Recenzja książki Francisa Fukuyamy „Koniec człowieka”
Książka Francisa Fukuyamy pt.: „Koniec człowieka. Konsekwencje rewolucji biotechnologicznej” (Our Posthuman Future. Consequences of the Biotechnology Revolution) jest próbą zmierzenia się autora z następstwami dynamicznie zachodzących zmian w dziedzinie biotechnologii. Fukuyama rozważa jak bezprecedensowy, błyskawiczny postęp cywilizacyjny związany z coraz większą wiedzą na temat ludzkiego genomu wpłynie na naturę człowieka, stosunki polityczne, a także społeczne. Nie jest to tylko rozprawa nad realnymi skutkami mającymi wydatny wpływ na otaczającą rzeczywistość, lecz także dyskusja nad moralnymi i filozoficznymi konsekwencjami rewolucji biotechnologicznej. W swojej książce Fukuyama stawia wiele tez. Można się z nimi zgodzić lub nie, ale na pewno nie można przejść obok nich obojętnie ani ich zignorować, gdyż przedstawiają bardzo wnikliwą prognozę tego, co może czekać ludzkość w niedalekiej przyszłości.
Francis Fukuyama jest amerykańskim filozofem, ekonomistą politycznym, autorem wielu publikacji naukowych i popularnonaukowych. Jest także profesorem międzynarodowej ekonomii politycznej na amerykańskim Johns Hopkins University. W ostatnich latach interesował się głównie sprawami kultury i ekonomii, w tym nurcie utrzymuje się najbardziej znana z napisanych przez niego książek „Koniec historii” (The End of History and the Last Man), w której przekonywał, że niejako historia skończyła się wraz z upadkiem komunizmu i przyjęciem przez większość krajów systemu liberalnej demokracji i rynkowej gospodarki, które są najdoskonalszym możliwym do zrealizowania systemem politycznym. Jednak rozwój nauk przyrodniczych i postęp techniczny, zwłaszcza w dziedzinie biotechnologii, zainspirowały autora do zastanowienia się nad wpływem współczesnej biologii na postrzeganie polityki i naturę ludzką. Warto zaznaczyć, że Fukuyama jest członkiem Prezydenckiej Rady ds. Bioetyki.
Nauka i technika, których postęp według Fukuyamy sprzyjały rozprzestrzenianiu się demokracji liberalnej i dały początek współczesnemu światu, są same zagrożeniem dla naszej cywilizacji, ponieważ ich wytwory zostały zamienione w broń przez pomysłowych złoczyńców, tak jak to miało miejsce podczas ataków terrorystycznych Stanów Zjednoczonych 11 września 2001 roku. Jednak o ile autor uważa, że pewne zagrożenia, jak broń atomowa, są nam znane i świat może wprowadzić skuteczne metody ich powstrzymywania, to tak naprawdę nieprawdopodobny postęp w takich dziedzinach jak etologia, biologia ewolucyjna czy nauka o zdolnościach poznawczych mózgu niesie ze sobą konsekwencje, które trudno jest jednoznacznie przewidzieć, a mogą one mieć przeogromny wpływ na naszą cywilizację, całkowicie odmieniając jej postać.
W tym miejscu należy podkreślić, że ludzkość stoi u progu rewolucji biotechnologicznej. Odkrycie sztucznej inteligencji czy istotny postęp w dziedzinie nanotechnologii to odległa przyszłość. Natomiast w ciągu 10 – 20 lat współczesna biologia może pójść tak daleko, że właściwe będzie mówienie o rewolucji. Jeszcze w latach 90. twierdzono, że ludzkiego genomu nie da się zbadać przed rokiem 2010, natomiast już w 2000 r. powstała mapa ludzkiego genomu. Ten dynamiczny rozwój biotechnologii cały czas przyspiesza i jego wydatny wpływ będziemy mogli odczuć w przeciągu dekady. Już dziś powstaje genetycznie modyfikowana żywność (np. kukurydza odporna na pewne rodzaje pasożytów) czy zwierzęta i niewiele dzieli naukowców od modyfikacji człowieka. Podobnie ma się rzecz ze zdobyczami nowoczesnej medycyny czy przedłużaniem życia. W przeciągu 20 lat świat może zmienić się nie do poznania i przejść najśmielsze oczekiwania samych naukowców. Fukuyama zaznacza cztery etapy rewolucji biotechnologicznej, które będą miały największy wpływ na życie człowieka, a są to: postępy wiedzy o mózgu i biologicznych źródłach ludzkiego zachowania; neurofarmakologia oraz manipulacja emocjami i zachowaniem; przedłużanie życia; inżynieria genetyczna. Rozwój wszystkich tych dziedzin związany jest z poznaniem ludzkiego genomu, gdyż to właśnie geny determinują wszystkie funkcje biologiczne człowieka.
