Plebiscyty na Warmii i Mazurach.

Powstanie niepodległej Polski postawiło od razu na porządku dziennym sprawę jej granic z państwem niemieckim. Dwudziestego siódmego grudnia 1918 roku i w dniach następnych powstańcy wielkopolscy oswobodzili terytorium dawnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Na Pomorzu Gdańskim jedne powiaty znajdowały się pod kontrolą polskich rad ludowych, a w drugich nadal sprawowała władzę niemiecka administracja pod osłoną niemieckich sił zbrojnych. Na opanowanym przez Niemców Górnym Śląsku wzmagała się praca konspiracyjna, która 17 sierpnia 1919 roku miała doprowadzić do wybuchu pierwszego powstania śląskiego.

Jasne było, że niepodległa Polska zgłosi roszczenia także wobec ziem Pojezierza Mazurskiego, uzasadnione swymi prawami historycznymi do tych ziem oraz liczebną przewagą ludności polskiej na tych ziemiach. Jasne też było, że ludność polska Warmii i Mazur nie będzie dalej biernie znosiła niemieckiego jarzma.

Zdawała sobie z tego sprawę Rada Żołniersko-Robotnicza w Olsztynie. Już 13 listopada 1918 roku wystosowała ona odezwę do ludności mówiącej po polsku, prosząc o zaufanie. Odezwa stwierdzała, że po obaleniu dawnych rządów ludność środkowej Europy została uwolniona z pęt kapitalizmu i militaryzmu. W tych warunkach możliwe stało się braterskie uregulowanie spornych spraw między ludami niemieckimi i polskimi. W Prusach Wschodnich w dwu powiatach miały być sporządzone listy, na których ludność miałaby swymi podpisami stwierdzić, czy chce należeć do Niemiec, czy do Polski. Odezwa nie precyzowała o jakich to powiatach mowa, można było jednak sądzić, że o powiatach olsztyńskim i szczycieńskim, tam bowiem najszybciej ożywił się ruch polski, doprowadzając do powstania rad ludowych.
24 listopada 1918 roku na wielkim wiecu polskim w Olsztynie ukonstytuowała się Warmińska Rada Ludowa. Przewodnictwo w niej objął ks. Walenty Barczewski z Brąswałdu, wiceprezesem został Andrzej Czeczka- rolnik z Łańska, a sekretarzem Stanisław Nowakowski. W styczniu 1919 roku do rady dołączyli Jan Baczewski z Gryźlin i Stanisław Żurawski z Kajn. Po objęciu przez Czeczkę wiceprezesury Mazurskiego Związku Ludowego, funkcję jego w Radzie Narodowej przejął ks. Wacław Osiński z Butryn, natomiast po wyjeździe Nowakowskiego do Warszawy w czerwcu 1919 jego stanowisko objął Władysław Pieniężny. Rada rozszerzała wciąż swój skład osobowy, miała swoją ekspozyturę w Biskupcu Reszelskim oraz kilkudziesięciu mężów zaufania we wsiach warmińskich.

W owym czasie panowało powszechne przekonanie, że Warmia przypadnie Polsce. Dlatego wybrano stąd 21 posłów na sejm byłej dzielnicy pruskiej w Poznaniu, m.in. Andrzeja Czeczkę, Stanisława Nowakowskiego oraz ks. Walentego Barczewskiego, który został wicemarszałkiem tego sejmu. Naczelna Rada Ludowa z Poznania wydawała władzom administracyjnym Olsztyna i powiatu olsztyńskiego zarządzenia, które miano- według jej polecenia z 20 lutego 1919 roku- publikować w urzędowych organach w językach polskim i niemieckim. Wówczas jednak nastąpiła już kontrakcja niemiecka.
Pisma niemieckiej Rady Żołniersko-Robotniczej z Olsztyna, by Warmiacy powstrzymali się od wystąpień zbrojnych, zbiegły się z identycznymi sugestiami płynącymi z Warszawy. Domagano się stamtąd, by walk nie wszczynać, bo jak powiadano- traktat pokojowy załatwi wszystko pomyślnie dla Polski. Konferencja pokojowa obradowała właśnie w Paryżu.
Rząd polski podtrzymywał tezę o niecelowości polskiego wysiłku zbrojnego na zachodzie nie dlatego, że wierzył w wszechmoc koalicji. Głosił ją dlatego, że jego zdaniem polski wysiłek zbrojny niezbędny był nie na zachodzie, ale na wschodzie. Na konferencji paryskiej zabrakło przedstawicieli Rosji. Jasne było, że konferencja ta nie będzie miała wpływu na ukształtowanie granicy Polski z jej wschodnim sąsiadem. W sprawie granic zachodnich można było więc zdać się na dobrą wolę koalicji, natomiast granice wschodnie miał- zdaniem naczelnika państwa – zakreślić miecz polski i zakreślić ją tak daleko, jak sięgały granice Rzeczypospolitej przed rozbiorami, czyli tak daleko, jak sięgały przed rewolucja październikową polskie latyfundia szlacheckie. Odrzucano pokojowe propozycje rządu radzieckiego i słano żołnierzy na wschód. Tam potrzebna była, zdaniem rządu, broń i amunicja.
Tymczasem na konferencji pokojowej w Paryżu sprawę granic polskich przekazano komisji, zwanej komisją Cambona. 12 marca 1919 roku podjęła ona uchwałę stwierdzającą, że do Polski należy z dawnego zaboru pruskiego włączyć Górny Śląsk, Poznańskie, Pomorze Gdańskie oraz Powiśle i Działdowszczyznę, tak by cała linia kolejowa Warszawa- Iława- Gdańsk znalazła się na terytorium Polski.
W stosunku do Pojezierza Mazurskiego padło po raz pierwszy słowo plebiscyt.
Komisja Cambona podtrzymywała swoje stanowisko, mimo że Rada Czterech dwukrotnie zwracała jej ów projekt do ponownego opracowania jako niedostateczny, zdaniem anglosaskich mężów stanu krzywdzący Niemcy. Ostatecznie Rada Czterech przejęła sprawy w swoje ręce i ogłosiła 6 maja 1919 roku decyzję: Gdańsk miał zostać wolnym miastem, na Powiślu miano przeprowadzić plebiscyt, sprawa pozostałych ziem miała być rozstrzygnięta zgodnie z raportem komisji Cambona. 16 czerwca 1919 Rada Czterech zmieniła swoje stanowisko w sprawie Górnego Śląska. Przynależność państwową także tej ziemi miał rozstrzygnąć plebiscyt. W tej formie owe decyzje zostały wprowadzone do tekstu traktatu pokojowego, podpisanego w Wersalu 28 czerwca 1919 roku.
Postanowienia te były niekorzystne dla Polski. Dotyczyły one- w przypadku Górnego Śląska i Pojezierza Mazurskiego- ziem historycznie i etnicznie Polskich. Zamiast je przyłączyć do Polski, stworzono przez plebiscyty okazje do sprawdzenia, czy wiekowe działanie aparatu germanizacyjnego było tak skuteczne, pośrednio premiując Niemców za zbrodnię wynaradawiania ludności polskiej.
Niemniej początkowo wydawało się, że plebiscyty na obu terenach mogą Polsce przynieść zwycięstwo. Jednak potrzebna była zręczna praca i skuteczna pomoc dla Warmiaków i Mazurów. Tego niestety zabrakło. Wszystkie siły młodego państwa angażowano w wojnę ze Związkiem Radzieckim. Niemcom więc mimo woli dano niemalże wolną rękę i prawie nie reagowano na to, że szczegółowe postanowienia plebiscytu coraz wyraźniej pozbawiały Polskę szans na zwycięstwo.

