Polacy w kampanii włoskiej.
Polacy w kampanii włoskiej
Już od roku 1940 marynarze polscy oswajali się z akwenami Morza Śródziemnego. Działały tu bazujące w Gibraltarze kutry służby specjalnej, przewożąc z okupowanych przez wroga wybrzeży rozbitków wojskowych z kampanii francuskiej, ochotników, polityków, agentów wywiadu. W eskorcie wielkiego konwoju płynącego na Maltę, wysłanego we wrześniu 1941 roku i atakowanego przez główne siły włoskiej floty wojennej, wyróżniły cię niszczyciele „Piorun” i „Garland”. W czerwcu 1942 roku w pobliżu Pantellarii zatonął, najechawszy na minę, niszczyciel „Kujawiak”.
Inwazja Włoch rozpoczęła się 10 lipca 1943 roku lądowaniem na Sycylii. W eskorcie statków załadowanych wojskami inwazyjnymi walczyły niszczyciele: „Piorun”, „Ślązak” i „krakowiak”. Wśród statków zaś użytych do przeprowadzenia wojsk płynęły: „Batory”, „Sobieski”, stary „Kościuszko” i nieduży „Narwik”. Operacja rozpoczęta 8 września pod Salerno omal nie skończyła się klęską. Siły desantowe zostały wyrzucone wprost pod lufy niemieckich dział i czołgów. Plaże pod Salerno stanowiły jedynie dogodne do lądowania miejsce na tyrreńskim wybrzeżu Włoch, pomiędzy cieśniną Messyńską i równoleżnikiem Rzymu. Losy desantu ważyły się długo. Wśród użytych tu jednostek morskich walczyły znowu niszczyciele „Piorun”, „Ślązak” i „Krakowiak”, oddziały zaś lądowe podpływały znowu na „Batorym”, „Sobieski” i „Narwiku”. „Piorunowi” przypadło w udziale odparcie ataku niemieckich ścigaczy torpedowych i zestrzelenie dwu samolotów. „Sobieski”, z którego lądowali brytyjscy komandosi, zestrzelił bombowiec. Mniej więcej w tym samym czasie, 15 września, okręt podwodny „Dzik” – mający już na swym koncie włoski tankowiec, trzy transportowce – rozgromił przy wybrzeżach Korsyki 11 jednostek morskich o łącznej pojemności 14 000 ton. W efekcie tego pogromu została właściwie uniemożliwiona ewakuacja drogą morską na Półwysep Apeniński wojsk niemieckich okupujących dotąd Korsykę. W tych samych dniach „Sokół”, bliźniaczy okręt „Dzika”, eskortował wojenne okręty włoskie, odpływające po kapitulacji na Maltę, a potem wyruszył wzdłuż całego Adriatyku aż po Puli na jugosłowiańskim dziś półwyspie Istria i tam zatopił dwa duże statki, uszkadzając trzeci. Oba polskie okręty podwodne Brytyjczycy nazwali Terrible Twins (Straszliwe Bliźniaki). 3 grudnia w zajętym już przez wojska alianckie porcie Bari, podczas wielkiego nalotu niemieckiego, zatonęło kilkanaście transportowców dużego konwoju zaopatrzeniowego nadpływającego właśnie ze Stanów Zjednoczonych. Zginęły wówczas dwie małe jednostki polskiej floty handlowej, „Lwów” i „Puck”. W tym samym konwoju znajdowały się jeszcze dwa inne polskie statki, „Lewant” i „Lublin”. Ocalały, wyprowadzone w porę na morze. Wśród statków, które tworzyły armadę transportową, dobijającą 22 stycznia do miejsca przeznaczenia, znalazły się niezmordowane: „Batory”, „Sobieski” i „Narwik”. Ostatnie działania polskich jednostek morskich na Morzu Śródziemnym miały miejsce w sierpniu 1944 roku, w tak zwanej operacji „Dragoon’, który to kryptonim oznaczał lądowanie wojsk amerykańskich na Riwierze francuskiej. Walczył tam niszczyciel „Garland”, w składzie zaś floty inwazyjnej znajdowały się oczywiście „Batory”, „Sobieski”, a także „Tobruk”. I „Batorego” właśnie wybrał na swój statek flagowy dowódca uczestniczących w operacji wojsk francuskich, generał de Lattre de Tassigny.
