Ja i szkoła, klasa, nauczyciel.
JA I SZKOŁA
Wypowiadając słowo szkoła, najczęściej, mam na myśli duży budynek, do którego uczęszczają uczniowie. Przychodzą tam, aby się uczyć. Tak samo jest w moim przypadku, ponieważ mam czternaście lat i jestem dopiero w połowie drogi do sukcesu, czyli do skończenia nauki. Gdy dłużej zastanowię się nad słowem szkoła, przychodzi mi na myśl wiele skojarzeń. Każdemu z nas „buda” nie kojarzy się tylko i wyłącznie z nauką, ale także z innymi kompletnie odbiegającymi od niej rzeczami, z których kilka wymienię. Gdy przyszłam pierwszy raz do szkoły miałam zaledwie sześć lat i strasznie bałam się w niej zostać. Jednak z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do zakurzonych korytarzy, specyficznego zapachu panującego w każdej klasie, nie zawsze miłych nauczycieli, dokuczających kolegów i do wielu innych spraw. Szkoła poniekąd stała się dla mnie drugim domem, ponieważ spędzałam w niej dużo czasu. Oprócz normalnych zajęć lekcyjnych, chodziłam także na kółko teatralne i recytatorskie, czasami zostawałam dłużej aby posprzątać klasę, trochę czasu spędzałam na hali sportowej aby pograć w koszykówkę lub siatkówkę.
Szkoła nauczyła mnie podzielenia obowiązków i przyjemności. Wracając po lekcjach do domu tylko w piątki mogłam sobie pozwolić na przyjemności i choć przez chwilę zapomnieć o czekającej nauce. W pozostałe dni (nie licząc weekendu) najczęściej miałam na głowie tyle nauki, że niekiedy musiałam odrabiać prace domowe późną nocą.
W szkole poznałam wiele osób, z których większość to moi przyjaciele lub bliscy koledzy. Niekiedy zdarzało mi się poznać ludzi którzy zapoczątkowali wiele przykrych dla mnie sytuacji i to były jedne z tych gorszych wydarzeń, które jakby specjalnie dla mnie zawsze kończyły się dobrze. Do tej pory lubię poznawać uczniów i to nie tylko z mojej szkoły. Nie dawno nadarzyła się okazja i zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami z innej szkoły w Jędrzejowie. Poznałam ich podczas meczu w piłkę ręczną między szkołami naszego miasta. Moim zdaniem bardzo ważne jest, mieć dużo znajomych z innych klas. Wiele razy zdarzyło mi się (i ciągle się zdarza), „brać pytania” na test lub sprawdzian od innych uczniów którzy mieli to już za sobą. Oczywiście „podpowiedzi” nie zawsze się sprawdzały, ale warto było próbować.
Bardzo dużo osób właśnie w szkole poznało swoją pierwszą miłość. To właśnie w szkole na przerwach, różnych festynach meczach czy dyskotekach poznaje się swoje sympatie. Najczęściej jest tak, że gdy chodzi się już do starszych ponad podstawowych klas, spotyka się osobę, która później towarzyszy mu do końca życia.,