Polska opuściła Mazurów. Pozwoliła, żeby plebiscyt odbył się w warunkach, które z góry przesądzały jego wynik na naszą niekorzyść.
Na początku czerwca 1919 roku odbyły się obrady olsztyńskiego sejmiku. Wystąpił na nich m.in. Jan Baczewski. W swoim wystąpieniu sformułował zasadę, według której powinno się było- jego zdaniem- ustalić granicę Polski z Niemcami. Była to zasada oparta na prawach historycznych. On, Warmiak, nie rozumiał dlaczego Warmię i ziemię malborską miano w traktacie pokojowym oceniać według innych miar niż Pomorze Gdańskie i ziemię chełmińską. Wszystkie te ziemie należały przez wieki do Polski przed rozbiorami. Skoro Polska odzyskała niepodległość, skoro anulowano traktaty rozbiorowe, należało- zdaniem Baczewskiego- przywrócić niepodległej Polsce takie granice, jakie miała przed rozbiorami.
Rozumowanie to miało jednak zasadniczą wadę. Rozbiory były nie pierwszymi, ale końcowymi aktami niemieckiej agresji przeciw dawnej Polsce, nie jedynym, ale szczytowym sukcesem niemieckich władz. Gdyby przy ustalaniu polsko- niemieckiej granicy oparto się na proponowanej przez Baczewskiego zasadzie, powiaty olsztyński, reszelski, lidzbarski, braniewski, elbląski, malborski i sztumski oraz Gdańsk wróciłyby o Polski, ale pozostałyby poza jej granicami inne powiaty Pojezierza Mazurskiego oraz cały Górny Śląsk, w chwili rozbiorów do Polski one bowiem nie należały.
Zasada praw historycznych byłaby więc słuszna jedynie wówczas, gdyby łączyła się z potępieniem wszystkich aktów niemieckich władz, a nie tylko ostatnich, związanych z rozbiorami Polski; gdyby na tej podstawie przywrócono Polsce wszystkie historyczne polskie ziemie, oderwane od niej w ciągu wieków przez zaborczość niemiecką. Jednakże tak pojętą zasadę praw historycznych jako program polskiej polityki przyjęto dopiero w latach drugiej wojny światowej.
W owym czasie jako wskazówka dla ustalania granic między państwami modniejsza była zasada narodowościowa. Według niej należało granice państwowe przeprowadzić w taki sposób, by obszary zwarcie zasiedlone przez ludność polską włączyć do Polski, a zwarcie zasiedlone przez ludność niemiecką pozostawić przy Rzeszy. Zasada ta z góry krzywdziła Polskę. Wiadomo było przecież, że Niemcy w ciągu wielu dziesięcioleci germanizowali i eksterminowali ludność polską. Jeśli więc na podstawie zasady narodowościowej pozostawiono przy Rzeszy Dolny Śląsk i Pomorze Zachodnie, a odłączono od niej część Pomorza Gdańskiego i Wielkopolskę, oznaczało to, że nagradzano Niemców za wynarodowienie ludności jednych ziem, a karano za to, że drugich nie zdążyli zniemczyć zbyt precyzyjnie. Jak jednak według tejże zasady narodowościowej wyglądały sprawy na Pojezierzu Mazurskim, na terenie, na którym przeprowadzając plebiscyt poddano tę zasadę ogniowej próbie?

Według oficjalnych danych ostatniego przed plebiscytem powszechnego spisu ludności, przeprowadzonego w roku 1910, w powiatach ełckim, mrągowskim, nidzickim, piskim i szczycieńskim większość ludności podała język polski jako swój ojczysty. We wszystkich tych powiatach ludność polska stanowiła około 80% ogółu ludności. Zasada narodowościowa, zasada samostanowienia narodów wymagała, by Warmię, Mazury i Powiśle przyłączono do Polski bez plebiscytu, bo ludność polska stanowiła na tych zimach większość. Niestety w Wersalu miano zdanie odmienne. Alianci nie liczyli się zbytnio z młodym państwem polskim i jego słusznymi pretensjami terytorialnymi. Plebiscyt był listkiem figowym, którym zakryto akceptację żądań niemieckich przy jednoczesnym obłudnym i pozornym uszanowaniu zasady samostanowienia.

