Eutanazja bierna, czyli przerwanie uporczywego leczenia
Wyobraźmy sobie człowieka, który właśnie dowiedział się, że jest chory na powiedzmy jakiś zespół alfa- beta , ale w takim stadium, że jest duża szansa na wyleczenie. Mimo tego oświadcza lekarzowi, że leczyć się nie zamierza, a już na pewno nie podda się operacji.
Czy człowiek ma prawo na tak drastyczny krok?- Czy też należy go leczyć pod przymusem, wbrew jego woli?- Moja odpowiedź brzmi: Nie należy leczyć ludzi, wbrew ich woli!
Przyjmijmy teraz, że ten sam człowiek oznajmia w trakcie leczenia swojemu lekarzowi, że przestaje brać leki, a z operacji rezygnuje. Nie chce walczyć o życie, mimo że jest szansa na wyleczenie. Lekarz wręcza mu receptę na nową porcję leków, ale on ani myśli jej wziąć. Pielęgniarka wyciąga do niego rękę z następną porcją tabletek, ale ten odmawia ich przyjęcia. Wiozą go wózkiem na salę operacyjną, lecz on będąc cały czas przy zdrowych zmysłach nagle oznajmia, że z operacji rezygnuje.
Jak w tej sytuacji należy postąpić?- Czy powinno się podawać mu lekarstwa zgodnie z jakąś ustawą na siłę, wbrew jego woli?- Czy powinno się go związać i poddać operacji, mimo braku zgody?- A jeśli będzie taka potrzeba zamknąć w szpitalu i trzymać pod przymusem na czas leczenia?- I to tylko dlatego, że jest już w trakcie leczenia?
Czym ta sytuacja różni się od tej, w której człowiek dopiero dowiedział się o chorobie i jeszcze się nie leczy?- Z moralnego punktu widzenia niczym, więc nie należy go nękać przymusowym leczeniem- chyba, że co innego wynika z prywatnej umowy... ale o tym dalej.
A skoro tak, to wyobraźmy sobie, że ten leczący się na zespół alfa- beta człowiek, leży na wersalce, a obok niego stoi pielęgniarka ze strzykawką w ręku. Jeśli nie wstrzyknie mu lekarstwa o określonej porze, to umrze. Przybliża się, aby wbić igłę, lecz pacjent nagle spokojnym głosem mówi: Nie siostro, już wystarczy. Proszę odłożyć strzykawkę i uszanować mój wybór.
Dalej mamy to samo...
A jeśli tak, to powiedzmy, że pielęgniarka wbiła już strzykawkę, i przed wstrzyknięciem zawartości usłyszała: Proszę tego nie robić. Niech pani nie wstrzykuje leku i wycofa strzykawkę- Rezygnuję z kuracji. Jeśli może zrezygnować z lekarstwa przed wbiciem igły, to dlaczego nie mógłby wtedy, gdy igła jest już w żyle. Byłoby to nielogiczne i niekonsekwentne, a to znaczy, że naruszona zostałaby jego wolność... jego wolny wybór. Jeśli więc uznajemy, że na tym etapie chory może podjąć samodzielnie decyzję co do dalszego leczenia, to znaczy że, gdy pielęgniarka zaczęła już wstrzykiwać lekarstwo do organizmu, pacjent również wtedy powinien mieć możliwość zażądania przerwania wprowadzania lekarstwa do organizmu... chyba, że znowu z umowy wynika inaczej.
A to znaczy, że... gdy zamiast od strzykawki, igła będzie od kroplówki, pacjent może również powiedzieć: Siostro, proszę nie wbijać mi igły od kroplówki lub proszę nie podłączać mi wężyka kroplówki do igły lub proszę nie odkręcać kurka lub proszę odłączyć kroplówkę (problem odłączania, bardziej szczegółowo omówię później). Z moralnego punktu widzenia, dalej nie ma żadnej różnicy. Różnica jest techniczna: zamiast strzykawki mamy rzecz inną; kroplówkę...
