Komercja wśród muzyków
Komercjalizacja jest ogółem zmian, które mają ca celu poparcie czegoś na zasadach handlowych (komercyjnych). Słowo to odnosi się do wielu dziedzin ludzkiej aktywności – przykład – komercjalizacja sztuki; dzieła stają się przedmiotem handlu, twórczość jest podporządkowana dla osiągnięcia zysku i związana z dostosowaniem się do potrzeb odbiorców. Zmiany te są uważane za bardzo negatywne, które niszczą jakość dzieł i niezależność artystów. Indywidualności stają się przeszkodą.
Zajmijmy się komercją wśród muzyków. Zauważyłam, że wiele osób używa stwierdzenia, że zespół jest komercyjny, a przez to kiepski, pozerski, robiący wszystko dla pieniędzy. Według mnie to pojęcie jest źle interpretowane przez ludzi; znajdą się zespoły, które opierają na komercjalizacji swoje idee.
Wśród muzyków czy w ogóle artystów, najwyraźniej widać podziały, a raczej etykietki tych komercyjnych i nie komercyjnych. Jedni różnią się od drugich celem swoich działań. Na początku jest albo pieniądz, albo misja. Gorzej, gdy misją jest pieniądz. Tak czy inaczej, ludzie chcą się dzielić na tych którzy robią coś dla samego faktu robienia, inni zaś po to, aby otrzymywać z tego materialne korzyści. Gorzej, gdy ktoś nie może sobie pozwolić na samą misję, bo ma na przykład rodzinę do wyżywienia.
Przeprowadziłam sondę wśród znajomych na temat tego zjawiska wśród muzyków. Odpowiedziano mi, że najbardziej komercyjni są w Polsce np. Doda, a poza granicami naszego kraju niemiecki zespół Tokio Hotel, różne boysbandy, amerykańscy raperzy (np. 50 Cent, The Game) i zespoły, grające tzw. kalifornijski punk rock (np. Good Charlotte, Green Day, My Chemical Romance). „Oni się po prostu sprzedają, ich piosenki są
50 Cent stara się, aby jak najwięcej osób Go usłyszało – wywiady, ekskluzywne imprezy, udzielanie się na płytach znajomych z G-Unit... Mój kolega skomentował to
w ten sposób, że „po otwarciu lodówki wkrótce wyskoczy z niej Pan Półdolarówka”. 50 Cent,
a właściwie Curtis James Jackson III, uznawany jest za pseudogangstera i tzw. pozera;
w swoich utworach bardzo często chwali się swoim majątkiem – można więc powiedzieć, że Jego rap jest muzyką dla wybranych.
Chciałabym poruszyć też wątek zespołu Green Day. Ich ostatni studyjny krążek pt. „American Idiot”, napiętnowany niechęcią do postaci George’a W. Bush’a i jego polityki, odniósł ogromny sukces. Słucham tego zespołu od dobrych kilku lat i nie przejmuję się tym, że uchodzi on za komercyjny. W 2002/2003r. grupa była na granicy upadku, ale za sprawą żony wokalisty istnieją do dziś; nagrali album o życiu w Ameryce po wybuchu wojny w Iraku, nazywany często „punk rockową operą”. „Byli wszędzie” – chcieli, żeby świat usłyszał, jakie naprawdę są Stany Zjednoczone widziane oczami Amerykanów i ich menadżer się o to postarał. Panowie z Green Day’a zaprzeczają komercji mówiąc, że „chcą tylko grać rock’n’rolla”. Patrząc na to z drugiej strony – gdyby aż tak bardzo zależało im na pieniądzach, to czy przeznaczaliby duże sumy na cele charytatywne..? Green Day nagrał w 2006r. wraz
z U2 utwór „The Saints Are Coming” i cały dochód z singla został przeznaczony na pomoc dla ofiar huraganu Katrina. Muzycy z rodziną pomagali też poszkodowanym przy remontach domów, np. malowali ściany, naprawiali dachy. Wg mnie zrobili to, bo mają dobre serca; inni mogą stwierdzić, że to tylko tani chwyt, by się przypodobać ludziom.
Mówiąc o komercji nie można zapomnieć o naszej wspaniałej, niezastąpionej, przebojowej i inteligentnej Dorocie Rabczewskiej, czyli Dodzie – byłej wokalistce zespołu Virgin. Chce, by ciągle o Niej mówiono, ma cięty język i bardzo przeklina. Dość ładna, urodziwa, obdarzona przez naturę, co specjalnie podkreśla operacjami plastycznymi. Swoim wyglądem i ubiorem zwraca na siebie głównie uwagę mężczyzn. Wykonuje muzykę popularną, dla tłumów; ma mocny głos, piosenki są robione „pod nią”, parkiet należy do Niej. To wszystko robi dlatego, żeby jak najwięcej osób jej słuchało, chodziło na koncerty, kupowało płyty. Takie są cele tej muzyki. To wszystko przypieczętowała nieudanym małżeństwem z bramkarzem Radosławem Majdanem i licznymi skandalami, m.in. głośną aferą z Grupą Operacyjną. Wiele osób uważa ją za tzw. blacharę, czyli wyzywająco ubierającą się dziewczynę, która regularnie chodzi do solarium i zwraca uwagę na luksusowe samochody mężczyzn. Chociaż jestem osobą tolerancyjną, to mam nie do końca dobrą opinię o tejże Pani.
