Janusz Korczak – mój autorytet
Janusz Korczak to pseudonim Henryka Goldszmita. Został on zapożyczony z powieści Kraszewskiego. Goldszmit urodził się 22 lipca roku 1878 lub 1879 (jego ojciec po narodzinach chłopca nie dopełnił formalności metrykalnych, stąd niepewność w tej kwestii) w rodzinie żydowskiej, ale wychowany został w tradycji polskiej.
Jego rodzice, dzięki pozycji społecznej ojca (był znanym i cenionym adwokatem), byli bardzo zamożni. W domu Goldszmitów pełno było służby, wspaniałych mebli i dzieł sztuki. To sprawiło, że mały Henryk we wczesnym dzieciństwie nie zaznał żadnych trosk i nie odczuwał strachu wynikającego z jego pochodzenia (należał do mniejszości narodowej, co przysparza pewnych trudności). Wydawać by się mogło, że miał bardzo udane i szczęśliwe dzieciństwo. Tak jednak nie było. Jego stosunki z rodzicami nie były najlepsze. Matka ciągle mówiła: „ten chłopiec nie ma ambicji. Jemu wszystko jedno, co je, jak się ubierze, czy bawi się z dzieckiem swojej sfery czy ze strużakami. Nie wstydzi się bawić z małymi”. Świadczy to o tym, że jej stosunek do ludzi niższych sfer był nieprzychylny – jej zdaniem ludzie o ich pozycji społecznej nie powinni utrzymywać żadnych kontaktów z ubogimi. Ojciec nazywał młodego Goldszmita „gapą i cymbałem, a w burzliwych momentach nawet idiotą”. Poza tym jego charakter był bardzo zmienny – raz okazywał synowi troskę, zaś innym razem bywał nieczuły i przedstawiał całkowity brak zrozumienia dla potrzeb i odczuć syna.
Janusz Korczak pierwszy raz otarł się o rzeczywistość, gdy zachorował jego ojciec. Jego leczenie okazało się bardzo kosztowne i w krótkim czasie spowodowało utratę okazałego majątku rodzinnego. Wtedy to na nastoletniego Korczaka spadła odpowiedzialność za rodzinę. Musiał utrzymać siebie, matkę i siostrę. Zarabiał udzielając korepetycji.
W 1898 roku rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Studia krajowe uzupełnił dwukrotnym pobytem za granicą – we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Austrii. Wtedy to zaczął głębiej interesować się losem dzieci niechcianych, niekochanych, porzuconych. Odwiedzał sierocińce, ośrodki poprawcze, miejsca dla „trudnej młodzieży” i domy opieki nad dziećmi niepełnosprawnymi.
„Jestem nie po to, aby mnie kochali i podziwiali, ale po to, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat” .
Po studiach podjął pracę jako pediatra w szpitalu im. Baumów i Bersonów przy ul. Śląskiej w Warszawie. Okazało się, że jest świetnym lekarzem. Ludzie wyższych sfer bardzo często korzystali z jego porad medycznych. Przynosiło mu to spore dochody, jednak on zdecydował się poświęcić swój talent zapał ubogim, którzy gdyby nie on, nie uzyskaliby żadnej pomocy. Jednak po kilki latach fizyczne cierpienie pacjentów i jemu sprawiało ból. Stopniowo zaczął oddalać się od tej formy cierpienia. Coraz więcej czasu poświęcał dzieciom – angażował się w organizację kolonii letnich dla nich, co poza satysfakcją przyniosło Korczakowi natchnienie do napisania książek o dzieciach i dla nich przeznaczonych.
W 1909 roku pani Eliasbergowa, żona kolegi Korczaka, zaprosiła go na wieczorek poświęcony twórczości Marii Konopnickiej, który odbył się w przytułku dla sierot, mieszczącym się przy ulicy Franciszkańskiej w Warszawie. Ten wieczór zadecydował o tym, że resztę życia Korczak poświęcił dzieciom. Przerażony warunkami w jakich one żyją, rozpoczął starania o budowę nowego domu. Nie było to jednak takie proste. Brakowało pieniędzy. Korczak bardzo starał się, aby je zdobyć. Organizował loterie, apelował do wpływowych i bogatych ludzi o składanie datków. Po wielu trudach zdobył potrzebną sumę i cel został osiągnięty.
7 listopada 1911 roku nastąpiło otwarcie „Domu Sierot” przy ulicy Krochmalnej. Korczak przenosi się tam i obejmuje zakład jako dyrektor. Odtąd „Dom Sierot” stal się jego mieszkaniem, pozostał domem prawdziwie rodzinnym, aż do końca życia. Tutaj zrozumiał, że najważniejsze dla niego jest pomaganie innym. Dzieci stanęły na najwyższym miejscu w hierarchii jego wartości. Żył po to, aby jego wychowankowie byli szczęśliwi.