Plebiscyt powinien był jednakże przynieść Polsce zwycięstwo, skoro na Warmii, Mazurach i Powiślu ludność polska miała liczebną przewagę. Żeby jednak tak się stało, musiałyby być stworzone warunki, w których ludność miałaby nieskrępowaną możność swobodnego wyrażania swojej woli.

Takie warunki istniały na Pojezierzu Mazurskim w ciągu kilku miesięcy po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Cały aparat władzy, który przedtem trzymał ludność polską w żelaznych kleszczach ucisku narodowego, przestał wówczas funkcjonować. Kapitaliści, policjanci, urzędnicy pochowali się w swoich domach ze szczelnie zasłoniętymi oknami. Wówczas mogły swobodnie działać polskie rady ludowe. Wówczas powstały polskie towarzystwa ludowe na wsiach warmińskich, polskie zespoły teatralne, śpiewacze, sportowe. Wówczas udawały się z Warmii i Mazur delegacje do Paryża żądające włączenia tych ziem do Polski. Niemieckie władze zdawały sobie sprawę, że plebiscyt gdyby przeprowadzony został wiosną 1919 roku, zakończyłby się zupełnie innym rezultatem niż półtora roku później. Stałoby się tak dzięki zręcznej pracy Polaków i cały obszar byłby dla Niemców stracony.

Minęła wiosna 1919 roku. Rewolucja w Niemczech została stłumiona. Pruscy junkrzy, urzędnicy i żandarmi poczuli się znów panami Warmii i Mazur. Wtedy zapadła decyzja o plebiscycie na tych ziemiach. Gdyby jeszcze wprowadzono tę decyzję natychmiast w życie i gdyby natychmiast na Pojezierzu Mazurskim objęła rządy Komisja Aliancka, mająca zgodnie z traktatem pokojowym kontrolować przebieg plebiscytu.
Decyzje o plebiscycie ogłoszono w maju 1919 roku. Komisja Aliancka zaś miała objąć rządy (i obięła je) dopiero w lutym 1920 roku. W ten sposób dano pruskim organizacjom zbrojnym dziewięć miesięcy czasu ba całkowite rozgromienie ruchu polskiego na Warmii i Mazurach.

Nacjonaliści niemieccy zrozumieli w lot tę szansę. Wiedzieli, że „bitwę” należy rozegrać jeszcze przed przybyciem Komisji Alianckiej, że wynik należy sobie zapewnić zanim Komisja ta przejmie władzę.

Traktat pokojowy dawał Niemcom jeszcze jedną dodatkową szansę. Prawo głosu w plebiscycie przyznano wszystkim, którzy urodzili się na terenie plebiscytowym lub posiadali tam miejsce całego zamieszkania od 1 października 1905 roku, a ukończyli 20 lat. Przyznano więc również prawo głosu emigrantom, którzy urodzili się na Warmii i Mazurach, lecz opuścili te ziemie. Większość z nich od dawna wtopiła się w społeczeństwo zachodnich Niemiec, tam miała pracę, dom, tam widziała przyszłość dla siebie i swych dzieci. Tysiącznymi węzłami była już związana ze społeczeństwem niemieckim. Na Warmii i Mazurach na 422 tysiące osób uprawnionych do glosowania 157 tysięcy stanowili właśnie ci emigranci. W zachodnich Niemczech spisano ich, opłacono im z góry podróż i wydelegowano na Pojezierze, oczywiście nie po to, by łowili ryby w jeziorach mazurskich. To byli ludzie, o których wiadomo było, że będę głosować za przynależnością Warmii i Mazur do Niemiec. Decyzja przyznająca prawo do decydowania o losach ojcowizny tym, którzy ojcowiznę już dawno dobrowolnie opuścili, była po prostu absurdalna. A właśnie skutkiem niej dano Niemcom od razu przed aktem plebiscytowym 37% bonifikaty. Na pięciu ludzi głosujących, dwaj byli to emisariusze niemieccy przysłani z Zachodu. Pilnowali oni miejscowych, terroryzowali ich samą swoją obecnością.

Szczególnie nieszczęśliwie dla Polski określono sam przedmiot głosowania. Mieszkańcy Warmii i Mazur oraz Powiśla mieli być wezwani do wypowiedzenia się przez głosowanie poszczególnymi gminami, czy życzą sobie, aby poszczególne gminy na tej przestrzeni leżące należały do Polski czy do Prus Wschodnich.

Trudno odpowiedzieć, dlaczego Polsce przedstawiono w akcie głosowania nie Niemcy, ale Prusy Wschodnie. Być może odbiła się tu echem pierwsza polska propozycja złożona konfederacji pokojowej. W propozycji tej Polska domagała się, by powiaty położone wzdłuż brzegów dolnego Niemna przyznać Litwie, całe Powiśle i Pojezierze Mazurskie Polsce, a z reszty zaś Prus Wschodnich stworzyć niezależne terytorium pod protektoratem Ligi Narodów. Komisja Cambona odrzuciła tę propozycję, w tekście traktatu pokojowego,
a potem na kartkach plebiscytowych znalazło się jednakże słowo: Prusy Wschodnie.

Miało to brzemienne konsekwencje. W czasach, gdy nie było spójni gospodarczych i kulturalnych łączących rozległe tereny, poczucie wspólnoty narodowej było spoiwem dość słabym, wątlejszym od solidarności ludzi jednej dzielnicy. Rubieże narodowościowe, gdzie działanie ośrodków centralizujących odczuwane było słabiej, powolnej ulegały procesowi całkowania etnicznego. Pojęcie „tutejszy”, znane jeszcze na początku XX stulecia jako określenie narodowości Kurpiów i górali, w okresie plebiscytu na Warmii i Mazurach miało wagę niewymiernie większą. Odśrodkowe tendencje prowincjonalne to nie była specyfika tylko polska, choć w Polsce wzmocnione one były wskutek różnych kolei losu, jakie przechodziła ludność polska w różnych zaborach. Ale to było zjawisko ogólnoeuropejskie. Chłop mazurski, którego świat zamykał się w obrębie jeśli nie parafii czy powiatu to najwyżej prowincji, głosował podczas plebiscytu za swoją ojcowizną. Nie głosował za państwem niemieckim. Wybierał miedzy Polską, której nie znał, której najbliższe okolice zamurowane były od dawna granicą, a swym rejonem: Prusami Wschodnimi, jak gdyby jakimś niepodległym państewkiem. W owym czasie na wysokich szczytach polityki światowej debatowało się nie tylko o wolnym mieście Gdańsku, ale też o Prusach Wschodnich jako przyszłej Szwajcarii bałtyckiej z trzema językami urzędowymi: polskim, litewskim i niemieckim.