A to znaczy, że... jeśli zamiast kroplówki mamy podłączony respirator, to pacjent może- w określonych sytuacjach- również zażądać jego odłączenia... No dobrze, ale ktoś może powiedzieć, że wtedy pacjent od razu, po paru sekundach umrze. Zgadza się, ale po niewstrzyknięciu leku również umrze, tylko po kilku godzinach, lub powiedzmy dniach. Jeśli w jednym wypadku samochodowym zginie 20 osób, to czy tragedia jest większa niż wtedy, gdy te 20 osób zginie osobno, w różnych wypadkach, w różnych miejscach kraju?-
W zasadzie nie, ale powszechnie taki wypadek jest odbierany jako wielka tragedia, a w kraju ogłasza się żałobę narodową. Prawda jest taka, że codziennie w wypadkach drogowych ginie ok. 20 osób, lecz mało kto to zauważa, bo ci ludzie nie giną w jednym miejscu. Codziennie w wielu rodzinach rozgrywa się tragedia związana ze śmiercią w jakimś wypadku- samochodowym czy innym- lecz nikt z tego powodu nie opuszcza flagi do połowy, a prezydent nie wygłasza na tą okoliczność przemówienia.
To samo jest ze śmiercią nagłą i opóźnioną w czasie.
Gdyby organizm ludzki miał taką właściwość, że po odłączeniu respiratora, człowiek mógłby żyć jeszcze parę dni, to przypuszczam, że nikt nie odbierałby ludziom prawa wyboru tego, czy ma być do tej maszyny podłączony, czy też nie. Ponieważ jednak umiera się od razu, prawo takie się odbiera, bo nagła śmierć spowodowana odłączeniem maszyny do złudzenia przypomina samobójstwo lub zabójstwo- w zależności od tego, kto naciska przycisk... A jak wiemy, w Polsce samobójców się nie karze, co najwyżej ratuje i wiąże, aby chronić ich przed skutkami ich własnych decyzji.
Jeżeli pielęgniarka odłączająca na żądanie pacjenta respirator dokonuje zabójstwa, to tym samym dokonuje go również wtedy, gdy na takie samo żądanie wycofuje igłę strzykawki z żyły, przed wstrzyknięciem leku, czy też gdy odstępuje na żądanie od wstrzyknięcia leku, gdy igła nie została jeszcze wbita... Z punktu widzenia popełnienia zabójstwa nie ma różnicy, czy pacjent umrze od razu, czy za kilka godzin lub dni. Może ktoś powiedzieć, że w przypadku strzykawki różnica jest taka, że pacjent ma dodatkowy czas na przemyślenie. Rzeczywiście ma, ale gdy ktoś doprowadza inną osobę do śmierci, podając jej przez kilka miesięcy arszenik, tłumacząc to tym, że chciał mieć czas na dodatkowe przemyślenie czy postępuje słusznie , to czy jego wina będzie mniejsza?- Nie będzie!- A raczej większa, gdyż miał dużo czasu, aby od procederu odstąpić... Wobec tego należy pielęgniarkę oskarżyć w każdym przypadku, bez względu na to, kiedy pacjent zejdzie z tego świata, albo wcale!- Ja uważam, że wcale.
Załóżmy, że po niewstrzyknięciu jednego leku umiera się od razu, drugiego po kilku godzinach, trzeciego po kilku dniach, a czwartego po kilku tygodniach. Czy w pierwszym przypadku mamy do czynienia z zabójstwem?- Jeśli tak, to z zabójstwem mamy również do czynienia w ostatnim przypadku- a przecież to byłaby jakaś kompletna bzdura!- Wystarczyłoby skutecznie nie przyjąć od lekarza recepty, a od pielęgniarki porcji tabletek, aby postawić tych ludzi przed sądem z zarzutem zabójstwa.
Różnica między tymi przypadkami polega na czasie, jaki ma pacjent na zmianę zdania... ale czy to jest czynnik, który należy brać pod uwagę w ocenie tego, czy miało miejsce zabójstwo, czy też nie?- Jeśli ktoś uważa, że tak, to niech wyobrazi sobie sytuację, gdy nie przyjęcie jednej porcji leku powoduje, że na powrót do kuracji jest już za późno. Nie wziął, odmówił wzięcia leku o wyznaczonej porze, więc niedługo na pewno umrze. Nie ma dla niego już ratunku. Po upływie terminu przyjęcia leku, pacjent nie ma już czasu na zmianę decyzji, niezależnie od tego, czy będzie mógł jeszcze żyć kilka minut, godzin, dni, lub tygodni. Śmierć jest nieunikniona. Co ma zrobić w takim przypadku pielęgniarka?- Zadzwonić po ochroniarzy, aby pacjenta przytrzymali, czy uszanować jego wolę?- Jeśli uszanuje jego wolę, to czy należy ją postawić pod sąd?- Jeśli należy postawić ją pod sąd, to tego samego należy dokonać wobec lekarza przyjmującego w jakiejś przychodni, który nie podjął żadnych reakcji wobec pacjenta, który odmówiwszy wzięcia recepty, wyszedł po prostu z gabinetu, oznajmiając, że jest to jego ostatnia wizyta.