„Koniec człowieka” jest książką, której przewodnią tezą jest to, że największa groźba współczesnej biotechnologii wynika z faktu, iż może ona zmienić naturę ludzką i w związku z tym przenieść ludzkość w „poczłowieczy” etap historii. Rodzaj ludzki w swej dzisiejszej formie jest wytworem procesu ewolucji, jako ludzie nie mamy stałych cech poza zdolnością wyboru, kim chcemy być, i możnością zmieniania siebie zgodnie z naszymi potrzebami. Natura ludzka kształtuje i ogranicza wszelkie rodzaje ustrojów politycznych, tak więc technika zdolna nas zmienić może mieć złowrogie konsekwencje zarówno dla demokracji liberalnej, jak i samej istoty polityki. Autor wskazuje, że to nie nanotechnologia, robotyka czy postęp w dziedzinie fizyki kwantowej, lecz właśnie biotechnologia stwarza największe zagrożenia, ponieważ nie są one tak oczywiste. „Jeżeli istnieje możliwość – jak twierdzi Fukuyama – że maszyna, którą stworzyliśmy, zabije nas, podejmujemy odpowiednie działania, by się bronić”. Natomiast biotechnologia, w przeciwieństwie do wielu innych osiągnięć nauki, łączy w nierozerwalną całość oczywiste korzyści z mniej oczywistymi zagrożeniami, które mogą prowadzić do wypaczenia natury ludzkiej i systemu norm etycznych całkowicie odmieniając stosunki polityczne i społeczne. Farmakologiczne zmiany nastrojów bez żadnego ryzyka i skutków ubocznych, przedłużanie życia czy genetyczne modyfikacje zarodków w celu poprawy różnych cech mogą prowadzić do zhierarchizowania świata i nastawienia go na rywalizację bardziej niż ma to miejsce obecnie, przez co będzie on pełen konfliktów społecznych.
Fukuyama przeprowadza wnikliwą rozprawę nad kwestiami natury i godności ludzkiej, które to pojęcia są kluczowe w kontekście rozwoju biotechnologii i manipulacji naturą człowieka. Autor uważa, że chociaż nie istnieje proste przełożenie natury ludzkiej na prawa człowieka, to jednak przejście od jednego do drugiego dokonuje się ostatecznie na drodze racjonalnej dyskusji o ludzkich celach czyli filozofii. Ludzie zostali ukształtowani przez ewolucję jako istoty społeczne, i jeżeli nawet na przykład przemoc może być naturalną skłonnością ludzi, to równie naturalna jest tendencja do jej kontrolowania oraz kanalizowania. Jak pisze Fukuyama „prawa człowieka zgodne z powszechnymi i głęboko zakorzenionymi ludzkimi pragnieniami, ambicjami oraz zachowaniami będą pewniejszą podstawą porządku politycznego niż prawa, które się z nimi kłócą”. Dlatego jak wskazuje autor jedynym działającym i posiadającym legitymizację społeczną ustrojem politycznym dla nowoczesnych społeczeństw okazała się demokracja liberalna. W przeciwieństwie bowiem do nazizmu, który głosił, że biologia jest wszystkim i komunizmu utrzymującego, że nie ma ona żadnego znaczenia, demokracja liberalna unika tych skrajności i w swej polityce jest zgodna z historycznymi normami sprawiedliwości oraz nie ingeruje zanadto w naturalne wzorce zachowań. Podobnie rzecz ma się z godnością ludzką, której fundamentem według autora jest bardzo wyraźny jakościowy skok w procesie ewolucji, który sprawił, że pojawiły się te wszystkie cechy składające się na ludzką całość. I jest to koncepcja godności, która w zlaicyzowanej Ameryce czy Europie oddzieliła się już całkowicie od swoich chrześcijańskich korzeni. Rewolucja biotechnologiczna może stanowić zagrożenie dla ludzkiej godności i dlatego należy jej bronić nie tylko w traktatach filozoficznych, lecz również w realnym świecie polityki poprzez odpowiednie instytucje, regulacje i ograniczenia biotechnologicznych badań.
