Powstanie Warszawskie 1944
Po zajęciu przez ZSRR ziem polskich w 1939 roku polscy komuniści nie odgrywali większej roli w państwie. Dopiero po roku 1941, kiedy rozpoczęły się rozmowy między Sikorskim a ZSRR został zaatakowany przez Niemcy. Stalin licząc na zajęcie w przyszłości polskich ziem, rozpoczął przygotowania kadr polskich komunistów, którzy mieli w odpowiednim momencie przejąć władze i ściśle z nim pracować.
5 stycznia 1942 r. Paweł Finder, Bolesław Mołojec i Marceli Nowotko wraz z grupą polskich komunistów utworzyli Polską Partię Robotniczą. Swoje poglądy ogłosili w manifeście „O co walczymy”, w którym zwracali się do Polaków , obiecując im po wojnie prawa obywatelskie, wolność działalności politycznej i społecznej, wolną ojczyznę. Głoszono hasła patriotyczne i niepodległościowe, zachęcały Polaków do udziału w życiu organizacji, dlatego często wstępowali do gwardi Ludowej. W tym czasie w PPR doszło do sprzeczek o władze, co spowodowało, że członkowie wystrzelali się a na czele stanął Paweł Finder.
Rok 1943 przyniósł zerwanie stosunków z ZSRR. 31 grudnia 1943 r. PPR utworzyła Krajową Radę Narodową (KRN), która ogłosiła się reprezentantem narodu polskiego. W październiku zaś utworzono Rade Jedności Narodowej (RJN), która przygotowywała się do przejęcia władzy w wyzwolonym kraju. Powstanie Warszawskie było największą bitwą, stoczoną przez organizację podziemną, z wojskami okupacyjnymi w historii świata. Nigdy przedtem ani potem nie nastąpił taki masowy z zarazem zorganizowany zryw patriotyczny w celu zachowania niepodległości. W połowie października 1943 r. Hans Frank mówił, że w Generalnym Gubernatorstwie jest "jeden punkt, z którego pochodzi wszystko zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy (...) nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju". Pomijając słownictwo – miał rację. Tu biło serce Polski Podziemnej, tu władze polskiego państwa podziemnego przygotowywały ostateczną batalię z okupantem, tu opracowywano strategię walki o Polskę wolną, całą i niezawisłą. Spełnienie tego naczelnego zadania rządu RP i państwa podziemnego stawało się coraz odleglejsze, mimo że klęska Niemiec wydawała się już kwestią najbliższych miesięcy. Im bowiem bliżej stolicy znajdowała się nacierająca ze wschodu Armia Czerwona, tym niebezpieczeństwo zwasalizowania Polski przez ZSRR stawało się coraz realniejsze. Tak oceniali bieg zbliżających się wydarzeń nie tylko przywódcy państwa podziemnego w jego warszawskiej stolicy. Tak myślało wielu, a może i większość mieszkańców miasta. Błyskotliwy sukces akcji zbrojnego i politycznego opanowania stolicy przez Armię Krajową przed wkroczeniem do niej Armii Czerwonej zdawał się być ostatnią już szansą odwrócenia dramatycznego w skutkach biegu wydarzeń militarnych i politycznych, jakie niosły z sobą miażdżące niemiecką machinę wojenną zwycięstwa Armii Czerwonej i polityczne zamiary Stalina wobec Polski i całej Europy Środkowo-Wschodniej
Jak wszyscy wiedzą, aczkolwiek wbrew 45 letniej komunistycznej propagandzie, Powstanie było częścią akcji "Burza" - mającej na celu opanowanie głównych ośrodków kraju przed wkroczeniem Rosjan a więc witanie wkraczających wojsk sowieckich nie jako oswobodzicieli a gości. Dlatego podobny zryw powstańczy odbył się we Lwowie oraz Wilnie. Nie pora tu na epilog akcji "Burza" ale wszyscy i tak wiedzą o zdradzie Sowietów a potem mordowaniu najwyższych rangą oficerów z tamtych regionów. Propaganda PRL-owska oskarżała rząd londyński o świadome zniszczenie Warszawy choć zwykle nie wspominała o ofiarach. I nie ma co się dziwić takiej perspektywie spojrzenia jako że ofiary były wybitnie antykomunistyczne. Zostawmy wobec tego świadome kłamstwa i przeinaczenia komunistycznej propagandy i umieśćmy je tam, gdzie powinny być od początku - w najbliższym szambie, razem oczywiście z autorami bredni. Z punktu widzenia historyka natomiast warto odnotować po pierwsze, że Powstanie Warszawskie było klasycznym przykładem przewagi celów politycznych nad zasadami sztuki wojennej, podobnie zresztą jak konflikt z Niemcami w 1939 roku. W obu przypadkach racja stanu nie dawała większej swobody wyboru, choć w wypadku sierpnia 44 margines możliwych opcji był nieco szerszy. Tak to już jest, że czasem racja stanu bywa okrutna i wymaga wielu ofiar w ludziach.
