją polityki carów. Zwracano uwagę, że ZSRR pozostał po prostu „wierny starej tradycji rozszerzania imperium przez podbój i okupację” .
Jedno nie ulegało wątpliwości – powstanie NATO było aktem samoobrony przed agresywną polityką Związku Radzieckiego i Polacy nie mieli złudzeń, że utworzenie przez Zachód bloku wojskowego pogłębi „zimną wojnę”, ale też z drugiej strony coraz częściej zaczęły się pojawiać głosy, że perspektywa konfliktu zbrojnego znacznie się oddala. Twierdzono, że dla Sowietów „zimna wojna” była o wiele bardziej korzystna, gdyż sprzyjała osiąganiu długofalowych celów, bez ryzyka otwartego konfliktu. Otwarta agresja niepotrzebnie zmobilizowałaby i zjednoczyła ludzi w Europie, dlatego „zdecydowanie lepiej było dezintegrować owe społeczeństwa za pomocą ‘piątych kolumn’, pod postacią partii komunistycznych działających legalnie na Zachodzie” . W interesujący sposób kwestię tę ujął Rowmund Piłsudski, jeden z liderów Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja”. Otóż według niego w 1949 roku oba mocarstwa były zainteresowane odłożeniem starcia zbrojnego. Stany Zjednoczone musiały zwiększyć własny potencjał wojskowy, jak i innych państwa NATO, gdyż był on zupełnie niewspółmierny do sił Armii Czerwonej. Z kolei ZSRR dążył przede wszystkim do opanowania technologii produkcji bomby atomowej. I z tych powodów obie strony nie były zainteresowanie wszczynaniem wojny .
Po zniesieniu blokady Berlina Zachodniego w czerwcu 1949 roku wydawało się, że sytuacja międzynarodowa zmierza ku pewnej stabilizacji. Jednak już rok później agresja wojsk północnokoreańskich na terytorium Korei Południowej sprawiła, że dotychczasowa konfrontacja Zachodu z blokiem komunistycznym zamieniła się w otwarty konflikt zbrojny, choć o zasięgu regionalnym. Z punktu widzenia emigracji wojna ta tworzyła dla sprawy polskiej od dawna oczekiwaną koniunkturę, dzięki której Polska i emigracja mogły się stać pożądanym sojusznikiem Zachodu, zdolnym do stawiania własnych warunków politycznych. I rzeczywiście, oficjalne i nieoficjalne polskie przedstawicielstwa donosiły do Londynu, iż po wybuchu konfliktu koreańskiego nasiliło się zainteresowanie amerykańskiej dyplomacji sytuacją lokalnych wspólnot emigracyjnych . W tej sytuacji gen. Anders podczas swojej wizyty w USA promował nawet ideę odbudowy Polskich Sił Zbrojnych, konferując na ten temat z amerykańskimi politykami i wojskowymi. Amerykanie potrzebowali ludzi, a Anders oferował kilka dywizji zaprawionych w bojach żołnierzy, choć jak pokazał czas, plany te były polityczną mrzonką . Na określenie zmiany sytuacji międzynarodowej w środowisku emigracyjnym pojawił się termin „gorąca wojna”, który miał podkreślić odmienność dotychczasowego okresu w relacjach pomiędzy mocarstwami. Otóż był to pierwszy otwarty konflikt peryferyjny, w który bezpośrednio zaangażowały się USA, a pośrednio Związek Radziecki . Powściągliwa decyzja Rosji, która oficjalnie postanowiła bezpośrednio nie interweniować, w pewien sposób zaskoczyła polskie środowiska emigracyjne. Tak rozwój wypadków coraz bardziej skłaniał do przyjęcia tezy o odrzuceniu możliwości rozszerzenia konfliktu zbrojnego pomiędzy mocarstwami i wybuchu w krótkiej perspektywie III wojny światowej.. Jak pisał w swoich pamiętnikach Józef Haller, „cały świat zajęty wojną w Korei, obawiał się rozszerzenia akcji wojennej. (…) należy [jednak] uważać, Koręę, podobnie jak to było w wojnie domowej w Hiszpanii, za wielkie pole doświadczalne” .
