Mity greckie - streszczenia.
Syzyf
Syzyf był królem Koryntu. Często bywał na Olimpie na ucztach. Pewnego razu zdradził poufny sekret Zeusa, co rozgniewało bogów. Wysłali po niego bożka śmierci Tanatosa, jednak Syzyf uwięził go. Ludzie przestali umierać. Bogowie wysłali Aresa, aby uwolnił boga śmierci. Jako pierwszego śmierć dosięgła Syzyfa. Nie mógł on jednak trafić do państwa cieni, gdyż żona nie zakopała jego ciała zgodnie z jego wcześniejszym przykazaniem. Pozwolono mu więc wrócić na ziemię, aby mógł ukarać żonę. Syzyf poszedł, ale nie wrócił. Bogowie zapomnieli o nim. Żył długo, aż wreszcie przypomniano sobie o nim i wysłano Tanatosa po jego duszę. Za karę Syzyf miał wnieść wielki kamień na górę. Syzyf wziął się do pracy, ale gdy już był u szczytu nagle kamień wyślizgnął mu się i spadł. Tak było za drugim, trzecim, dziesiątym razem. Syzyf ciągle wznosi kamień, ale zawsze tuż przy szczycie on mu się wyślizguje. Jest symbolem pracy, działania niezakończonego sukcesem, bezsensownego.
Prometeusz
Prometeusz był jednym z tytanów greckich. Ukradł on ogień i dał ludziom. Bogowie zemścili się za to na ludziach i zesłali im w beczce pandory nieszczęście, choroby i nędzę. Prometeusz widząc to postanowił zrobić bogom na złość. W tym celu zabił wołu i podzielił go na dwie części: osobno złożył mięso i owinął je w skórę, oddzielnie zaś kości, nakrył je tłuszczem i kazał wybierać Zeusowi, którą część ludzie mają składać bogom. Zeus wybrał drugą część, myśląc że pod tłuszczem jest najlepsze mięso. Odtąd tylko tę część ludzie składali bogom w ofierze. Rozgniewało to Zeusa i kazał przykuć Prometeusza do skał Kaukazu. Codziennie sęp wyjadał mu wątrobę, która wciąż odrastała. Prometeusz stał się symbolem człowieka cierpiącego z miłości do ludzi, człowieka zbuntowanego przeciwko bogom. To od jego imienia powstało określenie prometeizmu - postawy buntu przeciwko bogom, naturze w imię miłości do ludzi.
Dedal i Ikar
Tezeusz wszedł do labiryntu, którego zbudował Dedal i zabił uwięzionego tam Minotaura. Wyruszył z kilkunastoma Ateńczykami w morze zabrawszy ze sobą księżniczkę Ariadnę, córkę króla Minosa. Następnego ranka, gdy król się o wszystkim dowiedział, wzywał do siebie Dedala – rzemieślnika, który zapewnił, że nikt się nie wydostanie z labiryntu. Dedal usłyszawszy to postanowił uciekać wraz ze swoim synem Ikarem z Krety. Dedal wiedział, że kiedyś będzie musiał stamtąd uciekać, więc wcześniej przygotował skrzydła zrobione z ptasich piór sklejonych woskiem. Już nie raz uciekał Za pierwszym razem Dedal uciekał z rodzinnych Aten po tym jak zrzucił swojego siostrzeńca z górskiego zbocza. Gdy spadał uratowała go bogini Atena i zamieniła go w kuropatwę. Jednak Dedal bał się, co będzie jak się to wszystko wyda i uciekł. Założywszy skrzydła Ikarowi i sobie powiedział: „Pamiętaj, skrzydła przymocowane są woskiem. Wosk topi się w cieple, dlatego uważaj i nie zbliżaj się zbytnio do słońca, bo skrzydła odpadną.” Polecieli. Lecieli już z godzinę i wtedy Ikarowi znudziło się latanie za ojcem. Chciał wzbić się tak wysoko jak ptaki. Gdy Dedal zauważył, że jego syn poleciał w górę było już za późno. Wosk się stopił. Skrzydła odpadły. Ikar leciał coraz to niżej i niżej. Aż woda spieniła się w miejscu upadku chłopca. Ostry ból przeszył serce Dedala. Długo tulił syna, aż wreszcie uświadomił sobie, że trzeba go pochować. Zasypał ciało kamieniami. Na wyspie było dużo ptaków. Kilka z nich obserwowało Dedala. Nagle odezwał się jeden z nich. Była to kuropatwa. Dedal pomyślał, że może to być jego siostrzeniec, którego przemieniła Atena w kuropatwę. I wtedy Dedal powiedział:, „Jeśli jesteś Talosem dasz świadectwo, że moja zbrodnia przeciw tobie została pomszczona.”