Różnica pomiędzy dwoma Wojnami Światowymi, z punktu widzenia Polski, była taką, że w 1918 roku wschód był próżnią a w 1944 wypełniony sowieckim walcem. Po wiadomościach o rozbrajaniu i mordowaniu oficerów podziemia na kresach, Armia Krajowa w Warszawie a zarazem rząd londyński znaleźli się pomiędzy typowym sowieckim młotem (razem z sierpem) a hitlerowskim kowadłem. Świadomość tego położenia pogłębiało także znane Polakom stanowisko Stanów zjednoczonych oraz Anglii. Czy w tej sytuacji warto było ryzykować życie ogromnej masy patriotycznych żołnierzy i zgodzić się na ruinę Warszawy? Jeżeli chodzi o drugą część pytania to nie było wyboru. Niemcy rozpoczęli przygotowania do obrony na linii Wisły i ewentualna bitwa i tak by Warszawę zniszczyła. Natomiast znając Niemców trzeba się było liczyć z hekatombą ludności cywilnej i jestem pewien, że takie obliczenia brano w rachubę przy podejmowaniu decyzji. Nie mniej, jak już to wspomniałem, racja stanu bywa czasem bardzo okrutna. Są natomiast wybitni historycy (Kalicki), którzy twierdzą, że wybuch powstania nastąpił za wcześnie. Być może trzeba było zaczekać aż Sowieci opanują przyczółki na lewym brzegu Wisły i wtedy nie mieliby wyboru - niejako z rozpędu musieliby pomóc powstańcom w opanowaniu Warszawy. Wydaje się, że straty ludzkie oraz materialne byłyby wówczas o wiele mniejsze. Problem tylko w tym, że takie stanowisko zaprzeczałoby podstawowym celom Powstania - samodzielnemu wywalczeniu wolności. Dlatego osobiście nie podzielam powszechnej opinii, oskarżającej Stalina o zatrzymanie ofensywy i w związku z tym zgody na zamordowanie wielkiego miasta. Z punktu widzenia Rosjan była to wymarzona sytuacja. Rękami Niemców pozbywali się antykomunistycznej opozycji. Z kolei z punktu widzenia Niemców dławienie Powstania nie miało najmniejszego sensu. Angażowanie tak wielkich a zarazem doborowych sił (w tłumieniu Powstania zaangażowane były jednostki Waffen-SS oraz sił sprzymierzonych a nie Wehrmacht) tylko po to, by "ukarać" niepokorne miasto umyka jakiejkolwiek logice. Jedynym wyjaśnieniem jest tylko to, że Hitler, w dziesięć dni po zamachu na jego życie w Gierłoży (Wilczy Szaniec) stracił zdolność jasnego widzenia sytuacji politycznej oraz militarnej Rzeszy i wbrew zdrowemu rozsądkowi wydał rozkaz zrównania Warszawy z ziemią. Nie sądzę, żeby w podejmowaniu decyzji o jakiejkolwiek akcji wojskowej należałoby brać pod uwagę stan niepoczytalności najwyższego dowództwa przeciwnika. Wkraczamy tu bowiem w sferę działań irracjonalnych a przewidzieć takowe można tylko przy pomocy kryształowej kuli i jasnowidztwa co, jak wiemy, nie mieści się arkanach żadnej sztuki wojennej.
Pozostaje jeszcze inny aspekt, na ogół starannie pomijany milczeniem i to nawet dziś. "Bór"-Komorowski dobrze wiedział, że jeżeli Armia Krajowa nie wystąpi zbrojnie zrobi to komunistyczne podziemie w sile około 500 żołnierzy, oczywiście na rozkaz z Moskwy. Bez wątpienia byłoby to jeszcze bardziej na rękę Stalinowi. Powstanie wtedy by wybuchło tak czy inaczej, tyle tylko, że kompletnie zdezorganizowane, w związku z czym straty w ludziach byłyby jeszcze większe. Niemcy uporaliby się z Polakami dużo szybciej i droga na zachód dla Armii Czerwonej otwarta byłaby dużo szybciej. Poza tym propaganda pewnie do dziś by trąbiła o wysiłku zbrojnym komunistycznego podziemia co wtedy miało ogromne znaczenie. Co prawda losy Polski były już przesadzone ale wtedy nikt tego jeszcze nie wiedział.