Co najciekawsze Fukuyama prawie na każdym kroku przedstawia argumenty obu stron, dopiero na koniec zajmując własne stanowisko. W swojej książce pokazuje, że nie jest ani za absolutną wolnością wykorzystywania odkryć biotechnologii, ani za całkowitym zakazem jakichkolwiek badań w tej dziedzinie nauki. Jego dzieło jest raczej próbą zajęcia wypośrodkowanej, częściowo utylitarystycznej pozycji wobec tych dynamicznych przemian. Można powiedzieć, że jest ono poszukiwaniem arystotelesowskiego „złotego środka”, co by nawet tłumaczyło liczne powoływanie się na poglądy tego greckiego filozofa. Autor trafnie zauważa, co złego niesie ze sobą rozwój współczesnej biologii, ale nie zamyka się na pozytywne następstwa w tej dziedzinie. Z jednej strony jest to dość przygnębiająca wizja świata, który może wejść w erę poczłowieczej historii i moralny mrok, z drugiej jednak strony zauważa, że umiejętnie pokierowany rozwój może przynieść wiele wymiernych korzyści eliminując plagi, które nękały ludzkość od zarania dziejów. Wszystko uzależnia od politycznych decyzji dotyczących stosunku do opisywanych technik.
O ile nie ma żadnych etycznych przesłanek poddających pod wątpliwość dobro wynikające z wyeliminowania poprzez modyfikacje ludzkiego genomu takich chorób jak rak czy cukrzyca to jednak poprawianie takich cech jak inteligencja, uroda, wzrost czy siła fizyczna już nie jest tak moralnie jednoznaczne. Może zaistnieć groźba powstania uprzywilejowanej grupy ludzi mającej już od urodzenia istotną przewagę nad tymi, których nie będzie stać na korzystanie z dobrodziejstw postępu, przynajmniej w przypadku, kiedy stosowanie tych technik zostanie pozostawione zasadom całkowicie wolnego rynku. Taką wizję przyszłości doskonale ukazuje film Andrewa Niccola „Gattaca”, który opowiada o świecie, gdzie zaprogramowanie genomu własnego dziecka jest codziennością. Badania genomu są powszechne przy próbach ubezpieczenia, brania kredytu czy zdobywania pracy, a ludzie nie będący wynikiem inżynierii genetycznej mogą liczyć, co najwyżej na posadę zamiatacza ulic. Właśnie w tym aspekcie Fukuyama dostrzega jedno z zagrożeń idących w parze z rozwojem biotechnologii.
Z drugiej jednak strony jak zauważa autor inżynieria genetyczna może być narzędziem w ręku państwa na równanie społeczeństwa od dołu – modyfikacja potomków ludzi ze środowisk upośledzonych, tak żeby i ci, których nie będzie stać na technikę poprawek genetycznych mieli równy start. Wtedy wszyscy otrzymaliby takie same szanse i nareszcie ludzkość uwolniłaby się od niesprawiedliwych mechanizmów doboru naturalnego. Należy zauważyć, że jest to tym bardziej istotne z tego powodu, że ludzie dobierają się w pary z osobami o podobnym statusie i szanse kogoś z gorszymi genami (czyli mniej inteligentnego, zdolnego czy brzydszego) na prokreację z kimś o lepszym genotypie są nikłe, stąd nierówności będą zawsze. Pytaniem jest tylko czy człowiek jest moralnie i etycznie upoważniony do przekreślania naturalnego biegu rozwoju, który trwa od początków powstania ludzkości. To zawsze natura i otaczająca rzeczywistość wpływała na jej kształt, więc czy mamy upoważnienie zmieniać jej prawa? Można się pogodzić z tym, że możliwość wpływu na esencję człowieczeństwa jest naturalnym etapem rozwoju ludzkości. Przecież to ewolucja wyposażyła człowieka w takie cechy i zdolności, które umożliwiły mu postęp cywilizacyjny prowadzący do możliwości modyfikacji własnych genów, a więc można dojść do wniosku, że „ulepszanie” człowieka przy pomocy inżynierii genetycznej jest nieuniknionym następstwem ewolucji. Taki stan rzeczy można zaakceptować jedynie wtedy, kiedy techniki poprawek genetycznych objęłyby wszystkich bez wyjątku, ponieważ mechanizmy ewolucyjne dotykają całą ludzkość. Oczywiście tak nigdy nie będzie, z dwóch oczywistych powodów. Po pierwsze nie wszystkich będzie na to stać, podobnie nie wszystkie państwa będą mogły sobie pozwolić na korzystanie z tych najprawdopodobniej drogich i trudno dostępnych technik. Po drugie nie każdy zgodzi się, aby jego potomstwo podlegało genetycznym modyfikacjom, chociażby z pobudek religijnych. Już zupełnie innym, wyjątkowo czarnym scenariuszem, jest ewentualność, kiedy w procesie ciągłych z pokolenia na pokolenie modyfikacji genetycznych z ludzkości wyodrębni się zupełnie nowy gatunek ludzi o niewyobrażalnie większych zdolnościach poznawczych.