Pozwoliło to propagandzie niemieckiej postawić stawkę na rozniecanie antagonizmów dzielnicowych wśród ludności polskiej. Przeciwstawienie Prus Wschodnich Polsce zidentyfikowała ona z przeciwstawieniem Mazurów i Warmiaków warszawiakom. Władze niemieckie wydawały w ogromnych nakładach ulotki pisane po polsku wzywające do pielęgnowania warmińskiego czy mazurskiego obyczaju, jakoby zagrożonego przez warszawiaków. Propaganda ta obliczona była głównie na Mazurów. Ich więcej można było straszyć arcykatolicką Polską. Ale i na Warmii istniały tendencje zaściankowe i separatystyczne, czego dowodem był pomysł księdza Majewskiego zorganizowania suwerennego państewka z biskupem warmińskim na czele. Antagonizmy dzielnicowe były wówczas silne w całym narodzie. Miały one podstawę choćby w tym, że łączyły się do wspólnego niepodległego bytu kulturowo nader różne społeczności trzech rozbiorów: w pruskim było tylko 1% analfabetów, w austriackim 39%, w tzw. Kongresówce 45%, na kresach wschodnich 60%. Śląsk żądał wtedy autonomii, wielkopolska oddzielnego ministerstwa dla swoich spraw. Jedynie wszakże na Warmii i Mazurach wrogom Polski udało się w straszliwy sposób wykorzystać antagonizmy dzielnicowe przeciw Polsce. Lecz temu winni byli przede wszystkim autorzy tekstu traktatu pokojowego w Wersalu.

Wobec tego, że warunki plebiscytu z góry przesądzały jego wynik, Polska powinna była nie uznać plebiscytu, a z może nawet nie dopuścić do niego. Mogła przed plebiscytem lub zaraz po plebiscycie siłą stworzyć fakty dokonane. Nie jest to wcale teoretyzowanie, bo Warmiacy przygotowywali się do zbrojnej akcji na wzór powstania wielkopolskiego, a Niemcy poważnie liczyli się z jej ewentualnością. Liczyli się także z okupacją terenu przez armię Hallera.

Tego jednak nie uczyniono, choć rząd polski ówcześnie umiał stworzyć podobne fakty dokonane na przykład na trenie tzw. Litwy Środkowej. Tutaj zabrakło energii, zainteresowania, a może czasu. W dniu plebiscytu wojska radzieckie stały niedaleko Warszawy, a przecież i to także urabiało nastroje plebiscytowego terenu. Ludność wycieńczona długoletnią rzezią światową pragnęła spokoju za wszelką cenę. W Niemczech rolnicy już drugi rok spokojnie zbierali plony. Tymczasem w Polsce zabierano z Działdowskiego rekrutów mazurskich na front.

W listopadzie 1918 roku zwołano w Olsztynie wielki wiec protestacyjny przeciw polskim roszczeniom do Warmii. Fotel przewodniczącego na tym wiecu zajął z urzędu reprezentant najsilniejszej olsztyńskiej organizacji politycznej, dyrektor szpitala oraz prezes katolickiego stronnictwa Centrum. Ku ogromnemu zaskoczeniu i zgorszeniu nacjonalistów niemieckich oświadczył on, że jest i czuje się Polakiem. Równie fatalnie wypadły i inne wiece organizowane w tym czasie przez nacjonalistów niemieckich na Warmii i Mazurach. Niektóre, jak na przykład wiec w Gryźlinach, zamiast protestować przeciw temu, domagały się przyłączenia Warmii do Polski. Władze niemieckie zrozumiały, że dalsze wiece na tych terenach nie mają najmniejszego sensu, dlatego zaniechano urządzania publicznych zebrań.

Przewaga polskiego ruchu trwała tu przez kilka miesięcy. Już jednak 4 lutego 1919 roku przybyli do Olsztyna dwaj pruscy ministrowie. Rezultatem ich wizyty były decyzje o powołaniu niemieckich organizacji paramilitarnych. Miały one za zadanie sterroryzować ludność polską. Trzy miesiące później przybyli do Olsztyna inni ministrowie, by sprawdzić czy niemiecka akcja plebiscytowa nabiera właściwego rozmachu.

Dwudziestego drugiego marca 1919 roku superintendent piski ks. Paweł Hensel ogłosił apel o podpisywanie petycji przeciw przyłączeniu Mazur do Polski. W teren ruszyli mężowie zaufania. A mężowie ci- jak pisze Baczewski- nie byli to chłopi i robotnicy, lecz nauczyciele, listonosze, pastorzy i księża, sołtysi i wójtowie oraz inne wpływowe na wsi osobistości. Chodzili oni do chaty do chaty „prosząc” na swój pruski sposób o podpisywanie listy członkowskiej. Nie chodzili zresztą nigdy sami, lecz w towarzystwie żandarma. Kto by się oparł, jeśli taka „władza” żąda, a pastor czy ksiądz popiera.

W ten sposób wymuszono 144 447 podpisów na Mazurach. Nieco później i z trochę gorszymi rezultatami przeprowadzono podobną akcję również na Warmii. Akcja wymuszania podpisów był swego rodzaju jawnym plebiscytem, poprzedzającym późniejszy, oficjalny. Miała ona ogromne znaczenie dla dalszego losu wypadków.

