"Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać." Rozprawka na podstawie książki pt. "Stary człowiek i morze" Ernesta Hemingwaya.
„Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”
Zgadzam się z tym zdaniem. Uważam, że człowieka nigdy nie można tak naprawdę złamać, owszem można go ugiąć, ale nie złamać tak do końca.
Pierwszym argumentem może być fakt, że Santiago przecież przez całą akcję książki walczył. Walczył z samym sobą, z naturą, ze starością i ze zmęczeniem. Miał on przeciwko sobie przyrodę – najtrudniejszą przeciwniczkę. Z nią nie da się nigdy wygrać. Mimo, że starzec doskonale zdawał sobie z tego sprawę, podjął tą walkę. Stanął do niej, nie stchórzył. I zwyciężył. Nie poddał się i nie ugiął. Nie zdobył też co prawda pożywienia dla siebie, jednak do samego końca walczył, do ostatniej chwili miał nadzieję na wygraną, zwycięstwo.
W pewnym sensie jego przeciwnikami byli także mieszkańcy wioski. Uważali, że „...stary jest teraz bezwzględnie i ostatecznie salao, co jest najgorszą formą określenia pechowy.” Nie wierzyli w niego, uważali, że jego codzienne wypływanie na morze jest bez sensu. Przecież już od ponad 80 dni nic nie złowił. Jedyną osobą, która ufała w jego zdolności był mały chłopiec - Manolin, który był równocześnie najlepszym przyjacielem Santiaga. Chłopakowi rodzice nie pozwolili wypływać ze starcem. Uważali, że niczego nie będzie mógł się od niego nauczyć. A ja uważam, że Manolin mógłby się właśnie najwięcej nauczyć od Santiaga. To właśnie on, jako jeden z nielicznych traktował morze jako la mar, co oznaczało, że je kocha. Pomimo faktu, że już od dawna niczego nie złowił. Dla innych morze było el mar – traktowali je jako przeciwnika.
Santiago był niesamowitym człowiekiem, pełnym niezłomnej woli. Chłopak mógłby właśnie od niego przyjąć takie cechy jak upór, odwaga, i wiele innych. Nauczyłby się także kochać morze.
W ciągu swojej tygodniowej podróży starzec stoczył także walkę uczuć z rozumem. Rozsądek przegrał. Na haczyk złapała mu się wielka ryba, będąca w stanie ciągnąć za sobą łódź. Intuicja podpowiadała Santiago, aby wracał, że to bez sensu wypuszczać się tak daleko na morze.
Jednak on postanowił, że zdobędzie tą rybę. Zaczął ją traktować niemalże jak człowieka, jak przeciwnika, równego sobie. Rzeczywiście udało mu się w końcu złowić tę niebotycznych rozmiarów rybę. Choć wygrał z nią, z morskim żywiołem i własnym słabym ciałem, nie wygrał z czającymi się wszędzie rekinami. Na brzeg powrócił jedynie ze szkieletem wielkiej ryby. Zyskał jednak ludzki szacunek i podziw. I udowodnił samemu sobie, że „człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”.
Jego satysfakcja była rzeczywiście ogromna, po odniesieniu tego zwycięstwa, po jakże zaciekłej walce. Wygrał ją przecież niemalże nadludzkim wysiłkiem. Jednak z drugiej strony czuł się nieco dziwnie, jakby zabił osobę, którą znał. W tej walce przede wszystkim wykazał olbrzymi hart ducha, cierpliwość... Tyle razy już przecież mógł się poddać, rzucić wszystko i wracać. Jednak on, nie zważając na poranione ręce, wielki ból pleców i niemalże wszystkich innych członków ciała, nie poddał się. Walczył. I za to go podziwiam.
Podczas tej podróży, w momentach kryzysowych wiele razy przypominał sobie swoją młodość, Afrykę... Widział lwy – symbol siły i odwagi. Widział siebie, podczas próby sił - na rękę, kiedy wygrał dopiero po całej dobie. Tamte zwycięstwa utwierdzały go w przekonaniu, że człowiek może być niezwyciężony. Wystarczy wierzyć w to, że się ma szansę wygrać, że każdy przeciwnik jest do pokonania. Czuł zapewne, że tak naprawdę nie jest sam, że Manolin cały czas jest z nim duchem, chociaż brakowało mu jego fizycznej obecności, rozmów o baseballu. No a poza tym przecież „nikt nie jest nigdy samotny na morzu”.
Stary człowiek został zniszczony fizycznie i materialnie (stracił tak wielki łup, który pozwoliłby na przeżycie całej zimy), ale w głębi duszy nie poddał się do końca, nawet stado rekinów nie było w stanie go pokonać. Człowiek, który z determinacją walczy o byt, przetrwanie lub wolność, jest zdolny do wszystkiego, nic i nikt nie może go powstrzymać. Walczy przecież o sprawę najważniejszą – o własne życie.
Santiago przegrał, a jednak nie został pokonany. Nazajutrz ponownie wypłynął, aby toczyć swą samotną walkę z przeciwnościami: rybą, morzem, rekinami, wichrami.
Szereg nieszczęść, które spadają na człowieka, sprawdzają go i kształtują jego charakter. Najważniejszą rzeczą jest nigdy nie poddawać się, cierpliwie zmagać się z przeciwnościami losu. Człowieka można ugiąć, sprawić, by poddał się przeciwnością losu. Jednak nigdy nie można tak naprawdę człowieka złamać. Prawie zawsze (bo od każdej reguły są wyjątki) człowiek znajdzie w sobie na tyle dużo siły, aby móc podnieść się nawet po największych porażkach.
Stary rybak istnieje w sposób zwyczajny, żyje tak, jak żyć powinien, gdyż tak nakazuje prawo natury i prawo świata. Dla Hemingwaya los Santiago to życie każdego człowieka. Za jednym razem wygrywa, a za chwilę wszystko traci. Zupełnie tak jak w rzeczywistości. Życie nie jest ani zwycięstwem, ani przegraną, lecz ciągła, bezustanną walką. Jak wiele utworów i to opowiadanie można odczytać jako przenośnię: jako opis losu ludzkiego. Przegrywamy ze ślepymi siłami, lecz podnośmy się i walczymy aż do końca. Owa przygoda Santiaga pokazuje właśnie w skrócie całe życie ludzkie. Jest to ciągła walka, której nie możemy przegrać.
Wielki marlin symbolizuje pogoń za szczęściem. Gdy się nam wydaje, że je pochwycimy – okazuje się, że jeszcze długa droga nas czeka do złapania go. Czy powinniśmy opuścić głowę i poddać się losowi? Nie, nigdy. Aby zyskać miano człowieka trzeba walczyć, przeciwstawić się. I liczyć tylko na samego siebie, gdyż przeznaczenie człowieka jest samotnością.
Podlegamy przemijaniu, ale nie znaczy to wcale, że jesteśmy bez wartości. Możemy, a nawet musimy walczyć o godność i honor człowieka. O to jak żyjemy. Bo przecież istnienie dla samego tylko istnienia nie ma sensu. Nie można cały czas się poddawać, przyjmować rzeczy tylko takimi, jakie są. Należy coś po sobie pozostawić. Santiago (postać fikcyjna, ale mająca swój pierwowzór) był pozornie tylko biednym, starym rybakiem. A jednak została napisana o nim książka. Doceniono właśnie to opowiadanie Hemingwaya, bo mówi o ludzkiej potędze. Mimo skromności i tego, że starzec był prawie „nikim” poświęcono mu jedną z najpiękniejszych pozycji światowej literatury.