Współczesne zagrożenia - terroryzm.
Współczesne zagrożenia - Terroryzm
Terroryzm to wielokrotnie nadużywane słowo - klucz. Służy nie tyle zdefiniowaniu określonego zjawiska, co zademonstrowaniu emocjonalnego stosunku do niego. Mimo toczonych od wielu lat dyskusji nie udało się wypracować jego powszechnie akceptowanej definicji, zarówno na gruncie prawa międzynarodowego, jak i innych dyscyplin. Warta przytoczenia jest zatem definicja opracowana przez Departament Obrony Stanów Zjednoczonych. Wedle niej terroryzm to: bezprawne użycie - lub groźba użycia - siły czy przemocy wobec osoby lub mienia, aby zastraszyć rząd czy społeczeństwo, często dla osiągnięcia celów politycznych, religijnych lub ideologicznych.
Według tej definicji terroryzm to w równym stopniu sam akt przemocy, co groźba posłużenia się nim. Podkreśla ona też, iż celem oddziaływania terrorystów mogą być zarówno władze (struktury polityczne), jak i całe społeczeństwa (wielkie grupy społeczne).
Charakterystycznym zjawiskiem ostatnich kilkudziesięciu lat jest pojawienie się grup terrorystycznych działających z inspiracji, za przyzwoleniem lub przy poparciu państw. Można nawet postawić tezę, że niektóre rządy traktują terroryzm jako jeden z instrumentów polityki wewnętrznej lub międzynarodowej. Działania przeciwko państwu, prowadzone w formie sterowanej z zewnątrz zorganizowanej kampanii aktów terrorystycznych, uderzają w podwaliny ustrojowe rozwiniętych krajów demokratycznych, a środki odwetowe możliwe do użycia przez zaatakowanych są bardzo ograniczone. Większość ruchów terrorystycznych nie jest bowiem formalnie powiązana z żadnym państwem. W znacznym stopniu utrudnia to krajom rozwiniętym wykorzystanie jakościowej i ilościowej przewagi wojskowej w zwalczaniu zagrożenia. Założyć można nawet, że bezpośredni sprawcy aktów terrorystycznych są niewrażliwi na konwencjonalne i nuklearne odstraszanie, które było filarem porządku międzynarodowego w dobie zimnej wojny. Stan taki wytwarza zupełnie nową jakość w stosunkach międzynarodowych oraz generuje szereg problemów wewnętrznych dla państw mogących stać się obiektem oddziaływania terrorystów.
Jednoznaczne ustalenie związków organizacji terrorystycznej z konkretnym państwem, a zwłaszcza związków między państwem a zaistniałym aktem przemocy, jest praktycznie niemożliwe, czego dowodzi praktyka ostatnich lat. Większość dotyczących takich relacji danych pochodzi z działalności operacyjnej służb wywiadowczych i jako takie mogą być one łatwo zakwestionowane w trakcie prowadzonej na łamach środków masowej komunikacji konfrontacji propagandowo-informacyjnej. Strona podejmująca działania odwetowe w stosunku do obiektów położonych na terytorium państwa wspierającego terrorystów (kierującego ich działaniami) musi się zatem liczyć z nieprzychylną lub nawet wrogą reakcją części światowej opinii publicznej. Wysoce prawdopodobna jest również polaryzacja opinii publicznych.
Obecnie ryzyko polityczne (zarówno w aspekcie międzynarodowym jak i wewnętrznym) związane z akcjami odwetowymi podejmowanymi przy użyciu sił zbrojnych przeciwko prawdopodobnym państwom - sponsorom terrorystów jest więc znaczne. Wydaje się, że rezultaty, jakie można w ten sposób osiągnąć, nie uzasadniają jego ponoszenia. Działania amerykańskie wymierzone w położone w Afganistanie obiekty uznane za obozy szkoleniowe terrorystów wykazały olbrzymią asymetrię użytych środków rażenia oraz obiektów ich ataku. Przy użyciu pocisków manewrujących zniszczono bowiem szałasy i baraki. Była to więc raczej manifestacja politycznej woli przeciwstawiania się terroryzmowi niż efektywne działanie wojskowe zdolne do rzeczywistego sparaliżowania działalności terrorystycznej.