Okres wojny koreańskiej uzmysłowił ostatecznie polskim środowiskom emigracyjnym kluczowa rolę Stanów Zjednoczonych, ale jednocześnie pozbawiła złudzeń, co do nieuchronności globalnego konfliktu. Emocje związane z wojną koreańską opadły bardzo szybko, kiedy stało się jasne, że Związek Radziecki nie zaangażuje się bezpośrednio. Rozmowy pokojowe prowadzono od 1951 roku, a rozejm podpisano dwa lata później, już po śmierci Józefa Stalina. Zmiana sytuacji międzynarodowej zarysowywała realne perspektywy odprężenia pomiędzy mocarstwami, „zimna wojna” na kilka lat w znacznym stopniu osłabła, a ewentualność wybuchu III wojny światowej zdawała się być iluzoryczna (świat na krawędzi realnej wojny światowej stanął tylko jeszcze raz – podczas kryzysu kubańskiego w 1962 r.). Odebrało to polskim uchodźcom nadzieję na szybką zmianę koniktury politycznej i powrót do kraju. Koncepcja „trwania i czekania” w oczekiwaniu na militarne starcie Wschodu z Zachodem została wyczerpana, a sytuacja „przejściowa”, która miała trwać kilka lat, od zakończenia II wojny światowej do kolejnego konfliktu, „nagle” zmieniła się permanentny podział stref wpływów, który przetrwał aż do Jesieni Ludów w 1989 roku.
Stosunek przebywających na emigracji w Wielkiej Brytanii Polaków do „zimnej wojny” i Związku Radzieckiego, determinował ich pobyt na uchodźstwie w pierwszych powojennych latach. Rozbudzone nadzieje związane z szybkim wybuchem nowego konfliktu zbrojnego, a w związku z tym perspektywa rychłego powrotu do kraju w zupełnie innej sytuacji geopolitycznej, pozwalał łatwiej pogodzić się z emigracyjną rzeczywistością. Nic dziwnego, że sytuacja międzynarodowa budziła takie zainteresowanie polskich uchodźców, bo wiedzieli, że odzyskanie niepodległości, w sytuacji przebywania na obczyźnie, mogą wiązać jedynie z działaniami państw trzecich. Oczywistością jest, że nadzieje te wiązane były z mocarstwami anglosaskimi, a wraz ze zmniejszaniem się znaczenia Wielkiej Brytanii, głównie ze Stanami Zjednoczonymi. Związek Radziecki był postrzegany jako okupant, „imperium zła” odpowiedzialne za całą niedolę powojennej ojczyzny. Ten krótki okres, był czasem ogromnych napięć, a każde elektryzujące wydarzenie na linii konfliktu bloku komunistycznego z Zachodem wywoływało wśród części środowisk emigracyjnych entuzjazm związany z ewentualnością powrotu sprawy Polski i Polaków do głównego nurtu polityki międzynarodowej. I pomimo kilku momentów, kiedy wydawało się, że sytuacja polityczna rzeczywiście ulegnie diametralnej zmianie wedle oczekiwań polskich emigrantów, nigdy tak się nie stało. Potrzeba było prawie pół wieku i wielkiego zrywu Polaków w kraju, żeby marzenia polskich uchodźców się spełniły.
Bibliografia:
1. Friszke Andrzej, Życie polityczne emigracji, Biblioteka WIĘZI, Warszawa 1999.
2. Machcewicz Paweł, Emigracja w polityce międzynarodowej, Biblioteka WIĘZI, Warszawa 1999.
3. Tokarz Tomasz, Zagadnienia polsko-rosyjskie w publicystyce powojennej emigracji (1945-1980), Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP, Wrocław 2006.
4. Wójtowicz Przemysław, Obraz Związku Sowieckiego w ujęciu polskiej emigracji politycznej w Wielkiej Brytanii w latach 1945-1956, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2008
5. Zaćmiński Andrzej, Emigracja polska w Wielkiej Brytanii wobec możliwości wybuchu III wojny światowej 1945-1954, Wydawnictwo Akademii Bydgoskiej im Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz 2003.
6. Ziętara Paweł, Generał polityk, „Polityka” Nr 32/33 (2616), 11.08.2007.