Max Weber, „Polityka jako zawód i powołanie”.
MAX WEBER, „Polityka jako zawód i powołanie”.
Relacja władzy (rządzący – rządzeni, dominujący – podporządkowani) jest podstawową relacją w życiu społeczeństw ludzkich, trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek grupę bez przywództwa lub podziału ról na rządzących i rządzonych. Ta relacja występuje na wszystkich poziomach życia społecznego – w rodzinie, w państwie. Relacja władzy jest elementarną w życiu społecznym. Max Weber – autorytet i klasyk tej problematyki, stworzył teorię władzy i polityki, koncepcję państwa, koncepcję demokracji formalnej, koncepcję biurokracji. W literaturze przedmiotu politycy i funkcjonariusze administracyjni, w tym dyplomaci, zaliczani bywają do kategorii funkcjonariuszy publicznych. Powinni oni kierować się pewnymi wspólnymi zasadami postępowania, przestrzegać takich samych wartości. Równocześnie jednak, ich role czy obowiązki stanu nie są identyczne i dlatego nie są też identyczne powinności, których źródłem są normy etyczne. By uchwycić te zróżnicowania, niezbędne wydaje się rozważnie natury zadań i obowiązków, ciążących na obu tych grupach. I tu sprawa polityków wydaje się nie rodzić większych trudności. Jest to zawód: wymagający określonych umiejętności, mający ustalone reguły i standardy działania. Inaczej
przedstawia się sprawa, jeśli chodzi o polityków. Co prawda, niektórzy
w ankietach jako zawód wpisują: polityk, ale nasuwa to wątpliwości.
Max Weber napisał rozprawę pod tytułem Polityka jako zawód i powołanie. W każdym nieomal zespole czynności, które określają naszą rolę w życiu społecznym, naszą aktywność na tej płaszczyźnie, występują te dwa elementy: zawód i powołanie. W różnej jednak proporcji. Zawodu przede wszystkim trzeba się wyuczyć, trzeba przestrzegać określonych rygorów związanych z jego wykonywaniem. O dopuszczeniu do tego wykonywania decyduje często wykazanie się określonymi kwalifikacjami. Tak jest w dyplomacji - jest, czy powinno być w dyplomacji. Dwa dni po wyborach do Reichstagu Max Weber wygłosił wykład pt. „Polityka jako zawód i powołanie”. W sytuacji gdy do uzyskania władzy dążyli czasami zupełni polityczni amatorzy, Weber próbował wskazać, jakie cechy czynią polityka wartościowym dla państwa. Szukał odpowiedzi na pytanie jaką osobę można nazwać „politykiem z powołania”, próbował opowiedzieć jakie są koszty i niebezpieczeństwa zawodowego zajmowania się polityką. Próbował też rozprawić się z idealizmem i absolutyzmem etycznym przenikającym osoby rozpoczynające swą przygodę polityczną.
Max Weber w swojej książce „Polityka i nauka jako zawód i powołanie” rozpoczyna swoją rozprawę na temat polityki od próby zdefiniowania tego czym jest polityka, jak należy ją definiować. Zwraca uwagę na to, że pojęcie polityka jest niezwykle szerokim pojęciem i odnosi się do wielu sfer życia np. m.in. do polityki banków, szkolnictwa, gmin czy domostw. On podejmuje temat polityki rozumiejąc ją jako kierowanie lub wywieranie wpływu na kierowanie związkiem politycznym, w dobie współczesnej – państwem. Zdaniem Webera socjologiczna definicja nowoczesnego państwa może odwoływać się tylko do specyficznego środka, który właściwy jest państwu, tak jak i każdemu związkowi politycznemu: do przemocy fizycznej. Przemoc w państwie nie jest czynnikiem normalnym czy jedynym o nim stanowiącym, ale jest dla niego specyficzny. Według Webera „państwo jest taką wspólnotą ludzką, która w obrębie określonego terytorium – owo terytorium stanowi jej wyróżnik – rości sobie (z powodzeniem) prawo monopolu na wywieranie prawomocnej przemocy fizycznej. A więc polityka czy wszelkie określenia „polityczny/a” oznaczają dążenie do udziału we władzy lub wywierania wpływu na podział władzy. Kto uprawia politykę ten dąży do władzy nad jej poddanymi. Weber stara się udzielić odpowiedzi na pytanie: kiedy i dlaczego tak się dzieje? Jakie są podstawy uprawomocnienia się tego panowania? Wskazuje on na trzy podstawy prawomocności panowania:
- obyczaj uświęcony szacunkiem, a więc panowanie „tradycyjne”, sprawowane przez patriarchę czy też księcia patrymonialnego dawnego typu,
- autorytet niecodziennego, osobistego daru łaski, charyzmy, sprawowane przez proroka lub w sferze politycznej wódz wojenny, wielki demagog, przywódca partii politycznej.
- panowanie na mocy „legalności”, na mocy wiary w ważność legalnego ustanowienia, to panowanie, jakie sprawuje nowoczesny „sługa państwa”.
Webera interesuje szczególnie drugi typ, czyli panowanie na mocy oddania charyzmie przywódcy, bowiem tu upatruje on zakorzenienie idei powołania w jej najpełniejszej postaci. Jego osobie i jakościom przez nią ucieleśnianym należne jest oddanie tych, którzy są z nim: uczniów, zwolenników, najbardziej osobistych stronników. Politycy z „powołania” nie są nigdzie postaciami, które jako jedyne wpływają na sposób walki o władzę polityczną. Ważny jest rodzaj środków pomocniczych jakimi oni dysponują, a które utwierdzają ich w swoim panowaniu. Sprawowanie panowania wymaga stałej administracji, której funkcjonowanie nie jest możliwe bez nieustannego posłuszeństwa wobec prawomocnej władzy, a z drugiej strony bez rozporządzania za pośrednictwem tegoż posłuszeństwa tymi dobrami rzeczowymi, które w razie konieczności są niezbędne dla zastosowania przemocy fizycznej: osobowym sztabem administracyjnym i rzeczowymi środkami administracyjnymi. Sztab administracyjny jest związany posłuszeństwem z władzą za sprawą dwojakiego rodzaju środków: wynagrodzenia materialnego i godności społecznej. Dla utrzymania panowania opartego na przemocy potrzeba pewnych materialnych zewnętrznych dóbr rzeczowych. Wszystkie porządki państwowe dadzą się podzielić według tego, czy opierają się one na zasadzie, że ów sztab ludzi – urzędników czy innych – których posłuszeństwo władca musi mieć zagwarantowane, ma we własnym posiadaniu środki administracyjne czy też sztab administracyjny jest oddzielony od środków administracyjnych. Związek polityczny, w którym rzeczowe środki administracyjne całkowicie lub częściowo pozostają w osobistym władaniu zależnego sztabu administracyjnego, nazywa Weber, związkiem podzielonym stanowo. Pan w związku stanowym panuje przy pomocy samodzielnej arystokracji, dzieli z nią panowanie. Istnieje też forma własnego zarządu pana, gdzie opiera się on na warstwach pozbawionych własnej godności społecznej, warstwach całkowicie od niego zależnych. Rozwój państwa nowoczesnego wszędzie nabiera tempa od momentu, gdy książęta rozpoczynają wywłaszczanie zajmujących podobne jak oni pozycje samodzielnych przedstawicieli władzy administracyjnej. W nowoczesnym państwie rozporządzanie wszystkimi politycznymi środkami zarządzania zbiega się w jednym punkcie – żaden urzędnik nie jest już osobiście właścicielem pieniędzy, które wydaje. Dokonano więc całkowitego oddzielenia sztabu administracyjnego: urzędników i pracowników administracji, od rzeczowych środków zarządzania.