Czy fakt popełnienia zabójstwa może zależeć od tego, w jakim czasie po niewstrzyknięciu leku w terminie pacjent umiera?- Jeśli umiera od razu, to za kraty, a jeśli później to uznajemy, że pacjent miał wolny wybór?- Przecież to idiotyzm!
Gdy człowiek upija się do nieprzytomności przez całe tygodnie, miesiące, czy lata, mieszkając sam i nikomu nie szkodząc, to jest to jego wolny wybór, mimo że wszyscy na około widzą jak z każdym tygodniem, czy miesiącem podupada na zdrowiu, i licytują ile jeszcze pociągnie. Lecz gdy pewnego razu- będąc trzeźwy- oznajmia sąsiadom, że ma zamiar dzisiaj wieczorem zapić się na śmierć, to ci dzwonią na policję, która wiezie delikwenta w określone miejsce, gdzie wiąże się go i traktuje jak bydło, aby tylko samobójstwa nie popełnił. Czy tak wygląda wolność?
Odłączenie respiratora na żądanie pacjenta, nie jest żadnym zabójstwem- mimo, że pacjent umiera od razu- Nie jest nim również niewstrzyknięcie leku na żądanie, po czym pacjent umiera, czy pozwolenie człowiekowi odejść od lekarza bez recepty- z takim samym śmiertelnym skutkiem. Na pewno są to działania, które człowiek wolny (mam tu na myśli pacjenta) powinien móc podjąć w ramach swojego samostanowienia o swoim losie.
Czy wobec tego należy pozwolić człowiekowi wyłączyć respirator, gdy taką podejmie decyzję?- Czy też należy mu to uniemożliwić, np. krępując ruchy?- Prawda jest taka, ze człowiek wolny nie musi pytać innych ludzi o możliwość dokonania czegoś, co dotyczy jego własnej osoby, chyba że co innego wynika z prywatnej umowy!- O zgodę pyta wyłącznie niewolnik, którego zdrowie, życie, majątek, należy do innego człowieka, (lub ludzi) który jest jego panem.
Człowiek posiadający wolną wolę, w zakresie swojej osoby może w zasadzie wszystko, i odpowiada wyłącznie przed Bogiem za te czyny dotyczące jego własnej osoby, które są przez Boga zabronione... I za nie poniesie odpowiednią karę na Sadzie Ostatecznym.
Jeśli więc można nie przyjąć np. życiodajnego zastrzyku lub odłączyć sobie kroplówkę to można również sobie wyłączyć respirator- i to bez pytania kogokolwiek, chyba że- jak napisałem wyżej- co innego wynika z prywatnej umowy. W związku z tym nasuwa się kolejne pytanie: Kto ma obowiązek to urządzenie na żądanie pacjenta wyłączyć, gdy on sam nie może, gdyż jest przy zdrowych zmysłach, ale np. sparaliżowany?
Jeśli podłączył sobie kroplówkę sam, i należy ona do niego, to żadna osoba trzecia na jego żądanie, nie ma obowiązku jej odłączyć- Niby z jakiej racji. Może to ktoś zrobić na zasadzie przysługi, z dobrej woli, ale nikogo nie można zmusić, aby to zrobił. I z drugiej strony, nikomu też nie można zabronić spełnienia takiej prośby, jeśli osoba prosząca znajduje się przy zdrowych zmysłach.
To samo dotyczy respiratora, chociaż to czysta teoria, bo trudno sobie wyobrazić samodzielnie podłączającego sobie to urządzenie człowieka.
Z bardziej złożoną sytuacją mamy do czynienia wtedy, gdy pacjent podłączył sobie cudze urządzenie sam, za zgodą jego właściciela. Jeśli istnieje umowa między pacjentem a właścicielem urządzenia, to należy ją stosować. Umowa taka najprawdopodobniej będzie określała przypadki, w których urządzenie zostanie przez właściciela odłączone. Np. niemożność dalszego jego opłacania przez pacjenta. Jeśli jednak umowa nie nakłada na właściciela urządzenia obowiązku jego odłączenia na żądanie, nie można zmusić go, aby to zrobił.
Poza tym, pacjent może oczywiście zawsze, zawrzeć umowę o wyłączenie, z jakąś inną wybraną przez siebie osobą.
