Studia: darmowe czy płatne?

Coraz częściej w Polsce mówi się o wprowadzeniu odpłatnych studiów. Zdania są podzielone, co więcej, każda ze stron ma mocne argumenty. W dzisiejszej debacie chciałabym rozważyć owe „za” i „przeciw”, by móc dojść do pewnych wniosków i rozjaśnić tę sytuację.

Zacznijmy od tego, że przecież sama Konstytucja (art. 70) mówi o tym, że nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna, także w szkolnictwie wyższym. Owszem, niektóre usługi mogą być płatne – i one już są płatne. Wprowadzenie odpłatności za szkolnictwo wyższe zmuszałoby do zmiany konstytucji, co nie jest prostym krokiem, biorąc pod uwagę fakt, że już teraz bulwersuje wielu ludzi, więc zdobycie większości głosów może okazać się bardzo trudne. W myśl art. 71 każdy obywatel powinien mieć równy i powszechny dostęp do oświaty. Dlaczego nagle powinniśmy ograniczyć grupę studentów do tych, których stać na opłacenie edukacji? Ograniczałoby to wielu zdolnych ludzi, gdyż z jakiegoś powodu nie mają pieniędzy. A co z rodzinami wielodzietnymi? Weźmy pod uwagę, że utrzymanie się studenta w dużym mieście to i tak spory wydatek – czynsz, żywność, dojazdy. Co będzie, gdy dojdzie jeszcze czesne? Stypendia nie rozwiążą tego problemu, gdyż jest ich ograniczona ilość, nie mówiąc już o tym, że stypendia mogą dostać uczniowie, których w rzeczywistości stać na opłacenie studiów, a nie ci potrzebujący. Przecież bardzo często zdarzają się wszelkie manipulacje w wykazywaniu dochodów, nie mówiąc już o załatwianiu pewnych rzeczy „po znajomości”. Nie łudźmy się, że nagle da się uniknąć takich problemów. Co z tymi, którzy chcą się uczyć, a nie mają do tego prawa?
Już teraz narzekamy na brak inżynierów, umysłów ścisłych. Co wtedy, kiedy osoby te zrezygnują z takich studiów właśnie z braku pieniędzy? Czystym paradoksem byłaby sytuacja, by nam odbierać prawo do darmowej edukacji, a następnie sprowadzać osoby z zagranicy, które wykonywałyby określone zawody.

Nie można generalizować, że wiele osób studiuje tylko dlatego, żeby nie iść do pracy.
Szkoła średnia nie daje często oczekiwanego wykształcenia. Ludzie, szczególnie ci uczęszczający do LO idą tam po to, by następnie móc kontynuować naukę na studiach, by poszerzyć swoją wiedze, stać się fachowcem w pewnej dziedzinie. Oczywistym jest fakt, że spadnie liczba osób chętnych na dalszą, płatną edukację. Czy w imię rzekomo lepszej, lecz dużo mniej licznej populacji magistrów możemy ograniczać światopogląd innych? Studia są ważne, bo pomagają nam się nadal rozwijać, nie zatrzymują na pewnym stopniu. Potencjalny osiemnastolatek nie jest w stanie zawsze dokonać właściwego życiowego wyboru, bądź co bądź to dopiero początek jego dorosłości, studia są takim połączeniem między dzieciństwem a dorosłością, one pomagają się sprawdzić, zastanowić nad życiem, nadać mu jakiś bieg. Już coraz młodszym dzieciom zabiera się dzieciństwo, by szły do szkoły, teraz młodzież będzie musiała iść do pracy, by zarobić na studia, nie mówiąc już o tym, że wiek emerytalny jest coraz bardziej odsuwany.
Wiele osób, których nie będzie stać na opłacanie edukacji pójdzie do pracy – czy oni faktycznie będą się nadawać? Czy taka osoba, właściwie jeszcze dziecko, będzie w stanie sprostać oczekiwaniom? Czy może będzie rosło pokolenie bezrobotnych, niewykształconych Polaków? Powstanie klasa ciemna, osób nieznających się na życiu, którymi będzie można manipulować. Nie mówiąc o tym, że pogłębią się rozłamy w społeczeństwie między tymi, co ich było stać, a tymi, którym zabrano tę szansę. Czy o to nam chodzi? Nie mówiąc już o tym, ze rzesza ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jak ważna jest edukacja, tworząc płatne studia sami przyczynimy się do zacofania społeczeństwa, które i tak często uważamy za już ograniczone.