Warto przytoczyć pojęciowe stwierdzenie na temat nowoczesnego państwa, które rozumie on jako „zinstytucjonalizowany związek panowania, który w obrębie swego terytorium z powodzeniem dążył do monopolizacji prawomocnej przemocy fizycznej jako środka panowania i w tym celu skupił w rękach swoich kierowników rzeczowe środki zarządzania; przedtem zaś wywłaszczył wszystkich stanowych funkcjonariuszy o autonomicznych uprawnieniach, którzy korzystali z własnego prawa do rozporządzania tymi środkami, i sam zajął ich miejsce poprzez swych najwyższych przedstawicieli.”
W ciągu politycznego procesu wywłaszczania pojawiły się pierwsze kategorie „polityków zawodowych” w drugim znaczeniu, a więc tych, którzy sami nie chcieli być panami, jak charyzmatyczni wodzowie, a tylko podejmowali służbę u politycznych władców. Z jednej strony przynosiło im to dochody, a z drugiej stanowiło ideową treść ich życia. Weber twierdził, że można uprawiać politykę, będąc politykiem „okazjonalnym”, jak i wykonując ten zawód jako zawód uboczny albo jako zawód główny. Politykami „ubocznie wykonującymi ten zawód” są dziś na przykład ci mężowie zaufania i szefowie partyjnych stowarzyszeń politycznych, którzy prowadzą tę działalność tylko w razie potrzeby i nie stanowi to głównej treści ich życia, ani w sensie materialnym, ani ideowym. Sięgając wstecz doradcy księcia musieli być całkowicie i wyłącznie oddani jego służbie, a więc musieli wykonywać ten zawód jako główny.
Istnieją dwa sposoby traktowania polityki jako zawodu. Albo żyje się „dla” polityki albo „z” polityki. Z reguły występują one raczej razem, przynajmniej w sensie ideowym, choć przeważnie też i materialnym. Dla kogo kto żyje „dla” polityki, stanowi ona w sensie wewnętrznym całe jego życie. „Z” polityki jako zawodu żyje ten, kto usiłuje uczynić z niej stałe źródło dochodów, „dla” polityki, ten kto tego nie robi. W warunkach własności prywatnej, aby ktoś mógł żyć „dla” polityki jego sytuacja materialna powinna być niezależna od dochodów jakie może mu przynieść polityka. Również człowiek żyjący „dla” polityki musi w taki sposób zarabiać, aby nie wymagało to od niego zupełnego zaangażowania i szczególnych zabiegów. Wolny od takiego działania jest wg autora rentier, czy właściciele ziemscy, w odróżnieniu od robotników czy przedsiębiorców. Weber uzasadnia to stanowisko tym, iż dla człowieka majętnego troska o ekonomiczne bezpieczeństwo jego egzystencji jest uświadomionym lub nie uświadomionym głównym punktem całej orientacji życiowej. „Honorowo” mogą prowadzić działalność polityczną ludzie „niezależni”, a więc posiadający majątek, przede wszystkim rentierzy. Albo też prowadzenie działalności politycznej zostanie umożliwione ludziom nie posiadającym majątku, a wtedy trzeba im zapłacić. Żyjąc z polityki, polityk zawodowy może być zwykłym beneficjentem albo płatnym urzędnikiem. Weber wskazuje na pewne niebezpieczeństwo, a mianowicie na fakt, iż wraz z rosnącą w wyniku powszechnej biurokratyzacji liczbą urzędów oraz rosnącym popytem na nie jako specyficzną formę zabezpieczenia bytu, tendencja ta rozwija się we wszystkich partiach i coraz częściej stają się one dla swych stronników środkiem do celu, którym jest takie właśnie zabezpieczenie bytu. W opozycji do tego stanowiska rozwija się jednak nowoczesna klasa urzędnicza, wysoko wykwalifikowana, specjalistycznie i fachowo wyszkolona. Jej cechą musi być wysoko rozwinięte poczucie godności i uczciwości. Wraz z awansem fachowo wyszkolonej klasy urzędniczej zaczęli pojawiać się „politycy zajmujący się kierowaniem”. Konieczność formalnie jednolitego kierowania całą polityką, włącznie z polityką wewnętrzną, przez jednego przewodzącego męża stanu wyłoniła się ostatecznie za sprawą rozwoju porządku konstytucyjnego. Początkowo jednak organizowanie władzy poszło inną drogą. Powstały najwyższe władze administracyjne o charakterze kolegialnym. Książe usiłował ratować się przed nieuniknionym wzrostem znaczenia fachowości wyszkolonych urzędników oraz utrzymać naczelne kierownictwo. Czynił to przez system kolegialny. Grupował wokół siebie „gabinet”, przez niego wydawał decyzje w odpowiedzi na uchwały rady państwa . Utajona walka między klasą urzędników fachowych i samowładztwem toczyła się wszędzie. Sytuacja zmieniła się wraz z pojawieniem się parlamentów i aspirujących do władzy przywódców partyjnych. Monarcha potrzebował ponadto jednej osobistości, która by go osłaniała, była odpowiedzialna przed parlamentem, to znaczy zdawała przed nim sprawę z własnych poczynań i przeciwstawiała się mu oraz negocjowała z partiami.