Niezależnie od tego, do kogo należy urządzenie, jeśli podłączyła je osoba trzecia za zgodą pacjenta, to ma ona obowiązek na żądanie je odłączyć, gdy tak się wcześniej- przed podłączeniem- z pacjentem umówiła. Jeśli takiej umowy nie było, to nie ma obowiązku jej odłączać, i nikt jej do tego zmusić nie może. Obowiązek odłączenia na żądanie może wynikać np. z zapisów umowy o leczenie, która może zawierać również zapis mówiący o tym, że choćby pacjent błagał o odłączenie, należy to ignorować, i leczyć do końca- aż wyzdrowieje lub umrze.
Jeśli urządzenie zostało podłączone bez zgody pacjenta, to niezależnie od tego, do kogo ono należy, osoba czy instytucja, która podłączenia dokonała, ma obowiązek na żądanie je odłączyć.
Z taką sytuacją mamy np. do czynienia w przypadku podłączenia do respiratora nieprzytomnego w wyniku wypadku człowieka- ratując mu w ten sposób życie. Zrobiono to bez zgody poszkodowanego, gdyż nie było możliwości jej uzyskania. Jest to decyzja zupełnie słuszna w przypadku niemożności odgadnięcia zamiarów poszkodowanego. Nie wiadomo, czy osoba ta chce żyć na tym świecie, czy też może jest samobójcą. Podłączając ją do urządzenia dajemy jej szansę na możliwość wyboru, gdy już będzie przytomna- Samodzielnego wyboru między życiem a śmiercią.
Gorzej jeśli poszkodowany przytomności nie odzyska. Jeśli nie ma żadnej umowy z właścicielem urządzenia, a rodzina, czy znajomi nie mają funduszy na utrzymanie maszyny, to decyzję o odłączeniu podejmuje jej właściciel- Nie ma pieniędzy, nie ma usługi.
Jeśli jednak pojawiłby się ktoś, kto chciałby sfinansować koszty utrzymania maszyny, musiałby uzyskać na to zgodę rodziny pacjenta. Bez zgody rodziny leczyć nie można- No chyba, że jest dowód na to, że poszkodowany życzyłby sobie inaczej. Poza tym jeśli nie ma umowy, to np. żona poszkodowanego mogłaby nie wyrazić zgody na podłączenie swojego męża, gdyby w tym czasie akurat przy nim była.
Jeśli jednak ma ważną umowę, (np. o leczenie) to należy ją stosować. Dopóki umowa jest ważna, nikt nie może żądać w imieniu poszkodowanego, odłączenia go od urządzenia. Jeśli umowa o świadczenie usług medycznych wygaśnie (np. z powodu braku opłat za leczenie), właściciel urządzenia może pacjenta odłączyć- chyba, że chciałby kontynuować całą operację za własne pieniądze lub zgłosiłaby się osoba lub instytucja, która zaofiarowałaby pokrycie kosztów. Jednak na to, wg mnie również należałoby mieć zgodę rodziny. Należy przyjąć, że rodzina najlepiej wie, jaka byłaby wola ich krewnego, jeśli nie została w inny sposób wyrażona. Krewni mogą się oczywiście mylić, ale obce osoby nie powiązane emocjonalnie, religijnie, obyczajowo, mogą mylić się znacznie częściej. Chodzi tutaj również o zachowanie godności człowieka. Nikt nie zadba o to lepiej, niż własna rodzina- zgodnie z tradycjami, przekonaniami w niej panującymi- No chyba, że i w tym przypadku jest dowód na to, że wola pacjenta byłaby inna. W tego typu sytuacjach, nie chodzi o to, co np. sąd, czy instytucja rządowa uważa za słuszne, tylko o to, jakie zdanie w tym temacie miałby poszkodowany. A to przynajmniej teoretycznie najlepiej wie rodzina. Takie rozwiązanie miałoby również chronić ludzi przed "hodowlą" ich ciał, w bliżej nieokreślonych celach: obserwacyjnych, doświadczalnych... itd. Co prawda można sobie wyobrazić żonę sprzedającą wegetujące ciało swojego męża, ale potrafię sobie również wyobrazić demokratyczne państwo, prowadzące pod pretekstem dbałości o ludzkie dobro, dość swoistą "plantację".