W relacjach międzypaństwowych terroryzm jawi się zatem jako wysoce atrakcyjny, z punktu widzenia organizatorów takich działań, sposób osiągania celów sprzecznych z żywotnymi interesami innych państw. Terroryzm może stać się wręcz swoistym substytutem wojny podczas rywalizacji państw (grup państw). Obecne relacje między terroryzmem a wojną konwencjonalną porównać przy tym można do typowych dla zimnej wojny wzajemnych odniesień między konfliktem konwencjonalnym a atomowym. W latach 50. Liddell Hart pisał: (...) doprowadzając moc zniszczenia do krańcowości - "samobójstwa", potęga atomowa pobudza i przyśpiesza nawrót do metod pośrednich (...). Broń jądrowa - środek odstraszający od podjęcia działań bezpośrednich według znanych wzorców, sprzyja obecnie pogłębieniu przebiegłości strategicznej agresorów. Dziś stwierdzić można, że ciągłe doskonalenie broni konwencjonalnej (zwłaszcza środków precyzyjnego rażenia) i uzyskanie przez grupę państw najwyżej rozwiniętych wyraźnej jakościowej przewagi w zakresie środków walki, może spowodować wzrost zainteresowania terroryzmem jako instrumentem konfrontacji międzypaństwowej. Terroryzm jest bowiem klasyczną niemal bronią słabszego a przy tym środkiem pośrednim, wobec którego najbardziej zaawansowana technologia militarna nie gwarantuje skutecznej ochrony własnego terytorium.
Państwa rozwinięte są w znacznie większym stopniu wrażliwe na działania prowadzone metodami terrorystycznymi niż kraje stojące na niższym poziomie rozwoju. Składa się na to szereg przyczyn. Jedną z istotniejszych jest demokratyczny porządek wewnętrzny znacznej części z nich. Przedstawicielski system rządów stwarza bowiem przesłanki umożliwiające wymuszenie określonych zachowań rządów poprzez oddziaływanie terrorystyczne na przypadkowych obywateli (zastraszanie, wywoływanie poczucia powszechnego zagrożenia). Zagrożone (rzeczywiście lub potencjalnie) zbiorowości mogą, w określonych przypadkach, domagać się za pośrednictwem swoich reprezentantów w organach ustawodawczych, podjęcia kroków ukierunkowanych na eliminację stwarzanej przez terrorystów groźby. W warunkach niepowodzenia akcji siłowych zmierzających do fizycznej eliminacji sprawców lub pozbawienia ich warunków do działania naciski te mogą wymusić ich spełnienie (bezpośrednie lub co bardziej prawdopodobne pośrednie) żądań strony prowadzącej działania metodami terrorystycznymi. Podkreślić przy tym należy, że to właśnie osoby przypadkowe (cywile, tłum) stanowią ponad połowę ofiar wszystkich aktów terrorystycznych przeprowadzonych w ostatnich latach (z rozkładu procentowego wynika, że 67% ofiar działań terrorystycznych stanowią cywile, 10% wojskowi, 7% inni pracownicy służb rządowych, 6% dyplomaci, 10% przedstawiciele wielkiego biznesu). Polaryzacja nastrojów społecznych spowodowana aktami przemocy może wymusić spełnienie żądań sprawców zwłaszcza wtedy, gdy cele organizatorów kampanii przemocy nie kolidują w sposób oczywisty z celami zaatakowanego społeczeństwa, lub kiedy społeczeństwo nie rozumie i nie identyfikuje się z działaniami rządu, będącymi bezpośrednią przyczyną zainicjowania kampanii terrorystycznych.
