Recenzja filmu "Lalka"
Twórczość Wojciecha Hasa może być wzorem dla innych twórców. Ten krakowski reżyser i pedagog przez wiele lat był rektorem łódzkiej „Filmówki”. Przez pięć lat realizował w Łodzi filmy dokumentalne, oświatowe i instruktażowe. „Lalkę” nakręcił w 1968 roku. Na początku lat dziewięćdziesiątych pełnił funkcję rektora Wydziału Reżyserii PWSFTviT. Analizując jego życiorys można stwierdzić, że był on wybitną osobowością.
„Lalka” Bolesława Prusa doczekała się adaptacji teatralnych. Na deski teatru w 1952 roku przeniósł ją Zygmunt Leśnodorski, a w 1966- Adam Hanuszkiewicz. Ryszard Ber natomiast w 1978 roku nakręcił serial telewizyjny oparty na książce Prusa, z Jerzym Kamasem w roli Wokulskiego. Has w swym filmie obsadził Beatę Tyszkiewicz w roli Izabeli Łęckiej, Mariusz Dmochowski grał Stanisława Wokulskiego, Tadeusz Fijewski- Ignacego Rzeckiego, Jan Kreczmar- Tomasza Łęckiego, Jan Machulski- Ochockiego, Andrzej Łapicki- Starskiego.
Na uwagę zasługuje muzyka Wojciecha Kilara, wybitnego kompozytora, autora muzyki do filmu „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy. Muzyka ta dopełnia całości filmu.
Głównym wątkiem filmu Hasa jest wątek miłosny dotyczący Izabeli Łęckiej i Stanisława Wokulskiego, a właściwie tylko Wokulskiego, gdyż reżyser ukazał dramat nieodwzajemnionej miłości Stanisława, pomijając jakoby osobę panny Łęckiej. Poruszony został problem topografii Warszawy. Has przedstawił ją jako brudne, zaśmiecone miasto. Problem żydowski ukazany był jedynie cząstkowo, poprzez obecność Szumana oraz Szlangbauma.
Bolesław Prus skupił się na opisywaniu przeżyć wewnętrznych Wokulskiego, jego poczynań, co udało mu się znakomicie. Przedstawił swojego bohatera jako ambitnego, utalentowanego, oczytanego człowieka, o wielkiej energii i sile, potrafiącego uparcie dążyć do wyznaczonego sobie celu. Oglądając film czułam swoisty niedosyt. Brakowało mi tego „ognia” w osobowości Wokulskiego, gdyż Has przedstawił go jako romantyka- marzyciela. Głównym pytaniem dotyczącym bohaterów „Lalki” jest pytanie, kim był Wokulski- romantykiem czy pozytywistą. Możnaby polemizować na ten temat. Film natomiast daje nam jednoznaczną odpowiedź- Wokulski to romantyk. Czesław Miłosz tak wypowiedział się na temat Wokulskiego: „Niewiele znajdujemy takich przykładów w literaturze światowej, aby bohater powieści uzyskał w oczach publiczności wszelkie znamiona żywej i dotykalnej osoby, jak się to zdarzyło głównemu bohaterowi `Lalki`, Stanisławowi Wokulskiemu”.
Mariusz Dmochowski wspaniale odegrał swoją rolę, nie możemy go winić za niedociągnięcia w scenariuszu. Swym zachowaniem, gestykulacją, mimiką twarzy wiernie oddawał wewnętrzne przeżycia Wokulskiego. Doskonale pokazał zawstydzenie i niepewność bohatera, gdy jego ukochana Izabela pojawiła się w jego sklepie; w scenach z kurtyzaną Marianną zademonstrował dojrzałość, rozsądek i opanowanie; w scenach z Rzeckim wyraźnie rzuca się w oczy fakt, iż Stanisław był mu niezwykle oddany, ufał mu i zawdzięczał mu bardzo wiele. Na największe uznanie zasługują sceny rozgrywające się w pociągu do Krakowa, gdy Starski nazbyt odważnie adoruje Izabelę. Wokulski wówczas czuje się zdradzony, oszukany, co aktor ukazał znakomicie. W akcie desperacji Wokulski postanawia popełnić samobójstwo. Oglądając te sceny wyraźnie odczuwa się atmosferę lęku, rozpaczy. Uważam, że Mariusz Dmochowski został znakomicie dobrany do tej roli.