Z najtrudniejszą sytuacją mamy do czynienia wtedy, gdy mamroczący w chorobie, półprzytomny człowiek, żąda zgodnie z zapisami umowy ze szpitalem, przerwania leczenia. Warunek w umowie jest taki, że żądający musi być w pełni władz umysłowych... Z powodu bólu, człowiek może mówić takie rzeczy, które nie przyszłyby mu do głowy, gdy był zdrowy. Co zrobić, gdy człowiek w cierpieniu wpada w histerię i krzyczy: Dajcie mi spokój!- Zostawcie mnie, nie chcę już żyć!- Odejdźcie ode mnie, chcę umrzeć w domu!...
Co zrobić, gdy nie wpada w histerię, ale wypowiada powyższe słowa spokojnie, lecz jego stan umysłowy budzi wątpliwości?- W sądzie jest tak, że od oceny tego, czy pacjent był poczytalny w momencie popełniania zabójstwa, czy też nie, zależy to, czy zostanie skazany na karę śmierci, czy też nie będzie można przypisać mu winy. W najgorszym przypadku w razie pomyłki, powieszona zostanie osoba, którą skazać w ogóle nie można.
Czyli istnieje możliwość określenia- choć zapewne nie w każdym przypadku- w jakim stanie psychicznym jest chory... A jeśli są wątpliwości, to woli pacjenta w tym zakresie się nie spełnia- i już... Chyba, że... z umowy o leczenie wynika co innego....
... Gdyby był wolny rynek, to byłyby zapewne szpitale, w których zgodnie z obowiązującymi tam zasadami (zawartymi również w umowie z pacjentem) mamroczących pacjentów w ogóle by sie nie słuchało, i byłyby zapewne takie, w których specjalna komisja, złożona np. z lekarzy i członków rodziny, oceniałaby w przypadku wątpliwości (również zgodnie z umową z pacjentem), czy chory jest przy zdrowych zmysłach i można w związku z tym, na jego żądanie leczenie przerwać.
A może byłyby i takie, które zgodnie z umową, (krępowanie, przytrzymywanie) wypuszczałyby pacjenta wtedy, gdy ze względów zdrowotnych mógłby wrócić do domu.
Oczywiście, że mogą być w szpitalach nadużycia, ale zdarzają się one wszędzie, w każdej dziedzinie naszego życia. Od wykrywania przestępstw i karania sprawców są: policja, prokuratura, sad. I te czynności są zadaniem państwa, a nie określanie wbrew intencjom zainteresowanych o dacie ich śmierci.
Załóżmy, że lekarz odłączył kroplówkę i pacjent umarł. To na tym lekarzu właśnie, ciąży obowiązek udowodnienia, że zrobił to za zgodą pacjenta. Jeśli nie będzie w stanie tego zrobić, to niezależnie od tego jaka jest prawda, lekarzowi powinna zostać wymierzona kara taka, jak za zabójstwo.
Prokurator ma dowód na to, że lekarz odłączył urządzenie- więcej mu nie potrzeba do tego, aby sporządzić akt oskarżenia i postawić przed sądem. Jeśli lekarz chce uniknąć kary musi udowodnić, że zrobił to za zgodą zmarłego.
Gdyby obowiązywało ustawowe prawo do odłączenia urządzenia, pacjent nie miałby wyboru, gdyż w każdym szpitalu, zasady obowiązywałyby takie same. Natomiast gdy działa wolny rynek, pacjenci mogą sami wybrać rozwiązanie w ich mniemaniu najlepsze, i dobrowolnie podpisać umowę... Natomiast właściciele szpitali zainteresowani byliby tym, aby tak dobierać i szkolić pracowników, aby prawdopodobieństwo wystąpienia błędu sprowadzić do minimum... Konsumenci są kapryśni i mogą przenieść się do konkurencji, która znowu dokładnie patrzy na ręce swoim przeciwnikom z branży.
Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli ktoś podpisując umowę ze szpitalem, zawiera w niej takie zasady rezygnacji z leczenia, w tym odłączania urządzeń, aby móc zażądać np. wyłączenia respiratora, w sytuacji, gdy sam tego nie będzie w stanie zrobić, to znaczy że zależy mu na tym, aby mieć możliwość podjęcia decyzji o wcześniejszej śmierci.
Jeśli jednak takie zasady ustanawia za pacjenta parlament, to politykom również zależy na tym, aby ludzie mieli możliwość wcześniejszego zgonu. I tutaj należy zadać pytanie: Z jakiego powodu?- Czy przyczyna, z powodu której pacjent podpisuje określoną umowę (np. skrócenie swojego cierpienia), jest taka sama jak ta, którą kierowaliby się politycy?- Mam duże wątpliwości.
