Narkotyki w kulturze
NARKOTYKI W KULTURZE
Trudno dyskutować czy nikotyna, alkohol i kofeina są mniej szkodliwe od innych używek, oraz czy te inne w takim razie należałoby zalegalizować. Dla wielu jest to temat tabu, ale legalne czy nie- środki odurzające stanowią część naszej kultury.
Pierwsze wzmianki o opium i konopiach indyjskich datują się na tysiące lat przed naszą erą. Trudno to sobie wyobrazić, ale proces ich delegalizacji na całym świecie przyniósł dopiero wiek XX. Odpowiedzialna za to jest głównie pop kultura, która rozpropagowała je na nieznaną wcześniej skalę oraz zachodnia cywi0lizacja, nie znająca umiaru w niczym- również w zażywaniu narkotyków i środków halucynogennych. Sposób w jaki obchodziła się ze świętymi roślinami innych kultur, sprowadzał się zwykle do wykorzystania ich w trzech celach: militarnym, leczniczym bądź rozrywkowym.
Zanim w 1914 r. Ustawa Harrisona zdelegalizowała opium i kokainę w Ameryce, środki te we wszystkich postaciach były ogólnodostępne. Wiek XIX był rajem dla narkotykowej bohemy, a import opium do USA i większych krajów europejskich sięgał milionów funtów rocznie. Kokainę kupowało się w drogerii- w papierosach, sprayu do nosa i gumie do żucia. Pewien obrotny przedsiębiorca, Angelo Mariani, rozpoczął nawet produkcję wina z kokainą, za co dostał złoty medal od papieża Leona XIII i uznany został przez głowę Kościoła za dobroczyńcę ludzkości. Ze słynnego dzieła XIX- wiecznego pisarz Thomasa De Quinceya pt. ”Wyznania angielskiego opiumisty” można wywnioskować, że marksistowskie określenie religii jako „opium dla ludu” było wówczas bardzo na czasie.
W Anglii pijano piwo doprawiane kawałkiem opium- wkrótce zaczęto produkować gotowe piwo opiumowe. Kobiety w wolnych chwilach popijały laudanum – nalewkę z maku. Nadpobudliwym dzieciom serwowano herbatkę z makówek. Kiedy w 1898 r. wyprodukowano heroinę, miał to być środek zastępczy, pomocny w leczeniu ludzi uzależnionych od morfiny, która powoli stawała się plagą. Kilkanaście lat wcześniej niejaki John Pemberton, aptekarz z Atlanty, wprowadził na rynek nowy gatunek napoju orzeźwiającego. W jego skład wchodziły : wino, wyciąg z orzechów koli i... kokaina (stąd zresztą nazwa: coca- cola). Reklamowany był jako doskonały środek stymulujący inteligencję. Kokainę swym pacjentom zwykł przepisywać twórca psychoanalizy, Zygmunt Freud, który leczył nią również własne wyczerpanie nerwowe. Zdaniem wielu innych lekarzy tamtej epoki, doskonale pełniła ona funkcję alkoholu, jednak bez nieprzyjemnych skutków ubocznych.
Na początku XI wieku działał w Persji, na terenie dzisiejszego Iraku i Syrii, Hasan Ibn Sabbah – założyciel mrocznej sekty asasynów, czasem określanych też jako haszyszynowie, a to ze względu na środek psychotropowy, którego Sabbah używał w obrzędach inicjacyjnych nowych członków. Zwykł poić kandydata mieszaniną opium i haszyszu, by pokazać mu rozkosze, jakich zazna po śmierci, jeśli będzie mu wiernie służył. Skutkowało znakomicie– organizacja zbrojna Sabbaha, choć nieliczna, siała postrach na Bliskim Wschodzie. O ile jednak haszysz służył asasynom jako słodka obietnica raju, to inne psychotropy, pozwalały mocniej stać na ziemi. Kiedy w 1883 r. lekarze niemieccy podali kokainę żołnierzom swojej armii, było to jedno z pierwszych zastosowań tego środka na naszym kontynencie. Okazał się przydatny, bo zmniejszał zmęczenie i dodawał energii. Podobna w działaniu amfetamina weszła w czasie II wojny światowej do bagażu podręcznego żołnierzy. Używali jej Niemcy, Brytyjczycy, Japończycy i Amerykanie. Łącznie rozprowadzono ponad 70 milionów tabletek.