Beata Tyszkiewicz jako Izabela była bezbarwna, można rzec „bezpłciowa”. Ale taka właśnie była prusowska Łęcka. Wielką sztuką dla aktorki jest odegranie postaci tak bezosobowo, nie ukazując żadnych uczuć, z wiecznym sztucznym uśmiechem na twarzy, bez reagowania na bodźce zewnętrzne; oddanie charakteru osoby żyjącej pod kloszem, we własnym, może nawet wyimaginowanym, świecie, zimnej i próżnej. Łęcka bowiem „... od kolebki żyła w świcie pięknym i nie tylko nadludzkim, ale- nadnaturalnym. (...) Dla niej nie istniały pory roku, tylko wiekuista wiosna pełna łagodnego światła.” Beata Tyszkiewicz doskonale oddała naturę Łęckiej- typowej „lwicy salonowej”. W scenach z Wokulskim dała widzowi do zrozumienia, jak wyniosła i oschła jest Izabela. Poza niewątpliwym talentem aktorskim Beata Tyszkiewicz dysponuje nieprzeciętną urodą. Umiejętności sceniczne plus doskonałe warunki zewnętrzne zapewniły aktorce sukces. Jej talent możemy także podziwiać w filmie „Noce i dnie”.
Na szczególną uwagę zasługuje także gra Tadeusza Fijewskiego, który dzięki swym niewątpliwym zdolnościom ukazał nam niekłamaną radość Rzeckiego, gdy ten po raz pierwszy po powrocie zobaczył Wokulskiego. Widać było, że kocha go jak własnego syna. Tego idealistę cechowała niebywała skromność, co dawało się wyczuć w grze Fijewskiego.
Wybitna gra aktorów po części rekompensuje widzowi ewidentne niedoskonałości scenariusza. Jak wiadomo, całości powieści nie można przenieść na ekran. Ponadto umiejętności reżyserskich Hasa nie możemy porównywać do talentu Prusa. Skrócenie lub nawet brak ważnych scen sprawia, że dla widza znającego treść powieści film staje się niezrozumiały. Człowiek, który nie czytał książki Prusa, nie zrozumie od razu treści i sensu tego filmu. Film ten obejrzałam po lekturze książki, jednak przyznaję, że musiałam go obejrzeć dwa razy, gdyż ten obraz był dla mnie w istocie niezrozumiały. Dopiero oglądając film drugi raz doszłam do wniosku, że wydarzenia z początku filmu mają miejsce w piwiarni u Hopfera, gdzie Wokulski pracował za młodu.
W obrazie Hasa brak historii związanych z Rzeckim, opisanych w „Pamiętniku starego subiekta”. Wydarzenia te dałyby kompletny obraz postaci granej przez Tadeusza Fijewskiego. Największą stratą dla widza jest fakt, iż reżyser nie przedstawił romantycznej sceny w Łazienkach, kiedy to Wokulski rozmawiał ze swą ukochaną. Wokulski przez taki właśnie zbliżenia coraz bardziej kochał Izabelę. Ta natomiast jeszcze bardziej igrała z uczuciami Stanisława, co niewątpliwie sprawiało jej przyjemność, gdyż w jednej ze swych wypowiedzi nazwała go „aferzystą i oszustem”.
W filmie brakuje wątku dotyczącego Paryża, licznych rozmów Wokulskiego z Ochockim, wątku wynalezienia metalu lżejszego od wody, wydarzeń w Zasławku, dalszego toku wydarzeń związanych z miłością prezesowej do stryja Wokulskiego. Zakończenie filmu znacznie różni się od książkowego. Prus bardziej zrozumiale ukazał okoliczności śmierci Rzeckiego, co w filmie nie zostało ukazane aż tak wyraziście. Nie ma też ani słowa o losie Izabeli, która to wstąpiła do klasztoru. Zarówno z książki jak i z filmu nie wynika jednoznacznie, co stało się z Wokulskim. Przede wszystkim jednak w filmie brak wątku związanego z panią Stawską oraz kradzieżą lalki. Ten fakt niezmiernie mnie zbulwersował. Jak można pominąć tak ważne wydarzenie (pomijając już fakt, że zdarzenia te były niezmiernie interesujące) i- jak głosi jedna z hipotez- informację dotyczącą pochodzenia tytułu?! Przyznaję, że te niedociągnięcia w scenariuszu zniechęciły mnie do zapoznawania się z twórczością Wojciecha Hasa.
Uważam, że filmu Hasa nie można nazwać adaptacją książki Bolesława Prusa, jedynie filmem opartym na tej powieści. Szczerze mówiąc, oczekiwałam czegoś lepszego. Jak na tak kompletnie wykształconego człowieka Has nie popisał się tym filmem. Akcja filmu momentami bywa chaotyczna. Jednym z nielicznych atutów filmu jest znakomita gra aktorów. Lektura książki znakomitego polskiego pisarza sprawiła mi o wiele więcej przyjemności, niż oglądanie filmu.