Najsilniejszym z polskich związków taktycznych, jakie brały udział w drugiej wojnie światowej na frontach zachodnich, był walczący we Włoszech 2 korpus. Mocą układu, zawartego 30 lipca 1941 roku w Londynie pomiędzy rezydującym tam wówczas gen. Sikorskim a rządem radzieckim – rozpoczęto formowanie dwu polskich dywizji. Artylerzyści stanowili 30 procent stanu składu osobowego korpusu; na drugim miejscu znajdowała się piechota, 23 procent. Ogółem korpus obejmował 45 000 ludzi. Posiadał 660 dział, 170 czołgów, 180 samochodów pancernych, 400 carriersów, 5300 samochodów ciężarowych, 2000 samochodów specjalnych, 1300 samochodów lekkich, 600 ciągników, 80 transporterów opancerzonych oraz 2500 motocykli. Łącznie około 12 500 pojazdów mechanicznych. Dowódcą 2 Korpusu Polskiego był generał dywizji Władysław Anders.
Pierwsi przybyli do Włoch żołnierze z 3 Dywizji Strzelców Karpackich, lądując 21 grudnia 1943 roku w Tarencie. 8 stycznia wylądowało dowództwo korpusu z częścią oddziałów pozadywizyjnych. Całość sił korpusu przemieszczała się z Egiptu do połowy kwietnia, schodząc na ląd w Tarencie, Bari i Neapolu.
Bitwa o Monte Cassino, rzadziej nazywana bitwą o Rzym, była jedną z największych , najcięższych, najbardziej zażartych i przewlekłych bitew stoczonych w drugiej wojnie światowej na frontach zachodnich. Trwała pięć miesięcy i kosztowała aliantów 120 000 ludzi poległych, rannych i zaginionych. Porównuje się ją niekiedy z bitwą pod Verdun. We Włoszech południowych zaczynało się już lato i od wielu dni panowała piękna pogoda. Dzień 11 maja był jednak wyjątkowo pochmurny. Około południa spadł nawet nieduży deszcz. Oficerowie odbywali stanie odprawy, sprawdzano ostatnie szczegóły. Piechota polska czekała nocy ukryta w możliwie najbliższych jarach. Zdarzyło się kilka ucieczek. Nieustanny ogień nękający, prowadzony przez obie strony, był zjawiskiem normalnym dla Cassina i okolic.
Wieczorem w czasie kolacji, żołnierze otrzymali teksty rozkazów okolicznościowych. „Nadeszła chwila bitwy – stwierdzał dowódca 2 korpusu – Długo czekaliśmy na odwet i zemstę nad odwiecznym naszym wrogiem (...) zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego. W chwilach tych będą z nami myśli i serca całego narodu (...)”. Nigdy dotąd nie widziano tak ogromnej łuny, jaka 11 maja 1944 roku o godzinie 23.00 w nocy rozpaliła się nad Włochami. Na sygnał radiowy podany z Londynu tysiąc osiemset dział 15 Grupy Armii rozpoczęto przygotowanie artyleryjskie o takim natężeniu, jakiego aż do owej bitwy nie zanotowała historia wojen. W sektorze 2 Korpusu Polskiego nawała ogniowa kładła się przez czterdzieści minut na rozpoznane albo przypuszczalne stanowiska nieprzyjacielskiej artylerii, po czym stopniowo przechodziła na stanowiska piechoty, zbliżając się minuta po minucie do własnych rubieży. O godzinie 1.30 batalion 2karpacki, poszedł na wzgórze 593. W piętnaście minut później 1 batalion karpacki wyruszył w „Gardziel”. Bitwa stawała się coraz bardziej zażarta. Wzięto jeńców. Jeden z nich, ranny kapitan, niespodziewanie pchnął nożem pochylającego się nad nim z opatrunkiem polskiego sanitariusza. Zawziętość, ofiarność i męstwo przepadały jednak razem z ludźmi w potężniejącym ogniu. Obserwatorzy zameldowali, że natarcie Karpackiej odbywa się ze wzgórza 593. O drugiej wzgórze to było zdobyte, kilkudziesięciu jeńców odesłano w dół, na wsparcie zaś atakujących nadchodziła jeszcze jedna kompania batalionu. Około dziewiątej, Niemcy, zaatakowali znienacka stanowiska 12 pułku ułanów. Zostali jednak krwawo odparci. Najdłużej przetrwali w dogorywającym natarciu strzelcy z 1 batalionu karpackiego. 