Inną kwestią poruszoną przez Fukuyamę, a mającą związek z rewolucją biotechnologiczną jest możliwość wydłużenia życia człowieka grubo ponad 100 lat. Postęp w biologii molekularnej odcisnął silne piętno na gerontologii – nauki o starzeniu się. Należy zauważyć, że już teraz społeczeństwa większości państw rozwiniętych ulegają coraz szybszemu starzeniu przy malejącym wskaźniku urodzeń. Co stanie się, gdy dzięki nowym odkryciom biomedycznym ludzie będą żyli średnio 20-30 lat dłużej? Fukuyama wskazuje tu na kilka możliwych i nie wykluczających się wzajemnie scenariuszy. Przede wszystkim świat jeszcze bardziej podzieli się na bogatą, starą Północ i biedniejsze, młode Południe, gdyż w krajach rozwijających się przyrost naturalny jest niewspółmiernie wyższy. Będzie to oczywiście miało swoje odzwierciedlenie w polityce międzynarodowej. Państwa „stare” będą musiały otworzyć się na imigrację z państw „młodych”, żeby ich gospodarki nie załamały się pod wpływem obciążeń związanych coraz większymi świadczeniami emerytalnymi. Oczywiście systemy emerytalne będą musiały ulec zmianie, podobnie jak minimalny wiek przejścia na emeryturę. Będzie to ogromna szansa dla młodych ludzi z państw rozwijających się, aczkolwiek w państwach nie radzących sobie z wchłanianiem różnorodnych kulturowo grup imigrantów wystąpi wyraźny podział między starszą ludność urodzoną w danym miejscu i znacznie młodszych imigrantów. Przedłużanie życia dzięki biotechnologii będzie również miało potężny wpływ na wewnętrzną strukturę społeczeństw. Uderzy przede wszystkim w większość istniejących hierarchii opartych na wieku. Naturalną tendencję kolejnych pokoleń do ustępowania pokoleniom młodszym zastąpi współistnienie trzech, czterech, czy nawet pięciu generacji. W związku z tym także zmiany polityczne, społeczne oraz intelektualne będą następować o wiele wolniej w społeczeństwach, gdzie średnia długość życia będzie znacznie większa. Skłonienie starszych ludzi do ustąpienia miejsca młodszym stanie się ważnym problemem.
Także gwałtowny przyrost wiedzy naukowej dotyczącej biochemii mózgu i procesów umysłowych będzie miał wydatny wpływ na kształt naszych społeczeństw. Wzrośnie przez to znaczenie leków psychotropowych, a takie, jak prozac czy ritalin, już są powszechnie stosowane. Na długo zanim powstanie inżynieria genetyczna, znajomość procesów chemicznych zachodzących w mózgu i zdolność manipulowania nimi stanie się ważnym sposobem sterowania zachowaniem o poważnych skutkach politycznych. Dzięki tym środkom człowiek będzie mógł sterować własnymi emocjami, zaspokajać swoje mentalne potrzeby, zwiększać samoocenę, zmniejszać agresywność, manipulować swoim zachowaniem na wiele innych sposobów. Trudno wyobrazić sobie jaki wpływ na stosunki społeczne będą miały takie środki, które będą symulowały w ludzkim mózgu uczucia miłości, bezpieczeństwa, satysfakcji z życia (lub ogólnie „pigułka szczęścia”), a które dzięki coraz większym postępom w neurofarmakologii nie będą miały żadnych skutków ubocznych i będzie je można stosować do woli.