Organizowanie akcji wymierzonych w osoby przypadkowe, w tłum, jest z punktu widzenia sprawców znacznie łatwiejsze i obarczone mniejszym ryzykiem niż atakowanie chronionych obiektów państwowych lub eliminowanie funkcjonariuszy państwowych dysponujących ochroną policyjną. Na przykład wszystkie ofiary kampanii terrorystycznej przeprowadzonej w 1995 na terenie Francji przez bojówki islamskie były przypadkowymi przechodniami. Bomby podkładano w miejscach publicznych z ewidentnym zamiarem wywołania stanu powszechnego zagrożenia i zmuszenia rządu do przerwania pomocy dla władz Algierii. Wydarzenia te uznać należy za symptomatyczne dla działań planowanych i organizowanych w celu wymuszenia określonych działań władz politycznych. Założenie takie potwierdzają zamachy przeprowadzane przez terrorystów islamskich na terenie Izraela. Ich bomby eksplodują w miejscach publicznych: na targowiskach, skwerach, w pasażach handlowych lub na przystankach autobusowych.
Demokratyczne państwo, gwarantujące jednostce pewne niezbywalne prawa (prawo do swobodnego przemieszczania się, prawo do wolności osobistej, zakaz pozbawiania wolności bez wyroku sądowego, nakaz udowodnienia winy w przypadku pociągania do odpowiedzialności itp.) jest bardziej atrakcyjnym środowiskiem prowadzenia działalności terrorystycznej niż autorytarne (totalitarne) systemy polityczne. Potencjalni sprawcy mogą praktycznie bez ograniczeń podróżować po kraju, wynajmować lokale, samochody, korzystać z usług bankowych i telekomunikacyjnych, czyli w swoich działaniach wykorzystywać wszystkie zdobycze cywilizacyjne i ustrojowe. Ho Chi Minh mówił, że partyzant by działać skutecznie, musi mieć gdzie "pływać" czyli dysponować poparciem miejscowej ludności. Współczesne rozwinięte państwa demokratyczne są właśnie takim obszarem, gdzie terrorysta może pływać bardzo swobodnie. Z tych samych względów znacznie trudniej jest w państwach demokratycznych organizować skuteczne działania przeciwterrorystyczne. Na marginesie zauważyć można, że w latach 70. strategia działania lewackich ugrupowań terrorystycznych, przede wszystkim zachodnioniemieckiej Frakcji Czerwonej Armii (Rote Arme Fraction), opierała się na założeniu, że państwo podejmując działania obronne zmuszone będzie ograniczyć prawa jednostki. Zaostrzenie obowiązującego porządku prawnego doprowadzić miało do wystąpienia powszechnych objawów niezadowolenia uwieńczonych rewolucją i likwidacją starego porządku. Z drugiej strony niektórzy politycy i analitycy twierdzą, że zagrożenie terrorystyczne jest mitem sztucznie powołanym do życia przez pewne służby państwowe zainteresowane zwiększeniem stopnia kontroli obywateli. Opinie takie świadczą o tym, że znalezienie złotego środka między poszanowaniem praw jednostki a występującą w pewnych sytuacjach koniecznością ich ograniczenia, w imię różnie definiowanego interesu zbiorowości, jest problemem bardzo trudnym do rozwiązania w sposób budzący powszechną akceptację. Nadmierna restrykcyjność może bowiem wywołać opór, zaś nadmierna liberalizacja otworzyć drogę do władzy ugrupowaniom niedemokratycznym głoszącym konieczność przywrócenia prawa i porządku.
Terrorystom sprzyja też, ściśle związana z demokratycznym systemem prawnym, rola odgrywana w krajach rozwiniętych przez środki masowej komunikacji. Media relacjonując skutki działań terrorystycznych umożliwiają sprawcom osiągnięcie tak zwanego efektu teatru, czyli wciągnięcie w bezpośrednią orbitę oddziaływania aktu przemocy grupy wielokrotnie liczniejszej niż ta, której dotknęły jego skutki bezpośrednie. Akcje przemocy... wywołują szok. My chcemy szokować ludzi. To nasz sposób komunikowania się z nimi - twierdził jeden z przywódców japońskiego ugrupowania terrorystycznego Zjednoczona Czerwona Armia. Poprzez przekaz prasowy, radiowy, a przede wszystkim telewizyjny, jednostkowy akt przemocy staje się sprawą publiczną. Obiektywnie rzecz ujmując, to właśnie media są największym (choć w większości przypadków mimowolnym) sojusznikiem terrorystów, dzięki któremu mogą oni liczyć na wywołanie poczucia psychozy zagrożenia o powszechnym zasięgu.