Wiele ludzi, choć to bardzo przykre, właśnie w szkole nauczyło się złych nawyków. Są to na przykład: bójki, często nauka od starszych uczniów przekleństw i co najgorsze palenie papierosów oraz „ćpanie”. Na pewno spowodowane to było brakiem kolegów, narastającej nauki, czy spraw rodzinnych. Dyrektorzy czy nauczyciele w wielu szkołach próbowali zaradzić tym wybrykom, ale z niewielkim skutkiem im się to udawało. Co do bójek w mojej szkole, w młodszych klasach jeżeli kogoś przyłapano na biciu drugiej osoby, obydwoje zostawali zazwyczaj zaprowadzani do dyrektora i na tym sprawa cichła. Teraz ponosi się za to gorsze konsekwencje i moim zdaniem z tego powodu jest lepiej. Gdy jakiś nauczyciel przyłapie kilka osób na bójce, zaprowadza go (w przypadku jednej z woźnych ciągnąc za ucho przez cały korytarz) do dyrektora, ten informuje o tym wychowawcę i to właśnie on zobowiązany jest do wystawieniu „punktów ujemnych” dla danej osoby. Myślę, że ten uczeń kogo przyłapią ma jeszcze większe zmartwienie, bo w pokoju dyrektora zbierają się wtedy zastępca dyrektora, dyrektora, pedagog, wychowawca i w oczach każdego z nich ma obniżoną reputację. Niektórzy bardzo to przeżywają i już więcej razy nie wdają się w bójki, ale są i tacy, dla których to już nie ma znaczenia i najczęściej po wyjściu z pokoju dyrektora zaczynają nowe afery, które prowadza do bijatyk. Wulgarność uczniów już chyba nikogo nie dziwi. W szkole spotyka się dzieci, które ledwo co odrosły od ziemi, a już klną jak ich rodzice. Szczerze mówiąc, to niektóre z nich mają takie słownictwo, że nie jeden z dorosłych wstydził by się użyć takich słów. Rodzice nie zwracają na to uwagi, bo ich dzieci w domu czy przy nauczycielkach zachowują się jak aniołki. Z tych niby dobrych osóbek wyrasta młodzież, która umie tylko niszczyć pracę innych, wdawać się w bójki i przeklinać, następnie pełnoletni którzy uciekają z domów, kradną, sprzedają innym narkotyki. Aż strach pomyśleć, że to oni w większości będą później rabusiami i mordercami. Większość moich znajomych, właśnie w szkole spróbowało pierwszy raz papierosa. Niektórzy z uczniów wręcz karzą innym palić z nimi. W mojej szkole zakazano wychodzić do ubikacji na lekcji, ponieważ wszyscy uważali, że to właśnie wtedy uczniowie wychodzą zapalić. Moim zdaniem to dobry sposób. W szkole już nie spotyka się wchodząc do ubikacji nieprzyjemnego zapachu papierosów. Co do narkotyków, wiem, że w wielu miastach można bardzo łatwo je dostać. Być może na terenie mojej szkoły też je się sprzedaje, ale mnie jeszcze nigdy ich nie zaproponowano i nie spotkałam się by ktoś o nie pytał. Moim zdaniem tej „plagi” nie da się pokonać. Myślę, że „dealerzy” mają takie sposoby, których nikt nie rozszyfruje.
W mojej szkole, chyba każdy jeszcze kilka lat temu powiedział by, że nie czuje się w niej najlepiej. Moim zdaniem, teraz bardziej dba się o bezpieczeństwo uczniów. Każdy nawet gdy przeskrobie coś małego, musi ponieść za to konsekwencje. W ciągu całego tygodnia godziny lekcyjne urozmaicane są lekcjami na dużej hali oraz na pływalni, której jeszcze kilka lat temu nie było. Moja szkoła jest najlepsza z całego Jędrzejowa i cieszę się, że mogę do niej chodzić.
W szkole zdobyłam już dużo wiedzy, ale myślę, że jeszcze wiele nauki przede mną. Przypuszczam, że nie zawsze będzie kolorowo, ale postaram się, żeby było jak najlepiej. Uważam, że wielokrotne denerwowanie się na szkołę i naukę, kiedyś będę wspominać z uśmiechem na ustach.