12 maja o czwartej po południu, kiedy jeszcze trwały walki na wzgórzach masywu, ale kiedy w dowództwie wiedziano już że są to walki wygasające, dowódca 8 armii odwiedził dowódcę 2 Korpusu Polskiego i oświadczył, że w tej fazie bitwy Polacy wykonali swe zadanie. „Nie zdobyto terenu – ale Niemcy zostali ciężko poturbowani. Swym poświęceniem na wierzchołkach gór Polacy ułatwili zadanie dywizjom brytyjskim, działającym w dolinie.” Tymczasem trwało gorączkowe ściąganie świeżych sił. Dowódca 2 Korpusu Polskiego zamierzał nowe natarcie rozpocząć już 12 maja po południu. Miał wówczas w dyspozycji nietkniętą 2 brygadę karpacką oraz 16 i 17 bataliony lwowskie. Przerwę w bitwie dowództwo polskie wykorzystywało do granic możliwości. Drugie natarcie 2 Korpusu Polskiego miało ruszać 17 maja o siódmej rano. W istocie rozwinęło się wcześniej. 16 maja o wpół do ósmej wieczorem poszła ku prawej stronie „Widma” kompania 16 batalionu. O jedenastej w nocy batalion panował nad znaczną częścią wzgórza. Około ósmej rano zaczęły wpełzać na wzgórze polskie czołgi. Dosyć łagodne stoki „Widma” pozwalały w zasadzie na próbę użycia broni pancernej, choć była to próba ryzykowna. Przewodnicy czołgów, saperzy, wciąż ginęli. Jeszcze wcześniej przeszły przez „Widmo”, w drodze do San Angelo, grupy szturmowe 17 batalionu, dowodzonego przez majora Mieczysława Baczkowskiego. Kompanie polskie czyhały na jakikolwiek nieostrożny ruch obrońców. Około szóstej rano 18 maja żołnierze 6 batalionu karpackiego wtargnęli do Messeria Albaneta. Opór niemiecki został tam sparaliżowany około godziny ósmej. W tym samym czasie żołnierze 5 batalionu wchodzili na wzgórze 569. O godzinie 10.20 nad olbrzymim rumowiskiem klasztoru ukazała się flaga polska. Następnie na rozkaz dowództwa 2 korpusu ułani podolscy wywiesili obok flagę brytyjską na znak braterstwa broni z żołnierzami 13 korpusu i na znak przynależności korpusu polskiego do sławnej 8 armii. Wkrótce potem amerykański myśliwiec nadleciał lotem koszącym nad klasztor i zrzucił obok flag wiązankę róż.
„Korpus Polski, wspaniała formacja bojowa – napisał generał Clark, dowódca 5 armii amerykańskiej – sprawił to, czego nie potrafiliśmy wszyscy: zdobył Monte Cassino”. 2 Korpus Polski stracił 923 poległych, 2 921 rannych i 94 zaginionych. Razem niespełna 4 000 ludzi czyli około 4 procent stanu. „Działania 2 Korpusu Polskiego – stwierdza w swym dziele o kampanii włoskiej płk Shepperd – okazały się jednym z najzacieklejszych bojów całej wojny”.
„Był to wielki dzień sławy dla Polski – powiedział po bitwie generał Alexander, zwracając się do żołnierzy polskich podczas ceremonii dekoracji ich dowódcy – kiedy zdobiliśmy tę warowną fortecę, która sami Niemcy uważali za niemożliwą do zdobycia (...). Żołnierze 2 Korpusu Polskiego! Jeżeliby mi dano do wyboru pomiędzy jakimkolwiek żołnierzami, których chciałbym mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym Was, Polaków”.