Rozwój polityki do poziomu instytucji, pociągał za sobą podział publicznych funkcjonariuszy na dwie oddzielne kategorie:
- urzędnicy fachowcy
- „urzędnicy polityczni”
Urzędnicy polityczni odznaczają się z reguły tym, że w każdej chwili mogą być dowolnie przesuwani, zwalniani lub też przenoszeni w tymczasowy czas spoczynku. Ich politycznym zadaniem jest przede wszystkim zadanie utrzymania „porządku” w kraju, a więc utrzymanie istniejących stosunków panowania. Większość politycznych urzędników nie ustępowała jakościowo wszystkim innym urzędnikom, gdyż warunkiem objęcia tych urzędów było ukończenie studiów uniwersyteckich, złożenie egzaminów fachowych, oraz odbycie określonej służby przygotowawczej, a więc cech typowych dla urzędników fachowych.
W dalszej części tekstu Weber próbuje wskazać na cechy typowe, właściwe politykom zawodowym. Rozpoczyna od wskazania ich głównych typów:
- w walce przeciw stanom książę zwracał się ku warstwom o niestanowym charakterze. Zwłaszcza ku duchownym przestrzegającym celibatu, którzy pozostawali poza mechanizmem normalnych politycznych i ekonomicznych interesów i nie podlegali pokusie, by wbrew swemu panu dążyć do władzy politycznej.
- drugą tego rodzaju warstwą byli literaci o humanistycznym wykształceniu.
- trzecią warstwą była szlachta dworska
- czwarta kategoria jest specyficznie angielska, to patrycjat obejmujący drobną szlachtę i miejskich rentierów
- piąta warstwa była specyficzna dla Zachodu, o decydującym znaczeniu dla całej struktury politycznej, byli to wykształceni prawnicy.
Znaczenie adwokatów w polityce zachodniej od chwili pojawienia się partii nie jest niczym przypadkowym. Uprawianie polityki przez partie oznacza właśnie działanie osób realizujących swoje interesy polityczne. Skuteczne prowadzenie spraw takich osób to właśnie rzemiosło wyszkolonego adwokata. Za najbardziej upowszechniony środek publicznego uprawiania polityki uznaje się słowo mówione i pisane. Krytyczna ocena jego oddziaływania należy do najistotniejszych zadań adwokata, a nie urzędnika fachowego. Prawdziwy urzędnik nie powinien zgodnie ze swoim właściwym powołaniem zawodowym uprawiać polityki, tylko administrować i być przy tym bezstronnym. Polityk powinien walczyć, urzędnikowi tego robić nie wypada. Honor urzędnika polega na umiejętności, by w sytuacji, gdy nadrzędna wobec niego władza obstaje przy poleceniu, które wydaje mu się niesłuszne, wykonać je na odpowiedzialność wydającego to pozwolenie w sposób sumienny i dokładny, tak jak gdyby odpowiadało ono własnemu przekonaniu urzędnika. Ludzie o predyspozycjach urzędniczych, są złymi politykami. Typem polityka-przywódcy jest na Zachodzie od czasów demokracji jest „demagog”. polityczny publicysta, a przede wszystkim dziennikarz, jest dzisiaj najważniejszym reprezentantem tego gatunku. Weber mówi, że kariera dzinnikarska nie jest normalna drogą awansu przywódców politycznych. Postać urzędnika partyjnego zrodził dopiero rozwój ostatnich dziesięcioleci. We wszystkich związkach politycznych o dużym zakresie działania uprawianie polityki jest z konieczności działaniem osób realizujących swoje interesy polityczne. Relatywnie mała liczba osób zasadniczo zainteresowanych życiem politycznym werbuje sobie stronników, prezentuje siebie jako kandydatów wyborczych, zbiera środki pieniężne i rusza na połów głosów. W praktyce oznacza to podział mających prawo wyborcze obywateli państwa na elementy politycznie aktywne i politycznie pasywne.
Partie były to najpierw po prostu stronnictwa arystokracji. Kręgi ludzi wykształconych i majętnych pod duchowym przywództwem typowych warstw intelektualnych Zachodu dzieliły się częściowo według interesów klasowych, częściowo według tradycji rodzinnej, częściowo według uwarunkowań czysto ideologicznych na partie, którymi warstwy kierowały. Tworzyli oni najpierw okazjonalne związki, ewentualnie lokalne kluby polityczne. Na tym etapie nie ma jeszcze partii jako trwałych związków o ponadlokalnej organizacji obejmującej cały kraj. Jednolita agitacja w kraju, stanowiła siłę napędową coraz energiczniejszego jednoczenia się partii. Ale nawet gdy kraj pokrywał się siecią lokalnych komórek partyjnych, charakter aparatu partyjnego jako związku notabli pozostawał na zasadzie nie zmieniony. Formalnie polityka stanowiła w głównej mierze zawód uboczny. Natomiast liczba osób zainteresowanych uprawianiem polityki pośrednio, przede wszystkim materialnie, była bardzo duża.
Najnowocześniejsze formy organizacji partyjnej, jakie zrodziła demokracja, masowe prawo wyborcze, konieczność werbowania mas, masowej organizacji, rozwój w kierunku jak największej jedności kierowania i jak najsurowszej dyscypliny. Ster w swoje ręce wzięli politycy nie będący deputowanymi do parlamentu, dla których jest to zawód główny. Byli to przedsiębiorcy, albo urzędnicy pobierający stałą pensję. Kandydaci byli wybierani przez zebrania zorganizowanych członków partii, one delegowały członków na zebrania wyższego szczebla. Władza pozostała jednak w rękach tych, których nieprzerwaną pracę stanowiło uprawianie polityki. Urzędnicy i przedsiębiorcy oczekują przede wszystkim, że demagogiczne oddziaływanie osobowości przywódcy w walce wyborczej przysporzy partii głosów i mandatów, tym samym zapewni władzę, a przez to powiększy szanse zwolenników partii na otrzymanie spodziewanego wynagrodzenia. Ale jest to także satysfakcja ideowa.