Michael Gossop, autor książki „Narkotyki : mity i rzeczywistość”, wspomina, że uzależniony od narkotyków był również Adolf Hitler. Zażywał opiaty w celach przeciwbólowych, co prawdopodobnie przeszło w stałe uzależnienie. Hitler brał też do pięciu zastrzyków amfetaminy dziennie. Można spekulować, że stan w jaki się wprowadzał mógł zadecydować o losach wojny.
Do wzrostu popularności opium w Ameryce przyczyniła się wojna secesyjna, kiedy to żołnierze mieli wolny dostęp do morfiny, jako uniwersalnego środka przeciwbólowego. Nadużywanie środka nazywano wtedy „wojskową zarazą”.
Nic dziwnego, że kiedy pojawiły się pogłoski o halucynogennym wynalazku Alberta Hoffmana (LSD), w pierwszej kolejności zainteresowała się nim CIA. Wywołać halucynacje w sztabie wroga – to wyzwanie sprowokowało pierwsze eksperymenty z LSD na rekrutach w 1953 r. CIA zamówiła u producenta dostawy 100 g LSD rocznie dla celów doświadczalnych. Eksperymenty kontynuowano przez 20 lat z dwiema ofiarami śmiertelnymi. Niewinna liczba 100 gramów oznaczała w praktyce około 4 miliony działek, nic dziwnego więc, że skoro taka dawka substancji pojawiła się na amerykańskim rynku, musiało to doprowadzić do poważnej rewolucji.
Hippisi zrobili z LSD sztandarową używkę pacyfizmu. ”Everybody must get stoned” (Każdy musi się nawalić”) – przekonywał wiosną 1966 roku Bob Dylan. W lipcu następnego roku Beatlesi podpisali list otwarty z żądaniem legalizacji marihuany. Hippisi nie mieli formalnych przywódców, ale mieli ojców duchowych. Pisarzy beat generation , zwłaszcza Allena Ginsberga i Kena Keseya – autora słynnego „Lotu nad kukułczym gniazdem” i zarazem organizatora zbiorowych sesji eksperymentalnych ze środkami halucynogennymi, w których brały udział znane osobistości ówczesnej sceny muzycznej. Innym ojcem duchowym hippisów był Timothy Leary. Psycholog z Harvardu, którego program badawczy obejmował podawanie LSD studentom ochotnikom, a potem także chorym psychicznie i więźniom. Kiedy tylko rozpoczęto kampanię przeciw LSD, Leary’ego wyrzucono z uniwersytetu. Naukowiec uciekł więc do Meksyku, gdzie założył słynny Hotel Nirvana. Którego goście mieli prawo raz w tygodniu zażywać LSD, a potem dzielili się spostrzeżeniami z tripów. Leary kontynuował tam doświadczenia, dopóki rząd Meksyku nie deportował go z powrotem do Stanów, gdzie stał się jedną z najbardziej poszukiwanych i potępianych postaci USA i stałym gościem zakładów penitencjarnych.
Jeszcze raz do popularyzacji środków odurzających przyczyniła się wojna. Żołnierzom przybywającym do Wietnamu proponowano kupno heroiny czasem już przy wysiadaniu z samolotu. Do 1971 r. prawie połowa Amerykanów w Wietnamie zażyła heroinę przynajmniej raz. Trzy czwarte spośród nich paliło marihuanę. Po powrocie do USA zwykle przestawali interesować się narkotykami, ale część z nich przeniosła tu wietnamski styl życia, a w dodatku uruchomiła pewne kanały przerzutowe dla narkotyków z Dalekiego Wschodu.