Media, nie bez przyczyny określane jako czwarta władza, poprzez określony dobór prezentowanego materiału mogą też wywierać wpływ na działania władzy wykonawczej i przyczyniać się do zaogniania lub wygaszania sytuacji kryzysowej wywołanej działaniami terrorystycznymi. Zjawisko, w którym polityk obraca się w sferze faktów medialnych, a nie rzeczywistych Amerykanie z duża dozą złośliwości nazywają CNN-nizacją świata. Warty podkreślenia jest fakt, że już obecnie wzajemne interakcje między mediami a społeczeństwem uważane są przez część badaczy za czynnik zachęcający do podejmowania działań metodami terrorystycznymi. Jeszcze dobitniej znaczenie mediów podkreślili Heidi i Alvin Tofflerowie pisząc, iż (...) niektóre z najważniejszych walk dnia jutrzejszego rozegrają się w dziedzinie mediów. W najbliższych latach znalezienie kompromisu między prawem do informacji a wynikającą z racjonalnych przesłanek koniecznością nakładania w pewnych przypadkach różnych form swoistego embarga informacyjnego na określone wydarzenia, może więc stać się jednym z najpoważniejszych dylematów demokracji. Jest to zatem druga ze sprzeczności, przed którymi staje demokratyczne państwo zaatakowane sposobem terrorystycznym.
Działania terrorystyczne uderzają pośrednio w fundament ustrojowy otwartych społeczeństw demokratycznych. Mogą w efekcie doprowadzić do bardzo silnej polaryzacji postaw obywateli (wręcz zantagonizowania wielkich grup społecznych) wokół dwóch skrajnych stanowisk. Jedno zakładać będzie konieczność utrzymania, nawet w sytuacji kryzysowej, wszystkich praw i wolności obywatelskich. Drugie - konieczność ich daleko idącego ograniczenia w imię zwiększenia możliwości obrony przed terroryzmem. Niewykluczone jest wówczas wystąpienie w zaatakowanym państwie głebokiego kryzysu ustrojowego prowadzącego do sparaliżowania jego struktur wykonawczych. Obezwładniony w ten sposób podmiot stosunków międzynarodowych będzie wtedy znacznie bardziej podatny na inne rodzaje presji, takie jak nacisk ekonomiczny czy groźba użycia siły zbrojnej. Nadal aktualne jest zdanie Liddel-Harta, który pisał, że: (...) nacisk psychiczny na rząd może wystarczyć do pozbawienia go wszystkich znajdujących się w jego dyspozycji środków, tak że miecz wypadnie z jego sparaliżowanej dłoni.
Prócz czynników ustrojowych działaniom terrorystycznym w rozwiniętych krajach demokratycznych sprzyjają zachodzące w nich procesy społeczne i demograficzne, przede wszystkim zaś rozrost miast. Wielkie skupiska ludzkie są zarówno potencjalnym obiektem oddziaływania terrorystów, jak i środowiskiem ich działania. Sprawcom aktów przemocy sprzyja skupienie znacznego procentu populacji w ośrodkach miejskich i uzależnienie poprawnego funkcjonowania aglomeracji (nazywanych niekiedy nie bez przyczyny megapolis) od jednostkowych instalacji zasilających infrastrukturę socjalno-bytową (zasilanie w gaz, energię elektryczną, wodę pitną, utylizacja odpadów itp.). Umożliwia to spowodowanie powszechnego zagrożenia dla wielkich zbiorowości poprzez oddziaływanie na wybrane elementy infrastruktury nie będące obiektami wojskowymi i nie podlegające szczególnej ochronie ze strony służb państwowych. Podobnie jak w przypadku działań wymierzonych w tłum, ich organizatorzy i bezpośredni wykonawcy ponoszą stosunkowo niewielkie ryzyko, zaś osiągniąć mogą efekty niewspółmiernie duże do poniesionych nakładów. Liczba możliwych do zastosowania czynników oddziaływania jest ogromna, od zamachów bombowych ukierunkowanych na spowodowanie rozległych zniszczeń poczynając, a na użyciu środków chemicznych, biologicznych czy nawet broni jądrowej kończąc.