„W teorii wychowania zapominamy, że winniśmy uczyć dziecko nie tylko prawdę, ale i rozpoznawać kłamstwo, nie tylko kochać, ale i nienawidzić, nie tylko szanować, ale i pogardzać, godzić się, ale i oburzać, nie tylko ulegać, ale i buntować się”.
Korczak stosował niekonwencjonalne metody wychowawcze. Uczył dzieci odpowiedzialności i poczucia obowiązku. Wprowadził równość wśród mieszkańców i pracowników domu – nikt nie był ważniejszy od drugiego. Starał się kształtować światopogląd swoich wychowanków. Uczył ich, że najważniejsze w życiu są zaufanie, szczerość, miłość. Pragnął, aby kierowały się w życiu głównie poczuciem sprawiedliwości, aby postępowały zgodnie z własnym sumieniem.
„Czy umiłowanie prawdy może się obejść bez znajomości dróg, jakimi chadza fałsz ?”
Korczak wraz z pracownikami „Domu Sierot” starał się stworzyć rodzinę, której ojcem byłby on sam. Otaczał dzieci miłością i zaufaniem. Robił wszystko, aby jego podopieczni czuli się rozumiani, żeby w relacjach między mieszkańcami i pracownikami „Domu Sierot” nie zabrakło uczuć obecnych w normalnych domach. Starał się też uchronić swoich wychowanków od nadmiernej czułości, okazywanej im na każdym kroku. Zdawał sobie bowiem sprawę, że takie sytuacje mogą być dla dzieci męczące kłopotliwe.
Sierotom, które wychowywał chciał dać w ich ubogim życiu wszystko, co może je wzbogacić i rozjaśnić.
Poza pracą w ośrodkach „Dom Sierot” i „Nasz Dom” pracował również szpitalach, pisał reportaże i felietony do gazet. Prowadził Audycję radiową „Gadaniny radiowe”. Nieliczne chwile, w których był sam, poświęcał na pisanie książek. Były one odbiciem jego poglądów i marzeń.
W ostatnich dniach lipca 1942 roku podjęto decyzję o likwidacji getta żydowskiego w Warszawie. Było to jednocześnie wyrokiem śmierci dla wszystkich jego mieszkańców, m. in. dla dzieci Korczaka. Postanowił on umrzeć razem z nimi. Wraz z pracownikami „Domu Sierot” towarzyszył im w drodz eku śmierci. Cały czas emanował spokojem, starał się, aby dzieci nie poczuły strachu przed śmiercią. Wchodząc z nimi do komory gazowej obozu koncentracyjnego w Treblince, mówił, że przyszedł czas na kąpiel. Dowodzi to jak bardzo Korczak kochał swoich wychowanków, jak dalece poświęcił im całego siebie.
Osoba Janusz Korczaka wywierała i nadal wywiera ogromny wpływ na ludzi, o czym świadczy choćby utwór na pisany ku jego czci:
„ Tren ku czci Janusz Korczaka”
Dokąd z dziećmi odchodzisz współczesny Sokratesie?
Któryś zmyślał baśnie, sam stałeś się legendą.
Któryś oszukał dzieci, że śmierć je rychła nie czeka.
Tobie dobroć i męstwo śmiertelną koszulę przędą.
I pamięć o tobie wzbiera jak rozlewista rzeka.
Osoba „Starego Doktora” imponuje tym, że potrafił całkowicie poświęcić swoje życie obcym dzieciom. Nie zawahał się przed tym, mimo iż wiedział, że opieka nad sierotami jest bardzo trudnym wyzwaniem. Nie potrafił porzucić „swoich” dzieci, nawet w obliczu narastającego antysemityzmu, choć wiedział, że przyniesie mu to same kłopoty. Tak też było – trafił do więzienia, trzy razy został zatrzymany w łapankach. Jednak za każdym razem wracał do swych dzieci. Dowodzi to o jego odwadze. Miał świadomość, że skończy się to dla niego śmiercią, ale nie pozwoliłby, aby ktoś inny poza nim zajął się jego małymi żydowskimi przyjaciółmi. Dla tych dzieci zrezygnował przecież z bardzo dobrze płatnej posady – był znakomitym lekarzem. Ale ta praca nie dawała mu satysfakcji. Spełniony czuł się tylko między bezradnymi i bezbronnymi dziećmi. Poza tym, mimo iż nie był rodowitym Polakiem, kochał Polskę nade wszystko. Była dla niego równie ważna jak dzieci. Cechował go patriotyzm, jakiego nie posiadali nawet prawdziwi „Polacy”.