Tokio Hotel to grupa nastolatków, wypromowanych przez różnego rodzaju producentów i menadżerów widzących w nich worek pieniędzy. Wielka reklama, duże wydane sumy tylko po to, żeby ludzie zaczęli ich słuchać i w ten sposób Ci ludzie mogli zarabiać na fanach. Zespół ten swój image i styl muzyki dostosowali do obecnych trendów, by mogli być jeszcze bardziej popularnymi niż byliby normalnie. Mówi się, że wizerunek wykreowali im sami menadżerowie, a muzycy go jedynie zaakceptowali. Często spotykałam się z pytaniem dotyczącym wokalisty – „to jest chłopak, czy dziewczyna?” i wzbudzało to wiele kontrowersji. „Poziom granej przez zespół muzyki nie jest wysoki, lecz wielu fanów (głównie fanek) tego nie widzi, gdyż są oślepieni reklamami i tą całą
W jednym z podręczników do matury z języka angielskiego znalazłam ciekawy tekst, który mówił o boysbandach. Na szczęście udało mi się przetłumaczyć część artykułu. Oto fragment: „W zespole zawsze jest 5 (chłopców/mężczyzn), którzy uśmiechają się tak samo, by robić wrażenie bardzo miłych. Mówią też, że są paczką przyjaciół a nie boysbandem, co jest nieprawdą. Menadżerowie załatwiają im wiele sesji zdjęciowych, ukazujących ich ciała. Ich muzyka jest słaba: nie potrafią śpiewać, nie piszą własnych utworów, grają piosenki z lat 70-tych w nowych aranżacjach i mają nadzieję, że fani są za młodzi, żeby te kawałki znać i pamiętać. Są popularni głównie z powodu dziewcząt. One lubią boysbandy, bo ich członkowie z reguły są bardzo przystojni, każda dziewczyna może znaleźć kogoś dla siebie wśród członków zespołu. W każdym składzie jest przynajmniej jeden blondyn i jeden brunet. Jest także przynajmniej jeden, który wygląda młodziej od innych i jest ‘przeznaczony’ dla tych młodszych fanek. Jest tez jeden, który wygląda na normalnego i trochę nudziarza, bo on jest dla tych nieśmiałych dziewczyn, które nie maja za dużo pewności siebie.”.
Obserwowałam z ciekawości działalność niemiecko-amerykańskiej grupy Us5, która jest typowym przykładem boysbandu. Niedawno odeszła jedna osoba z grupy, przyszła nowa na wolne miejsce. Nowym trendem w ówczesnych czasach jest emo, do mody powróciła także manga i anime. Co zrobili członkowie zespołu, by być modnymi? Zapewne pod wpływem menadżera jeden zmienił fryzurę na styl bohatera japońskiego komiksu, kolejny stał się emo. Moja mama porównuje to do snobizmu; braku własnego stylu, konformizmu...
Podsumowując: „Komercha” jest niczym innym jak działaniem nastawionym na osiągnięcie zysku. Obecnie nawet fryzjerzy i sklepikarze uchodzą za komercyjnych. Zastanawia mnie fakt, dlaczego właściciel dobrze funkcjonującego przedsiębiorstwa jest odbierany pozytywnie jako osoba zaradna i obrotna, a np. raper, który zachęci większą ilość słuchaczy do kupienia swojego albumu jest nazwany „śmieciem” czy „komercyjną świnią”? Nie widzę powodu, żeby np. muzyk musiałby się zrzekać wynagrodzenia za – jakby na to nie patrzeć – pracę. Nie rozumiem, dlaczego sukces finansowy jest często równoznaczny z utratą poważania wśród odbiorców...
Na początku lat 90. runęły wszystkie mity związane z glam rockiem lat 70. i muzyką disco lat 80. Na scenę wkroczył nowy nurt – grunge - pełen mocnego, wyróżniającego się brzmienia, bazującego na takich gatunkach, jak heavy metal, punk rock czy rock alternatywny. Choć jego twórcy manifestowali swój sprzeciw wobec komercji i całej otoczki towarzyszącej znanym zespołom, gatunek ten w mgnieniu oka stał się dominującym w latach 1991-1994 (głównie za sprawą Nirvany), pozostając jedną z najważniejszych odmian rocka do dziś.
Mój kolega, będący jednym z muzyków metalowych, uznaje komercję za tzw. wizerunek uniwersalny (mający się podobać większości społeczeństwa), który „jest bliskoznaczny z dobrze znanym pojęciem kiczu i przeczy muzyce jako dziełu sztuki. Komercja przede wszystkim związana jest szybkim rozwojem mediów i środków masowego przekazu. Jak dobrze wiadomo, średnia IQ jest coraz niższa i łatwo przyswaja tylko to, co jest maksymalnie uproszczone.”
Jedni powiedzą, że twórcą komercyjnym jest ktoś, kto wydał płytę i udało mu się na niej zarobić, a inni – że to osoba, przyznająca się do tworzenia dla pieniędzy. Często nie ocenia się muzyki pod względem tekstu, głosu, podkładu czy ogólnej estetyki, tylko zwraca uwagę na wizerunek i popularność artysty. Nasuwa mi się pytanie: czy w dzisiejszych czasach, żeby zaistnieć na scenie muzycznej oprócz talentu (i to nie zawsze) potrzebna jest dobra reklama, to czy określenie „komercja” ma jakikolwiek sens...?
*** praca pisana na podstawie źródeł z internetu, książki oraz moich przemyśleń i zdań znajomych. oceniona przez nauczyciela na 5.