Miasta są przy tym nie tylko obszarami koncentracji ludności, ale punktami centralnymi współczesnej, rozwiniętej, cywilizacji przemysłowej. W ich obrębie nastąpiło skupienie produkcji, zasobów finansowych i władzy politycznej. Terrorystyczne uderzenie w wielkie aglomeracje może zatem spowodować skutki niewspółmierne do ilości ludzi bezpośrednio zagrożonych i doprowadzić do paraliżu całych państw. Z punktu widzenia sprawców wielka aglomeracja jest obszarem ułatwiającym planowanie, przygotowywanie i prowadzenie działań terrorystycznych. Nie bez przyczyny członkowie wielu organizacji ekstremistycznych nazywali się partyzantami miejskimi.
Warto przypomnieć, że terminem tym posłużył się po raz pierwszy Carlos Marighella, aktywista brazylijskiej partii komunistycznej, członek jej Komitetu Centralnego i Biura Politrycznego, a od 1966 przywódca rozłamowej Acao Libertandora National, w opublikowanym w 1969, tuż przed zastrzeleniem przez policję, Mini podręczniku partyzanta miejskiego, będącego zbiorem ogólnych zaleceń dla bojówek zbrojnych okraszonych obficie rewolucyjną frazeologią. Jako pierwsza aktywne działania terrorystyczne w mieście, zgodnie z wytycznymi zawartymi w Mini podręczniku, rozpoczęła w 1969 urugwajska lewacka organizacja ekstremistyczna Tupamaros. Jej przywódca Raul Sendic stwierdził wówczas: (...) dysponujemy teraz trzystomakilometrami ulic i alei do zorganizowania walk partyzanckich.
W miastach powszechnym zjawiskiem jest tak zwana anonimowość tłumu. Sprawcy aktów przemocy mogą wtapiać się w tłum podczas przygotowywania do akcji oraz w trakcie ucieczki z miejsca przestępstwa. Wynajmowane mieszkania penić mogą rolę lokali konspiracyjnych, zaś istniejąca komunalna infrastruktura komunikacyjna ułatwia skryte przemieszczanie się w obrębie aglomeracji.
Podatność wielkich aglomeracji na działania terrorystyczne ilustrują skutki klęsk żywiołowych i katastrof technicznych. W ostatnich latach przykładu dostarczyła katastrofa samolotu szkolno-terningowego należącego do japońskiego lotnictwa wojskowego. T-33 runął na ziemię 22 listopada 1999, w prefekturze Saitama, około 20 km od Tokio. Spadając samolot zerwał trakcję energetyczną, którą płynął prąd o napięciu 275 kV zasilający stolicę. Ponieważ nie udało się uruchomić równoległej linii energetycznej, ponad 800 tysięcy gospodarstw domowych pozbawionych zostało prądu, zanikło zasilanie sygnalizacji świetlnej na ponad 500 skrzyżowaniach, unieruchomionych zostało kilka linii metra. Ten ogrom zakłóceń pozwala chyba uzmysłowić sobie następstwa podobnej, skoordynowanej i celowej kampanii terrorystycznej.
Uwarunkowania ustrojowe i znaczny poziom koncentracji ludności rozpatrywać należy łącznie z wysokim, cały czas wzrastającym pułapem potrzeb i aspiracji konsumpcyjnych społeczeństw najbardziej rozwiniętych krajów. Wspomniane wcześniej uderzenia w węzłowe punkty infrastruktury bytowej mogą utrudnić zaspokajanie owych potrzeb. W krótkim czasie może znaleźć bezpośrednie odzwierciedlenie w naciskach wybieralnych przedstawicieli organów ustawodawczych na władze wykonawcze. Truizmem jest stwierdzenie, że wysoki poziom konsumpcji nie sprzyja godzeniu się na wyrzeczenia. Ten element psychologii mas również musi być uwzględniony przy dokonywaniu oceny przydatności określonego państwa na presję terrorystyczną.