Latem 1919 roku Niemcy sprowadzili na teren plebiscytowy przeszło czterdzieści tysięcy regularnego wojska rzekomo dla uświetnienia obchodów rocznicy bitwy pod Tannenbergiem. Bojówki niemieckie pod tą osłonką zaczęły napadać na Polaków uważanych za nieprzejednanych. Rozpoczęły się tez aresztowania. Wielu Polaków podstępnie wywabiono poza teren plebiscytowy, a tam ich zamykano „za szpiegostwo”.

Na propagandę antypolską płynęły z Niemiec ogromne kwoty na które składały się wszystkie miasta i związki samorządowe oraz wszystkie firmy przemysłu i handlu całej Rzeszy. Dzięki temu wszystkie ulotki i gazety antypolskie drukowano w setkach tysięcy egzemplarzy i wciskano je wszystkim. Tymczasem Polaków nie było stać na przekształcenie „Gazety Olsztyńskiej” i „Mazura” w pisma codzienne.

W tymże czasie władze dokonały reorganizacji aparatu urzędniczego. Obsadziły zaufanymi ludźmi urzędy stanu cywilnego i biura ewidencji, zatem te placówki, które miały sporządzać listy uprawnionych do glosowania w plebiscycie. Pozwoliło to Niemcom na wpisanie do tych list tysięcy martwych dusz.

W sierpniu 1919 roku powołano w Warszawie komitety plebiscytowe: mazurski i warmiński. Sekretarzem Warmińskiego Komitetu Plebiscytowego został Nowakowski. Wkrótce siedzibę tego komitetu przeniesiono do Kwidzyna. W Olsztynie ulokowano w wydzierżawionym we wrześniu 1919 roku domu przy ul. Partyzantów delegaturę tego komitetu, której kierownictwo objął Jan Baczewski. W grudniu 1919 roku Polacy zakupili hotel przy ul. Partyzantów i tam w styczniu 1920 roku umieszczono biura Mazurskiego Komitetu Plebiscytowego, którymi kierował Stanisław Zieliński, dawny redaktor „Mazura”.

W styczniu 1920 roku został ratyfikowany traktat wersalski. Wojska niemieckie musiały opuścić teren plebiscytowy. Dwunastego lutego 1920 roku zjechali do Olsztyna i objęli urzędowanie przedstawiciele Komisji Alianckiej, która miała nadzorować przebieg plebiscytu: Anglik Rennie, Francuz Couget, Włoch Fracassi i Japończyk Mamuro. Do ich dyspozycji stały niewielkie oddziały wojsk alianckich, które rozlokowano w miastach Pojezierza Mazurskiego. Oficerem kontrolnym Olsztyna był Francuz mjr Le Brun, dla powiatu olsztyńskiego Włoch kpt. Picardo de Netro.

Ludność polska witała komisje kwiatami, niemiecka zaś zbojkotowała jej przybycie. Jednakże początki rządów komisji były od razu dla Polaków złowrożebne.

21 stycznia 1920 roku, na kilkanaście dni przed rozpoczęciem rządów przez Komisję, pobito, po zebraniu rady ludowej w Szczytnie, do utraty przytomności jednego z działaczy polskich- Bogumiła Linkę. Przewieziony do szpitala w Olsztynie, niedbale leczony przez niemiecka obsługę, Linka zmarł po dwu miesiącach cierpień. Grób Linki na cmentarzu ewangelickim w Olsztynie zdewastowano, a potem zbezczeszczono wznosząc na jego miejscu śmietnik publiczny. Było to znakiem, że Niemcy nie rezygnują z narzędzia, jakim był w ich rękach terror wobec ludności. Tymczasem Komisja, przyjmując od urzędników niemieckich przysięgę lojalności, zawarła w rocie przysięgi słowa przyrzeczenia, iż będą oni jak dotychczas spełniać swoje obowiązki.

Działacze polscy domagali się natychmiastowego, oficjalnego zniesienia wszystkich ustaw antypolskich. Żądali usunięcia przynajmniej tych sędziów, którzy ze specjalną gorliwością karali polską działalność niepodległościową, przynajmniej tych nauczycieli i urzędników, którzy w robocie germanizatorskiej byli szczególnie aktywni. Domagano się, by ukrócono antypolską działalność niektórych księży. Żądali, by język polski wprowadzono do szkół i urzędów na równi z niemieckim. Wysuwali także nieśmiało postulat, żeby teren plebiscytowy choćby na pewien czas oddano w ręce administracji polskiej, która by mogła przynajmniej częściowo zrównoważyć skutki wiekowego oddziaływania administracji pruskiej. Domagali się, jednym zdaniem, faktycznego, nie zaś tylko formalnego wyrównania szans przed aktem wyborczym.

Jednak postulaty te nie zostały przez Komisję Aliancką uwzględnione, albo zostały uwzględnione w minimalnym stopniu, niektórych zaś nie wzięła ona wcale pod uwagę. Z urzędów pruskich usunięta została tylko jedna osoba. Przyznano też Polakom, raczej w teorii niż w praktyce, pewne uprawnienia językowe w urzędach i w szkolnictwie. Poza tym wszystko zostało po staremu.

Przewodniczący Komisji Alianckiej, Ernest Rennie, i liczni oficerowie alianccy nie ukrywali swego lekceważenia dla polskich postulatów i protestów. Wywieszenie polskiego sztandaru w oknie konsulatu wywołało 7 marca 1920 roku wściekłość w pruskich władzach. Oficer włoski, rzekomo dla zażegnania awantury, usunął polski sztandar. Wobec energicznego protestu konsula ten sam oficer musiał sztandar dzień później osobiście wywiesić. Prezydentowi Olsztyna i komendantowi straży bezpieczeństwa polecono przeprosić konsula, a gdy odmówili, usunięto ich ze stanowisk. Wskutek tej afery jednakże konsul stał się dla Komisji niewygodny i by poprawić z nią stosunki rząd polski odwołał go. Wobec stronniczości Komisji alianckiej, a zwłaszcza dowództwa wojsk alianckich, działacze polscy ogłosili w marcu 1920 roku strajk plebiscytowy, odmawiając uczestnictwa w prowadzonych pod kontrolą Komisji pracach, a w szczególności zaś wyznaczenia przedstawicieli do komisji plebiscytowych. Po kilu tygodniach strajku Rada Administratorów w Paryżu usunęła dowodzącego wojskiem alianckim płk. Benneta, nakazała rozwiązanie niemieckiego wojska i zastąpienie go przez policję plebiscytową, złożoną w równej mierze z Niemców i Polaków. To drugie ustępstwo pozostało jednakże tylko na papierze, ponieważ do policji przyjęto zaledwie kilkudziesięciu Polaków. Niemniej strajk został przerwany.