Regres następuje zawsze, gdy brak ogólnie uznanego przywódcy, a kiedy nawet taki jest, to trzeba czynić wszelkiego rodzaju koncesje na rzecz próżności i intensywności notabli partyjnych. Przede wszystkim jednak machina może się dostać pod panowanie urzędników partyjnych, którzy wykonują regularną pracę. Według poglądu niektórych kół socjaldemokratycznych, ich partia stała się ofiarą takiej biurokratyzacji. Urzędnicy względnie łatwo podporządkowują się osobowości przywódcy, ich materialne i ideowe interesy pozostają przecież w ścisłym związku ze spodziewanymi przez niego skutkami działania władzy partyjnej.
Weber twierdził, że angielscy parlamentarzyści zazwyczaj nie są niczym innym jak dobrze zdyscyplinowanym stadem do głosowania. W Anglii członek parlamentu ma tylko głosować i nie dopuszczać się zdrady partii, robić to, co zarządzi albo gabinet, albo lider opozycji. Tym samym ponad parlamentem stoi więc faktycznie plebiscytowy dyktator, który za pośrednictwem machiny skupia pod sobą masy i dla którego parlamentarzyści to tylko polityczni beneficjenci. W jaki sposób odbywa się selekcja tychże przywódców? Według jakich umiejętności? Zaraz po czynniku woli rozstrzygająca jest demagogiczna siła przemówień, które używają niejednokrotnie środków emocjonalnych.
W amerykańskiej organizacji partyjnej, szczególnie dobitnie uwyraźniła się zasada plebiscytowa. Za przyczynę tak wczesnego rozwoju plebiscytowej machiny w Ameryce Weber uważa to, że tylko tam szefem egzekutywy i patronatu nad urzędami był plebiscytowo wybrany prezydent i w wyniku podziału władzy był on niemalże niezależny od parlamentu. Naprzeciw siebie stawały partie pozbawione własnych przekonań, które w zależności od tego, jakie są szanse na zdobycie głosów, do każdej walki wyborczej dopasowują swoje programy. Programy i kandydatów ustala się na „narodowych konwencjach” partii bez udziału parlamentarzystów, a więc na zjazdach partii, na które wysyłania są przedstawiciele formalnie bardzo demokratycznie wybrani przez zebrania delegatów, ci zaś z kolei zawdzięczają swoje mandaty przedwyborczym zgromadzeniom partii. Wraz z systemem plebiscytowej machiny partyjnej wysuwa się na pierwszy plan „boss”. Jest on kapitalistycznym przedsiębiorcą, który na swój rachunek i na własne ryzyko stara się o głosy wyborcze. Jest on niezbędny dla organizacji partii, jest ona scentralizowana w jego ręku, w znacznym stopniu to on dostarcza jej środków. Zdobywa je częściowo ze składek członkowskich, opodatkowania pensji urzędników, z łapówek i napiwków, bezpośrednio przyjmuje pieniądze od wielkich magnatów finansowych. Boss szuka wyłącznie władzy, władzy jako źródła finansów, ale także władzy dla niej samej. Z reguły nie przyjmuje żadnego urzędu poza urzędem senatora w senacie federalnym. Rozdawanie urzędów następuje głównie według zasług dla partii. Boss nie ma stałych zasad politycznych, nie ma żadnych przekonań. Nie martwi go to, ze jako profesjonalista, jako polityk zawodowy jest pogardzany towarzysko. Sam nie sięga i nie chce sięgać po wielkie urzędy unii. Funkcjonowanie partii zostało więc sprężycie zorganizowane, niczym zakład o kapitalistycznym obliczu. Weber jednak zauważa, że Ameryka nie może być dłużej rządzona przez dyletantów. Administracja dyletantów już nie wystarcza. Urzędy obejmują kształceni na uniwersytetach urzędnicy, tak samo nieprzekupni i zdolni jak urzędnicy niemieccy.
W Niemczech decydujące warunki uprawiania polityki były następujące:
- bezsilność parlamentów;
- ogromne w Niemczech znaczenie wykształconej klasy urzędników fachowych;
- w Niemczech w przeciwieństwie do Ameryki były partie o przekonaniach politycznych, które twierdziły, że ich członkowie reprezentują „światopoglądy”. Najważniejsze spośród partii: Centrum i socjaldemokracja odżegnywały się od systemu parlamentarnego.
Niemieccy politycy zawodowi nie mieli władzy, nie ponosili odpowiedzialności, mogli tylko odgrywać dość podrzędną rolę notabli, wobec czego po czasie dochodziły do głosu kliki. Tą drogą rozwoju, ku klice notabli podążały wszystkie inne partie. Urzędnicy związków zawodowych, sekretarze partii, dziennikarze poszli w górę: partią zawładnęły instynkty urzędnicze. Była to klasa urzędnicza w najwyższym stopniu honorowa. Jednak i w tej partii wystąpiły omówione wcześniej konsekwencje panowania urzędników. Od lat osiemdziesiątych partie mieszczańskie stały się całkowicie klikami notabli. Weber zaznacza, że w Niemczech partie polityczne były i są klikami. Przypuszcza on, ze dokonuje się pewna zmiana, ale trudno ją jednoznacznie zdefiniować. Pojawiły się zalążki aparatów partyjnych nowego typu tzn. aparaty złożone z amatorów i aparaty ludzi interesu. Istniejące aparaty przegrupowały się, pracowały jednak nadal. Zjawiska te pozwalały mniemać, ze nowe aparaty być może już by działały, gdyby tylko byli przywódcy. Zakłada on, że to się zmienia. Kierowanie partiami przez plebiscytowych przywódców powoduje „pozbawienie duszy” stronników, ich duchową proletaryzację. Aby byli oni jako aparat użyteczni dla przywódcy, muszą być ślepo posłuszni. Ale wybór jest tylko jeden: albo demokracja z przywódcami, ale z machiną, albo demokracja bez przywódców, to znaczy panowanie „polityków zawodowych” bez powołania, bez wewnętrznych, charyzmatycznych walorów, które cechują właśnie przywódcę. Ten drugi rodzaj panuje w Niemczech. Jego dalszemu istnieniu sprzyjać będzie ograniczenie władzy i znaczenia Reichstagu jako miejsca selekcji przywódców oraz proporcjonalne prawo wyborcze, co w przyszłości umożliwi związkom interesów wywieranie presji w celu umieszczania ich urzędników w parlamencie, w którym nie będzie miejsca dla prawdziwych przywódców. Jedynym sposobem zadośćuczynienia potrzebie przywództwa mogłoby stać się stanowisko prezydenta Rzeszy, pod warunkiem, że byłby on wybierany plebiscytowo, a nie parlamentarnie. Weber nie umie przewidzieć, jak będzie się kształtowało uprawianie polityki jako zawodu. Zwraca uwagę jednak na to, że dla kogoś, kto jest zmuszony z powodu swego położenia majątkowego żyć „z” polityki, zawsze chyba pozostanie wybór: albo dziennikarstwo i posada urzędnika partyjnego jako typowe drogi bezpośrednie, albo też reprezentowanie cudzych interesów w związku zawodowym, izbie handlowej, izbie rolnej itp. Zasadnicze pytanie stawiane przez Webera to „jakim trzeba być człowiekiem, by móc kłaść rękę między szprychy koła historii?” , czyli jakie cechy powinna posiadać osoba, która chce sprawować funkcje polityczne? Weber wymienia trzy przymioty, które stanowią o klasie polityka. Trzeba pamiętać, że muszą one występować w odpowiednim natężeniu:
- namiętność
- poczucie odpowiedzialności
- wyczucie w ocenie, dystans wobec ludzi i rzeczy.