Co innego, że, jak sądzę, niepotrzebnie opóźniano kapitulację Warszawy. Kiedy stało się jasne, że celów politycznych Powstanie nie jest w stanie osiągnąć, należało kapitulować po 3 - 4 tygodniach walk. Niemniej, jak myślę, wchodził tu w grę także patriotyczny zapał powstańców a w związku z tym ryzyko działań pewnych grup na własna rękę, co mogłoby być jeszcze większą tragedią.
Zaś co do długofalowych skutków powstańczego wysiłku to są one jak najbardziej wymierne, choć wtedy nie do przewidzenia. Przede wszystkim bezpośrednim efektem bezprzykładnej wręcz ofiary warszawiaków było to, że armie sowieckie zdążyły dojść tylko do linii Łaby. Dziś nawet trudno wyobrazić sobie co by się stało, gdyby Sowieci zagarnęli całe Niemcy. Europa byłaby inna z całą pewnością i inaczej potoczyłyby się losy Polski. Niewykluczone, że w takim scenariuszu strajk sierpniowy z 1980 roku (o ile w ogóle by miał miejsce) zostałby rozjechany czołgami a ja, wraz z dużą gromadą kolegów i koleżanek, pisałbym te felietony na dalekiej Kołymie. Tragizm położenia 50 tys. słabo uzbrojonych powstańców oraz prawie milionowej ludności stolicy pogłębiał fakt zatrzymania przez Stalina ofensywy radzieckiej oraz fiasko rozmów prowadzonych w Moskwie (3-9 sierpień) przez premiera Mikołajczyka, które miały doprowadzić do pozyskania pomocy ZSRR dla powstania.
Dopiero gdy klęska powstania była już przesądzona Armia Czerwona podjęła natarcie (10 wrzesień) w wyniku którego zajęto Pragę, prawobrzeżną część stolicy.
16 i 19 września oddziały LWP (bez wiedzy i zgody Stalina) przeprawiły się przez Wisłę i uchwyciły przyczółki na Żoliborzu i Czerniakowie, które jednak po kilku dniach zmasowanych ataków niemieckich zostały zlikwidowane (24 wrzesień).
Wobec beznadziejnej sytuacji militarnej, braku bronii, żywności i leków, a przede wszystkim braku perspektyw prowadzenia dalszej walki KG AK podjęła rokowania z Niemcami, w efekcie których 2 października 1944, po 63 dniach powstania, w kwaterze dowództwa niemieckiego w Ożarowie podpisano akt kapitulacji. Układ przewidywał, że powstańcy traktowani będą jako jeńcy wojenni, a ludność cywilna miała zostać wysiedlona z Warszawy.
Powstanie zakończyło się klęską militarną, a tym samym nie osiągnięto również celów politycznych jakie miało dać wyzwolenie stolicy. Miasto uległo całkowitej niemal zagładzie, bowiem na osobisty rozkaz Hitlera rozpoczęto systematyczne wyburzanie całych dzielnic. Pod gruzami znalazło śmierć tysiące mieszkańców, dziesiątki tysięcy rozstrzelano. Jak się oblicza ogółem zginęło około 20 tys. powstańców i około 20 tys. ludności cywilnej, a około 85% miasta legło w gruzach.
Tak więc na pytanie, czy warto było bić się w sierpniu 1944 roku odpowiedź jest jedna: po trzykroć tak, bo nie było lepszego wyjścia. Argumenty domorosłych historyków, że w wyniku Powstania straciliśmy kwiat młodzieży, patriotyczny a więc najcenniejszy element w jakimkolwiek społeczeństwie, nie biorą pod uwagę faktu, iż ci sami ludzie zostaliby wymordowani przez NKWD a później resztki przez UB tak czy inaczej. Co do tego nie ma dwóch zdań. Natomiast, jak twierdzi prof. Andrzej Pomian, pułkownik Armii Krajowej, dzięki spuściźnie Powstania Warszawskiego, Polacy nigdy do końca nie stracili wolności i to w najciemniejszej godzinie komunistycznego terroru.
