„Szczęście (...)zawsze będzie się mieściło między naszą stopą a ciemieniem czy kosztuje rocznie milion czy sto ludwików, wrażenie jest zawsze to samo.”

„Szczęście (...) zawsze będzie się mieściło między naszą stopą a ciemieniem czy kosztuje rocznie milion czy sto ludwików, wrażenie jest zawsze to samo.” powiedział Bianchon - jeden z bohaterów książki Honoriusza Balzaca „Ojciec Goriot”. Chciałabym - wykorzystując to stwierdzenie - opisać i porównać postrzeganie świata w tej powieści i w naszym współczesnym życiu.
Rozważania rozpocznę od postaci tytułowej w książce - ojca Goriot. Jest to starzec z bardzo „bogatą” przeszłością. Niegdyś był on handlarzem mąki. Miał wówczas wiele dobrych cech, dzięki którym został mistrzem w swoim fachu. Był on człowiekiem roztropnym, przewidującym i cierpliwym. Miał zdrowy rozsądek. Znał się na swojej pracy. Sekrety zachowywał dla siebie. Jednym słowem: wzór człowieka interesu. W 1813 roku porzucił swoją pracę i osiedlił się w pensjonacie pani Vauquer w Paryżu. Kobieta ta od razu zainteresowała się majętnym gościem. A trzeba przyznać, że miała wiele powodów do dociekań: Ojciec Goriot („wówczas nazywano go panem Goriot”) wynajął w pensjonacie najdroższe mieszkanie, był bardzo hojny, może nawet za bardzo („płacił tysiąc dwieście franków [za pokój], jak człowiek, dla którego różnica paru ludwików była drobnostką”), „pani Vauquer podziwiała osiemnaście koszul z holenderskiego płótna(…)” i inne bogate stroje, a także szafę pełną „sreber z dawnego gospodarstwa”.

Wiele razy u ojca Goriot pojawiały się młode kobiety. Pozostali lokatorzy na czele z właścicielką pensjonatu zastanawiali się, cóż to za panny. Z czasem okazało się, że są to dwie ukochane córki starca: Delfina de Nucingen i Anastazja de Restaud. Ojciec całkowicie się im poświęcał, oddając ostatnie grosze, sprzedając srebra, rezygnując z wszelkich potrzeb materialnych. Stopniowo pozbył się całego swojego majątku, pomagając córkom, które - choć bogato wyszły za mąż - nie dostawały prawie żadnych pieniędzy. Powoli zmieniało się życie ojca Goriot. I tym sposobem z wielkiego bogacza stał się biednym człowiekiem, wynajmującym najgorszy pokój w pensjonacie, żyjącym skromnie i bez większych rozrywek.

W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy: starzec pytany o jego potrzeby twierdził, że jest szczęśliwy i nic już nie chce, że jest mu z tym jego biednym życiem dobrze. Ważne dla niego było tylko dobro córek. Przed śmiercią Ojciec Goriot był sam (bez rodziny), tylko z pensjonariuszami, wzywał córki, ale te nie chciały (lub nie mogły) przyjechać. Przeklął je, po czym… pobłogosławił. Kompletnie ogłupiał, bo nie było ich przy nim w najgorszej chwili. (Jedna z córek - Anastazja przybyła wprawdzie do starca, ale było już za późno - stracił przytomność.) Myślę, że ta sytuacja najlepiej oddaje jego stan: utratę zdrowego rozsądku „na rzecz” dobra córek i wynikające z tego - według ojca Goriot - szczęście. Szczęście, które było w nim, a nie wynikało z ilości posiadanych pieniędzy.

Z „drugiej strony medalu” stał Eugeniusz de Rastignac - młody student, który także wynajmował tani pokój w pensjonacie pani Vauquer. Gdy pojawił się on w powieści, był postrzegany jako wzorowy uczeń, bez życia towarzyskiego, wiecznie siedzący nad książkami, jedyna nadzieja rodziny. Jednak bieg wydarzeń zmienił go zupełnie (między innymi bal, na którym poznaje Anastazję - córkę Goriota, zakochując się w niej bez pamięci). Jego celem stało się zdobycie wielkiej fortuny i pozycji w towarzystwie. Wykorzystał do tego swoją urodę, koneksje rodzinne (był kuzynem wicehrabiny de Beausant), a także spryt i urok osobisty. Po nieudanej wizycie u wybranki swojego serca udał się do kuzynki i poprosił ją o rady dotyczące etyki „wyższych sfer”. Następnie zgodnie z jej zaleceniami próbował zdobyć serce drugiej z sióstr (córek tytułowego bohatera), co też mu się udało. Vautrin - także mieszkaniec pensjonatu i - jak się później okazuje - kryminalista - przepowiedział Eugeniuszowi, że ten zejdzie na „złą” drogę, jeśli będzie dalej postępował w ten sposób. Niestety tak też się dzieje: Rastignac wysłał listy do swojej matki i sióstr z prośbą o pożyczenie sporej sumy pieniędzy, oszukując je i tłumacząc się przed samym sobą, że cel uświęca środki. Po śmierci i pogrzebie ojca Goriot Eugeniusz spacerował po ulicach Paryża „i jako pierwszy akt wyzwania, które rzucił społeczeństwu, Rastignac poszedł na obiad do pani de Nucingen.”