W czerwcu 1920 przybył do Olsztyna nuncjusz papieski Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI. Z jego przyjazdem Polacy wiązali ogromnie nadzieje na zneutralizowanie kleru warmińskiego. Dziekan katedry fromborskiej, ks. Stoff, stwierdził wówczas, że prawie wszyscy księża diecezji warmińskiej znaleźli się w szeregach obrońców niemieckiej ojczyzny: cóż bowiem znaczyło wobec 305 popleczników niemczyzny liczba czterech czy pięciu księży agitujących za Polską. Niemcy z przyjazdem nuncjusza łączyli poważne obawy. Ks. Ratti musiał znaleźć nocleg nie na plebani, lecz u zakonnic w olsztyńskim szpitalu. Okazało się jednak, że zarówno nadzieje Polaków, jak i obawy Niemców nie były uzasadnione. Ks. Ratti zajął tak dalece indyferentną postawę wobec sprawy plebiscytu, że nie wytrzymała ona w najmniejszym stopniu antypolskiej działalności kleru warmińskiego.

Im bardziej zbliżał się dzień plebiscytu, tym więcej mnożyły się awantury antypolskie i akty terroru w Olsztynie i na całym Pojezierzu Mazurskim. Komisja była bezsilna lub też udawała bezsilność. W przededniu 11 lipca 1920 roku Olsztyn przypominał wyglądem miasta przyfrontowe. Domy, w których mieściły się biura polskich instytucji, otoczono na rozkaz Komisji zasiekami z drutu kolczastego.

Niemniej życie tętniło tu stale. Odbywały się tu i w powiecie olsztyńskim zebrania i zjazdy polskich towarzystw ludowych, występy zespołów sportowych, chórów i teatrów amatorskich. Zawitał tu nawet polski teatr zawodowy, którego występy zostały, niestety, przerwane po zmasakrowaniu artystów przez bojówkę niemiecką w Biskupcu 13 kwietnia 1920 roku. Działało, niestety krótko, kilkanaście szkół polskich w powiecie olsztyńskim. Szkoła polską w Olsztynie, stanowiącą rodzaj seminarium nauczycielskiego, kierował Aleksander Sosna. Uczęszczało do niej wielu przyszłych wybitnych działaczy warmińskich, na przykład Edward Turowski. Ukończono dwa turnusy szkoleniowe, trzeci został przerwany wskutek zmasakrowania uczniów przez bojówkę niemiecką.

Na teren plebiscytowy przybyło kilku znakomitych przedstawicieli kultury polskiej. Stefan Żeromski, będący ewangelikiem, odwiedzał przeważnie tereny zamieszkałe przez ludność ewangelicką i nie przyjechał do Olsztyna, choć był tu zapowiadany. 2 czerwca 1920 roku w Olsztynie koncertował Feliks Nowowiejski. Polacy witali z entuzjazmem tego znakomitego rodaka. „Gazeta Olsztyńska” napisała, że opuścił on Warmie jako Niemiec, a powrócił jako Polak.

26 czerwca 1920 roku nastąpił rozłam w szeregach polskiego ruchu. Dwaj dotychczasowi działacze polscy, najpewniej przekupieni przez Niemców, zawiązali dywersyjna organizację pod hasłem walki z inwazją warszawiaków na Warmię. Udało im się oszukać bardzo dużo ludzi, prawdopodobnie prawie połowę z tych, którzy do tej pory byli zdecydowani głosować za Polską.

11 lipca 1920 roku ogromna większość ludzi śpieszących do urn ostentacyjnie wymachiwała kartkami z napisem Prusy Wschodnie. Czyniło to także wielu ludzi znanych dotąd z patriotyzmu polskiego. Niemcy nazywali to oczyszczeniem się z polskiego brudu. Naprawdę zaś biedni, sterroryzowani ludzie, czyniąc tak, chcieli siebie i swe rodziny uchronić przed zemstą, jaką im grożono. W Olsztynie oddano za Polską 342 głosy, a za Prusami Wschodnimi 16742. W powiecie olsztyńskim za Polska padły 4902 głosy, a za Prusami Wschodnimi 31486 głosów.

„Gazeta Olsztyńska” pisała wówczas: Nikt z nas nie cieszył się złudzeniem, ażeby Warmia i Mazury przejść mogły w całości na łono Polski za pomocą plebiscytu. Lud polski na Warmii i Mazurach nie otrzymał wcale tych praw, które zagwarantowane są traktatem wersalskim. Zmiana stosunków przewidywana w traktacie nie nastąpiła zupełnie. Pozostali przez cały czas plebiscytu urzędnicy, nauczyciele i księża niemieccy, którzy wywierali nacisk na ludność, pozostały wojskowe organizacje niemieckie, które z wściekłością i wyrafinowaniem gnębiły lud mówiąc po polsku. Terror niesłychany panował do ostatniego dnia, mnożyły się napady bandyckie na ludzi objawiających swą polskość. Nic też dziwnego, że wśród takich warunków plebiscyt był tylko wymuszeniem głosów od ludności na rzecz Niemców, ale nie spokojnym wyrażaniem swojej woli przez ludność.