Wypowiedziana przez prezydenta Nixona wojna przeciw narkotykom i wcześniejsze ograniczenie dostępu do LSD spowodowały, że zaczęto szukać naturalnych o9dpowiedników tego środka. Jako że podobne stany świadomości wywoływały nasiona powoju, halucynogenne grzyby i kaktusy zawierające meskalinę, na początku lat 70. Organizacja o nazwie Kościół Drzewa Życia uznała te rośliny za swoje oficjalne sakramenty. Wykorzystała w ten sposób słynną Pierwszą Poprawkę do konstytucji USA, która zabraniała ograniczania w jakikolwiek sposób wolności religijnej. Rząd nie mógł więc odtąd zakazać uprawy i zażywania tych środków halucynogennych.
Podziemie legal highs (czyli odlotów zgodnych z prawem) rośnie – idealnym miejscem, gdzie przekazywane są informacje na temat współczesnego zielarstwa stał się Internet, w którym na razie panuje względna wolność słowa.
Lata 80. przynoszą strach przed AIDS, wzmożenie kampanii antynarkotykowej i „higienizację” kultury ćpunów . Brudne igły idą do lamusa, ustępując miejsca praktycznym tabletkom i „ożywczym” koktajlom witaminowym. Popularność zdobywają chemiczne używki – amfetamina i Ecstasy, które królują na parkietach nowej muzyki tanecznej. Kontrowersje budzą wciąż słynne, istniejące od ponad 20 lat holenderskie coffe shops , gdzie legalnie zaopatrzyć się można w przetwory z konopii. Ubiegłoroczny raport Światowej Organizacji Zdrowia, który jednoznacznie wypowiadał się na temat nikłej szkodliwości marihuany, został początkowo utajniony. Dopiero brytyjski „New Scientist” udostępnił go opinii publicznej.
Co ciekawe, wraz z ograniczaniem przez państwo dostępu do narkotyków, wzrasta społeczna tolerancja wobec nich. Kilka lat temu Bill Clinton przyznał, że w młodości palił marihuanę, ale się nie zaciągał. Mimo że trudno się fizycznie uzależnić od marihuany i wywołuje ona euforię i błogostan, to dłuższe jej zażywanie skończyć się może apatią, ogólnym otępieniem, a przede wszystkim – problemami z pamięcią. Według Timothy’ego Leary jej skutki są trojakie:
Pierwsze to krótkotrwałe zaniki pamięci, drugie – długotrwałe zaniki pamięci, a trzecie... nie pamiętam. Jeśli chodzi o LSD, to osoby zażywające ów narkotyk narażone są na ostre depresje i trwałe uszkodzenie niektórych partii mózgu. Równie nieprzyjemną sprawą jest tzw. flashback, czyli nagły nawrót halucynacji, który może się u niektórych pojawić nawet w kilkanaście lat po zażyciu LSD. Heroina to narkotyk najniebezpieczniejszy i najbardziej zdradliwy – rzadko kończy się na jednej próbie. Po trzeciej łatwo jest przejść na etap fizycznego uzależnienia. Kiedy to nie bierze się, by czuć się dobrze, ale po to by nie czuć się źle. Różnica między dawką efektywną, a śmiertelną pozostaje stosunkowo niewielka (stąd tyle zgonów). Amfetamina podnosi poziom agresji (co udowodniono laboratoryjnie) jak żaden inny narkotyk. Podobno częste jej używanie może spowodować stan podobny do psychozy trudny do odróżnienia od schizofrenii. Ecstasy pozwala nie zauważać przegrzania organizmu, tańczyć całą noc w beztlenowej, klubowej
atmosferze, co spowodować może nagły zgon. Nie wiadomo, czy Ecstasy wywołuje trwałe zmiany w mózgu, ale jedno jest pewne: odsetek osób, które zgłaszają się do psychiatrów z problemami po jej zażyciu, wzrasta, a w samej Wielkiej Brytanii odnotowano jak dotąd około 50 przypadków śmiertelnych.
Źródła:
Machina, numer 8/98
Max, numer 3/99
Wywiad środowiskowy