JA I NAUCZYCIELE
Nauczycieli w moim życiu spotkałam wielu. Zawsze będę ich pamiętać, tylko, że niektórych miło, a niektórych
Przez te wszystkie lata nauczyłam się poznawać nauczycieli nie po wyglądzie lecz po ich zachowaniu w stosunku do uczniów. W młodszych klasach nauczyciele byli mi bliscy. Zawsze jak ktoś mnie pociągnął za włosy czy powiedział coś co mnie obraziło, szłam do mojej wychowawczyni, a ona mi zawsze pomogła i karciła winną osobę. Pamiętam, że gdy miałam dziesięć lat, obgryzałam paznokcie i moja wychowawczyni tak się tym przejęła, że za każdym razem gdy mnie przyłapała, groziła, że pójdę do tablicy. W taki sposób oduczyłam się tego nawyku. Tą nauczycielką-wychowawczynią była pani Bożena Bożęcka-Chodakowska. To ona zawsze pilnowała żebyśmy nie garbili się na lekcjach, nie biegali szybko po korytarzach żeby nie upaść. Gdy ktoś nie miał pracy domowej nigdy od razu nie wstawiała jedynki tylko brała daną osobę do tablicy, żeby ta mogła pokazać, że rozumie dany temat. Gdy osoba nie zrobiła przykładu lub zadania, pokazywała jak trzeba to zrobić. Bardzo nas polubiła, a my to odwzajemnialiśmy. Nigdy na nas nie krzyczała, a jednak potrafiła opanować całą naszą klasę. Panią Chodakowską zaliczam do nauczycieli, których zawsze i wszędzie będę wspominać mile. Jednak w dalszych klasach nie było już tak wspaniale jak wcześniej. Każdy nauczyciel był od innej lekcji i każdy próbował z nas zrobić to biologów, to matematyków, to historyków. Nauczyciele do tej pory wymagają od uczniów tak dużo, że czasami wiele osób ucieka z lekcji. Dzieje się tak bo na przykład albo na dany dzień były zadane trzy kartkówki, a on nauczył się tylko na dwie, bo nie starczyło mu czasu. Uczniowie uciekają także bo boją się, że dany nauczyciel ich zapyta. Często jest tak, że niektóre osoby wpajają sobie do głowy iż któraś osoba z grona pedagogicznego „uwzięła się na niego”. Moim zdaniem jeżeli od razu zrobi się na nauczycielu dobre wrażenie, to później powinno być już dobrze. Ale z własnego doświadczenia wiem, że bywają tacy których nie da się przekonać, że na przykład umie się i lubi jego przedmiot. W mojej szkole są nauczyciele którzy kiedyś mnie uczyli i wiem, że nie było u nich na lekcjach łatwo. Zadawali tyle skomplikowanych i trudnych prac domowych, że ich odrobienie pochłaniało pół dnia. Na następne lekcje pytali po dziesięć osób, dopóki nie zabrakło im miejsca w rubrykach. Jeżeli w czasie lekcji na zadane pytanie ktoś nie umiał odpowiedzieć, to nauczyciel stawiał mu jedynkę. Wiele osób z mojej klasy, (w tym ja) nabawiło się w tych latach nerwicy, ponieważ przed każdą z takich lekcji każdego bolał brzuch. Moim zdaniem, aby mieć dobre stosunki z nauczycielami, nie należy nadużywać ich dobroci. Odnosi się to do pewnych uczniów, którzy kiedyś zapomnieli pracy domowej i nie zostali za to ukarani. Myślą oni, że jak raz im się udało, to za drugim razem też nauczyciel im daruje. Robią tak nie tylko z pracami domowymi ale także z pytaniami i referatami. Za drugim razem najczęściej nauczyciel się denerwuje i mówi, że „jak raz wam się daruje, to chcielibyście żeby było tak zawsze!!!”. Przez to czasami cała klasa musi pokazać prace zeszyty. Niektórzy nauczyciele są tacy mili, że gdy na przykład chcą zadawać prace domowe na weekend, a cała klasa poprosi by nic im nie zadawano, tak się staje. Wtedy wszyscy są zadowoleni, bo uczeń ma wolne od nauki, a pan lub pani nie muszą sprawdzać zadań.
Chociaż nauczyciele potrafią nas uczniów bardzo zdenerwować, to my nie jesteśmy gorsi. W naszej klasie często zdarza się, że potrafimy wprowadzić nauczyciela w złość. Na przykład, na lekcji rzucamy w siebie papierkami lub kredą, nie mamy odrobionych prac domowych, nie umiemy poprzednich lekcji choć pani przez cały tydzień mówiła, że będzie pytać. Ale nie jest tak zawsze. Na ciekawych lekcjach potrafimy być grzeczni i zgłaszać się.
Czasami nie mogę zrozumieć, dlaczego niektórzy nauczyciele są w stosunku do nas nie fair. Nie dawno zdarzyło mi się, że na klasówce, pani dała nam test w którym było pytanie z klasy piątej. Nic wcześniej nie wiedzieliśmy, że mamy się nauczyć na ten temat. Nasza pani o niczym nam nie wspomniała. A jednak gdy jej to powiedzieliśmy, oświadczyła nam, że to trzeba pamiętać. Znam przypadek, w którym uczniowie mieli trzy testy w ciągu dnia(regulamin mówi, że w ciągu dnia mogą być tylko dwa) i to jeden nie zapowiedziany, więc gdy powiedzieli o tym nauczycielowi, odparł, że jego to nic nie obchodzi. Uczniowie tej klasy poszli do dyrektora, który uznał, że test nie może być sprawdzony. Nauczycielka stwierdziła, że to nie prawdopodobne, żeby uczniowie rządzili co ma robić i odtąd zaczęła pytać wszystkich co lekcję. To bardzo nie sprawiedliwe, że nauczycielom nie da się przetłumaczyć iż to uczniowie mają czasem rację.
