Postawa pielęgniarki wobec śmierci pacjenta
Każdy człowiek boi się umierania i śmierci ? jeden mniej, drugi bardziej. Badania wykazują, iż ten lęk maleje wraz z wiekiem. Boimy się, że śmierć poprzedzi ciężka choroba, że będziemy umierać w samotności, że nasi bliscy sobie bez nas nie poradzą, boimy się, bo nie wiemy, co nas czeka ?po drugiej stronie? ? może wieczna nagroda, może wieczna kara, może następne wcielenie, a może po prostu zamienimy się w nicość? Nikt tego nie powie nam z całą pewnością. Jedyne, czego możemy być pewni, to tego, ze śmierć jest nieunikniona.
W dzisiejszych czasach kultywuje się młodość i zdrowie, a na tematy takie jak choroba, starość i śmierć praktycznie nie rozmawia się , a jeżeli już to jedynie pod kątem wykorzystania ich w celach komercyjnych. Tematy te są dla nas niemalże tabu. Większość reklam w telewizji, ofert pracy, różnych promocji kieruje się do ludzi młodych, a o starszych już zazwyczaj się nie pamięta. Medycyna podobnie - stara się jak najbardziej przedłużyć okres młodości, ale nie dba o to, by stworzyć godziwe warunki korzystania z opieki lekarskiej podczas choroby, starości i śmierci. Człowiek niemalże musi błagać o przyjęcie do lekarza ? specjalisty, a niekiedy okres wyczekiwania na przyjęcie do specjalisty jest dłuższy niż życie pacjenta. Nikt ze świata medycyny specjalnie taką sytuacją się nie przejmuje, ponieważ nie oni są winni, lecz ministerstwo , które ustaliło takie ,a nie inne limity przyjęć. Rozgrzeszają się więc z odpowiedzialności za życie i zdrowie pacjenta. Zdarzają się również przypadki świadomego i celowego przekroczenia przez służby medyczne norm moralnych i łamania przysięgi Hipokratesa. Ileż to razy w wiadomościach, albo z ust znajomych, słyszymy o sytuacjach, w których lekarz uznał, że nie ma sensu pomóc starszemu, schorowanemu człowiekowi i nie przyszedł mu z pomocą. Bo po co chorego ratować, kiedy staruszek ma ?aż? sześćdziesiąt lat i jest po drugim zawale?
Alarmującym jest fakt, że pomimo tego, iż żyjemy dłużej, całe nasze społeczeństwo się starzeje. Rodzi się coraz mniej dzieci, za to pojawia się coraz więcej ludzi w podeszłym wieku. Pustoszeją szkoły i zamykane są przedszkola, a domy opieki, szpitale i hospicja dla odmiany ?pękają w szwach?.
Mimo, ze starość i śmierć są tematami, o których według niektórych wręcz nie wypada wspominać, nie zmienia to faktu, ze te problemy zawsze będą istnieć. Będziemy się z nimi stykać, czy nam się to podoba, czy też nie, a w zawodzie pielęgniarki będzie to już na pewno nieuniknione. Przecież około 70% zgonów następuje właśnie w szpitalach, choć większość ludzi wolałoby umierać w domu. Cóż, trudno się temu dziwić zważywszy na to, jak wygląda sytuacja. Szpitale jeszcze do niedawna były przepełnione, chorzy leżeli na korytarzach i przepełnionych po brzegi salach. Zmieniło się to tylko dlatego, iż zostały wprowadzone limity przyjęć i na to, by dostać się do szpitala trzeba naprawdę długo czekać.
Pomoc ludziom w stanie terminalnym nie jest głównym zadaniem szpitali ? instytucje te nastawione są na przywracanie ludziom zdrowia. Często, gdy pada diagnoza ? nieuleczalnie chory, personel medyczny szpitala traci zainteresowanie pacjentem.
Pielęgniarka wykonuje takie same prace przy pacjencie nieuleczalnie chorym, umierającym, jak przy tym, co powraca do zdrowia, trzymając się sztywnych, wyuczonych na pamięć algorytmów. Stąd też może powstał znany stereotyp przedstawiający pielęgniarki jako osoby nieczułe, automatycznie, bez uczuć wykonujące swoje obowiązki, a większość czasu spędzające na plotkowaniu i podjadaniu czekoladek otrzymanych od pacjentów. Cóż, wcale nie tak trudno zobojętnieć, gdy na każdym kroku spotykamy się z cierpieniem, śmiercią, gdy te zjawiska stają się ?chlebem powszednim?. Jak każdy człowiek, pielęgniarka z całą pewnością odczuwa lęk przed ?odejściem?. Zetknięcie się pierwszy raz z czyjąś śmiercią odruchowo sprowadza myśli pracujących wokół chorego ludzi, w tym pielęgniarek, na tory egzystencjonalne: o sensie istnienia, o końcu życia, o tym co nas czeka ?po drugiej stronie?. O ile jeszcze zmarły był człowiekiem starszym, schorowanym tłumaczy się tą śmierć z punktu widzenia eutanazji: że tak może dla chorego lepiej, że już przynajmniej się nie męczy. Szok emocjonalny jest wtedy mniejszy , niż w przypadku gdy umierającym pacjentem jest dziecko. Śmierć dziecka może wywołać wstrząs psychiczny szczególnie wtedy, gdy pielęgniarka je dobrze znała, opiekowała się nim, zżyła się z nim. Każda kolejna śmierć wywołuje coraz mniejszy rezonans emocjonalny, śmierć pacjenta staje się powoli codziennością do której można przywyknąć.
