Europa Środkowo Wschodnia, jedność czy partykularyzm interesów i działań? Realne szanse zacieśnienia współpracy, rola i pozycja Polski w regionie.

Region

Nie chcąc wchodzić w szerszą dysputę, co Europą Środkowo Wschodnią jest, a co nią nie jest, proponuję dla uproszczenia przyjąć, że tym pojęciem operować będę w stosunku do byłych państw socjalistycznych, poczynając od Polski, sięgając dalej na południe, aż po państwa byłej Jugosławii wraz z Bułgarią i Rumunią, nowopowstałe kraje nadbałtyckie oraz Białoruś i Ukrainę. Tak określony region znajduje również odzwierciedlenie w publicystyce polskiej, a także w krajach Europy Zachodniej, dlatego mój felieton podążał będzie w kierunku podobnych trendów.
Trudny start

Ostatnie lata poprzedzone przystąpieniem wielu z państw tego regionu do takich organizacji jak NATO i UE nazywane było dość ironicznie „powrotem do Europy”. Niewątpliwie określenie to nie należy do najlepszych i najładniejszych, jednak niesie w sobie pewien symbolicznych wymiar. Tak oto pozwolono państwom, nad którymi całymi latami ciążyło brzemię przynależności do” wielkiej rodziny krajów socjalistycznych”, decydować samodzielnie o własnym losie. Mimo różnic potencjałów, znacznych dysproporcji w rozwoju gospodarek, problemów narodowościowych i innych palących wówczas problemów, oczywistym krokiem tych państw, było zwrócenie się w stronę Zachodu.
Pytanie, jakie przychodziło na myśl na samym początku, brzmiało: czy państwa te zdołają pomyślnie przejść okres transformacji ustrojowej i dostosować się do nowych geopolitycznie warunków na „europejskiej szachownicy”? Oraz drugie, nie mniej ważne: czy okres ten mają przechodzić same, czy połączone wspólnym interesem i pamięcią o niedawnych losach powinny trzymać się razem?
Okazało się, że w każdym praktycznie kraju, inaczej przechodzono ten ciężki etap i inaczej próbowano integrować się ze strukturami zachodnimi, lub całkowicie zaniechano integracji (Białoruś). Mimo, że powstały takie fora współpracy jak Grupa Wyszehradzka, Rada Państw Morza Bałtyckiego, czy Inicjatywa Środkowoeuropejska, z całą pewnością nie możemy stwierdzić, że nadzieje w nich pokładane zostały spełnione. Ostatecznie, bowiem nie stały się one miejscami uzgadniania wspólnych stanowisk i podejmowania ważkich decyzji dotyczących przyszłości w ujęciu „regionu”.
Okres lat dziewięćdziesiątych, nie ukazał prawdziwego regionalnego przywódcy. Naturalnym było, że wszystkie oczy zwrócone będą na Polskę, kraj położony, jak określał go Sławomir Mrożek „na zachód od Wschodu i na wschód od Zachodu”. Polska zdawała się niejako z „urzędu” być skazana na tą rolę. Wyróżniała się swoją wielkością, potencjałem ludnościowym, stabilnością i zachodnimi aspiracjami, mocno przy każdej okazji podkreślanymi.
Jednak bardzo szybko w zapomnienie odchodziła rola Polski odegrana w przemianach całego posocjalistycznego obszaru. Mniejsze państwa, próbując samodzielnie „rozpychać się łokciami”, zdawały się zapominać o możliwościach Polski. Co gorsze może jednak w tym wszystkim, to że Polska sama nie potrafiła o nich przypominać.