Tak więc była to przegrana bitwa która ocaliła naród. Nie od rzeczy, jak sadzę, będzie tu przypomnienie, jako przeciwwagi, powstania w Paryżu 19 sierpnia 1944. Pod przywództwem Henri Tanguy alias pułkownik Rol - zagorzałego komunisty - powstanie to wywołane zostało na rozkaz Stalina i miało dwa cele. Po pierwsze miało opanować miasto przed wkroczeniem Sił Wolnych Francuzów, pod dowództwem gen. de Gaulle oraz aliantów. Była to tzw. polityka faktów dokonanych, mająca na celu instalację komunistycznego zarządu Paryża. Częściowo to się powiodło, jako, że na akcie kapitulacyjnym obok nazwisk gen. von Choltitz (głównodowodzący siłami niemieckimi) oraz gen. Leclerc (Phillipe de Hautecloque) znalazł się podpis Rol-Tanguy. Drugim celem paryskiego powstania, na wypadek gdyby pierwszy zawiódł, było opóźnienie marszu sprzymierzonych na zachód, do Berlina. Ogółem do niewoli niemieckiej poszło 11 668 powstańców wśród nich 5 generałów, ze szpitali w Śródmieściu ewakuowano ok. 4 tys. rannych .Łącznie straty zabitych i rannych żołnierzy AK wynosiły ok. 22 tys. , straty ludności cywilnej ok. 150 tys . Zniszczono ponad 42% budynków oraz prawie 93% budynków zabytkowych . 1 mln mieszkańców straciło swoje miejsce zamieszkania . Powstanie Warszawskie pochłonęło ofiary sięgające nieomal granicy materialnych. Zryw powstańczy skazany był na niepowodzenie od samego początku; powodów było kilka. Po pierwsze Generał Komorowski źle ocenił sytuację i nadto ufał w intencje Rosjan. Nie wziął pod uwagę postawy Armii Czerwonej w sytuacjach ujawniania się oddziałów AK przy przeprowadzaniu akcji "Burza". Siły powstańcze były słabo uzbrojone, szczególnie doskwierał brak amunicji. Brak było dostatecznej łączności pomiędzy oddziałami i właściwej koordynacji działań. Brak było gwarancji ze strony Rządu Polskiego, że działania te zostaną wsparte poprzez zrzuty broni i zaopatrzenia. I wreszcie brak było jakiejkolwiek woli pomocy ze strony sojusznika, który zatrzymał swój pochód po zwycięstwo na przedpolach stolicy. I ten cel został przez komunistów osiągnięty, jako, że alianci na pomoc Paryża wysłali dwie francuskie dywizje, w tym jedną pancerną oraz 28 Dywizję Piechoty US. Gdzie by sprzymierzeni dotarli, mając do dyspozycji te siły trudno powiedzieć ale na pewno przekroczyli by linie Łaby.
Natomiast dziś, mówiąc o Powstaniu Warszawskim, mamy do czynienia z problemem historycznej amnezji na całym świecie. Dlaczego dzieje się tak, że to tylko my, Polacy pamiętamy o tej największej bitwie II Wojny Światowej, stoczonej przez zorganizowane podziemie? Nikt inny przecież nie zdobył się na taką ofiarę krwi, na taką walkę, której skutki, podobnie jak wojna Polsko-Bolszewicka 1921 roku, odczuwalne są do dziś w całej Europie? . Było dziełem żołnierzy Armii Krajowej i ludności cywilnej stolicy, ale w walce uczestniczyły też inne organizacje zbrojne, w tym oddziały komunistycznej Armii Ludowej. Miało więc charakter powszechnego zrywu stolicy. Było najdłuższym powstaniem wielkiego miasta w całej okupowanej w latach drugiej wojny światowej Europie. W dziejach polskich powstań narodowych – od insurekcji kościuszkowskiej 1794 r. poczynając – najtragiczniejsze i o najtrwalszych skutkach. Spór o sens polityczny i dziedzictwo powstania warszawskiego trwa do dziś i zapewne nigdy się nie skończy. Dlaczego, szefowie państw, i to nie tylko europejskich, kiedy udawali się na obchody 50-lecia Powstania, sądzili, że chodzi o powstanie w getcie warszawskim? Dziś, gdy Polska znów znalazła się w rodzinie europejskiej, gdy jest w strukturach NATO i na drodze do Unii czas najwyższy odkłamać prawdę o tej epopei wojennej, nadać jej odpowiednią rangę, którą sobie sama wywalczyła latem 44 roku.