Demeter i Persofona
Demeter szuka zaginionej córki. Oto zostawiła ją na łące, nad brzegiem Oceanu, bawiącą się z nimfami. Odchodząc zabroniła jej zbierać narcyzów, kwiatów zwodniczych, poświęconych bóstwom podziemnym. Persefona była posłuszna. Zrywała tulipany, dźwigające na krępej łodyżce kielich żółty lub purpurowy, hiacynty, w których pachnie dusza pięknego młodzieńca, i ciche, dobre fiołki, i niebieskie oczka niezapominajek, a z daleko omijała narcyzy, albowiem – jak mówiła matka – w ich białych płatkach śpi pragnienie, a ich woń odwraca myśli od nieba. Wtem ziemia wydała kwiat, jakiego słońce nigdy nie widziało. Z jednego korzenia wyrastało sto głów rozgorzałych złotem przykoronków, a karbowane brzegi białych płatków płonęły jasnym szkarłatem. Cudowna woń napełniła niebo, ziemię, przeniknęła do słonej głębiny morza, aż wszystkie nereidy podniosły się ze swych szmaragdowych łóżek i zawołały: „Ach!”
Persefona obejrzała się wokoło, czy jej nikt nie widzi, i prędko zerwała kwiat. Upiła się jego zapachem, oczy jej zaszły mgłą i ciemność ogarnęła duszę. Wtedy rozwarła się ziemia i Hades, bóg piekieł, porwał Persefonę na wozie zaprzężonym w czarne rumaki. Gdy się ocknęła, wołała, krzyczała. Żaden bóg nie słyszał jej głosu, żadna z nimf, z którymi się bawiła na łące, nie nadbiegła z pomocą. Tylko mała Kiane, rusałka wodna, rozłożyła słabiutkie ręce, chcąc zagrodzić drogę gwałcicielowi. Ale czarne rumaki przeleciały nad nią, boginka zalała się łzami i rozpłynęła w strumień. Otoczeni chmurą pędzili ze świstem huraganu ponad ziemią i morzem. Z oczu Persefony znikły znajome wybrzeża, wsypały się kwiaty z jej trzcinowego koszyka, wreszcie otworzyła się czeluść Tartaru.
Na próżno matka pytała o nią każdego przechodnia. Ani bóg, ani człowiek, ani ptak żaden nie podał jej wieści o córce. Błądziła po wszystkich lądach i morzach. Nocą zapalała pochodnię i przy jej czerwonym blasku przeszukiwała załomy skał, uroczyska leśne, zakamarki starych świątyń, dziuple drzew spróchniałych. Przez dziewięć dni i dziewięć nocy szukała Persefony i nie było na ziemi kąta, do którego nie zajrzałaby rozpacz matki.