01 sierpnia 1920 roku w gmachy rejencji olsztyńskiej Komisja Aliancka przekazała uroczyście teren plebiscytowy władzom wschodniopruskim. Wiadomo było, że cała gadanina o samodzielnym państwie wschodniopruskim była zwykłym kłamstwem. 19 sierpnia 1920 roku obydwa obszary plebiscytowe, kwidzyński i olsztyński, wcielono do Rzeszy. Komedia została skończona.

Ogłoszenie wyników plebiscytu było dla nacjonalistów niemieckich hasłem do nowych aktów terroru. Upojeni zwycięstwem, pewni całkowitej bezkarności, mścili się bezlitośnie na wszystkich, którzy w gorących dniach plebiscytu nie zaparli się swojej polskości. Fala pogromów przeszła przez miasta i wsie Warmii i Mazur. W Olsztynie uzbrojone bandy zdemolowały konsulat polski. W biały dzień dokonano szeregu napadów i gwałtów. Kobiety polskie bito po twarzy i znieważano, mężczyzn wyrzucano z tramwajów i z pociągów.

W Wymoju, gdzie 70% głosów padło za Polską, także bojówki niemieckie poniosły straty. Chłop Franciszek Kempa, zwany „królem Polaków”, zabarykadował się na strychu swego domu i użył broni palnej wobec napastników. Padło dwu zabitych, między innymi nauczyciel, a dwaj bojówkarze odnieśli poważne rany.

Wielu działaczy polskich opuściło wtedy Warmię i Mazury i schroniło się za kordonem granicznym, w niepodległej Polsce, po to, by ratować życie. Spośród działaczy zamieszkałych w Olsztynie lub pod Olsztynem uszli tam miedzy innymi Franciszek Boenigk, Klemens Frenszkowski, Maria Kempa, Wincenty Kobzur, Juliusz Malewski, Stanisław Nowakowski, Alojzy Śliwa, Edward Turowski i setki innych. Niektórzy wyjeżdżali zaraz po klęsce plebiscytowej, niektórzy po kilku miesiącach, inni po opuszczeniu murów więziennych. Niektórzy wrócili w swe ojczyste strony po paru latach, jak np. Juliusz Malewski, by stanąć na czele Banku Ludowego, Edward Turowski, by organizować tu prywatne szkoły polskie. Wielu powróciło dopiero po 1945 roku, większości jednak nie było to już dane.

Gdy minęło pierwsze przygnębienie, gdy fala terroru nieco opadła, ruch polski wyszedł z podziemi. Walka rozpoczęła się od nowa. W listopadzie 1920 roku, w parę miesięcy po druzgocącej klęsce plebiscytowej, powstał Związek Polaków w Prusach Wschodnich z siedzibą w Olsztynie. Odbywające się w Olsztynie zjazdy delegatów organizacji polskich jeszcze przez kilka lat imponowały swą masowością. Siódmego marca 1921 roku w wyborach do sejmu pruskiego i sejmiku prowincjonalnego na listę Polskiej Partii padło w powiecie olsztyńskim sześć tysięcy głosów, mimo że na miesiąc przed wyborami Niemcy aresztowali Jana Baczewskiego, sekretarza partii, paraliżując polską akcję przedwyborczą. Ksiądz Walenty Barczewski jako marszałek- senior otworzył wówczas obrady sejmiku prowincjonalnego w Królewcu. Po wyborach uzupełniających w roku 1922 Polacy zdobyli mandat poselski do sejmu pruskiego w Berlinie. Zasiadł tam Jan Baczewski. W wyborach z roku 1924 ponownie zdobył ten mandat i piastował go aż do roku 1928. w wyborach tych Polacy zdobyli w powiecie olsztyńskim prawie osiem tysięcy głosów, w siedemnastu wsiach, gdy podczas plebiscytu jedynie w trzech.

Jednakże i te sukcesy, i późniejsze, już znacznie skromniejsze, Polacy odnieśli dzięki postawie chłopów ze wsi warmińskich. Udział samego Olsztyna w tych sukcesach był znikomy. W pierwszym dwudziestoleciu XX wieku Olsztyn nie był miastem w ponad połowie niemieckim, jak wynikało choćby z liczny głosów, które padły w roku 1911 za kandydaturą poselską Walentego Barczewskiego. W czasie plebiscytu zamknięto życie polskie Olsztyna za pierścieniem drutów kolczastych. Po plebiscycie zasieki usunięto, lecz stan oblężenia pozostał. Nie mogło już być mowy o tym, by utrzymali się tu polscy kupcy rzemieślnicy, polscy lekarze i adwokaci. Nawet ważne osobistości Olsztyna niezaangażowane w sprawę polską musiały opuścić miasto wskutek szykan niemieckich, wskutek bojkotu gospodarczego i towarzyskiego ze strony Niemców. Otwarte przyznawanie się do narodowości polskiej zaczęło uchodzić w sferach mieszczańskich Olsztyna niemal za zdradę stanu. Szeroko rozlanej i stale rozdmuchiwanej fali nienawiści wobec samego imienia polskiego oprzeć się mogli tylko najbardziej bohaterscy.

Ruch polski mógłby zdobyć sympatyków wśród miejskiego proletariatu Olsztyna, był jednak na to zbyt umiarkowany w hasłach społecznych. Życie polskie Olsztyna toczyło się już zatem trochę w oderwaniu od życia całego miasta, niejako w izolacji, głównie w kilku domach, które niegdyś, w czasach plebiscytu, otoczono zasiekami z drutu kolczastego.