Kolejnym skutkiem będzie brak rywalizacji na studiach. Zmaleją lub całkowicie znikną tzw. progi, które zakładają, że na dany kierunek dostaną się ci najlepsi. Na studia będzie mógł iść każdy, kto ma pieniądze, wiedza może stać się rzeczą drugorzędną. Nadal więc będziemy kształcić m.in. osoby, które nie nadają się do pełnienia swych funkcji, nie mówiąc o tym, ze liczba osób wykształconych w ogóle zmaleje. Nie jestem więc przekonana do tego pomysłu.
Studia płatne są w krajach dobrze rozwiniętych gospodarczo, gdzie ludzi stać na nie, a Polska jeszcze do takich nie należy. Nie można mówić, że jeśli w innych krajach ten system dobrze się sprawdza, to tak będzie i u nas. Tam ludzie zarabiają dużo więcej, więc ich na to stać. Polacy pracujący za granicą na budowach, sprzątając, są w stanie zapewnić byt całej rodzinie, wybudować sobie dom, kupić samochód i wydawać, w Polsce osoby na tych stanowiskach ledwie mogą się utrzymać, spełnić minimum egzystencjalne, więc głupotą jest porównywać nas z krajami zachodnimi. Jeżeli będziemy dobrze funkcjonować – jak najbardziej będzie to dobry pomysł, lecz na to jeszcze za wcześnie. Musimy najpierw wzmocnić się gospodarczo, dopiero później przeprowadzać tak radykalne reformy. Gdyby poprawić warunki życia, wtedy taki system miałby same zalety: uczelnie konkurowałyby o studentów, a raczej o ich pieniądze, dzięki czemu starałyby się o najlepszą kadrę, która bardziej przykładałaby się do kształcenia młodych, co rzeczywiście przekładałoby się na ich wiedzę. Zniknąłby ten problem, gdzie nauczyciele chętniej spełnialiby swoje obowiązki w szkołach prywatnych, jednocześnie przykładając mniejszą uwagę do uczelni państwowych. Uczelniom zależałoby na studentach, gdyż to oni zapewnialiby jej byt.

Zaoszczędzone pieniądze w budżecie państwa szłyby na inne cele, co ulżyłoby gospodarce, nastąpiłby większy rozwój w innych dziedzinach. Jest tyle przedsięwzięć, które nie mogą być zrealizowane z braku finansów – wtedy można by zacząć rozwijać nasz kraj, pomóc mu istnieć na arenie międzynarodowej. Jak wiadomo współpracę najchętniej podejmuje się z państwami dobrze rozwiniętymi, jak można podnosić nasz kraj, skoro coraz więcej pieniędzy przeznacza się na edukację, a i tak ciągle brakuje.

W końcu student, który płaci za naukę, nie marnowałby tej możliwości, gdyż zwyczajnie szkoda by mu było jego własnych pieniędzy. Przykładałby się do niej i starał coś wynieść z tych studiów. Marnować pieniądze podatników jest łatwo, lecz ze swoimi byłoby ciężej. Jeżeli ktoś płaci za szkołę, to robi wszystko, by te pieniądze się nie zmarnowały i jak najlepiej przełożyły na jego przyszłe możliwości.

Ale czy aby na pewno problem jest w braku funduszy na uczelniach? Przecież na dzień dzisiejszy każde studia dzienne maja swój odpowiednik w studiach zaocznych i wieczorowych. Rzesza studentów, kształcących się na nich płaci niemałe pieniądze. Sumując zatem kilkadziesiąt kierunków z kilkoma setkami tysięcy płacących studentów, a także opłatami rekrutacyjnymi co roku, opłatami za poprawkę, pieniędzmi, które daje unia i państwo, nie wychodzi mała kwota. Więc czy na prawdę to tutaj leży problem? Czy za te pieniądze, które są, nie da się poprawić standardów?
Przecież do tej pory studia były bezpłatne, ilu fachowców wykształciliśmy, ilu Polaków ma duży wkład w rozwój techniki, nauki? Jest to ogrom, problem jest w tym, ze ludzie ci pracują dla innych krajów w skutek drenażu mózgów, gdyż u nas nie mają perspektyw, możliwości, za mało się im płaci, wręcz zmusza do wyjazdu. Uważam zatem, że nie chodzi o możliwości, które nagle dadzą uczelnie za większe pieniądze, lecz z tym, jakie perspektywy mają młodzi po ukończeniu studiów. Skupmy się na tworzeniu nowych miejsc pracy, nowych możliwości, walczmy nie ze studentami, lecz z tak niebezpiecznym drenażem mózgów!

Dodaj swoją odpowiedź
Administracja

Motywacja w pracy

Wstęp

Współczesne firmy, chcąc pozyskać wykwalifikowanego pracownika, są zmuszone do zaoferowania, oprócz atrakcyjnego wynagrodzenia, także szeregu świadczeń pozapłacowych. Rola tych świadczeń, oferowanych przez przedsiębiors...