Jaka jest przeciw włóczni złego twoja tarcza, człowiecze z końca XX wieku.
Nieraz stawiałem sobie to pytanie. Próbowałem odnaleźć sens mojego istnienia na tym „ziemskim padole”. Żyje w świecie pełnym zakłamania, egoizmu. Wartości takie jak uczciwość i honor tracą znaczenie i są tylko pustymi słowami.
Moje poszukiwania "tarczy przeciw włóczni złego" zacząłem szukać w religii. Kiedyś byłem zagorzałym katolikiem. Wierzyłem w każde słowo Pisma Świętego i każde wydarzenie przypisywałem woli Boga. Lecz poznając świat takim jaki jest, pełen okrucieństwa i fałszu, moja wiara zaczęła słabnąć z dnia na dzień. Zacząłem podchodzić krytycznie do wiary. Skłamałbym gdybym nie uznał, że środowisko przyjaciół nie miało wpływu na moje podejście do religii. Zacząłem czytać pozycje traktujące temat Boga dość kontrowersyjnie. Oczywiście nie były to książki o tematyce satanistycznej. Zacząłem podchodzić do życia bardziej obiektywnie, w sposób naukowy. Próbuję rozpatrywać wszystkie za i przeciw zanim wypowiem jakiś osąd. Takie podejście do otaczającej mnie rzeczywistości zawdzięczam dzięki literaturze naukowej, gdyż moim hobby jest astronomia. Interesuje mnie co się dzieje tam na górze - w przestrzeni kosmicznej. Myślę, że wszystko można wyjaśnić za pomocą naszego umysłu, nie odwołując się do ingerencji bożej. Przeczytałem wiele pozycji naukowych o astronomii, które oprócz realizacji tematu głównego,(czyli budowa planet, gwiazd, galaktyk z których składa się cały wszechświat) podejmowały również problemy natury psychologicznej i filozoficznej. Można powiedzieć, że moją "tarczą" stało się podejście do rzeczywistości bardziej racjonalne, wytłumaczalne, niż postrzeganie świata poprzez pryzmat religijny. Doszedłem do wniosku, że jeśli już otrzymałem potężną broń jaką jest umysł, to chciałbym go spożytkować jak najlepiej. Moim celem w życiu jest dokonanie czegoś, co pozwoliłoby mi zapewnić sobie nieśmiertelność przynajmniej w umysłach przyszłych pokoleń. Postawiłem sobie "wysoką poprzeczkę", lecz uważam, że to pozwoli mi ochronić się przed rezygnacją i obojętnością wobec życia. Oczywiście wszystko to wygląda bardzo klarownie, gdyż są to rozważania teoretyczne. O wiele trudniej wygląda to w praktyce.
Wszystkim zdarzają się dni lepsze i gorsze. Myślę, że jednym z najgorszych wrogów człowieka jest nuda. Uczucie to rodzi stan melancholii i obojętności. Wcześniej nie rozumiałem ludzi którzy, kończyli swoje życie drastycznie poprzez samobójstwo. Teraz rozumiem co popycha człowieka do tak skrajnych czynów. Jest to właśnie ten obezwładniający stan jaki odczuwa istota ludzka. Wiem coś o tym gdyż nieraz doznawałem tego uczucia. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem jest znalezienie bratniej duszy, która pomoże nam w chwilach kryzysu, osoba z którą możemy podzielić się naszym smutkiem i radością, persona przed którą nie będziemy mieć żadnych tajemnic, za którą pójdziemy nawet na koniec świata (i jeszcze dalej jeśli to konieczne). Właśnie taki stosunek emocjonalny do drugiego człowieka nazywam miłością. Miłość jest to najgłębsze najwspanialsze uczucie istniejące w życiu człowieka. Działa wspaniale na człowieka. Motywuje go do działania, oraz nadaje sens naszemu życiu. Osobiście nie doznałem tego wspaniałego uczucia, lecz jego przedsmak – „zakochanie się”. Uczucie miłości i zakochania traktuje jako dwa oddzielne stany świadomości. "Zakochanie" jest bardziej porywcze, niezależne od naszej woli, przyczynia się do postrzegania świata poprzez "różowe okulary", można je porównać do "porażenia prądem", lecz jeśli uczucie to nie jest pielęgnowane, zanika tak szybko, jak się pojawiło. Najczęściej ten „ogień” uczucia, jest „gaszony” przez tą drugą osobę, gdy dowiadujemy się, że nie jest ono choć troszkę odwzajemnione. Stan jaki towarzyszy wtedy istocie ludzkiej można porównać do „spadku z trzeciego piętra na beton”. Może zbyt dosadnie to brzmi, ale w ciągu mojego krótkiego żywota doznałem tego uczucia nieraz. Zakochanie się i miłość traktuje jako wspinanie się na "drabinę bytów" św. Tomasza z Akwinu, lecz im człowiek osiągnie wyższy szczebel, tym boleśniejszy jest upadek. Przytoczę cytat z książki pt. "Ksenocyd" O.S. Card’a : " Lepiej jest zakochać się i cierpieć, niż w ogóle nie kochać ". Pod którym mogę się podpisać, rękoma i nogami :-). Nie mam zamiaru rezygnować z dalszych poszukiwań i odkrywania tego uczucia.
Miłość do drugiej osoby jest moją najlepszą "tarczą". Jest to nadrzędny cel do którego będę teraz dążył, przy okazji zdobywając odpowiednio wysokie wykształcenie do realizacji drugiego celu w moim życiu. Przytoczę może jeszcze jeden cytat, tym razem z pozycji pt. "Dzieci Umysłu" tego samego autora : "Być szczęśliwym - to uczucie dla tych, którzy wypisują swe imię w sercach innych i którzy serca innych uważają za najdroższy skarb ". Najpierw chciałem osiągnąć sukcesy natury uczuciowej. Dopiero wtedy będę zastanawiał nad przysłużeniu się naszej cywilizacji (jakże ułomnej, lecz dostrzegam iskrę nadziei lepszej przyszłości), lub przynajmniej krajowi w którym żyje. Wszystkie rozważania płyną z głębi mojego niewielkiego doświadczenia, więc mogą wydawać się dość dziwne. Taki już jestem, „mieszanką” człowieka z epoki Oświecenia i Romantyzmu, z niewielką „domieszką” dekadentysty. A jeśli moje wszystkie „tarcze” zostaną przełamane ? Jeśli ta postawa okaże się „mieszanką wybuchową” ? Analizując wcześniejsze epoki literackie dostrzegam, że ludzkość dąży do „złotego środka”, ale czy go osiągnie ? Czy ja go osiągnę ? Czy moja postawa wobec otaczającej mnie rzeczywistości okaże się słuszna ? Odpowiedzi na te pytania znajdę w bliskiej, lub dalekiej przyszłości. Mój „pancerz” musi przejść próbę czasu.