Twierdzi on, że „politykę robi się głową, a nie inną częścią ciała czy duszy” . A jednak oddanie się jej może zrodzić się i czerpać energię tylko z namiętności. Polityk musi pokonywać najpospolitszą próżność, która jest cechą rozpowszechnioną i prawdopodobnie nikt nie jest od niej wolny. Dążenie do władzy jest nieuniknionym środkiem pracy u polityka. Grzech przeciw świętemu duchowi jego zawodu zaczyna się, gdy to dążenie do władzy staje się nierzeczowe, gdy staje się przedmiotem czysto osobistego samoupojenia zamiast występować wyłącznie w służbie „sprawy”. W dziedzinie polityki istnieją ostatecznie dwa rodzaje grzechów: nierzeczowość i brak odpowiedzialności, a rodzą się one z próżności. Dlatego właśnie, że władza jest nieuniknionym środkiem, a dążenie do władzy jedną z sił napędowych wszelkiej polityki, nie ma bardziej zgubnego zniekształcenia siły politycznej niż chełpienie się władzą i próżne samouwielbienie w poczuciu władzy.
W odniesieniu do polityki Weber rozstrzyga jeszcze jedną bardzo istotną kwestię a mianowicie: rzeczywisty stosunek pomiędzy etyką a polityką? Zadaje on pytania o to, czy ta sama etyka obowiązuje tak w politycznym jak i każdym innym działaniu? Czy rzeczywiście z punktu widzenia etycznych wymogów stawianych polityce zupełnie obojętny jest fakt, że posługuje się ona bardzo specyficznym środkiem: władzą, za którą stoi przemoc? Uprawianie polityki najbardziej łagodnej i pokojowej, łączy się zawsze ze stosowaniem przemocy, to z konieczności popada ona w konflikt z zasadami etycznym, rozumianymi jako bezwzględny nakaz, płynący najczęściej z religijnego źródła. Na wstępie dzieli on polityków na tych, którzy są wyznawcami etyki przekonań i etyki odpowiedzialności. Tych pierwszych cechuje krótkowzroczność i absolutyzm etyczny. Wyznają oni zasadę, że zastosowanie dobrego etycznie środka musi przynieść dobry cel, a złego zły. Ignorują fakt, że czasem wyrządzenie małego zła może przynieść w efekcie wiele korzyści, jak i to, że nie zawsze czyn słuszny etycznie przynosi dobre rezultaty. Zwolennicy etyki odpowiedzialności biorą pod uwagę zarówno cele, jak i metody oraz skutki swych działań. Ważą je i wybierają wyjście które przyniesie efekty najbliższe założonym celom. Nie mogą jednak całkowicie ignorować przekonań, gdyż bez nich nie da się wybrać celów. Człowiek z powołaniem do polityki łączy więc obie te etyki. Wszyscy ci, którzy wkraczają do polityki z przekonaniem o własnej moralnej wyższości i czystości etycznej, zostają przez Webera sprowadzeni na ziemię. Pisze on o konsekwencjach wynikających z nieodłącznej cechy władzy, jaką jest posługiwanie się prawomocnymi środkami przemocy. Jakąkolwiek bowiem ideę chce się wcielić przez politykę, można robić to na dwa sposoby – albo przez uprawianie polityki opartej na etyce odpowiedzialności, albo na etyce przekonań. W pierwszym przypadku rezygnacja z wyłącznie dobrych metod w celu zwiększenia skuteczności działania jest równoznaczna z koniecznością użycia środków przemocy, które „same przez się, gdy znajdują się w rękach ludzkich związków, stanowią czynnik nadający specjalny charakter wszelkim problemom etycznym w polityce” . Chodzi o dwuznaczność tych środków, które użyte nawet w najlepszym celu stoją w konflikcie z zasadami etycznymi, płynącymi choćby z „Kazania na górze”. Natomiast w przypadku oparcia się na etyce przekonań skupianie się na dobrych środkach może przynieść fatalne skutki, odwrotne do zamierzeń. Etyka przekonań może zatriumfować w czasie rewolucji, lecz gdy przyjdzie do rozwiązywania problemów dnia codziennego okazuje się, że samą moralnością nie da się załatwić wszystkich spraw. Konieczne są pragmatyczne środki, włącznie z przemocą. Przekonali się o tym tak rewolucjoniści bolszewiccy, jak i przywódcy obozu solidarnościowego po przemianach 1989 roku. Wniosek z tego rozumowania jest taki, że polityk nie będzie nigdy czysty moralnie, choć Weber stwierdza, że etyki nigdy nie powinien się do końca wyzbyć, aby mieć wewnętrzny ogień, który napędza do walki o lepszy świat. Nie jest możliwe pogodzenie wtyki przekonań i etyki odpowiedzialności; nie można tez etycznie rozstrzygnąć, jaki cel ma uświęcać jakie środki; jeśli w ogóle robi się jakieś koncesje na rzecz tej zasady. Kto chce uprawiać politykę w ogóle lub nawet traktować ją jako zawód, musi być świadom tych etycznych paradoksów i swojej odpowiedzialności. Na zakończenie Weber stwierdza: „Tylko ten, kto jest pewien, że nie złamie się w sytuacji, gdy świat, widziany jego oczyma, okaże się zbyt głupi lub zbyt podły, by przyjąć to, co chce on światu ofiarować, i jest pewien, że wbrew wszystkiemu potrafi powiedzieć „mimo wszystko” – tylko ktoś taki ma „powołanie” do polityki”
Kim jest człowiek z powołaniem do pracy naukowej? To pytanie stawia sobie Weber w wykładzie „Nauka jako zawód i powołanie”. Rozważa też powiązane z tym tematem problemy: jaki jest sens nauki, jak wygląda codzienność pracy naukowej, a jak wyglądać powinna, jakie są zagrożenia dla nauki i co popycha naukowców do pracy.