W poprzednim roku, gdy chodziłam do pierwszej klasy gimnazjum, bardzo nie lubiłam matematyki i fizyki, oraz pań uczących tych przedmiotów. Jednak w tym roku zrozumiałam, że wystarczy tylko dobrze wsłuchać się opowiadającej temat pani i od samego początku uczyć się danego przedmiotu, aby później nie mieć zaległości. Teraz nie mam już większych problemów z tymi lekcjami, a nawet polubiłam uczące ich panie.
Podsumowując, z nauczycielami którzy mnie uczą, mam nawet dobre stosunki, choć zdarzało mi się czasami jednemu z nich podpaść. W mojej klasie i tak cieszę się jedną z lepszych opinii nauczycieli, choć nie ukrywam, że bardzo lubię „gadać na lekcji”. Często tylko i wyłącznie dostaje za to punkty ujemne.
JA I KLASA
Moja klasa ma najwyższą średnią ocen z całej szkoły, ale nie znaczy to, że chodzą do niej same kujony. Prawie większość osób uczy się bardzo dobrze, ale są i tacy którzy mają słabe oceny. Jednak moim zdaniem jesteśmy bardzo zgraną klasą. Nie ma u nas podzielenia na lepszych i gorszych, z jednymi kolegujemy się bardziej, a z jednymi mniej. Jednak gdy ktoś ma problem zawsze otrzymuje od drugiej osoby pomoc. Może i są wśród nas osoby, które czują się gorzej, bo są na przykład wyzywane. Jednak te wyzwiska nikogo nie gorszą, tylko są w jakiś sposób zabawne. Uważam, że nawet uczniowie którzy wymyślają te powiedzonka, w głębi duszy lubią swoje „ofiary”. Niektórzy z mojej klasy przejmują się wyzwiskami, a niektórzy nie. Nie wiem jak postrzegają nas nauczyciele lub uczniowie z innych klas, ale ja ciągle uważam, że pasujemy wszyscy do siebie. W tych dwóch latach spędzonych razem, zdarzyło nam się wiele śmiesznych incydentów. Były to ucieczki z lekcji; oszukiwanie nauczycieli, że nie było nic zadane lub, że nie miało być na ten dzień klasówki; chowanie się opiekunom na wycieczkach; czasami całogodzinne żartowanie z nauczycielami, żeby tylko nie mieć lekcji itp. Zdarzało nam się też, „krycie” siebie nawzajem. Polegało ono na tym, że gdy ktoś z nas wpakował się w kłopoty, to my, jako świadkowie, którymi wcale nie byliśmy, broniliśmy go ze wszystkich sił. Najczęściej wielu z uczniów, dziękowało za to reszcie przez kilka miesięcy. Byliśmy dopiero na dwóch wycieczkach klasowych, które trwały tylko jeden dzień, lecz bawiliśmy się na nich jak nigdy dotąd. Zaobserwowałam wiele rzeczy, które teraz wymienię. Na tych wyprawach, żartowaliśmy i śmialiśmy się i co najmilsze, w jakimś sensie bardziej się poznaliśmy i polubiliśmy. W drodze powrotnej, pokazywaliśmy sobie pamiątki i opowiadaliśmy swoje wrażenia po wycieczce. W tym czasie, osoby które mniej się lubiły zapominały o tym i rozmawiały ze sobą jak by nigdy nic. Oczywiście wracając do domu, chcieliśmy „roznieść” autobus, który służył nam przez czas wycieczki. Z tyłu na siedzeniach śpiewaliśmy, graliśmy i śmiali do łez. Bardzo miło wspominam czas spędzony wtedy na rozmowach z innymi.
Ja sama czuję się w mojej klasie bardzo dobrze. Nie mam w niej wrogów i lubię wszystkich jednakowo. Gdy ktoś prosi mnie o pomoc to mu ją udzielam i tak samo jest gdy ja proszę o coś inną osobę.