Nie można jednak powiedzieć że służby medyczne nie walczą o utrzymanie pacjenta przy życiu. Posiadają wiedzę podręcznikową dotyczącą nazw chorób, środków zaradczych, sposobów postępowania z chorym , lecz często brak im po prostu czysto ludzkiego, indywidualnego i życzliwego podejścia do pacjenta. Niekiedy pacjent nie czeka wcale na wydłużenie życia o kilka godzin czy minut. Pragnie po prostu już odejść i oczekiwałby by osoba opiekująca się nim potrzymaniem za rękę, życzliwym słowem, zabezpieczeniem przed wnikającym hałasem, pomogła mu przejść na drugą stronę. Pewien śmiertelnie chory Francuz powiedział nawet kiedyś o lekarzach i pielęgniarkach: ?zabrali mi moją śmierć?, wskazując przy tym na liczne, otaczające go aparaty, podtrzymujące jego życie. Personel medyczny postępował tak, ponieważ za nic nie chciano przyznać, iż w tym szpitalu ktoś umiera. A przecież śmierć jest czymś równie naturalnym jak narodziny.
Trudnym zadaniem dla pielęgniarki, czy lekarza jest zawiadomienie chorego o tym, ze jego dolegliwość jest nieuleczalna i nie ma już dla niego nadziei. Osoby niosące hiobową wieść często nie są przygotowane pod względem psychologicznym na tak ważną a zarazem trudną rozmowę z pacjentem. Przedstawiają sytuację zdrowotną pacjenta albo szorstko, ?bez ogródek?, sucho informując pacjenta o tym, ze pozostało mu najwyżej kilka miesięcy, albo bardzo nieporadnie, krążąc wokół tematu z trudem wypowiada tę straszną wiadomość.
W pracy z człowiekiem umierającym pielęgniarka postępuje dokładnie tak samo, jak w przypadku osoby, która trafiła do szpitala tylko na parę dni i niedługo wyjdzie. A to właśnie ten umierający potrzebuje największego zainteresowania. Potrzebuje serdecznego słowa, potrzymania za rękę, uspokojenia, pocieszenia, słów otuchy i zrozumienia. Potrzebuje czyjejś obecności, towarzystwa życzliwej mu osoby. Nie otrzymuje jednak tego najczęściej, gdyż trudno o takie indywidualne traktowanie, kiedy wspomniana pielęgniarka ma pięćdziesięciu podopiecznych, każdemu musi łóżko posłać, umyć go, roznieść leki, a przecież jeszcze musi znaleźć czas na wypicie kawki z przyjaciółkami z pracy.
Ciekawym problemem jest temat eutanazji. Bardziej on dotyczy lekarzy, gdyż to oni są najczęściej o to proszeni, jednak i jako pielęgniarka się z tym zapewne zetknę. Samo słowo eutanazja pochodzi z greckiego i oznacza dobrą śmierć ? czyli bez cierpienia, spokojną, jak zaśnięcie. Jest to jednak nic innego jak śmierć na żądanie ? zabicie człowieka na jego żądanie przez lekarza. Badania pokazują, że nieznaczna większość studentów medycyny to zjawisko popiera. W Internecie też pojawiają się bardzo często artykuły na korzyść eutanazji. Sam temat jest jednak bardzo kontrowersyjny. Musimy się przecież liczyć, że mogą nastąpić różne nadużycia: wpływanie na wolę chorego - przez opiekujący się nim personel medyczny, jak również rodzinę pacjenta, obniżenie się jakości medycyny paliatywnej (czyli właśnie takiej, która zajmuje się śmiertelnie chorymi) i zahamowanie jej rozwoju. Z drugiej strony podtrzymanie czyjegoś życia na siłę, tak jak było w przypadku wspomnianego Francuza, nie ma sensu i sprawia choremu tylko niepotrzebne cierpienia.
W całej sytuacji najbardziej tragicznym jest fakt, iż za nic w świecie nie potrafimy znaleźć ?złotego środka?. Popadamy z jednej skrajności, w drugą. Z jednej strony traktujemy ludzi starszych i nieuleczalnie chorych, jak kogoś zupełnie już nam niepotrzebnego, wręcz przeszkadzającego i z chęcią zobaczylibyśmy takie osoby w grobie, a z drugiej strony robimy wszystko, by w nawet beznadziejnej sytuacji, gdy człowiek nie może już żyć bez skomplikowanej aparatury, podtrzymującej jego czynności życiowe, nie pozwalamy mu ?odejść?. Wspomnijmy tylko o głośnej aferze dotyczącej lekarzy z Łodzi, którzy podawali w zastrzyku truciznę ciężko chorym ludziom, bo mieli układ z zakładem pogrzebowym. Na przeciwnym biegunie przykładem może być historia wspomnianego już francuskiego polityka, który żył tylko dzięki maszynom trzymającym go na tym świecie. W obu przypadkach jest jedna cecha wspólna ? pacjenci zostają pozbawieni możliwości godnej śmierci - w pierwszym wypadku dlatego, że zamiast prób ratowania ich życia, ci ludzie zostali za sprawą jednego zastrzyku ?wysłani? na tamten świat, a w drugim, dlatego, że choć człowiek gotowy był do odejścia, nie pozwolono mu na to. Niestety, nie uda nam się rozsądnie wypośrodkować, jeżeli nadal będziemy traktować śmierć, jako zło konieczne. Musimy zaakceptować ją jako coś naturalnego, uznać za ?narodziny na tamtym świecie?, gdyż jest tylko tym ? przejściem z tego życia do następnego. Może wtedy, gdy to zrozumiemy, przestaniemy na siłę przyspieszać, lub zatrzymywać to zjawisko, tak samo jak nie wywołujemy porodu w czwartym miesiącu ciąży, ani nie czekamy z nim wbrew naturze do końca dziesiątego.