Weber odpowiada na podstawowe pytanie o cechy, jakie wyróżniają naukowca z powołania, wymieniając czynniki warunkujące sukces procesu twórczego myślenia. A więc do wykonywania zawodu naukowca niezbędna jest pasja – gdyż bez umiejętności skupienia się na jednym szczególnym problemie i włożeniu w jego rozwiązanie całej duszy nie ma mowy o efektywnych badaniach naukowych. Pasja stanowi jednak jedynie wstępny warunek uprawiania nauki – niezbędne jest również natchnienie. Przynosi ono pomysły, bez których nie da się wytworzyć niczego nowego. Są one niesforne, rzadko przychodzą gdy człowiek siedzi nad biurkiem, częściej w chwili relaksu czy przez przypadkowe skojarzenia. Jednak oczywiście wcześniejsze rozważania i stawianie pytań kierunkują myśli w stronę owych pomysłów. Szanse na nowatorskie idee zależą od wrodzonego talentu i wyroków losu. Weber pisze, że „osobowość w dziedzinie nauki ma tylko ten, kto służy samej rzeczy” . Konieczne jest więc oddanie całej swej energii, pasji i uwagi nauce. Zastanawiające jest jak naukowiec widzi swoją pracę. Wszakże jest świadomy, że w wyniku postępu jego osiągnięcia zostaną zapewne w ostateczności sfalsyfikowane lub ulepszone, nie tworzy więc niczego wiecznego. Co naukowiec myśli o sensie swej pracy? Według Webera, naukowiec pracuje często dla samej nauki, dla czystej przyjemności pracy naukowej. Z nauki płyną jednak również praktyczne korzyści – daje nam ułatwienia w życiu codziennym, metody poprawnego myślenia oraz, co najważniejsze, jasność pozwalającą wydedukować jakie efekty przynieść może zastosowanie pewnych środków, oraz jakie środki są najlepsze dla realizacji danego celu. W efekcie pracy naukowej uzyskujemy odpowiedź na pytanie „co powinniśmy czynić, aby opanować życie w sposób techniczny?”
Nad sensem nauki zastanawiano się od stuleci. W różnych okresach historycznych był ona różnie rozumiany. W starożytności jako droga do prawdy, w renesansie do natury, później do Boga i do szczęścia. Weber cytuje stwierdzenie Tołstoja, że dzisiaj nauka zawiodła, bo nie odpowiada na najważniejsze pytania „jak powinniśmy żyć?”, „co powinniśmy czynić?”. Jaki jest więc sens nauki? Można na to odpowiedzieć podając argumenty z poprzedniego akapitu. Ale Weber zauważa również pewien bardziej abstrakcyjny sens nauki, który sprawia, że zmienia się cały sposób rozumienia świata. Dla współczesnych Weberowi zaczęła ona bowiem zastępować religię, która była źródłem spójnego systemu wartości. Racjonalizm, będący konstytutywną cechą nauki doprowadził do kryzysu wartości i relatywizmu moralnego. Człowiek wie, że rozmaite sfery życia, jak nauka, polityka, czy religia rządzą się swymi własnymi prawami. Każda z nich jest zbiorem pewnych wartości. Wszystkie są sobie równorzędne, żadna nie ma a priori ważności większej niż inna. Tylko od jednostki zależy, które z owych równie istotnych „bóstw” wybierze na swojego życiowego przewodnika. W tym sensie nauka zrewolucjonizowała świat również etycznie.
Według Webera nauka jest światopoglądem, racjonalnym i logicznym, ale opierającym się na niemożliwym do obiektywnego potwierdzenia założeniu, że racjonalność jest wartością wyższą od wszystkich innych. Będąc konsekwentnym można uznać, że jest równa religii czy komunizmowi, które również opierają się na pewnych założeniach, których nie da się udowodnić. Jednak nauka jako racjonalna i logiczna musi stronić od dywagacji na tematy, których rozstrzygnąć nie można na drodze logicznego rozumowania, jak sens życia, czy sprawiedliwość społeczna. Nie można co prawda zabraniać domniemywania co by było gdyby udało się zmienić jakiś element rzeczywistości, bowiem taki zakaz powstrzymałby postęp, ale nie powinno się traktować akademickich teorii jako prawd objawionych i z katedr namawiać do wcielania ich w życie.
Można przyjąć, że dzięki uprawianiu nauki naukowiec jest w stanie posiąść wiedzę o pewnych mechanizmach funkcjonowania świata. Nie da się jednak udowodnić tezy, że uzyskuje jakąś niezwykłą wiedzę etyczną, moralną, czy polityczną. Naukowcy powinni wystrzegać się epatowania wartości czy przekonań na swoich studentów, gdyż w czasie przekazywania wiedzy przemawiać powinny fakty, a słuchacze winni mieć wolność kształtowania własnego spojrzenia na daną sprawę.
Współcześni Weberowi naukowcy często zamieniali się w watażków politycznych, głosząc wyższość tego czy innego światopoglądu z wysokości swej katedry, wykorzystując autorytet i prestiż, jakim cieszyli się wśród studentów. Weber krytykował taką postawę, „O tym bowiem, czy ktoś jest znakomitym uczonym i akademickim wykładowcą, decydują zupełnie inne zdolności niż te, które czynią z niego przywódcę (...) w polityce” . Uprawianie polityki na sali wykładowej jest nie na miejscu, a wykładowcy powinni być bliżsi zachowaniem swym amerykańskim kolegom, którzy są przez studentów traktowani jak źródło wiedzy, a nie postaw. Weber obrazowo porównuje tu profesorów zza oceanu do straganiarki, gdyż podobnie jak ona sprzedaje warzywa, tak oni sprzedają swą wiedzę. Ani straganiarka ani amerykański naukowiec nie próbuje zmieniać przekonań swych „klientów”. Ten wykładowca który chce uprawiać politykę, powinien robić to na forum publicznym, gdzie można go poddać krytyce, a nie w sali wykładowej, gdzie student musi być biernym słuchaczem. Sam Weber stronił od angażowania się w spory polityczne, a jedynie przygotowywał analizy i raporty na zamówienie – był fachowcem, a nie aktywistą.