Cytat z raportu o eutanazji ?Rzeczpospolitej? i ?Wprost?:
?Co piąty zgon w Holandii następuje w wyniku interwencji lekarskiej - wynika z oficjalnych statystyk. 81 procent holenderskich lekarzy pierwszego kontaktu co najmniej raz dokonało eutanazji. 41 procent z nich uczyniło to bez wiedzy i zgody pacjenta. Dane te wywołały w Holandii dyskusję na temat roli medycyny i zadań lekarza.?
Mimo wymogu zgody pacjenta, w 41% przypadkach prawdopodobnie popełniono zabójstwo. Dlaczego państwo nie reaguje?- Dlaczego rząd, prokuratura, sady przechodzą nad tym do porządku dziennego?- Jakie były intencje holenderskich polityków uchwalających prawo o eutanazji?- Może intencje były właściwe, ale z czasem się zmieniły?- Jeśli tak, to jakie są teraz?- Cięcie kosztów leczenia w państwowych szpitalach, czy może ratowanie bankrutującego przymusowego systemu emerytalnego?- Prywatny szpital nie będzie mordował, bo pies z kulawą nogą nie przejdzie przez jego próg, a właściciel i pracownicy pójdą z torbami. Natomiast taki holenderski ZUS takich konsekwencji obawiać się nie musi... bo składki są obowiązkowe!- Socjalizm to bandycki demoralizujący ustrój, w którym jest przyzwolenie na mordowanie ludzi.
Ogólnie rzecz ujmując, prawna możliwość przerwania leczenia, powinna być zgodna z zasadą samostanowienia ludzi o własnym losie, i pozostawiona do szczegółowej regulacji społeczeństwu działającemu na wolnym rynku, opartym na zasadzie wolności zawierania umów.
Władze państwowe nie powinny ustawowo narzucać rozwiązań, które powinny być regulowane prywatnymi umowami. Celem prawa nie jest zapobieganie temu, aby człowiek sam sobie nie wyrządził krzywdy, gdyż wtedy mamy do czynienia z niewolnictwem, lecz ochrona przed zamachem innych na nasze życie, zdrowie, mienie, zawarte dobrowolnie umowy... na nasz wolny wybór... Naruszenie tej zasady otwiera drogę do tyranii, w której możliwa będzie każda ingerencja rządu w nasze prywatne sprawy. Jeśli damy politykom władzę nad pokrętłem do naszej kroplówki, czy przyciskiem używanego przez nas respiratora, to musimy przyjąć do wiadomości to, że przestajemy mieć wpływ na to, w jakich okolicznościach z tej władzy polityk skorzysta, gdyż ocenę tego, co jest dla nas dobre, przekazujemy właśnie temu urzędnikowi- Takie będą skutki złamania zasady samodecydowania ludzi o swoim własnym losie. Jeśli ktoś nie ufa sobie, i boi się podjęcia błędnej, pochopnej decyzji, czy na prawdę nie zna innej osoby ze swojego otoczenia, (znajomi, rodzina, ksiądz, stowarzyszenie, instytucja charytatywna...) na którą mógłby możliwość podjęcia decyzji scedować?- Zamiast politykowi, już lepiej powierzyć uprawnienia decyzyjne pierwszemu lepszemu człowiekowi z łapanki na ulicy. Dlaczego?- Z powodu instynktu, który uniemożliwia wprowadzenie systemu komunistycznego- instynktu posiadania. Natura człowieka jest taka, że posiada np. instynkt terytorialny, instynkt posiadania i gromadzenia dóbr dla siebie, swojej rodziny, czy kogoś innego, instynkt łowiecki, instynkt seksualny, instynkt przywódczy, który w swojej niepohamowanej prymitywnej postaci, cechuje się rozciąganiem swojej władzy na coraz to nowe obszary. Człowiek przyzwoity, potrafi panować nad swoimi emocjami, instynktami, lecz gdyby wszyscy to potrafili nie byłoby gwałcicieli, złodziei, morderców i polityków tyranów posiadających dziką żądzę władzy.
Egzekwowane dobre prawo, zapewniające ludziom ochronę ich wolności, jest tym czynnikiem, który hamuje uzewnętrznianie się instynktów w dzikiej, niecywilizowanej postaci. Jeśli złamiemy zasadę i pozwolimy politykom decydować za nas, w sprawach dotyczących nas samych, wyzwolimy z uwięzi dziką bestię, która dla naszego dobra- wg jej mniemania- będzie kłamać, manipulować, kraść, mordować... i Bóg wie co jeszcze...