Najważniejszym ośrodkiem polskim w Olsztynie był Dom Polski, mieszczący się przy zbiegu ulic Partyzantów i Jerzego Lanca. Tutaj skupiało się kierownictwo prawie wszystkich polskich organizacji Warmii. Mieściło się tu biuro Związku Polaków na Prusach Wschodnich, założonego w 1920 roku. W roku 1922 agendy tego Związku przejęło kierownictwo IV Dzielnicy( Prusy Wschodnie) Związku Polaków w Niemczech, przez długie lata z Janem Baczewskim, na koniec zaś z Kazimierzem Pietrzakiem na czele. W Domu Polskim znalazło się miejsce i dla założonego w roku 1923 Związku Towarzystw Młodzieży i dla powstałego w tymże roku Zarządu Towarzystw Kobiet w Prusach Wschodnich. W Domu Polskim odbywały się wszelkie imprezy polskie: muzyczne, urządzane przez Jana Brzeszczyńskiego i Jana Lubomirskiego; teatralne, których organizatorem przeważnie był Władysław Pieniężny. Dom Polski był także centrum polskiego życia gospodarczego Warmii. Tu mieściły się biura spółdzielni rolniczo- handlowej „Rolnik”, tu przeniesiono agendy Banku Ludowego, którego dyrektorem od roku 1922 aż do roku 1950 był- jedynie z przerwą wojenną- Juliusz Malewski. Jednakże spośród wszystkich organizacji polskich znajdujących się w Domu Polskim chyba najbardziej ruchliwe było powstałe w 1921 roku Polsko- Katolickie Towarzystwo Szkolne na Warmię, którego czołowymi działaczami byli Franciszek Barcz, Jan Brzeszczyński, Jan Baczewski i ks. Wacław Osiński, później zaś także Edward Turowski, Maria Zientarówna i Jan Boenigk. Między innymi dziełem tej organizacji było utworzenie 9 kwietnia 1934 roku szkoły polskiej w Olsztynie, dla której lokal znaleziono także w Domu Polskim. Dom Polski dostarczył również mieszkań działaczom polskim, miedzy innymi Janowi Baczewskiemu, Franciszkowi Barczowi, Kazimierzowi Jaroszykowi, Juliuszowi Malewskiemu, Ludwice Stramkowskiej.

Drugim głównym ośrodkiem życia polskiego w Olsztynie był dom przy ul. Młyńskiej2, nieopodal Targu Rybnego. Od roku 1920 mieściły się tam redakcja i administracja „Gazety Olsztyńskiej”, drukarnia i księgarnia oraz mieszkanie Seweryna Pieniężnego. W dawnym lokalu „Gazety Olsztyńskiej” przy ul. Podkościelnej( Staszica) nr 12 prosperowała do śmierci Joanny Pieniężnej prowadzona przez nią księgarnia polska( do roku 1929). W wielkim secesyjnym gmachu przy ul. Nowotki nr 5 znajdowało się biuro konsulatu polskiego i mieszkanie zajmowane przez kolejnych konsulów polskich. I jeszcze w zakupionej przez Bank Ludowy willi przy ul. Emilii Plater nr 8, po opuszczeniu jej przez dotychczasowych lokatorów, miedzy innymi polakożercę dr Pawła Marcksa, znaleźli mieszkanie ks. Wacław Osiński, Władysław Pieniężny oraz Stefan Różycki, pracownik Banku Ludowego.

Wszystkie te ośrodki miały z każdym rokiem coraz mniejszy wpływ na życie publiczne Olsztyna. Żywioł polski słabł coraz bardziej. Próżno „Gazeta Olsztyńska” wzywała co dzień: Ojców mowy, ojców wiary brońmy zgodnie: młody stary! Ludność miasta niemal całkowicie wymknęła się spod jej wpływu. Młodzież Olsztyna przychodziła jeszcze na zabawy i zebrania polskie, ale nawet tam- jak zauważyła „Gazeta Olsztyńska” – zaczynała już miedzy sobą mówić po niemiecku. Wieloletnia germanizacja wydawała owoce. Młodego narybku nie było widać. Gdy w roku 1934 otwarto szkołę polską w Olsztynie, większość uczniów stanowiły dzieci urzędników organizacji polskich i dzieci chłopów z wsi podolsztyńskich. Łącznie liczba uczniów nie przekroczyła nigdy setki. Polskość Olsztyna schodziła jakby do grobu. Najważniejszymi manifestacjami polskimi w mieście były pogrzeby zasłużonych działaczy.

W tym czasie ciągle jednakże ludność wsi warmińskich była podporą ruchu polskiego. Tam, w chatach Butryn, Nowej Kaletki, Brąswałdu, Skajbot, Gryźlin i dziesiątek dalszych wsi, czytano polskie książki i gazety, tam powstawały szkoły i przedszkola polskie, tam rozwijała się bujnie działalność organizacji polskich, tam- aż do przewrotu hitlerowskiego- padał tysiące głosów na listę Polskiej Partii Ludowej w wyborach parlamentarnych i samorządowych.
Chłop warmiński do samego końca walczył o to, by jego ziemia była ziemią polską, by jego dzieci mówiły w mowie ojczystej.

LITERATURA

„ OLSZTYN ” praca zbiorowa pod redakcją Andrzeja Wakara Pojezierze Olsztyn 1971

Dodaj swoją odpowiedź
Język angielski

mam krótko napisać kiedy odbyły się plebiscyty na Warmii i Mazurach i jak zostały rostrzygnięte

mam krótko napisać kiedy odbyły się plebiscyty na Warmii i Mazurach i jak zostały rostrzygnięte...

Historia

Plebiscyty na Warmii, Mazurach, Górnym Śląsku. III Powstanie Śląskie

<BR>I. PLEBISCYT NA WARMII I MAZURACH
<BR>
<BR>Plebiscyt na Warmii, Mazurach, a także Powiślu miał się odbyć (zgodnie z traktatem wersalskim) 11 lipca 1920r. Plebiscyt obejmował na Warmii 2 powiaty: olsztyński i resz...

Język angielski

Plebiscyty na górnym Śląsku Warmii i Mazurach. Krótka notatka.

Plebiscyty na górnym Śląsku Warmii i Mazurach. Krótka notatka....

Język angielski

Plebiscyty na Warmii, Mazurach i Powiślu- na ile były sprawiedliwe?

Plebiscyty na Warmii, Mazurach i Powiślu- na ile były sprawiedliwe?...

Język angielski

wyjaśnij na czym polegały plebiscyty na śląsku warmii i mazurach i na powiślu

wyjaśnij na czym polegały plebiscyty na śląsku warmii i mazurach i na powiślu...