Jakie najważniejsze cechy powinien więc mieć naukowiec a jakie polityk? Ten pierwszy musi mieć pasję do nauki, talent i natchnienie. Jego praca służy ulepszaniu teraźniejszości, racjonalizacji i technicznemu opanowaniu życia. Najpoważniejsze niebezpieczeństwo to wplątywanie w treści naukowe wartości i prawd, które bezpośrednio z nauki nie wypływają i traktowanie ich na równi z dowiedzioną wiedzą naukową. Polityk musi mieć zrównoważone trzy cechy – namiętność, odpowiedzialność i wyczucie w ocenie. Jego praca polegałaby na dążeniu do osiągnięcia wpływu na sprawowaniu władzy, a po jego zdobyciu realizacji założonych celów. Największym zagrożeniem jest pycha, która uniemożliwia realizację celów politycznych. Innym jest przekonanie o własnej wyższości moralnej i absolutyzm etyczny.
Czy można z sukcesami łączyć naukę z polityką? Esencją nauki nie są poglądy, lecz wiedza. Wartościowanie jest zaś jedną z nieodłącznych cech polityki. A nakładanie na suche fakty siatki własnych opinii i poglądów powoduje odchodzenie od tego co naukowo udowodnione w sferę przypuszczeń i domysłów. Dlatego naukowiec polityką zajmować się nie powinien. Polityk zaś powinien korzystać z osiągnięć nauki, lecz sam wiele na tym polu nie dokona, gdyż nie będzie mógł oddać się cały nauce, a jego badania skażone będą przez światopogląd. Wiemy już, że nauka jest dziedziną racjonalną, więc naukowiec z powołania musi myśleć racjonalnie. Wiara w racjonalność jest w rzeczywistości skrajnym przypadkiem etyki odpowiedzialności i odrzucenia etyki przekonań. A polityk z powołania wyznawcą takiej niezrównoważonej etyki być nie może. Nie można więc naraz łączyć cnót polityka z powołania i naukowca z powołania. Można natomiast z powodzeniem wykonywać pracę naukowca zajmującego się polityką, badającego jej techniczny aspekt. Zadaniem takiego specjalisty jest uświadomienie politykom konsekwencji ich działań, skutków jakie przyniesie zastosowanie konkretnych rozwiązań mających służyć osiągnięciu celu, który polityk wyznaczył. Taka praca ułatwia uprawianie polityki odpowiedzialnej. Daje bowiem narzędzie pozwalające przewidzieć efekty realizowanej polityki. Nieco na uboczu głównych rozważań Weber zawarł spostrzeżenie, które uderza swoją trafnością. Nauka, choć nie odpowiada na najważniejsze pytania dotyczące życia człowieka, ma na nie ogromny wpływ. Nie chodzi tu tylko o czysto techniczne udogodnienia, ale o zmianę samego sensu życia. Weber twierdzi wręcz że na skutek postępu życie ludzkie ów sens traci. Niegdyś bowiem żywot człowieka był wpleciony w rytm natury. Życie toczyło się według odwiecznych reguł, a śmierć dawała się zaakceptować, gdy człowiek dokonał już tego co należy do tradycyjnych obowiązków, to znaczy utrzymał swą rodzinę, wychował potomstwo, a na starość utrzymał szacunek potomków. Dzisiaj postęp powoduje, że człowiek ciągle dąży do nowych celów, musi wciąż się zmieniać bo świat zmienia się szybko jak nigdy dotąd. Niezmiernie trudno jest osiągnąć punkt spełnienia życiowego, w którym nie pozostaje już nic do zrobienia, a śmierć jest oczekiwanym gościem.
Według koncepcji Webera nauka i polityka to dwie sfery życia, równie istotne i współzależne. Stanowią dwa spośród wielu zbiorów wartości, które mogą stać się dla ludzi wyznacznikami postępowania. Ci którzy zdecydują się na te właśnie, a nie inne wartości mogą stać się bądź naukowcami, bądź politykami z powołania. Konsekwencją wybrania polityki jest złożenie w ofierze swej czystości etycznej. Człowiek zaczynający karierę polityczną zgadza się na poświęcenie swej moralności dla władzy.
Nie ma innej drogi. Nawet wcielając najczystsze idee zmuszony
jest użyć „nieczystych” środków. Ten, kto wybierze na swego
”demona” naukę, poświęcić jej musi nie tylko całą swą uwagę, ale też spokój egzystencji. Naukowy racjonalizm i empiryzm odsłania fakt, że to człowiek, nie Bóg jest źródłem wartości. Jasno widać, że to człowiek jest odpowiedzialny za swoje czyny i że żadna wyższa siła nie wskaże mu co jest słuszne, a co nie. Z taką świadomością łatwo się zgubić i pogrążyć w „bezsensowności”. W zakończeniu wykładu „Nauka jako zawód i powołanie” Weber pisze jednak, że niezależnie od noszonych ciężarów każdy powinien starać się „sprostać wymogom dnia”.
Według Webera, tylko polityk z powołania, obdarzony silną charyzmatyczną osobowością, mógł zrównoważyć proces postępującego zurzędniczenia klasy politycznej, odwrócić zagrożenie wolności spowodowane przez nieuchronny rozrost biurokracji. Weber występował na rzecz parlamentaryzmu, ale parlament był dla niego nie tylko instytucją, gdzie publicznie manifestowane jest przyzwolenie najważniejszych warstw społecznych na panowanie sprawowane za pomocą aparatu biurokracji, lecz przede wszystkim instytucją umożliwiającą wybór silnego, charyzmatycznego przywódcy. W Polsce po 1989 panował lęk przed silnym przywództwem politycznym, a parlament wydawał się jedyną ostoją demokracji. Zresztą jeśli charyzmatyczny przywódca byłby rzeczywiście potrzebny, to nie z tych powodów, o których pisał Weber. Nadmierna biurokratyzacja, wraz ze specjalizacją, rozgraniczeniem kompetencji, jasną hierarchią służbową nie były tymi niebezpieczeństwami, które zagrażały nam bardzo. Bardziej zagrożenie stanowił chaos, niejasne, niespójne reguły, dowolnie zmieniane i podporządkowane doraźnym interesom, korupcja i prywata.