Fukuyama uważa, że w obliczu wyzwania ze strony takich gałęzi techniki, które niosą ze sobą nierozerwalnie konsekwencje zarówno dobre (np. zwalczanie groźnych chorób) jak i złe (np. nieograniczone modyfikacje genów człowieka) państwa muszą politycznymi metodami regulować rozwój oraz zastosowanie tych technik. Według Fukuyamy wpierw powinny postać instytucje kontrolne z uprawnieniami do kontroli na poziomie narodowym, a później rozszerzyć swoją działalność na płaszczyźnie międzynarodowej. Autor dość enigmatycznie i mgliście przedstawia w jaki sposób ta kontrola miałaby zostać rozszerzona na społeczność międzynarodową, tym bardziej, że państwa rozwijające się (szczególnie w państwach Azji, których systemy etyczne np. konfucjanizm, szintoizm, nie znają pojęcia Boga, z czego wynika mniejszy szacunek dla świętości życia ludzkiego) mogą nie wprowadzać żadnych ograniczeń w dziedzinie biotechnologii chcąc przyciągnąć do siebie potężne koncerny farmaceutyczne (w 2000 r. prywatny przemysł biotechnologiczny w samych tylko Stanach Zjednoczonych wydał na badania 11 mld dol.). A międzynarodowa regulacja miałaby sens jedynie wtedy, kiedy obejmowałaby wszystkie państwa. To zagadnienie wpisuje się w ogólniejsze pytanie czy w ogóle można skutecznie kontrolować postęp i rozwój techniczny? Fukuyama wskazuje, że tak powołując się na kontrolę produkcji i rozpowszechniania broni nuklearnej. Chociaż w dłuższej perspektywie żaden system regulacji nie jest szczelny, to jednak znacząco powstrzymuje rozwój danej gałęzi technicznej.
Innym problemem jest wyraźne zaznaczenie granicy pomiędzy właściwościami terapeutycznymi nowych technik, a zwykłym tylko poprawianiem człowieka i ukierunkowanie badań w stronę tego pierwszego oraz ograniczenie tego drugiego. „Pierwotnym celem medycyny jest ostatecznie leczenie chorych, nie zaś zamiana zdrowych w bogów” – pisze Fukuyama. Nawet w przypadkach, gdzie różnica między terapią a poprawianiem jest mniej wyraźna, racjonalnie funkcjonujące instytucje kontrolne będą mogły w praktyce takiego rozróżnienia dokonać opierając się na wiedzy i doświadczeniu, których jeszcze nie posiadamy. Co prawda wielokrotnie odbędzie się to metodą prób i błędów, ale będzie to wytyczenie pewnych rozsądnych granic. Istnieją również przesłanki, dla których przemysł biotechnologiczny powinien sam zacząć promować powstanie systemu regulacji biotechnologii człowieka, ponieważ takowe regulacje przekonałby konsumentów o bezpieczeństwie produktów firmy – nawet jeżeli te regulacje nie miałby uzasadnienia naukowego.
Książka „Koniec człowieka” spotkała się z silnym odzewem w Stanach Zjednoczonych i Europie. Ale wydaje się, że z oceną prognoz w niej zawartych należy się wstrzymać, podobnie jak w przypadku książki „Koniec historii”, której część tez przedawniła się wraz z nadejściem XXI wieku i atakiem terrorystycznym na Stany Zjednoczone 11 września 2001 roku (aczkolwiek Fukuyama nawet po tym wydarzeniu nie wycofał się ze swoich poglądów). Na pewno nie można zaprzeczyć, że wizja przyszłości roztaczana przez Fukuyamę jest zarazem przerażająca i fascynująca. Czy ma rację? Czas pokaże, niejednokrotnie czarne scenariusze kreślone przez niejednego autora nie znalazły odzwierciedlenia w przyszłej rzeczywistości. Na pewno w jednym z Fukuyamą można się zgodzić – wpływ postępu w dziedzinie biotechnologii na ludzkość będzie przeogromny. Być może przyniesie on ze sobą kolejny koniec ludzkiej historii. Być może nie uda nam się powstrzymać negatywnych następstw biotechnologicznych przemian. Mimo to musimy próbować, ponieważ jak pisze na końcu amerykański myśliciel: „Prawdziwa wolność oznacza wolność społeczności do chronienia tych wartości, które uważają za najważniejsze – i właśnie z tej wolności musimy skorzystać dziś w obliczu rewolucji biotechnologicznej”.