Na koniec, utrudzona i bezradna, przywlokła się do Eleuzis nad Zatoką Salamińską i usiadła przy Dziewiczej Krynicy. Kamień, na którym spoczęła nazwano Skałą Smutku, a źródło Pięknem, albowiem łzy jej były jak perły. Właśnie w tym czasie szły pod wodę krynicy córki króla Keleosa. Spostrzegły biedną staruszkę w łachmanach, mówiły do niej „matko”, nie wiedząc jak bardzo ranią jej serce. Pocieszały ją jak mogły i prosiły, by poszła z nimi. Zgodziła się, mówiąc : „Mogę być pożyteczna w domu. Znam się na robotach kobiecych i umiem ścielić łóżka dla państwa. Zna dużo ładnych bajek i potrafię pieścić małe dzieci”. Królewny ucieszyły się, albowiem właśnie urodził się im braciszek.
Gdy Demeter stanęła na progu, wydała się królowej Metanirze majestatyczna i dostojna. Królowa podbiegła do nieznajomej i prosiła, by usiadła. Demeter uczyniła według jej życzenia i w tej siedzącej postawie znów wyglądał na jedną z tych staruszek, co w pałacach królów bawią dzieci lub prowadzą gospodarstwo. Kobiety jej nie poznały, gdyż trudno śmiertelnym rozeznać boga. Widząc jej smutek zaczęły ją bawić żartami. W końcu uśmiechnęła się, przemówiła i wzięła jadło, które jej podano.
Z wdzięczności za gościnę Demeter zajęła się wychowaniem najmłodszego z królewiczów, dziecka wątłego i chorowitego. Chcąc je uczynić nieśmiertelnym brała w nocy niemowlę z kołyski i kładła ogień, aby płomień strawił w nim wszystko, co ziemskie i zniszczalne. Metanira zobaczyła to raz przez szparę w drzwiach i wpadła z krzykiem do pokoju, sądząc, że obca niewiasta chce spalić jej syna. Dziecka wymknęło się z rąk Demeter i umarło w płomieniach. W tej chwili świetlica napełniła się wonią jakby zbóż, owoców z sadu i wszystkich kwiatów ziemi. Z łachmanów starej kobiety wyrosła piękność niebiańska. Złote włosy, podobne kłosom dojrzałej pszenicy, rozjaśniły dom niby błyskawicami. Metanira padła do jej stóp poznając wielką boginię. Zanim odeszła, ofiarowała Demeter królewiczowi Tryptolemeosowi ziarna zbóż i wóz zaprzężony w skrzydlate rumaki i kazała mu przelecieć ziemię od końca do końca i rozsiewać życiodajne ziarno, gdy skończą się dni posuchy.
Pani urodzajów okryła pola żałobą. Przeklęła „łanów zieloną chwałę” i zasiewy zmarniały, i trzody nie miały świeżej karmy, i ludzi nawiedzał głód. W żadnej spiekocie wyschły rzeki i krynice, a z opustoszałych ołtarzy nie wznosił się ku bogom dym ofiar. Trzeba było przebłagać Demetrę. A ona właśnie dowiedziała się całej prawdy od wszystkowiedzącego Słońca i zagniewana na bogów ukryła się tak, że nikt nie mógł jej znaleźć. Dopiero Hermes odszukał ją w zapadłej pieczarze gór arkadyjskich, gdzie osiadła, z dala od świata, sama jednak ze swą żałobą. Dzeus wysłał do niej muzy i charyty, najmilsze i najwymowniejsze boginki – nie słuchała, co mówiły. Wtedy nakazał bratu Hadesowi zwrócić porwaną Persefonę. Król piekieł spełnił zlecenie, lecz rozstając się z Persefoną, podał jej jabłko granatu, a ona zjadła kilka ziarenek nie wiedząc, że ta odrobina wiąże ja na zawsze z państwem cieniów. Odtąd corocznie, na przeciąg trzech miesięcy, musiała wracać do męża.
Gdy Persefona wychodziła z podziemia, świat maił się wszystkimi kwiatami wiosny, tak wielka była radość Demetry. Ale równie wielka była boleść przy każdym rozstaniu. Żegnały się jakby już nigdy więcej nie miały się zobaczyć. Zima. A gdy przeminie, wraca Persefona do matki, niosąc ze sobą nową wiosnę.