Weber uznawał demokrację za zjawisko sprzeczne z panowaniem, a ruchy demokratyczne za rewolucyjne. Wiadomo w każdym razie, że rządy demokratyczne Weber uważał za fikcję, demokrację bezpośrednią za możliwą jedynie w małych społecznościach. Wprawdzie sądził, że zminimalizować panowanie urzędników może tylko bezpośrednie panowanie ludu, ale było ono dla niego jednoznaczne z rządami charyzmatycznego przywódcy. Lud nie rządzi sam, lecz jest rządzony przez wybranego przez siebie przywódcę stojącego na czele sztabu administracyjnego. Rozwój wypadków w Niemczech pokazał jednak, że demokracja „z przywódcami i machiną” nie sprostała zadaniom, jakie jej Weber przypisywał, a plebiscytowo wybrany prezydent przyczynił się do upadku Republiki Weimarskiej. Można stwierdzić, że dzisiejsze demokracje nie stały się łupem wszechwładnej biurokracji. Stały się tworami z wieloma aktorami, którzy w różnoraki sposób wpływają na decyzje polityczne. Politycy nie są przywódcami w weberowskim sensie, lecz raczej organizatorami kolektywnych percepcji i wyobrażeń, oddziałującymi na społeczeństwo poprzez media i uzależnionych od nich. I chociaż rok 1989 wydawał się wielkim zwycięstwem demokracji, teraz mnożą się prognozy mówiące o jej kryzysie. Można powiedzieć, że Max Weber nadmiernie ufał w potęgę porządku i dlatego ostrzegał przed jego nadmiarem. Dzisiaj raczej boimy się braku porządku niż jego nadmiaru.
Kolejną kwestią jaką chciałabym podjąć za Maxem Weberem, są występujące konflikty i napięcia między polityką a etyką. Weber pisał, że polityka głównie robiona jest głową, a nie inną częścią ciała. W Polsce polityka lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia nieuchronnie łączyła się z wyborami moralnymi, a wymiar symboliczny i emocjonalny polityki dominował nad trzeźwym rachunkiem sił i realizmem. Opis rzeczywistości PRL był z konieczności uproszczony i wyostrzony, opozycje ostre i jasne, moralnie i politycznie zarazem. Jednak naładowany wartościami i emocjami konflikt nie zakończył się rewolucyjnym wybuchem, lecz porozumieniem elit. Politycy i intelektualiści opozycyjni, którzy często odwoływali się do etycznych zasad, nie uchylili się przed przejęciem w mało sprzyjających warunkach współodpowiedzialności za państwo i okazali się też zdolni do daleko idącego kompromisu. Poprzednie obawy, że w tych kręgach działa się jedynie według etyki przekonań, a nawet pod wpływem jałowego podniecenia nie sprawdziły się. Po 1989 roku nastąpiła istotna przemiana w rozumieniu polityki i jej związków z etyką. długo jeszcze polityka w Polsce pozostawała w ścisłym związku z dyskursem moralnym. Nowa elita polityczna – zgodnie ze swoim własnym wizerunkiem i percepcją społeczną, musiała ukształtować się także na podstawie kwalifikacji moralnych. W wyborach 1989 Polacy głosowali nie tylko na polityków opozycji, lecz zarazem na autorytety moralne. A nowa elita polityczna realizowała cel ogólny; wyprowadzała społeczeństwo z komunizmu i wiodła je ku „normalności”: polityka była polityką wyższych racji, będących zarazem racjami ekonomicznej i politycznej racjonalności, jak i racjami moralnymi.
Zgadzam się ze stanowiskiem Webera, który występuje przeciwko polityce, której celem jest władza dla samej władzy. Polityk, któremu chodzi tylko o sprawowanie władzy i zaspokojenie własnej próżności, który nie ma przed sobą żadnego innego celu jak zdobycie władzy lub utrzymanie się przy niej, będzie zawsze miernotą – nawet gdy odnosi zewnętrzne sukcesy. W polityce nie chodzi przecież, o władzę dla niej samej, ale o władzę w służbie idei. Występował więc przeciwko cynizmowi politycznemu i przeciwko etycznemu uświęcaniu politycznych posunięć, wymagając od polityka, żeby miał świadomość owego konfliktu i potrafił mu sprostać. Dla Webera był to warunek polityki uczciwej i odpowiedzialnej – polityki płynącej z powołania.
Pozwolę sobie na krótkie nieco publicystyczne zakończenie. Formalnie w Polsce końca lat 40. i 50. władzę sprawowały demokratycznie wybrane władze. Legalnie działały partie i rozbudowany system kontroli społecznej. Praktycznie zaś w każdym ministerstwie i w każdym centralnym urzędzie obecni byli tzw. doradcy radzieccy, bez których zgody nie mogła zostać podjęta żadna ważniejsza decyzja. Bez ich akceptacji nie mogła się obejść żadna nominacja ani żadna dymisja. Do dzisiaj Polacy nie wiedzą, kto naprawdę nimi rządził. Kto rządził za Gomułki, kto za Gierka, a kto poruszał Jaruzelskim czy Rakowskim?
Można oczywiście zapytać, czy ludzie rzeczywiście są ciekawi koloru ołówka, którym sprawna władza będzie parafować ich pomyślność, dobrobyt i bezpieczeństwo. Jeśli wierzyć doświadczeniom dojrzałych demokracji, jak napisali Janusz Goćkowski i Anna Woźniak: "Polityka jako zawód i powołanie ma sens wówczas, gdy łączy szansę wielkiej nagrody dzięki sukcesom i zapowiedź surowej kary za zawiniony brak sukcesów" . Jak jednak Polak ma karać czy nagradzać, choćby w akcie wyborczym, jeśli tak naprawdę nie wiadomo, kto zawinił, a kto odniósł sukces? Wiadomo tylko, że znowu w demokratycznym państwie możemy mieć do czynienia z jakąś nieprzejrzystą i niejasną praktyką rządzenia, w której ktoś inny dekretuje, a ktoś inny tylko sprawdza kolor ołówka.
Polak nie ufa władzy. Żadnej władzy. I najwyraźniej nadal niewiele trzeba, by poczuł się oszukany.