Kres temu dał proces zwany polityką „otwartych drzwi” prowadzoną przez NATO wobec krajów Europy Środkowo Wschodniej. Polska stawała się powoli rzecznikiem całego regionu, przede wszystkim wobec USA. Region został połączony wspólnym interesem (przynajmniej większości państw), którego ostatecznym przejawem było uzyskanie członkostwa w NATO.
Nie wszystkim jednak udało się to za pierwszym podejściem. Należy wspomnieć, iż państwa, które zdołały przystąpić do Sojuszu w pierwszej turze rozszerzenia (Polska, Czechy, Węgry) stały się, wartościowym lobby wewnątrz samego NATO na rzecz przyjmowania kolejnych państw z regionu. Zadanie było jasne, zapewnienie bezpieczeństwa państwa wymagało bezpieczeństwa całej Europy Środkowo Wschodniej.
Dążenie do NATO stało się jednym z nielicznych przykładów, w których państwa te mówiły jednym głosem i wzajemnie się popierały dla osiągnięcia wspólnego celu (wyjątkiem były tu kraje takie jak Białoruś i Ukraina, których „kierunkiem docelowym” od samego początku była Moskwa)
Kolejnym celem dla większości państw, stało się dążenie do uzyskania członkostwa w UE.
Jakkolwiek przystępowanie do NATO, można było pokazywać jako modelowy przykład solidarności partnerów, to „kierunek Bruksela”, był obierany zupełnie innymi ścieżkami, bardzo często powiązany z „zajeżdżaniem sobie dróg przed skrzyżowaniem”.
Kraje takie jak Słowacja, Węgry czy Słowenia zaczęły bardziej spoglądać w stronę Wiednia i tam szukać pomocy w dalszej integracji. Łotyszom bliżej zawsze było do Sztokholmu, a Estończykom do Helsinek aniżeli do Warszawy. Państwem, które w znacznym stopniu mogło liczyć na Polskę była Litwa, która widziała w Warszawie rodzącego się przywódcę „nowej Europy”.
Czesi, którzy postanowili wybrać samodzielną drogę, zaczęli również kontestować sens ustalania wspólnych decyzji w celu przedstawienia ich później Brukseli na forum Grupy Wyszehradzkiej.
Wykazywano potrzebę przedstawienia wspólnego reprezentanta regionu w kontaktach z Brukselą, jednocześnie chcąc nie dopuścić by funkcja ta przypadła Polsce.
Widoczne stało się to w negocjacjach akcesyjnych, podczas których Polska wykazywała najtwardsze stanowisko, oczekując na wsparcie państw Grupy i nawołując do „mówienia jednym głosem” w sprawach istotnych dla wszystkich członków. Niestety, w nie wszystkich ważnych kwestiach takie poparcie udało się uzyskiwać.
Przykładem takiego zachowania mogło być słynne „Nicea albo śmierć”, które to hasło nie zostało poparte przez żadnego z sąsiadów Polski, pomimo że propozycje Warszawy zmierzały do wzmocnienia pozycji tychże państw. Małe państwa regionu zaczynały obawiać się stopniowo, że Polska może stać się wręcz hamulcem w ich szybkiej integracji ze strukturami europejskimi, dlatego nie chciały angażować się w więzy coraz bardziej zinstytucjonalizowane we wzajemnych relacjach.

„Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg”

Tuż po wstąpieniu do UE, nastąpiło ożywienie w Grupie Wyszehradzkiej, zaczęto dostrzegać wspólne priorytety i oś, wokół której można budować wspólne stanowiska.
Po kilku spotkaniach w ramach tej struktury, premierzy czterech państw ustalili, że istnieje potrzeba uzgadniania wspólnych stanowisk w takich kwestiach jak polityka energetyczna, zagraniczna i obronna Unii Europejskiej, oprócz tego przed Grupą wyznaczono 3 zadania: sprzyjanie dalszemu rozszerzaniu UE, podtrzymanie wrażliwości na prawa człowieka i naświetlanie sytuacji mniejszości narodowych.
Ukierunkowanie w taką właśnie stronę celów Grupy, odzwierciedlało zaangażowanie Polski w zwycięstwo „Pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie i wspieranie opozycji demokratycznej na Białorusi. Ważną rolą Polski w tym procesie jest uświadomienie partnerom, że Ukraina jest jednym z najważniejszych stabilizatorów Europy Środkowo Wschodniej. Warszawa staje się sojusznikiem Kijowa w integracji z NATO i jako jedyna stara się przedstawić stanowisko Kijowa na forum Unii Europejskiej, stając się jednocześnie przeciwwagą dla Rosji.
Państwa Grupy Wyszehradzkiej wiedzą z pewnością, iż tylko Polska, jako jedyny z „dużych” krajów dawnego bloku, może przekonać UE do poparcia ich wspólnego stanowiska. Nasza aktywna polityka na arenie europejskiej i międzynarodowej (uczestnictwo w misji irackiej, oraz obecność w Afganistanie), skłaniają inne, mniejsze państwa sąsiednie do konsultowania się w sprawach większej wagi z Polską. Polsce łatwiej niż mniejszym państwom prowadzić dialog z prawdziwymi mocarstwami.
Pozytywnym przejawem nowych kontaktów stało się wspólne oświadczenie Grupy,
o wspólnym dążeniu do wstąpienia do obszaru Schengen już w 2007 r.
Bardzo dobrym prognostykiem stają się również oświadczenia poszczególnych krajów, iż Europa Środkowa i Wschodnia powinna wypracować sobie taki mechanizm, by być słyszanym na świecie gremium, na miarę państw Beneluksu lub krajów tworzących Radę Nordycką.
Wielką rolę Polski przypominają państwa niebędące jeszcze w UE, takie jak Bułgaria i Rumunia, które jedynie w naszym kraju widzą przyszłego, prawdziwego reprezentanta tej części kontynentu.
Zadać warto jednak pytanie, czy Polska może być liderem regionu? Jak na razie, nie potwierdza się to do końca. Zresztą jak mogłoby się potwierdzić skoro, Warszawa ciągle przypatruje się jak zagraniczni inwestorzy tworzą nowe miejsca pracy na Słowacji, Estonii i Czechach, flegmatycznie usiłując nadganiać stracony dystans do tej grupy, nazywanej już powoli „tygrysami Europy”.
Profesor Władysław Bartoszewski przypomina, iż „pojawiają się głosy, że Polska powinna walczyć o swoją pozycję. Jeśli my tej szansy nie wykorzystamy, będą inni, którzy zrobią to za nas. Niestety, są państwa, które chętnie odgrywałyby rolę mocarstwa.”
Region ten potrzebuje promotora współpracy, który w najważniejszych sprawach nie będzie mówił wyłącznie, jak to dotychczas miało miejsce, tylko w swoim imieniu, lecz głośno i odważnie będzie upominał się o interesy krajów, którym ufa i które mu ufają.
Zbyt często pojawiają się opinie kwestionujące zasadność podtrzymywania współpracy regionalnej z Polską. Argumentowane jest to znaczną różnicą w wielkości i potencjale państw, co skutkuje zasadniczą różnicą interesów. Uważa się, iż ze względu na taktykę negocjacyjną w UE, Polska może utrudniać skuteczną realizację celów innych państw. Polska stara się pokazać, iż nie uważa tych państw tylko za instrument w realizacji jedynie własnych partykularnych ambicji oraz nie dąży do zdominowania partnerów. Wręcz przeciwnie, jak podaje polski MSZ „zamierza wykorzystywać prestiż i pozycję w rodzinie europejskiej i transatlantyckiej dla zabiegania o interesy regionu”. Kończąc, chciałbym jednak podkreślić, że niezależnie od wielkości państwa i jego możliwości:
Jedno jest natomiast pewne, kraje Europy Środkowo Wschodniej, nie są skazane na to, żeby „siedzieć cicho”, kraje te mają zbyt wiele negatywnych doświadczeń historycznych, by znowu przyjmować z pokorą to, o czym inni chcieliby decydować ponad ich głowami.

Maciej Tumulec

Dodaj swoją odpowiedź