Terroryzm fizyczny nie wyczerpuje zagrożeń, przed którymi stają państwa najwyżej rozwinięte. Zupełnie nową płaszczyzną działań terrorystycznych otowrzyło ich postępujące uzależnienie od elektronicznego przekazu informacji. Trudno obecnie w warunkach polskich ocenić na ile realne jest zagrożenie tak zwanym infoterroryzmem, ale w wielu państwach zjawisko to jest dostrzegane. Za symptomatyczną należy uznać opinię Winn Schwartau, konsultanta do spraw komunikacji Inter-Pactu: (...) ponad 100 milionów komputerów łączy nas wzajemnie poprzez niesłychanie złożony system układów komunikacyjnych, zarówno naziemnych jak i satelitarnych. (...) rządowe i komercyjne systemy komputerowe są tak słabo dziś chronione, że można je praktycznie uznać za bezbronne. Czeka nas zatem elektroniczne Pearl Harbour.
Systemy komputerowe mogą być przedmiotem działań terrorystycznych dwojakiego rodzaju. Możliwe jest stosowanie wobec nich soft-kill - czyli destrukcyjnego oddziaływania na oprogramowanie poprzez specjalne programy niszczycielskie nazywane popularnie wirusami. Nie można też wykluczyć zastosowania hard-kill, ukierunkowanego na fizyczne zniszczenie centrów informatycznych takich kluczowych punktów jak giełda, bank centralny itp. Szczególnie skutecznym instrumentem drugiego rodzaju działań może okazać się niejądrowa broń, działająca na zasadzie impulsu elektromagnetycznego, która nie spowodowałaby widocznych uszkodzeń sprzętu informatycznego, niszcząc go jednak całkowicie. Owo elektroniczne Pearl Harbour należy więc rozumieć jako próbę sparaliżowania państwa poprzez fizyczne lub programowe oddziaływanie na systemy przekazu danych.
Największe znaczenie we wczesnym wykrywaniu zagrożeń terroryzmem i dywersją ma pozyskanie do szerokiej współpracy obywateli. Są oni naturalnym sojusznikiem służb państwowych w walce z zagrożeniami, gdyż jak już stwierdzono wcześniej, bierność obywateli w stosunku do wydarzeń rozgrywających się w ich najbliższym otoczeniu zapewnia organizacjom terrorystycznym niezbędną swobodę działania. Należy sobie zdawać sprawę, że stworzenie powszechnego systemu rozpoznawczego nie jest zadaniem prostym, przede wszystkim z powodu barier natury psychologicznej, które występują u dużej liczby obywateli wobec współpracy z organami państwa, zwłaszcza służbami policyjnymi. Informowanie, powiadamianie policji (innych służb państwowych), w przypadku braku bezpośredniego zagrożenia własnej osoby, jest w powszechnym rozumieniu jeżeli nie naganne, to przynajmniej dwuznaczne moralnie. Z żalem stwierdzić należy, że po 1989 policja nie zdołała gruntownie przebudować swojego wizerunku obciążonego dziedzictwem PRL-u. Nadal funkcjonariusz częściej postrzegany jest jako przedstawiciel władzy represyjnej w stosunku do obywatela niż osoba przyjazna, która może udzielić pomocy. W wymiarze psychospołecznym zmiana tego stanu jest największym wyzwaniem stojącym przed policją, zwłaszcza, że bez pozyskania do współpracy obywateli skuteczne zwalczanie terroryzmu i dywersji jest w bardzo poważnym stopniu utrudnione.
Stały, szybki rozwój infrastruktury terenowej oraz jej dostępność dla potencjalnych sprawców czynów przestępczych wskazuje na ogrom wysiłku, jaki trzeba ponieść przy przebudowie świadomości społecznej orientującej ludność i administrację lokalną na przywiązywanie wagi do przedsięwzięć związanych z obronnością i ich własnym bezpieczeństwem w miejscu zamieszkania i najbliższej okolicy. Powszechny system rozpoznania odgrywałby bardzo istotną rolę w zapobieganiu i zwalczaniu terroryzmu w czasie pokoju, terroryzmu i dywersji w fazie kryzysu oraz dywersji w czasie wojny.
Bez wątpienia terroryzm jest jednym z największych i coraz bardziej popularnych zagrożeń we współczesnym świecie. Jednak uchronić państwo od wszystkich ataków terrorystycznych praktycznie się nie da.