Myślę, że Eugeniusz jest zupełnym przeciwieństwem ojca Goriot. Dla niego posiadanie pieniędzy i pozycji to prawdziwe szczęście oraz cel w życiu.
Teraz chciałabym przejść do teraźniejszości. Istnieje takie polskie powiedzenie, mówiące, że „pieniądze szczęścia nie dają”, które oddaje - przynajmniej częściowo - sens słów Bianchona. Przyjrzyjmy się zatem dokładniej przeciętnemu współczesnemu „śmiertelnikowi” (przyjmuję, że to mężczyzna - żeby było łatwiej porównać): jest to człowiek pracujący (a więc zarabiający pieniądze), wierzący w Boga, z dwójką dzieci i żoną, mający mieszkanie i samochód; co jakiś czas jeździ z rodziną na działkę lub piknik, chodzi ze swymi pociechami do kina, a z małżonką do teatru; zdarza się, że ma jakąś ciekawą pasję, której się poświęca bez reszty. Teoretycznie człowiek ten mógłby być szczęśliwy bez pieniędzy. Mogłoby tak być, gdyby powodem jego zadowolenia była, na przykład, religia (niekoniecznie chrześcijaństwo). Osoba, która żyje w zgodzie ze swoją religią, z wyznawanymi przez siebie zasadami, może być szczęśliwa, bo to właśnie ta wiara w pewne reguły dostarcza satysfakcji. Do tego oczywiście nie potrzebny jest dostatek.

Ale są jeszcze inne aspekty. Chociażby wielka pasja, hobby. Wielu ludzi kolekcjonuje różne, bardziej lub mniej dziwne, przedmioty: od znaczków, przez antyki, do motorów. W tym wypadku, jeśli ktoś nie ma pieniędzy, niestety nie będzie się mógł poświęcać swoim zainteresowaniom. Pasje to oczywiście nie tylko zbieranie różnych rzeczy. Wielu ludzi poświęca swoje życie muzyce, badaniom, podróżom, czy zawodowi. Ale praktycznie każda z tych rzeczy wiąże się nierozerwalnie z potrzebą posiadania choćby najmniejszej sumy.
W tym miejscu nasuwa mi się taka myśl, że pieniądze wprawdzie szczęścia nie dają, ale bez nich właściwie nie można być szczęśliwym. Same „papierki” nie przyniosą nam radości, lecz mogą bardzo pomóc w rozwijaniu swoich pasji i dążeniu do celu życia.
Podsumowując, chciałabym jeszcze krótko porównać dwa światy: ten z „Ojca Goriot” i nasz. W powieści napotykamy dwie skrajności: zupełną rezygnację z dostatku, wręcz życie w stanie wegetacji, a także dążenie do bogactwa i sławy. Natomiast w naszym świecie raczej nie spotykamy takich przeciwieństw. Moim zdaniem każdy napotkany na ulicy człowiek mógłby powiedzieć, że pieniądze są potrzebne, żeby normalnie żyć i dążyć do celu. A to dążenie właśnie (w tym także zdobywanie funduszy) powoduje, że stajemy się szczęśliwi.

Dodaj swoją odpowiedź
Język polski

„Szczęście (...) zawsze będzie się mieściło między naszą stopą a ciemieniem czy kosztuje rocznie milion czy sto ludwików, wrażenie jest zawsze..."

„Szczęście (...) zawsze będzie się mieściło między naszą stopą a ciemieniem czy kosztuje rocznie milion czy sto ludwików, wrażenie jest zawsze to samo.” powiedział Bianchon – jeden z bohaterów książki Honoriusza Balzaca „Ojcie...

Język polski

Wzbogacić się za wszelka cenę i wszelkimi sposobami - rozważ temat w świetle obyczajów i losów ojca Goriot i jego rodziny.

"Ojciec Goriot" to powieść Honoriusza Balzaca, jako jedna z wielu wchodzi w skład ogromnego dzieła o wspólnym tytule "Komedia ludzka". Balzac pisząc powieść pragnął zawrzeć w swym dziele najważniejsze problemy porewol...